Ponieważ w tzw. przestrzeni publicznej pada wiele interesujących pytań, których staram się nie pozostawiać bez odpowiedzi, tutaj zamieszczam podsumowanie tych problemów, o wyjaśnienie których indagowany byłem – jako prawnik – w trakcie weekendu przez przyjaciół i znajomych. Zaznaczam – jak zawsze czynię to przy analizach zamieszczanych na tej ściance – że są to moje osobiste poglądy, oparte na mej wiedzy prawniczej, maksymalnie wyizolowane z wszelkich politycznych konotacji, a zatem takie, które wyraziłbym w nawiązaniu do każdego innego kazusu, a nie tylko tego, na kanwie którego czyniony jest ten wpis.

Zakres prawa łaski

Powraca kwestia rzekomego podważenia przez Sąd Najwyższy w uchwale składu 7 sędziów z dnia 31 maja 2017 r., sygn. akt I KZP 4/17, ustawowych uprawnień pana prezydenta w zakresie, o którym mowa w art. 139 Konstytucji RP, czyli tzw. prerogatywy ułaskawieniowej. W tej kwestii wylano już morze atramentu, ale nie pojawiły się od kilku lat żadne nowe argumenty. Zatem zainteresowanych zagadnieniem w całości odsyłam w tym zakresie do szerokich, przekonujących wywodów zawartych w uzasadnieniu tej powszechnie dostępnej, wyżej wspomnianej, uchwały. Tu tylko kilka zdań podsumowania. Po pierwsze, Sąd Najwyższy zaznaczył w niej, że w najmniejszym stopniu nie ogranicza w niej tzw. prerogatywy prezydenta w zakresie swobodnego stosowania prawa łaski, a jedynie wskazuje, jak należy rozumieć treść art. 139 Konstytucji, aby jego wykładnia nie pozostawała w kolizji z innymi przepisami ustawy zasadniczej oraz przepisami innych aktów polskiego systemu prawnego, w tym przede wszystkim Kodeksu postępowania karnego. Do dokonania takiej wykładni Sąd Najwyższy jest zaś nie tylko w pełni uprawniony, ale wręcz zobowiązany. Po drugie, należy zwrócić uwagę na to, że argument używany przez przeciwników poglądu zawartego w tej uchwale, prowadzi do całkowicie nieakceptowalnych wniosków. Twierdzą oni, że jedyne ograniczenie uprawnień prezydenta w zakresie stosowania prawa łaski wysłowione jest w zdaniu drugim art. 139 Konstytucji, brzmiącym: „Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu”. Druzgocącym elementem, rozbijającym „w puch” twierdzenia zwolenników wykładni odmiennej od tej, która została zaprezentowana w uchwale składu 7 sędziów SN z 2017 roku, jest to, że konsekwencją założenia przez nich przyjmowanego – iż art. 139 Konstytucji należy interpretować z zastosowaniem jednego tylko argumentu, a mianowicie z zastosowaniem rozumowania a contrario ze zdania drugiego – byłaby dopuszczalność stosowania prawa łaski nie tylko po wydaniu przez sąd nieprawomocnego wyroku, ale także i przed wydaniem takiego wyroku (a więc na każdym etapie postępowania pierwszoinstancyjnego, a także na etapie postępowania przygotowawczego), a nawet w odniesieniu do czynów zabronionych, które miałyby zostać dopiero ujawnione w przyszłości, czyli w postaci tzw. abolicji antycypacyjnej. Co więcej, przy wykładni, do której odwołują się osoby kontestujące pogląd bardzo wnikliwie uzasadniony w wyżej wymienionej uchwale, nie byłoby wykluczone także stosowanie prawa łaski w postaci tzw. autoabolicji antycypacyjnej – ergo prezydent mógłby siebie samego ułaskawić niejako „na zapas”, jeszcze w okresie trwania kadencji, od odpowiedzialności za czyny, które mogłyby zostać ujawnione w przyszłości, po zakończeniu kadencji.
Dodajmy, że przy tym kierunku wykładni możliwe byłoby stosowanie prawa łaski także w odniesieniu do orzeczeń o charakterze odszkodowawczym. Wszystkich tych sytuacji nie obejmuje bowiem wyjątek określony w zdaniu drugim art. 139. Sapienti sat! – mądremu dość! Taka, nazwijmy to z całą delikatnością, uproszczona wykładnia art. 139 Konstytucji prowadziłaby zresztą do kompletnie nielogicznego wniosku na gruncie wewnętrznym tego przepisu, który rzekomo jako jeden jedyny przepis ustawy zasadniczej ma być brany pod uwagę przy interpretacji tego, wobec jakich orzeczeń prawo łaski może być stosowane. Otóż skoro jedynym ograniczeniem miałby być zakaz stosowania tego prawa do osób SKAZANYCH przez Trybunał Stanu, to nic nie stałoby na przeszkodzie, aby było ono stosowane wobec osób postawionych w stan oskarżenia przed Trybunałem Stanu albo wobec takich, które zostały dopiero objęte nieprawomocnym orzeczeniem tego Trybunału, a więc – zgodnie z działaniem zasady domniemania niewinności – nie są osobami skazanymi przez Trybunał Stanu. Problem, gdzie w tych wywodach elementarna logika, pozostawiam do oceny własnej czytelnika niniejszych uwag.
Po trzecie, dobrze byłoby przy powracaniu do dyskusji pozostawić już w spokoju biednego pana profesora Waltosia, który także i dla mnie jest wielkim autorytetem. Ale również autorytety mogą czasem nie dostrzec wszystkich argumentów i po prostu wyrazić błędny pogląd. Nielojalność nawiązywania do poglądu wyrażonego przed laty przez pana profesora Waltosia jest nader jaskrawa w świetle tego, że w ostatnich czterech wydaniach przywoływanego podręcznika wycofał się on z tego zapatrywania, a te same osoby, które do jego poglądu nawiązują, wstydliwie milczą o tym, że przez długie lata na oficjalnej stronie Kancelarii Prezydenta RP publikowany był pogląd o możliwości stosowania prawa łaski wyłącznie w odniesieniu do orzeczeń prawomocnych i został on stamtąd usunięty dopiero wówczas, gdy jeden z dziennikarzy w wywiadzie z ministrem pracującym w tej kancelarii spytał, dlaczego prezydent postąpił wbrew zapatrywaniom prezentowanym przez Kancelarię. Nie można pominąć i tego, że w sieci Internetowej nic nie ginie, a zatem można, choć z dużym trudem, odnaleźć w niej wypowiedź osobistą pana prezydenta z okresu, gdy był jeszcze ministrem w kancelarii ś.p. pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w której to wypowiedzi z wielkim przekonaniem prezentował pogląd o możliwości stosowania prawa łaski jedynie do orzeczeń prawomocnych.
Po czwarte, powracanie do tego argumentu w kontekście sprawy, na użytek której jest on obecnie wypowiadany, jest całkowicie nieuprawnione. Na jej obecnym etapie obowiązuje bowiem pogląd wyrażony w prawomocnym wyroku skazującym i nawet gdyby on był ewidentnie niesłuszny, to jego podważenie możliwe byłoby jedynie poprzez wzruszenie wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia 20 grudnia 2023 roku w drodze kasacji wniesionej od tego orzeczenia (zob. szerzej wpisy z dnia 22 grudnia 2023 r. oraz z dnia 5 stycznia 2023 r.).

Raz jeszcze o przedmiocie i skutkach kontroli SN rozpoznającego odwołanie od postanowienia stwierdzającego wygaśnięcie mandatu posła

Kolejną kwestią jest to, jakie znaczenie miałoby dla sprawy powodującej obecnie tak wielką dyskusję, właśnie wniesienie i uwzględnienie kasacji od wyroku Sądu Okręgowego z dnia 20 grudnia 2023 roku. Odpowiedź na takie pytanie wymaga jednak udzielenia w pierwszej kolejności odpowiedzi na inne pytanie, bowiem dopiero porównanie dwóch opisanych niżej sytuacji pozwala zrozumieć pewne bardzo istotne uwarunkowania i różnice. Zastanówmy się najpierw, co powinno stać się z mandatem osoby skazanej, gdyby należycie legitymizowany sąd (a więc aktualnie Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych – szerzej o tym pisałem w uwagach z dnia 22 grudnia i z dnia 5 stycznia), dokonując kontroli deklaratoryjnego postanowienia marszałka sejmu, wydanego w związku ze skazującym wyrokiem, uchylił to postanowienie, stwierdzając, iż marszałek źle ocenił cechy wyroku skazującego i ta mylna ocena doprowadziła go do błędnej konkluzji, iż jest zobligowany do tzw. wygaszenia mandatów. O tym, co może w wypadku złożenia odwołania od takiego postanowienia marszałka kontrolować Sąd Najwyższy pisałem wyżej we wpisie początkującym dyskusję (a jeszcze szerzej we wpisie z dnia 22 grudnia) i poglądy te w pełni podtrzymuję. W tym miejscu dodam tylko, że sytuacja stwierdzenia takiego błędu po stronie marszałka jawi się jako bardzo mało prawdopodobna, ale nie niemożliwa. Przykładowo, gdyby poseł był skazany prawomocnym wyrokiem sądu karnego na karę pozbawienia wolności za nieumyślne spowodowanie tragicznego wypadku drogowego i marszałek stwierdził wygaśnięcie mandatu, Sąd Najwyższy powinien tę decyzję marszałka uchylić, bowiem jest to przestępstwo nieumyślne (nawet wówczas, gdy do naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu doszłoby umyślnie i ta okoliczność „zmyliła” marszałka – o charakterze przestępstwa decyduje bowiem nieumyślny skutek; w tym miejscu ważna uwaga dodatkowa – jeśli do skazania za spowodowanie takiego wypadku doszłoby łącznie ze skazaniem za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości, to ocena i decyzja marszałka byłaby prawidłowa, gdyż tzw. drunk driving jest już przestępstwem umyślnym), podobnie musiałby postąpić Sąd Najwyższy, gdyby marszałek wadliwie ocenił, że poseł został skazany za przestępstwo ścigane z oskarżenia publicznego, gdy tymczasem był to czyn ścigany z oskarżenia prywatnego, itp. Postanowienie sądu, stwierdzające taki błąd marszałka i z takiego powodu uchylające jego deklaratywną decyzję (raz jeszcze z całą mocą podkreślam, że ani marszałek, ani Sąd Najwyższy kontrolujący w tym trybie jego postanowienie, nie ma prawa badania prawidłowości prawomocnego wyroku skazującego) wiąże marszałka i powinien on po jego otrzymaniu niezwłocznie cofnąć swe wszystkie decyzje (np. o dezaktywacji wejściówek, kart do głosowania, itp.), które były konsekwencją wadliwej oceny, iż prawomocny wyrok, w oparciu o który decyzje te były podejmowane, spełniał cechy powodujące utratę prawa wybieralności – art. 99 ust. 3 Konstytucji RP. Wydawanie przez marszałka nowego, dodatkowego postanowienia nie uważałbym w takiej sytuacji za konieczne, bowiem wcześniejsze, a błędne, byłoby uchylone przez Sąd Najwyższy); za obowiązek moralny marszałka uważałbym w tej konfiguracji wystosowanie do posła pisma ze słowami przeprosin za omyłkę. Ale za najważniejsze uważam dwie końcowe uwagi dotyczące układu faktyczno-procesowego poddanego wyżej analizie. Po pierwsze, takie orzeczenie Sądu Najwyższego, wydane w trybie art. 250 § 2 Kodeksu wyborczego, ma znaczenie jedynie „na użytek” postępowania uruchomionego przez marszałka sejmu w celu potwierdzenia wygaśnięcia mandatu. Ponieważ kontrola przeprowadzana w tym trybie w żaden sposób nie może wkraczać w sferę ocen prawidłowości prawomocnego wyroku skazującego, zatem takie orzeczenie Sądu Najwyższego nie wywołuje żadnych skutków na użytek postępowania karnego. Po drugie, w wypadku wyżej opisanym wadliwe jest używanie określenia, iż mandat – po postanowieniu sądu o uchyleniu postanowienia marszałka – został „przywrócony”. „Przywrócić” można jedynie to, co uprzednio zostało „utracone”, a więc co „wygasło”. Skoro mandat wygasa NIE na skutek postanowienia marszałka sejmu, a jest rezultatem utraty prawa wybieralności na skutek wydania przez sąd prawomocnego wyroku o dalszych cechach opisanych w art. 99 ust. 3 Konstytucji, to zatem jeśli w wyniki kontroli przeprowadzonej w trybie art. 250 § 2 Kodeksu wyborczego okaże się, że wobec posła prawomocny wyrok o takich cechach nigdy nie zapadł, zatem i jego mandat nigdy nie wygasł. I właśnie dlatego, że ten mandat nigdy nie wygasł poseł (senator) taki może przystąpić do dalszego wykonywania obowiązków poselskich (senatorskich) i korzystać z praw członka parlamentu i to parlamentu tej samej kadencji.

Skutki kasacji tylko w sferze karnej, mandat posła nie mógłby być reaktywowany

A teraz odpowiedź na pytanie, jak należałoby ocenić sytuację, gdyby wobec posła (senatora), wobec którego stwierdzono wygaśnięcie mandatu w związku z utraceniem przez niego prawa wybieralności, zapadł w następstwie rozpoznania kasacji odmienny wyrok niż też, który był podstawą tzw. wygaszenia mandatu. Jest to konfiguracja diametralnie odmienna, a zatem i skutki wzruszenia w tym trybie prawomocnego wyroku są, moim zdaniem, fundamentalnie inne i wywierają efekty przede wszystkim na użytek innych postępowań. Najłatwiej je pokazać przy odwołaniu się do sytuacji niejako ekstremalnej, to jest takiej, w wyniku której człowiek prawomocnie skazany na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego w wyniku wniesienia kasacji i uwzględnienia przez skład orzekający w Izbie Karnej Sądu Najwyższego tego środka o charakterze nadzwyczajnym, w toku dalszego postępowania zostanie uniewinniony (chociaż efektem uwzględnienia kasacji nie muszą być tak daleko idące zmiany, bowiem efekty dalszego postępowania mogą finalnie sprowadzać się tylko do np. zmiany kwalifikacji prawnej czynu albo zmiany takiej kwalifikacji połączonej ze złagodzeniem kary; nie sposób na użytek tej odpowiedzi wymienić wszystkich możliwości, ale wypada wspomnieć o jednej – tej, że w wyniku uchylenia wyroku przez sąd kasacyjny w rezultacie dalszego postępowania może dojść nawet do wydania takiego samego orzeczenia jak to, które było uchylone; taki efekt następuje najczęściej wówczas, gdy kasacja została uwzględniona w wyniku stwierdzenia rażących błędów procesowych popełnionych w pierwotnym postępowaniu). Otóż w takiej sytuacji wyrok Sądu Najwyższego (jeśli do uniewinnienia dochodzi bezpośrednio przed tym sądem, co bardzo rzadkie – zob. art. 537 § 2 in fine Kodeksu postępowania karnego), jak i wyroki zapadłe w wyniku dalszych etapów postępowań po uchyleniu wyroku prawomocnego, mają wpływ przede wszystkim w sferze karnej, to jest w sferze wykonania kary, ale także w zakresie usunięcia wpisu o skazaniu z Krajowego Rejestru Karnego, bowiem w wyniku uchylenia prawomocnego wyroku „odżywa” działanie zasady domniemania niewinności (aż do chwili ewentualnego ponownego prawomocnego skazania). Uchylenie prawomocnego wyroku skazującego nie może jednak, w moim przekonaniu, wpłynąć na ocenę procedury uruchomionej w przeszłości przez marszałka sejmu, w celu deklaratywnego stwierdzenia wygaśnięcia mandatów. Nawet nie dlatego, że najczęściej między wydaniem przez marszałka takiego postanowienia a wydaniem przez Sąd Najwyższy wyroku w trybie kasacyjnym następuje znaczny upływ czasu, ale dlatego, że w takiej sytuacji owo wygaśnięcie mandatu było przez marszałka prawidłowo stwierdzone. Z datą prawomocnego skazania na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego prawo wybieralności wygasło ex lege na mocy art. 99 ust. 3 Konstytucji, a marszałek stan ten prawidłowo potwierdził. Ten prawidłowy pod względem prawnym stan trwał cały czas aż do ewentualnego uchylenia takiego wyroku przez sąd kasacyjny, a więc osoba objęta takim wyrokiem nie mogła objąć mandatu posła albo, jeśli prawomocne skazanie nastąpiło już po jego objęciu, mandat taki z mocy prawa UTRACIŁA (i dopiero w wyniku zaszłości, które nastąpiły po tym fakcie, okazało się, że NIE POWINNA BYŁA UTRACIĆ). Może ona, jako ponownie objęta domniemaniem niewinności, co oczywiste, startować w kolejnych wyborach (także np. w wyborach uzupełniających w wypadku gdyby chodziło o mandat senatorski opróżniony w trakcie kadencji). To NOWE uprawnienie będzie konsekwencją tego – jak już to zasygnalizowano w poprzednim zdaniu – że w wyniku postępowania kasacyjnego i uchylenia prawomocnego wyroku będzie objęta domniemaniem niewinności (z ryzykiem, iż jeśli finalnie w wyniku ponownego skazania za przestępstwo odpowiadające cechom opisanym w art. 99 ust. 3 Konstytucji, jej prawo wybieralności ustanie, to utraci ona i ten nowy mandat). Rozumiem, że w związku z tak postawionym pytaniem najbardziej „wrażliwa” jest sytuacja, jak należałoby postąpić, gdyby po uwzględnieniu kasacji i dalszego postępowania finalnie zapadł wyrok uniewinniający (ale nie tylko, bo prawnie istotna byłaby już sytuacja, w której osoba taka zostałaby co prawda w wyniku ponownego postępowania skazana, ale za przestępstwo nie odpowiadające cechom określonym w art. 99 ust. 3 Konstytucji albo nie na karę pozbawienia wolności). Otóż, w moim przekonaniu, w postępowaniu toczącym się w trybie rozdziału 58 Kodeksu postępowania karnego należałoby przy uwzględnianiu wysokości kwot zasądzanych zarówno za poniesioną szkodę, jak i za doznaną krzywdę, uwzględnić szczególny charakter strat (zarówno materialnych, jak i moralnych) związanych ze stwierdzeniem, iż utraciła ona prawo wybieralności w sytuacji, gdy finalnie okazało się, że prawomocny wyrok skazujący na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego był niezasadny.

O organie stwierdzającym ważność wyborów parlamentarnych

Na koniec odpowiedź na pytanie, czy w związku ze zbliżającym się terminem posiedzenia wyznaczonego w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej, w celu wypowiedzenia się przez Sąd Najwyższy w kwestii ważności wyborów z dnia 15 października 2023 roku, nie trzeba będzie „połknąć własnego języka” i prezentować odmiennego poglądu co do charakteru tej Izby – od tego, który zaprezentowały TSUE i ETPCz i który jest przedstawiany w związku z rozstrzygnięciami wydanymi przez ten organ w ostatnich dniach – aby nie powodować destabilizacji państwa. Nie dostrzegam niebezpieczeństwa takiego „schizofrenicznego pęknięcia”. Ważność wyborów stwierdza, zgodnie z art. 101 Konstytucji RP, Sąd Najwyższy, ale powinna to być taka wyodrębniona strukturalnie Izba tego Sądu i orzekająca w składzie ukształtowanym personalnie w taki sposób, iż organ ten i skład ten nie będą nasuwały najmniejszych wątpliwości co do tego, iż spełniają standardy sądu niezależnego, bezstronnego oraz niezawisłego w rozumieniu prawa europejskiego, a jednocześnie i polskiej Konstytucji. Przez całe lata była to Izba Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych (bo tak się ona nazywała do 2018 roku), a nie organ o takim charakterze, jakim jest – w świetle orzecznictwa TSUE, ETPCz, ale także i w świetle uchwały trzech Izb połączonych Sądu Najwyższego ze stycznia 2020 roku – obecna Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. W świetle tego, co zostało przedstawione w dyskursie publicznym w ostatnich dniach, a dotyczy charakteru tego ostatniego organu, nie mogłyby zaistnieć wątpliwości co do tego, jak należałoby ocenić jego ewentualne rozstrzygnięcie, iż październikowe wybory (choćby w jakimś zakresie) były nieważne. Dodam tylko, że w tzw. niepowtarzalnych okolicznościach przyrody, w jakich przyszło nam żyć, wydanie przez ten organ takiego rozstrzygnięcia mogłoby tylko w dość demonstracyjny sposób dostarczyć koronnego dowodu, jaki jest charakter tego organu. W moim przekonaniu dokładnie tak samo, a nie inaczej, należałoby traktować rozstrzygnięcie tego organu jeśli stwierdziłby on ważność wyborów. Ta ostatnia ocena nie zagraża bezpieczeństwu państwa, bowiem przyjęcie, iż o ważności wyborów orzekł organ do tego nieuprawniony nie powoduje skutku w postaci nieważności wyborów z wszystkimi dalszymi konsekwencjami, w tym w postaci wygaśnięcia mandatów wybranych posłów, czy senatorów. A wniosek taki płynie z zasady domniemania ważności wyborów do czasu, w jakim ewentualnie prawidłowo ukonstytuowany organ, czyli Sąd Najwyższy spełniający cechy sądu w wyżej wskazanym rozumieniu, nie stwierdzi ich nieważności. Od innej strony rzecz ujmując – aby nastąpiły skutki wiązane z nieważnością wyborów musi być wydana uchwała o stwierdzeniu nieważności wyborów, ale z kolei, aby parlament mógł prawidłowo funkcjonować, a wybory były ważne, nie jest niezbędna uchwała stwierdzająca tę ważność, bowiem aż do momentu ewentualnego stwierdzenia nieważności obowiązuje domniemanie ważności wyborów. Najlepszym dowodem prawidłowości powyższego rozumowania jest to, że od chwili zaprzysiężenia posłów (i senatorów – w odniesieniu do Izby Wyższej), niezależnie od tego, iż nie została podjęta przez Sąd Najwyższy uchwała w przedmiocie ich ważności, parlament wyłania premiera, powoływany jest rząd, a posłowie i senatorowie nie tylko pracują nad projektami ustaw, ale i uchwalają ważne ustawy (także i w tej kadencji już to miało miejsce). To, co wyżej napisałem w najmniejszym stopniu nie powinno być rozumiane jako deprecjonowanie rangi procedury określonej w art. 101 Konstytucji i oczywiście dobrze byłoby, aby w każdym wypadku ważność wyborów była w przewidzianych prawem terminach potwierdzona orzeczeniem legitymizowanego organu. Ale jednocześnie rozumowanie to powinno wygasić niepokoje co do tego, iż trzeba byłoby zastosować inne (od tych, o których mowa w ostatnich dniach w świetle orzecznictwa sądów europejskich) standardy rozumowania co do charakteru IKNiSP w wypadku, gdyby to ona stwierdziła ważność wyborów. Nie – te wybory byłyby i tak ważne, niezależnie od tego, jak byśmy oceniali ten organ i podejmowane przezeń decyzje. Oddziaływać będzie zasada domniemania ważności wyborów, albowiem ich ważność nie zostanie podważona uchwałą sądu, o którym mowa w art. 101 Konstytucji RP.
Powyższy tekst został umieszczony przez Autora publicznie w mediach społecznościowych.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
Publikujemy za zgodą Autora.

Posted by Marcin Krzemiński