Jak wynika z informacji prasowych, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (w składzie: Maria Szczepaniec, Aleksander Stępkowski, Marek Dobrowolski) „uchyliła” postanowienie Marszałka Sejmu o wygaśnięciu mandatu poselskiego jednego ze skazanych byłych posłów. Zrobiła to kilka godzin po tym, jak zażalenie owego skazanego wraz z aktami sprawy zostało przekazane do owej Izby przez jednego z sędziów wadliwie powołanych do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego.

Polityczny Sąd Specjalny

Tymczasem Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, utworzona przy Sądzie Najwyższym, ma status takiego samego, politycznego sądu specjalnego jak niesławna Izba Dyscyplinarna. Spełnia wszystkie cechy takiego sądu: stworzona została przez polityków, jako super organ („nad-sąd”), który ma orzekać w sprawach dla polityków istotnych (wybory, wygaśnięcie mandatów, możliwość uchylenia każdego wyroku Sądu Najwyższego, decydowanie o statusie sędziów SN). Została wyodrębniona organizacyjne, ma własnego prezesa, a wszystkie osoby, które się w niej znalazły, zostały powołane w tej samej upolitycznionej wadliwej procedurze. Orzecznictwo nie tylko Sądu Najwyższego, ale także trybunałów międzynarodowych potwierdziło, że w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie można utworzyć sądu odpowiadającego traktatowym i konstytucyjnym standardom niezawisłości i bezstronności. Wszystkie te cechy sprawiają, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jest klasycznym sądem specjalnym, zakazanym przez Konstytucję RP. W związku z tym, orzeczenia tej Izby – podobnie jak orzeczenia Izby Dyscyplinarnej – nie mogą rodzić skutków prawnych, nie są bowiem orzeczeniami sądów przewidzianych w Konstytucji. Nie są też orzeczeniami Sądu Najwyższego.
To jest powód, dla którego orzeczenia tej Izby nie powinny być uwzględniane przez inne sądy i organy państwa zaś sprawy, które w regulacjach prawnych przekazano do rozpoznawania w tej Izbie, powinny zostać przejęte przez poszczególnych Izb Sądu Najwyższego, według ich kompetencji ogólnej.

Polityczny obieg zamknięty w SN

Niestety politycy, odpowiedzialni niekonstytucyjne działania w polskim wymiarze sprawiedliwości, zagwarantowali także, by kontrolę nad przekazywaniem spraw do utworzonych przy Sądzie Najwyższym sądów specjalnych (b. Izba Dyscyplinarna, a obecnie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz Izba Odpowiedzialności Zawodowej), sprawowała osoba, która również została wadliwie powołana w upolitycznionych procedurach na stanowisko sędziego SN, a następnie – z naruszeniem Konstytucji RP i ustawy – na funkcję Pierwszego Prezesa SN. Stworzono w ten sposób polityczny obieg zamknięty, co jeszcze bardziej podkreśla specjalny status owych Izb.

Rozstrzygnięcie bez znaczenia dla wykonania kary

Dzisiejsze rozstrzygnięcie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w sprawie jednego z byłych posłów, skazanych na karę pozbawienia wolności, potwierdza tylko status tej Izby jako sądu specjalnego stworzonego przez polityków dla ochrony ich własnych interesów. Rozstrzygnięcie to nie ma jednak znaczenia dla obowiązku wykonania prawomocnie orzeczonej kary.
W przypadku prawomocnego skazania za przestępstwo umyślne na karę pozbawienia wolności wygasa mandat poselski z mocy prawa. Nie potrzeba już do tego żadnego innego orzeczenia sądu czy postanowienia Marszałka Sejmu. Marszałek Sejmu ma jedynie stwierdzić ten fakt, publikując stosowne postanowienie w Monitorze Polskim. Na postanowienie Marszałka Sejmu można złożyć zażalenie do Sądu Najwyższego. Chodzi o to, żeby sąd zbadał, czy na pewno Marszałek stwierdził wygaszenie mandatu dlatego, że zapadło prawomocne orzeczenie sądu skazujące daną osobę za przestępstwo. Są także inne sytuacje, w których powody wygaśnięcia mandatu są mniej oczywiste, i dlatego konieczna jest w tym zakresie kontrola sądu.
W ramach tej sądowej kontroli Sąd Najwyższy nie może badać, czy prawomocne skazanie było prawidłowe, albo czy w ogóle wolno było wydać wyrok skazujący (bo np. Prezydent, który zastosował wcześniej akt łaski, uważa, że takiego wyroku nie wolno był wydać). Wszystkie te okoliczności mogą być przez Sąd Najwyższy zbadane, ale w innym trybie: skazany musi złożyć na prawomocny wyrok skazujący skargę, określoną jako „kasacja”.
Całe to postępowanie związane ze stwierdzeniem wygaśnięcia mandatu posła nie ma więc żadnego znaczenia dla wykonania prawomocnie orzeczonej kary pozbawienia wolności. Sąd Rejonowy, który jest za to wykonanie odpowiedzialny, działa na podstawie wyroku skazującego otrzymanego z Sądu Okręgowego i nie musi czekać na żaden inny dokument, w szczególności na postanowienie Marszałka Sejmu o wygaśnięciu mandatu posła, bo mając prawomocny wyrok wie, że skazani nie są już posłami.

Czego dotyczył akt prezydenta

Należy pamiętać, że postanowienie Prezydenta o ułaskawieniu byłych posłów dotyczyło innego wyroku – wydanego przez Sąd Rejonowy i skazującego na inną karę. Zmienione przepisy procedury karnej przewidują, że Sąd odwoławczy (sąd II instancji) może teraz sam orzec karę. I tak się stało w przypadku byłych posłów. Sąd Okręgowy zmienił wyrok sądu I instancji i sam orzekł nową karę i środek karny. Obecnie ten wyrok podlega wykonaniu, a nie wyrok Sądu Rejonowego, który wskazano w postanowieniu Prezydenta o ułaskawieniu. Nie da się natomiast ułaskawić od kary, której jeszcze nie orzeczono, ani też jej darować. Twierdzenie, że postanowienie Prezydenta RP sprzed kilku lat ułaskawia od kary którą orzeczono w innym wyroku kilka lat później, ma charakter prawniczej science fiction. To już nie tylko jest przypisywanie Prezydentowi cech królewskich ale także magicznych.

Automatyzm wygaśnięcia mandatu

Prawo działa niekiedy tak, że określone zdarzenia automatycznie powodują zmiany w zakresie naszych praw i obowiązków. Np. śmierć osoby bliskiej powoduje, że z momentem tej śmierci stajemy się spadkobiercami, czyli np. uzyskujemy prawo do dysponowania majątkiem zmarłej osoby Ale to, czy dane fakty wystąpiły, może być przedmiotem sporów. We wspomnianym przykładzie dziedziczenia, może pojawić się jakaś inna osoba i twierdzić, że też jest synem czy córką zmarłego. Albo zaprzeczać, że faktycznie ktoś umarł. Dla takich przypadków prawo przewiduje, że ktoś trzeci jest władny ustalić, jak jest naprawdę – czyli stwierdzić, że doszło do określonego zdarzenia i jakie to zrodziło skutki prawne. Np. w przypadku śmierci osoby najbliższej można iść do sądu lub notariusza i uzyskać dokument w postaci stwierdzenia nabycia spadku, a więc takiego urzędowego poświadczenia, że z chwilą śmierci osoby najbliższej odziedziczyło się po niej spadek, czyli stało się właścicielem jej majątku. Takie „urzędowe poświadczenie” nazywa się deklaratoryjnym, bo ono jedynie potwierdza to, co wydarzyło się już na skutek samej śmierci. Inna sprawa, że bez tego poświadczenia, nie moglibyśmy w pełni korzystać z praw właścicielskich, bo wiele urzędów i instytucji domagałoby się od nas wykazania, że takimi właścicielami jesteśmy. A do tego potrzebne jest owo „urzędowe poświadczenie”.
Jeżeli ktoś został wybrany do Sejmu i złożył ślubowanie poselskie, to od tego momentu ma określone prawa – np. może brać udział w głosowaniach i przysługuje mu szczególna ochrona określana jako immunitet. Polega ów immunitet na tym, że bez zgody Sejmu nie można takiej osoby zatrzymać czy ukarać za przestępstwo. Ten immunitet nie jest absolutny – np. jeżeli dana osoba została oskarżona o popełnienie przestępstwa zanim została posłem, to można ją skazać za przestępstwo i wysłać do więzienia.
Prawo przewiduje też, że w pewnych sytuacja automatycznie przestaje się być posłem (posłanką). Nazywa się to „wygaśnięcie mandatu”. Może do tego dojść z różnych przyczyn: np. śmierci, zrzeczenia się tej funkcji, wybrania na urząd Prezydenta czy europosła. Jedną z takich przyczyn jest prawomocne skazanie za popełnienie przestępstwa umyślnego na karę pozbawienia wolności. Jeżeli to nastąpi, wówczas – identycznie jak w przypadku śmierci i dziedziczenia – automatycznie mandat posła wygasa i wszystkie związane z tym uprawnienia.

Po co Marszałek Sejmu wydaje postanowienie

Ponieważ niekiedy przyczyny wygaśnięcia mandatu mogą być sporne (np. wpłynęło pismo o rezygnacji z funkcji posła, ale sam zainteresowany twierdzi, że ktoś zmusił go do podpisania tej rezygnacji), prawo przewiduje, że Marszałek Sejmu (podobnie jak notariusz) jest zobowiązany do niezwłocznego stwierdzenia, że dany fakt zaistniał naprawdę i że nastąpiło w związku z tym owo wygaśnięcie mandatu posła. Trudno bowiem, by czynił to np. strażnik dyżurujący przy drzwiach wejściowych do budynku Sejmu czy recepcjonistka w hotelu poselskim, która w prasie przeczytała o skazaniu jakiegoś posła. Natomiast od momentu wydania stosownego oświadczenia przez Marszałka Sejmu, wszyscy zainteresowani mają pewność, że dana osoba nie jest już posłem, ale co najwyżej byłym posłem czy posłanką.

Co kontroluje Sąd Najwyższy

Prawo przewiduje jednak, że to urzędowe poświadczenie Marszałka można poddać kontroli Sądu Najwyższego. Nie da się bowiem wykluczyć, że Marszałek Sejmu popełnił błąd, albo co gorzej, potwierdził zaistnienie jakiejś okoliczności która nie miała miejsca. Sąd Najwyższy swoją kontrolę ogranicza wówczas wyłącznie do kwestii formalnych oraz ocenia, czy dany fakt wystąpił, czy też nie. (Sąd nie może natomiast oceniać np., czy prawomocne orzeczenie o popełnieniu przestępstwa było zasadne Od tego są bowiem inne procedury.)
Jeżeli Sąd Najwyższy dojdzie do wniosku, że Marszałek się pomylił, wówczas „uchyla” postanowienie o stwierdzeniu wygaśnięcia mandatu. Takie orzeczenie może mieć wszakże różne znaczenie. Jeżeli do uchylenia doszło ze względów formalnych (np. nie doręczono postanowienia Marszałka zainteresowanym albo postanowienie to wydała inna osoba niż Marszałek Sejmu), wówczas można ponownie, już w prawidłowej procedurze, ponownie stwierdzić wygaśnięcie mandatu posła. Ale Sąd Najwyższy może też dojść do wniosku, że fakty, które miałyby uzasadniać wygaśnięcie mandatu posła, nie miały miejsca: np. pismo z rezygnacja było sfałszowane albo w skazującym wyroku nie orzeczono kary pozbawienia wolności. W takiej sytuacji dla oceny tego, czy mandat poselski wygasł czy nie, wiążąca jest ocena Sądu Najwyższego
Ta zmiana ocen może się wydawać skomplikowana, ale tak naprawdę przypomina to historię spadkową: w momencie śmierci nabywamy spadek i możemy być głęboko przekonani, że staliśmy się jedynymi właścicielami majątku po zmarłym członku rodziny. Nie wyklucza to jednak, że inne osoby mogą twierdzić inaczej. Dopiero z momentem uzyskania u notariusza poświadczenia nabycia spadku, dla wszystkich jest już jasne, że spadek jest nasz. Jeżeli jednak ktoś następnie podważy przed sądem to poświadczenie notariusza, może się okazać, że spadkobiercami nie jesteśmy i nie byliśmy nimi od samego początku. Przy czym nie tyle istotne jest co sami o tym sądzimy, ale która z kolejno wyrażonych ocen (notariusza, a następnie sądu) będzie obowiązująca dla innych osób, w szczególności zaś urzędników.
Podobnie jest z mandatem posła. Kiedy dojdzie do wydania prawomocnego wyroku skazującego na karę pozbawienia wolności, to mandat posła wygasa – tyle tylko, że mogą się wokół tego toczyć spory. Sprawę rozstrzyga postanowienie Marszałka Sejmu stwierdzające ten fakt, tak jak akt notarialny poświadcza nabycie spadku. Od tego momentu, ani obywatele, ani urzędnicy, nie powinni mieć wątpliwości co do statusu danych osób, w szczególności co do tego, że nie są one posłami.
Ale to się może zmienić, jeżeli Sąd Najwyższy ustali, że np. w skazującym wyroku orzeczono inna karę niż pozbawienia wolności. I od momentu wyroku Sądu Najwyższego obowiązuje już inna ocena sytuacji zainteresowanych posłów.
Ta możliwa zmienność oceny jest powodem, dla którego obsadzenie zwolnionych miejsc poselskich przez nowe osoby następuje dopiero po zakończeniu sprawy przed Sądem Najwyższym. Chodzi o to, żeby nie było dwóch posłów powołanych na to samo miejsce poselskie, bo tych miejsc jest tylko 460.

Jak to się ma do spraw obu posłów

Jak odnieść te wszystkie rozważania do obecnej sytuacji w Sejmie? Zostało wydane postanowienie Marszałka Sejmu, stwierdzające, że wygasł mandat poselski dwóch osób prawomocnie skazanych za przestępstwo umyślne na karę pozbawienia wolności. To poświadczenie uprawnionego organu nas dzisiaj obowiązuje, bez względu na to, co twierdzą sami zainteresowani. Sąd Najwyższy jeszcze nie rozpoznał odwołań od postanowienia Marszałka Sejmu.
Natomiast w stosunku do jednego z byłych posłów, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych ogłosiła, że uchyla postanowienie o stwierdzeniu wygaśnięcia mandatu (przy okazji freestylowo uznała prawomocny wyrok skazujący za nieważny). Sęk jednak w tym, że rozstrzygnięcia owej Izby nie są orzeczeniami Sądu Najwyższego, bowiem ma ona status zakazanego przez Konstytucję RP sądu specjalnego, w którym, zgodnie z orzeczeniami trybunałów międzynarodowych, nie można utworzyć bezstronnego i niezawisłego składu orzekającego. To tak, jakby notarialne czy sądowe poświadczenie o nabyciu spadku uchylił jakiś polityczny trybunał ludowy powołany przez Prezydenta wbrew Konstytucji RP.
Teraz każdy organ państwa, w tym Marszałek Sejmu, musi ocenić, czy będzie respektował decyzje takiego zakazanego konstytucyjnie sądu specjalnego. A dokonanie takiej oceny stanie się praktycznym egzaminem z efektywnej ochrony obowiązywania w Polsce Konstytucji i zasad państwa prawa.

Posted by Marcin Krzemiński