Kolejny dzień i kolejna porcja nagłówków, jakież to polityczne zadania mocodawcy stawiają przed (pseudo)Trybunałem Konstytucyjnym: tym razem czytam, że chodzi o legalizację ponad wszelką wątpliwość nielegalnych „wyborów kopertowych”. Kolejny odcinek farsy – pomyśli wielu. Ja również tak myślę, ale problem z tą farsą jest jednak taki, że może ona mieć wyjątkowo silne oddziaływanie na rzeczywistość.

Uważnie obserwując scenę polityczną, wciąż nie widzę jednak spójnej narracji odnoszącej się do (pseudo)TK. Czy jego (pseudo)orzeczenia mają moc obowiązującą? A co, kiedy są tak nonsensowne, że wyglądają jak wielki powrót Monty’ego Pythona? A jeśli orzekają również osoby, o których kiedyś Trybunał Konstytucyjny (ten niewątpliwy) orzekł (a nie: pseudo-orzekł), że nie są sędziami? A w przypadku orzekania przez osoby, co do których nikt nie ma wątpliwości, że są funkcjonariuszami politycznymi (tak zaangażowanymi w sprawę, że publikują nawet na swoim X/Twitterze starannie ułożone „rebusy polityczne”, które potem grono internautów rozszyfrowuje, zob. zrzut ekranu na końcu wpisu)? Te i inne pytania odnoszące się do statusu (pseudo)TK oraz jego członków, to nie jest publicystyczna retoryka; to sprawy, do których trzeba się ustosunkować, jeśli chce się sensownie i skutecznie działać.

Tymczasem dokładnie 80 lat temu psycholog Kurt Lewin napisał: „nie ma nic tak praktycznego, jak dobra teoria”. Te słowa mogą się wydawać dalekie od kontekstu politycznego, ale to tylko pozory. W rzeczywistości trafnie można je odnieść do coraz bardziej palącej potrzeby uporządkowania myślenia o (pseudo)Trybunale Konstytucyjnym – tak jakby sformułowania teorii, która będzie służyć za podstawę działań politycznych. Innymi słowy, słowa Lewina świetnie opisują konieczność usystematyzowania poglądów odnoszących się do tego, z kim mamy do czynienia, gdy widzimy ciało podające się za „Trybunał Konstytucyjny”. Żeby podjąć wybitnie praktyczne działania – np. te zmierzające do przywrócenia w Polsce praworządności – potrzebujemy wiedzieć, kto oprócz nas jest na polu gry. Potrzebujemy teorii, opisującej charakterystykę graczy.

Musimy więc być w stanie określić, czy jednym z graczy jest Trybunał Konstytucyjny, mający moc uchylania niekonstytucyjnych jego zdaniem ustaw i określania, co można, a czego nie – czy też może to tylko pseudoTrybunał, który z przekonaniem mówi, jaki to trybunalski nie jest, a im bardziej mówi, tym bardziej to miano sobie odbiera; opinie tego drugiego uchylić mogą co najwyżej powagę formułujących je. Jeśli natomiast chcielibyśmy względem członków owego dziwnego ciała podejmować działania, musimy wiedzieć, względem kogo je podejmujemy. Sędziów TK? Pseudo-sędziów pseudo-TK? Groźnych hochsztaplerów niegodnych ochrony prawnej, a może idealistów, którzy, różniąc się od nas zdaniem, wykonują jednak swoje konstytucyjne obowiązki?

Te sprawy mają charakter zupełnie fundamentalny, a brak teorii, która opisze, z czym właściwie mamy do czynienia, uczyni działania praktyczne mniej skutecznymi: nasza narracja będzie mniej przekonująca (bo mniej spójna, a wewnętrznie sprzeczna), gdy nie będzie posiadać twardego rdzenia w postaci określenia, o czym rzeczywiście mówimy. Nasze decyzje będą zaprzeczać samym sobie, skoro ich jądro i ich przyczyna nie będą stabilne. Możemy znaleźć się przez to w interpretacyjnym klinczu, a przeciwnicy polityczni mogą wtedy słusznie zarzucać wybiórczość i sytuacyjne uwarunkowanie płytkich poglądów. To wszystko przełoży się na niższą skuteczność działań zmierzających do przywrócenia praworządności.

Tragizm sytuacji polega na tym, że każda teoria, jaką przyłożymy do (pseudo)Trybunału Konstytucyjnego, będzie już na wstępie podatna na krytykę. Ciało to w swojej konstrukcji ma wpisane na tyle rażące odstępstwa od obowiązującego w 2015 r. porządku prawnego, że nie da się go opisać przy pomocy samego prawa. Sprawiło to, że jest ono „prawniczo nieuchwytne” – żeby w pełni je opisać, trzeba zawsze przyjąć pewne założenia i tezy, które nie wynikają z samego prawa, lecz poglądów natury etycznej, politycznej, czy filozoficznej. Ten problem nie usprawiedliwia jednak braku teorii odnoszącej się do (pseudo)TK i jego pozycji w porządku prawnym; nie oznacza, że możemy odstąpić od sformułowania obrazu tak ważnego gracza. Czasem jest tak, że trzeba zakończyć dyskusję i przyjąć pewne myślenie o rzeczywistości, nawet ze świadomością, że jest ono niedoskonałe.

Opisane ograniczenia sprawiają jednak, że rolą tego tekstu nie jest przekonywanie do któregokolwiek z możliwych do formułowania poglądów o istocie (pseudo)TK. Dlatego, inaczej niż zazwyczaj, człon „pseudo” umieszczam w tym tekście w nawiasie, pozostawiając swobodę Czytelnikowi w odniesieniu się do dokładnego statusu owego enfant terrible polskiej demokracji. Staram się natomiast podkreślić to, że najwyższy czas, by zdecydować się na któryś pogląd – którąś teorię – na temat (pseudo)TK – i przyjmując wybrane tezy jako bazowe, podjąć czytelne działania.

Moje stanowisko na sprawę jest znane i nie uległo zmianie od czasu pierwszego jego opisania w tekście pod dobrze oddającym treść tytułem „Trybunał Konstytucyjny” tylko z nazwy. Uważam zatem, że Polska nie posiada obecnie Trybunału Konstytucyjnego. Ten pogląd, tak jak i każdy odnoszący się do ciał „prawniczo nieuchwytnych”, ma wady; ale ma też tę zaletę, że stanowi co najmniej względnie spójne odniesienie się do kwestii pseudoTK (wtedy już z „pseudo” pozbawionym nawiasu), które może stać się podstawą dla konkretnych działań i jasnej narracji, niezaprzeczających sobie nawzajem. Możliwe są jednak również inne poglądy (ich subiektywne zestawienie przedstawię w kolejnym tekście). Na jeden z nich, z konieczności niedoskonały, ale przynajmniej względnie spójny, nowy rząd musi się wreszcie zdecydować.

 

***

 

 

tweet Pawłowicz

Prawdopodobne rozszyfrowanie treści wpisu według profilu satyrycznego Make Life Harder:
Nieszczęśliwa Polska jest już w rękach niemieckiego agenta Tuska i Hołowni – figuranta.

Płakać się chce.

Boże, chroń Polskę”

Posted by redakcja