Chciałbym odnieść się do kwestii, która od dłuższego czasu mocno mnie nurtuje, a w ostatnich dniach nabrała na aktualności. Jest nią sposób nazywania organu państwowego, który zdaniem rządu i większości parlamentarnej jest Trybunałem Konstytucyjnym, podczas gdy zdaniem przytłaczającej większości prawników, a także i moim, jest to co najwyżej tzw. „Trybunał Konstytucyjny”. (Zasadą jest, że po „tzw.” nie następuje cudzysłów, ale świadomie, dla wzmocnienia wydźwięku, łączę oba te elementy). W mediach bardzo często zauważyć możemy jednak tę pierwszą nazwę, co moim zdaniem może rodzić spore problemy. Zanim jednak rozwinę tę myśl, uzasadnię, czemu uważam, że sprawa w ostatnim czasie jest szczególnie aktualna. Chodzi oczywiście o dwa zapadłe niedawno „orzeczenia” tzw. „Trybunału Konstytucyjnego”, które – jeśli traktować by je poważnie – byłyby niezwykle istotne dla ustroju Rzeczypospolitej Polskiej. Oba dotyczą, ogólnie rzecz biorąc, działalności orzeczniczej Sądu Najwyższego, a więc sprawy rangi najwyższej.
Czy można działania rozważanej instytucji brać na serio? (Nie sadzę). I czy sama instytucja ma coś wspólnego z Trybunałem Konstytucyjnym?
Tak – ma coś wspólnego. Jest to nazwa. Jest ona prawdopodobnie jedynym naprawdę istotnym punktem wspólnym między Trybunałem Konstytucyjnym, o którym mowa w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej (dalej skrótowo: KRP), oraz instytucją powołaną na mocy ustawy, ale na pewno nie na mocy KRP, która obecnie pod tą nazwą działa. Tego, że omawiana instytucja nie spełnia konstytucyjnych wymogów, rozwijać nie będę – mój komentarz rozrósłby się wtedy do znacznych rozmiarów, a na ten temat napisano już bardzo wiele. Uznam więc, że wszyscy się zgadzamy w kwestii oczywistej – instytucja obecnie funkcjonująca pod nazwą „Trybunału Konstytucyjnego” nie posiada szeregu cech koniecznych dla uznania jej za ciało konstytucyjne, tj. np.: w jej składzie zasiadają osoby nieuprawnione; niektórzy „sędziowie” tej instytucji mają znaczne powiązania polityczne budzące uzasadnione wątpliwości co do ich niezawisłości; występują poważne wątpliwości co do prawidłowości procedury wyboru prezesa tejże instytucji; niektórzy „sędziowie” tej instytucji informują o wpływach wewnętrznych na ich działalność orzeczniczą; niektóre osoby powołane na stanowisko „sędziego” nie spełniały obiektywnych wymogów ustawowych (wieku), skądinąd wprowadzonych przez samych siebie etc., etc. (Proszę spojrzeć, jak hasłowo i absolutnie skrótowo napisałem wybrane tylko zarzuty, a ile miejsca samo to zajęło!). Raz jeszcze – niekonstytucyjność tzw. „Trybunału Konstytucyjnego” uznaję za oczywistą.
Problemy dużo mniej oczywiste wiążą się z jedyną niezaprzeczalną tożsamością między instytucją omawianą, tzw. „Trybunałem Konstytucyjnym”, a tą, o której wspomina KRP, Trybunałem Konstytucyjnym – czyli ze wspólną nazwą. Problemy te są też o tyle ważne, że zapomnienie o nich pozwala łatwo zwieść czytelnika. Jeśli ktoś od dawna dokładnie śledzi sytuację wokół Trybunału Konstytucyjnego (bez cudzysłowu, bo chodzi mi teraz o byt prawny), to nie da się oczywiście nabrać na nazwanie ciała, które obecnie się za niego podaje, nazwą wymienianą w KRP. Jednak jeśli nie posiada się wystarczającej wiedzy lub nie pozostaje czujnym cały czas, łatwo jest ulec wpływowi stosowanego w dyskursie języka i zapomnieć o rzeczywistej naturze nazywanych nim przedmiotów. Wiąże się to ze znanym problemem, którym zajmuje się m.in. logika nieformalna: pewne takie same nazwy oznaczają przedmioty zupełnie różne, choć brzmienie nazwy, skoro jest takie samo, nijak na to nie wskazuje. Gdy w trakcie treningu biegowego powiem do towarzysza: „czuję się ostatnio taki wolny!”, mając na myśli kiepską biegową kondycję, może się okazać, że towarzysz odpowie: „ja też – udało mi się wysłać dzieci na kolonię!” (teraz ta sytuacja brzmi dość abstrakcyjnie, ale oby prędko wróciły czasy, w których wysyłanie dzieci na kolonię i rozmawianie o tym podczas wspólnego biegania będzie możliwe). Wyraz „wolny” wystąpił w dwóch znaczeniach. Doszło do nieporozumienia. W przykładzie tym nie wydaje się ono specjalnie groźne. Po prostu pewne słowo funkcjonuje w kilku różnych znaczeniach, a nawet w razie nieporozumienia zazwyczaj łatwo jest dojść do tego, o jakie znaczenie chodzi (gdy się to nie udaje, czasem nazywa się taką sytuację sporem słownym lub logomachią).
Sprawa z nazwami organów jest dużo trudniejsza. Na początek zwróćmy uwagę, że także i tutaj jedno wyrażenie (jedna nazwa) może oznaczać wiele różnych obiektów. Na przykład nazwa „Trybunał Konstytucyjny” odnosić się może niezależnie do 1) abstrakcyjnego bytu prawnego, niezależnie do 2) organu, stanowiącego ucieleśnienie tego bytu w namacalnej rzeczywistości, a jeszcze zupełnie niezależnie do 3) niszowego pubu w, dajmy na to, Krakowie, nazwanego ekstrawagancko „Trybunał Konstytucyjny”. Pierwsze pytanie jest proste: czy można zadać (względnie) sensowne pytanie „czy Trybunał Konstytucyjny to Trybunał Konstytucyjny?”, jeśli słuchacz wie, że w pytaniu chodzi o ten nowo założony na potrzeby tego komentarza pub? Sądzę, że można. Dla porządku ten, kto by takie pytanie chciał sformalizować, powinien rozróżnić padające w nim „Trybunały Konstytucyjne” – np. na TK1, czyli pub, oraz TK2, czyli abstrakcyjny byt prawny. Odpowiedź na pytanie jest wtedy prosta: oczywiście, że nie! TK1 to po prostu pub, miejsce zabaw, które z TK2, o którym mowa w KRP, nie ma nic wspólnego oprócz brzmienia nazwy.
Zadajmy pytanie kolejne: czy jeśli zbiorę teraz 14 znajomych, ustawimy się razem w parku (oczywiście w odstępach 2 metrów), a na bramie tego parku zawiesimy napis „Trybunał Konstytucyjny” i każemy przechodniom tym mianem się tytułować, to staniemy się Trybunałem Konstytucyjnym? Można nas przecież tak nazwać, np. żartem. Ale oczywiście nie staniemy się przez to Trybunałem Konstytucyjnym w najbardziej podstawowym rozumieniu tego słowa czy, inaczej rzecz ujmując, w kontekście domyślnym. Trybunał Konstytucyjny to określenie nieodłącznie związane z abstrakcyjnym bytem prawnym, o którym KRP stanowi m.in. w art. 188-197, a także organem, który na mocy tych przepisów i w zgodzie z nimi zostaje powołany i funkcjonuje. Myślę, że ta intuicja jest wspólna dla każdego polskiego obywatela: idąc do Trybunału Konstytucyjnego-pubu obywatel będzie miał „cudzysłów” okalający tę nazwę cały czas na uwadze, a jeśli barman takiego miejsca powie nowo poznanej osobie, że pracuje w Trybunale Konstytucyjnym, z pewnością po chwili roześmieje się i uściśli „hej, miałem na myśli pub o takiej nazwie!”.
Zmierzamy do konkluzji. Skoro podstawowe rozumienie pojęcia „Trybunał Konstytucyjny” wynika z ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, a więc jest determinowane przez KRP, a także skoro samo nazwanie się tą nazwą nie zbliża nas do bycia organem, z którym się ona wiąże (oceńcie Państwo sami – patrząc na podpis tego komentarza), to odnosząc do jakiegoś bytu nazwę „Trybunał Konstytucyjny” musimy mieć na względzie, czy robimy to tylko dlatego, że nazwy są (brzmieniowo) tożsame, czy też dlatego, że faktycznie dany obiekt jest Trybunałem Konstytucyjnym w podstawowym rozumieniu tego słowa. W tym pierwszym wypadku, zwyczajnej tożsamości (brzmieniowej) nazw, dla porządku powinniśmy podkreślić, że obiekt, o którym mówimy, nosi pewną nazwę, ale nie ma cech, których wymagamy od „pełnoprawnego” obiektu powiązanego z abstrakcyjnym bytem prawnym, o którym mowa w KRP. W hipotetycznym nagłówku artykułu prasowego możemy to zrobić np. w ten sposób:
Kolejne orzeczenie tzw. „Trybunału Konstytucyjnego”
lub
Kolejne „orzeczenie” tzw. „Trybunału Konstytucyjnego”
– jeżeli życzymy sobie odróżnić nie tylko Trybunał Konstytucyjny od organu za niego się podającego, ale też orzeczenia sądów i trybunałów od jakiejś działalności polegającej na tworzeniu aktów nazywanych orzeczeniami, które to jednak z pewnością orzeczeniami sądu lub trybunału nie są.
W debacie publicznej funkcjonują także inne sformułowania pełniące podobną rolę, takie jak „neo-Trybunał Konstytucyjny”, „Trybunał Przyłębskiej” czy nowo powstałe, brzmiące dumnie, choć może zbyt mało dobitne „Trybunał Konstytucyjny im. Julii Przyłębskiej” wraz ze swoim mocniejszym odpowiednikiem: „Trybunał Konstytucyjny pw. Julii Przyłębskiej”. Ich stosowanie oczywiście w pełni popieram.
Niebezpieczeństwo płynące za brakiem rozważanego rozróżnienia będzie szczególnie duże, gdy poruszamy się w sferze skomplikowanej, zawiłej, w której łatwo jest się pogubić – a dla wielu taką sferą może być prawo. Nie rozróżniając obiektów należycie, możemy wprowadzić czytelnika w błąd, tak, jak w błąd wprowadziłby znajomego barman pubu „Trybunał Konstytucyjny”, gdyby nie dodał prędko, że to tylko zbieżność nazw i pracuje jako barman, nie mając nic wspólnego z praktyką prawniczą. Nikt przecież nie ma wątpliwości, że barman ten powinien uściślić, że chodzi o pub, a nie o organ konstytucyjny! Dlaczego więc mielibyśmy uznać, że w przypadku tego dziwnego ciała, tego enfant terrible na usługach tzw. „reformy” wymiaru sprawiedliwości, możemy zapomnieć o jasnym zaznaczeniu, iż z Trybunałem Konstytucyjnym – tym konstytucyjnym! – łączy wspomniane ciało tylko nazwa? Nie powinniśmy sobie na to pozwalać.
Stosowany język wpływa bardzo mocno na nasze postrzeganie rzeczywistości. Uważam, że obecną, jakże trudną rzeczywistość należy choćby próbować porządkować, właściwie nazywając rzeczy. Nie dając wiary, że nazwa powtórzona tysiąc razy wystarcza, by obiekt zyskał cechy tego, co tą nazwą zwykło być określane – ale i nie przykładając się do kolejnych tej nazwy powtórzeń. Dbając o precyzję wyrażeń, a więc troszcząc się o odgraniczanie bytów spełniających pewne wymogi od tych, które tylko za spełniające te wymogi się podają.
Ze wszystkich wymienionych powodów zachęcam do odejścia od mylącego, nobilitującego, a w końcu nielogicznego tytułowania tzw. „Trybunału Konstytucyjnego” Trybunałem Konstytucyjnym. Alternatywnie, proszę o wykazywanie się konsekwencją i tytułowanie mnie zgodnie z deklaracją zawartą w podpisie… Wolałbym jednak tą alternatywą nie podążać, bo uważam ją za niepoważną – występuje więc między nią a tzw. „Trybunałem Konstytucyjnym” zasadnicze podobieństwo.
Andrzej Porębski – jam jest Trybunałem Konstytucyjnym
Podziel się: