Mimo, że najnowsza wypowiedź W. Gontarskiego (DGP z 3.12.2018 r.) o postanowieniu zabezpieczającym TSUE jest zatytułowana „W odpowiedzi prof. Ewie Łętowskiej i prof. Zbigniewowi Kmieciakowi” – mija się ona argumentacyjnie z tym, o czym pisałam ja (DGP z 15.11.2018 r.), „Przeniesieni nigdy nie utracili sędziowskiego statusu”.
W moim ujęciu przyjmuję, że sędziowie SN odesłani w stan spoczynku przez prezydenta RP nigdy skutecznie w ten stan nie zostali przeniesieni; natomiast W. Gontarski tę kwestię przyjmuje aksjomatycznie, aby potem się trudzić problemem retroaktywności (retrospektywności?) postanowienia zabezpieczającego. U mnie ten problem oczywiście (w tej skali trudności) się po prostu nie pojawia.
Będąc świadoma różnicy założeń, a także tego, że wszelkie wymiany poglądów nie tyle służą przekonaniu oponentów, co prezentacji szerszej publiczności rożnych możliwości rozwiązania problemów spornych – moje uwagi o tekście W. Gontarskiego ujęłam nie tyle jako polemikę, co jako informację o możliwości rozwiązania kwestii w sposób, jaki „uszedł jego uwadze”.
Skuteczna polemika z moim poglądem wymagałaby zatem obalenia założenia, które nas różni. To zaś wymagałoby analizy rewokacyjnych aktów prezydenta. Tego jednak obecna „Odpowiedź” W. Gontarskiego nie zawiera.
Postanowienie TSUE mówi o swej retroaktywności, ale nie jest to argument, który by mógł cokolwiek przesądzać dla kwestii, gdzie występuje fundamentalna różnica co do tego, czy pod rządem prawa polskiego, sędziowie SN utracili swój status rzeczywiście, czy też mamy tylko do czynienia z nieskuteczną próbą pozbawienia ich tego statusu. Postanowienie TSUE nie może po prostu tej sprawy przesądzić, bo nie może odnosić się do spornej oceny sytuacji na tle prawa krajowego. Dlatego jest oczywiste, że zagadnieniem skuteczności przeniesienia sędziów w niechciany stan spoczynku TSUE po prostu się nie zajmuje, i słusznie. Ale jego akt, odnosząc się do zdarzenia z przeszłości (czy to polegającego na skutecznej czy tylko pozornej zmianie statusu sędziów) używa szerokiej, pojemnej formuły o retroaktywności, co tu znaczy tylko tyle, że niezależnie od tego, czy sędziów przeniesiono skutecznie czy bezskutecznie i jaka jest geneza obecnej sytuacji – zabezpieczenie udzielane przez postanowienie, ma dotyczyć tych właśnie sędziów.
W. Gontarskiego i mnie różni także wybór metod wykładni. Ja staram się dokonywać wykładni prowadzącej do zniwelowania trudności w zakresie współdziałania prawa wewnętrznego i unijnego (wykładnia obopólnie przyjazna). Rozumiem, że tę postawę W. Gontarski – zasadniczo czy też tylko na użytej tej sprawy – odrzuca.
Zaintrygował mnie natomiast – z dwóch przyczyn – argument skierowany przeciw mnie: „pani profesor w polemice ze mną – rozstrzygając w zakresie tego, że w świetle prawa Unii przeniesienie sędziów w stan spoczynku nie odbyło się skutecznie – nie uwzględnia aspektu zewnętrznej niezawisłości sędziów TSUE i wydaje „wyrok prasowy”’.
Jak rozumiem W. Gontarski zarzuca mi, że przypisuję mój punkt widzenia sędziom TSUE. Otóż nic nie narzucam, moim zdaniem oni w ogóle o moim istnieniu i poglądach nie wiedzą, podobnie jak o dziesiątkach innych poglądów wyrażanych w rozmaitych dyskursach naukowych, publicystycznych i prasowych, aprobujących, krytykujących, de- i rekonstruujących poglądy TSUE. Bo orzekanie – orzekaniem, a dyskurs – dyskursem. Poza tym – jak już wspomniałam, TSUE w ogóle nie zajmował się kwestią genezy i motywacji skuteczności, bezskuteczności czy wadliwości przeniesienia sędziów polskiego SN w stan spoczynku. Najciekawszy jest jednak tu argument o „wyroku prasowym”. Otóż ostatnio zdarza się czytać (prawda, że raczej to mówią prawnicy-politycy, a nie naukowcy), że nie można np. kwestionować konstytucyjności jakiejś normy czy pomysłu legislacyjnego, bo skoncentrowana kontrola konstytucyjności jest zastrzeżona dla TK. Taki argument służy wymuszeniu milczenia w dyskursie i zasadza się na konfuzji dyskursu i wyrokowania ratione imperii. Otóż pragnę zapewnić, że ja starannie odróżniam dyskurs od wyrokowania i argumentację imperio rationis od działania ratione imperii.
Podziel się: