Polska sytuacja polityczna zdaje się nie sprzyjać ugruntowanemu powiedzeniu, że „czas leczy rany”. Nie wydaje się bowiem, ażeby kolejne dni i miesiące tkwienia w kontr-konstytucyjnym letargu przyniosły odpowiedź na to, jak odbudować państwo prawa. Wszystko, o czym mówimy, dzieje się bowiem na arenie politycznego cyrku, w którym racjonalność zastąpiona została przez niezbyt określoną „wolę Suwerena”. Trudno więc uciekać się do naukowych polemik, skoro odpowiedzią na siłę argumentu staje się wyłącznie argument siły. Współczesność, zwłaszcza osadzona na gruncie płynnej nowoczesności, w której lekarstwem na niepewność jest Frommowska „ucieczka od wolności”, nie sprzyja Platońskiej wizji polityki, która miała być immanentnie powiązana z etyką, co w konsekwencji dawać by miało troskę o państwo. Troska ta, w przeciwieństwie do tego, czego chcieliby niektórzy polscy politycy, nie miała oznaczać uczynienia z państwa własnego folwarku, ale podporządkowanie władzy prawu. Pomijam tutaj kwestię miejsca filozofów w strukturze społecznej, której Platon poświęcił wiele uwagi.

Ta krótka refleksja dotycząca braku racjonalności polityki, czy może raczej racjonalności pojmowanej w specyficzny sposób, bo pozbawiony fundamentalnych wartości, pozwoli mi przejść do wskazania kilku symptomów komplikacji, które wywołuje upływ czasu. Bez wątpienia, komplikacje te nie mogą być uznane za „leczenie ran”. Dziś wiemy, że kilkuletnie już rany, poczynione na umiarkowanie zdrowym organizmie demokratycznego państwa prawnego w 2015 roku, nie chcą się zabliźnić, a raczej wciąż na nowo się otwierają. Nieuchronnie musi nastąpić zakażenie. Otwartym pytaniem jest, czy znajdzie się specjalista, który potrafił będzie wyprowadzić Polskę, pacjenta, nad którym wciąż stoi krnąbrny oprawca, ze stanu agonii, do którego, prędzej czy później, doprowadzą ją ci, dla których „mędrca szkiełko i oko” znaczą niewiele.

Zastanówmy się, na ile specjalistyczne kompetencje Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przydać się mogą pacjentowi, którego organizm kolejny już rok pracuje à rebours. Trybunał Konstytucyjny nie jest już ani transmitentem wartości ani nie wspomaga Temidy w ważeniu sprawiedliwości między mniejszością i większością. Nie ma dbać o ład prawny tylko o polityczne bezpieczeństwo i polityczną korzyść. Stoi to w ewidentnej sprzeczności z misją Trybunału, który wikłany w polityczne zagrania, stracił swoje pierwotnie zamierzone znaczenie. Polityka międzynarodowa i unijna nie sprzyjają już pokojowej koegzystencji, ale kierują nas na kurs kolizyjny. Walka o nowy model ustrojowy toczy się mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. Porządek uległ odwróceniu – poświęcamy wywalczone i wypracowane wartości, jak praworządność, legalizm czy sprawiedliwość społeczna, na rzecz politycznych łupów. Jak w takim środowisku odnaleźć się mają prawdziwi eksperci? Poza tym, że główną przeszkodą, którą napotykają jest propagandowy mur zwolenników „swojskości” – „ulica i zagranica” to ci, którzy próbują zaprzepaścić to, co zostało uczynione celem podbudowania polskości. Racjonalność jest konfrontowana z politycznością. W tym jednak przypadku spuścizna Schmitta zda egzamin tylko w ograniczonym zakresie. Dużo lepiej poczytać Fromma czy Blokkera.

Idealnie widać to w ostatnich orzeczeniach TSUE[1] i ETPC[2], a także w treści opinii Rzecznika Generalnego M. Bobeka wydanej w jednej z polskich spraw[3]. Wyżej wymienione trybunały europejskie po raz kolejny wypowiedziały się w sprawach odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, niezależności polskiego sądownictwa, gwarancji niezawisłości sędziów, a w konsekwencji w sprawie dostępu do niezależnego i bezstronnego sądu. W dosadny sposób podsumowują to zarówno L. Pech i S. Platon[4] jak i M. Szwed[5]. Stanęliśmy w obliczu wyzwania, jakim jest obrona unijnych i konwencyjnych wartości, które przecież są od wielu lat zakorzenione w polskim porządku konstytucyjnym. Można by uznać to za bezwarunkową walkę o polską praworządność. Jednakże walka o praworządność ma również swoje drugie oblicze – walkę o bezpieczeństwo prawne, którą niełatwo będzie wygrać. Konflikt równorzędnych wartości – praworządności czy też legalizmu i bezpieczeństwa prawnego wciąż pozostaje nierozstrzygnięty. Rzecznik Generalny M. Bobek we wskazanej opinii próbuje przekonać TSUE do rozróżnienia standardu interpretacyjnego art. 267 TFUE, który mówi o możliwości zadawania pytań prejudycjalnych oraz art. 19 TUE, który w pewnej mierze odnosi się do jakości ustroju sądownictwa. Poprzez to rozróżnienie mielibyśmy umożliwić indywidualną ocenę sędziów na gruncie art. 19 TUE oraz bardziej całościową ocenę sądów na gruncie art. 267 TFUE bez zagłębiania się w kwestie indywidualne. Jak słusznie pytają Pech i Platon – jaki poziom przejęcia sądu mógłby sprawić, że nie może on już zadawać pytań prejudycjalnych? Konsekwencje przyjęcia takiego rozróżnienia zrodziłyby zarówno trudności praktyczne, jak i podwójne standardy, które doprowadziłyby do absurdu – „niezależny” sąd zadaje pytanie, ale wyrok wydany po uzyskaniu odpowiedzi TSUE nie może zostać uznany ze względu na brak niezależności sędziego. Jest to pierwszy symptom agonii polskiego organizmu. Czas nie uleczył ran – dialog między TSUE i Polską, który w wielu momentach przypomina dwa monologi, nie przyniósł nawet teoretycznego rozwiązania problemu aplikacji unijnego standardu odnoszącego się do ustroju sądownictwa, nie mówiąc już o rozwiązaniu praktycznym, które można by zastosować, aby choć trochę zapobiec negatywnym skutkom działań obozu rządzącego.

Kolejna rana związana jest z poszczególnymi szczeblami struktury sądownictwa. Jak podejść do niezawisłości sędziów sądów powszechnych i czy podejście to będzie takie samo jak w przypadku Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego? Słusznie podnosi Szwed, że Reczkowicz przeciwko Polsce może doprowadzić do wątpliwości związanych z dostępem do sądu, a więc realizacją art. 6 EKPC. Nie tylko jednak może mieć to miejsce w przypadku Sądu Najwyższego, ale również sądów powszechnych, choć należy mieć w pamięci krok 3 testu ze sprawy islandzkiej[6]. Krok ten w połączeniu z kilkuszczeblową strukturą sądownictwa i ETPC, który może być wykorzystany wyłącznie po wyczerpaniu drogi sądowej, może zapobiec opisywanym wątpliwościom, gdyż, prędzej czy później, w którejś instancji sprawę może zbadać w pełni niezależny sąd. Z drugiej strony, to z pewnością nie wystarczy. Cytując ETPC, „Nieprawidłowości w procesie powoływania [sędziów – przyp. M.K.] naruszyły legitymację Izby Dyscyplinarnej do tego stopnia, że (…) brakowało i nadal brakuje atrybutów sądu”. Przypomnieć należy, że procedura powoływania sędziów jest jednolita, a zatem problem ewidentnie systemowy może doprowadzić do kompletnej dewastacji systemu.

Po raz kolejny widzimy, że walka o praworządność się udaje. Coraz mocniej podkreśla się istotę samej praworządności, a przede wszystkim niezawisłości sędziowskiej. Jednakże każde lekarstwo ma swoje skutki uboczne. W tym przypadku jest to bezpieczeństwo prawne. Jak uchronić wyroki sędziów sądów powszechnych (bezpieczeństwo prawne, związane ze stałością prawomocnych rozstrzygnięć – przyp. red.) od oręża praworządności? Czy odpowiedzią na ten problem będzie wzruszalność orzeczeń czy ich bezwzględna nieważność? Warto pogodzić się z judykatami już wydanymi, których autorami byli wadliwie wybrani sędziowie czy też walczyć o każdy ułamek praworządności? Czy polityka „grubej kreski” mogłaby się sprawdzić? Tego niestety nie wiadomo. Nie chodzi tu, rzecz jasna, o ślepą walkę o bezpieczeństwo prawne, a jedynie o zaufanie obywateli do państwa, które w nieskonsolidowanej demokracji niełatwo wypracować. Bez terapii szokowej, której nie sposób jednoznacznie określić, polski pacjent nigdy nie opuści szpitala, który powoli zdaje się stawać szpitalem dla konstytucyjnie obłąkanych – bo dziś to, co kiedyś było oczywiście niekonstytucyjne, dla władzy jest kwintesencją konstytucyjności, a ugruntowane dawniej standardy traktowane są jako chichot niezbyt sprzyjającej historii. Jak w tym wszystkim się odnaleźć? Kilka dni temu obchodziliśmy rocznicę śmierci Z. Herberta. Niech jego słowa uwieńczą ten tekst, zostawiając pewną nadzieję – „Bądź wierny. Idź”.


[1] Zob. np. wyrok TSUE z dn. 15 lipca 2021 r., Komisja Europejska p. Polsce, sygn. akt C-791/19, ECLI:EU:C:2021:596.

[2] Zob. np. wyrok ETPC z dn. 7 maja 2021 r., Xero Flor p. Polsce, sygn. akt 4907/18, HUDOC; wyrok ETPC z dn. 22 lipca 2021 r., Reczkowicz p. Polsce, sygn. akt 43447/19, HUDOC.

[3] Opinia rzecznika generalnego M. Bobeka w sprawie Getin Noble Bank, sygn. akt C-132/20, ECLI:EU:C:2021:557.

[4] L. Pech, S. Platon, How Not to Deal with Poland’s Fake Judges’ Requests for a Preliminary Ruling, https://verfassungsblog.de/how-not-to-deal-with-polands-fake-judges-requests-for-a-preliminary-ruling/, dostęp: 31 lipca 2021 r.

[5] M. Szwed, Hundreds of judges appointed in violation of the ECHR? The ECtHR’s Reczkowicz v. Poland ruling and its consequences, https://verfassungsblog.de/hundreds-of-judges-appointed-in-violation-of-the-echr/, dostęp: 31 lipca 2021 r.

[6] Wyrok ETPC z dn. 12 marca 2019 r., Astradsson p. Islandii, sygn. akt 26374/18, HUDOC.

Posted by Marcin Krzemiński