Projekt ustawy rozszerzającej zakres odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów musi u prawników zrodzić następujące pytanie: gdzie pomysłodawcy poszukiwali źródeł inspiracji swoich niewiarygodnych pomysłów? Oni sami twierdzą, że wzorowali się na analogicznych rozwiązaniach francuskich, ale już nawet pobieżne porównanie pokazuje, że to brednie. Moim zdaniem analogii można poszukiwać gdzie indziej. Nie sądzę, żeby projektodawcy, zważywszy na ich prawnicze nieuctwo i ignorancję, właśnie stamtąd czerpali inspiracje. Wszelkie podobieństwo jest więc prawdopodobnie czysto przypadkowe, ale jest.
„[Prawo karne] ma być instrumentem kształtowania społeczeństwa i ochrony najważniejszych etycznych jego wartości, w tym przede wszystkim dobra najwyższego, jakim jest społeczeństwo jako całość, naród („Volksgemeinschaft”). Bezprawność wynika z naruszenia obowiązku („Pflichtverletzung”) i „wiarołomstwa” („Untreue”, „Treubruch”) wobec wspólnoty, „zdrady” jej interesów („Verrat”). Oznaczało to skrajną subiektywizację bezprawności („Willensstrafrecht”)”.
Tak trafnie obecny sędzia Trybunału Konstytucyjnego, prof. Zbigniew Jędrzejewski, charakteryzował w jednej ze swoich publikacji istotę poglądów przedstawicieli skrajnie nazistowskiej tzw. kilońskiej szkoły prawa karnego („Pojęcie przestępstwa w doktrynie prawa karnego Niemiec hitlerowskich w ujęciu tzw. szkoły kilońskiej”, Ius Novum 2/2011, s. 13).
Jeśli abstrahować od nazistowskiej ideologii i skupić się wyłącznie na pewnym sposobie rozumowania stanowiącego podstawę tej prawnej konstrukcji, to możemy dojść do dramatycznych wniosków. Na takim sposobie rozumowania oparte są bowiem niektóre rozwiązania projektu rozszerzenia odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów. Dotyczy to w szczególności tych punktów projektu, które dotykają kwestii bezpośredniego stosowania Konstytucji przez sędziów i odwoływania się przez nich do wartości prawa europejskiego.
Ta retoryka rzekomej zdrady interesów wspólnoty narodowej przez polskich sędziów przebija we wszystkich wypowiedziach prezydenta i premiera, ale przede wszystkim w uzasadnieniu projektu przedstawionym przez oddział szturmowy (nota bene – oddziałem szturmowym nazywana była właśnie tzw. szkoła kilońska): posłów Jacka Ozdobę, Jana Kanthaka i Sebastiana Kaletę.
Przyszła mi też na myśl inna analogia. Aleksander Sołżenicyn opisuje w „Archipelagu Gułag” taką anegdotyczną scenę. W obozie pracy strażnik pyta nowego więźnia „Za co siedzisz?”. I pada odpowiedź „Za nic”. „Nie kłam”, mówi strażnik, „za nic dostaje się dziesięć lat, a ty masz dwadzieścia”. Wiem, wiem – niektórzy oburzą się, że w ogóle przywołuję w tym krótkim felietonie tego typu dramatyczne wydarzenia. Nie chodzi mi jednak o jakiekolwiek kompletnie nieuprawnione historyczne porównania, chodzi mi wyłącznie o pewien mechanizm, ponieważ proponowana regulacja taki mechanizm odpowiedzialności dyscyplinarnej „za nic” w gruncie rzeczy wprowadza.
Dotyczy to w szczególności pewnych kompletnie otwartych i niedookreślonych zwrotów, jakimi operuje wspomniany projekt ustawy: np. odpowiedzialność za „działalność polityczną”. Tutaj Sołżenicyn też nam dostarcza ciekawego przykładu. Opisuje bowiem jeden z przepisów sowieckiego kodeksu karnego – dotyczył on przestępstwa przeciwko państwu i rewolucji. Wymieniano tam enumeratywnie pewne czyny wyczerpujące znamiona tego przestępstwa, ale na końcu pojawiała się złowroga formuła „i inne”. Nie porównuje tego oczywiście do proponowanej regulacji odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, ale czasami można odnieść wrażenie, że projektodawcy posługują się podobną „techniką legislacyjną”.
Podziel się: