Wiele lat temu, kiedy byłam rzecznikiem praw obywatelskich, paskudnie obsmarowano mnie w tygodniku „Solidarność”. Zarzucano mianowicie bezczynność w kwestii prośby o rewizję nadzwyczajną w jakiejś trefnej sprawie. Takie „branie pod włos” zdarzało się zwłaszcza w sprawach rewizji i celowali w tym adwokaci. Byłam (jestem) dość odporna na taki szantażyk. Tyle, że w tej akurat sprawie rewizję nie tylko wniosłam, lecz uczyniłam to na tyle dawno, że została już rozstrzygnięta – korzystnie dla r.p.o. Zażądałam sprostowania. Opublikowano je, a jakże. Tyle, że w ramce, na stronie z płatnymi ogłoszeniami. Wyszło, że sama sobie opłaciłam anons, co oczywiście niweczyło sens sprostowania. Pamiętam, że przy najbliższym spotkaniu naurągałam – przy świadkach – manipulatorskiemu redaktorowi. Bo nie każda publikacja jest niewinnym przekazem tego, co w niej napisane. Bywają publikacje niebezgrzeszne i interesowne.
Jakoś mi się to tak teraz przypomniało. Dziennik Gazeta Prawna – tytuł renomowany i szacowny, mam go sama we wdzięcznej pamięci, opublikowała (19 maja) w serii dodatków Poradnik Frankowicza. Tytuł sugeruje wydawnictwo informacyjno-dydaktyczne, adresowane do dłużników kredytów frankowych, dotyczące ochrony ich praw, interpretacji przepisów, orzecznictwa, pożytecznych sugestii. Podtytuł wkładki to „Druga strona medalu” – czyli coś nieznanego, nowego, albo starego, ale widzianego pod innym kątem. Wszystko dla adresata.
Sprawa frankowiczów jest znana: długoletnie umowy przerzucały całe (duże) ryzyko walutowe na klientów, co okazywało się dla nich rujnujące. Polskie sądy tkwiące w paradygmacie formalnej równości stron umowy, dopiero od niedawna uświadamiają sobie europejski wymiar problemu i zaczynają obficiej czerpać z dorobku unijnego, znacznie bardziej przyjaźnie nastawionego wobec konsumenta. Kiepsko to idzie, ponieważ orzecznictwo TSUE nie dość, że mało znane, jest jeszcze bardzo trudne i w lekturze, i w stosowaniu. Nikłą umiejętność polskich sądów w posługiwaniu się współdziałającymi systemami, krajowym i unijnym, umiejętnie wykorzystały silniejsze i dysponujące lepszą obsługą prawną banki. W konsekwencji ukształtowało się orzecznictwo mało wprawdzie kompatybilne z prawem europejskim, za to reklamowane jako jedyne możliwe.
W PF anonimowy autor rozprawia się z ośmioma – jak je tu nazwano „mitami”, dotyczącymi znaczenia orzecznictwa TSUE w sprawach frankowych, usiłując wykazać jego zawodność i złudność dla polepszenia sytuacji frankowiczów. Dalej przedstawiono „wydatki na jakie należy się przygotować” – jeśli ktoś jednak chciałby skorzystać z sądowej drogi ochrony, wedle wskazań TSUE: „pozew to również ryzyko, czas i koszty”. Tekst „Pani płaci, pan płaci” wraca do tezy, iż wygrane sądowe frankowiczów podniosą koszty kredytu w ogóle. Za komuny ta sama technika argumentacyjna uciekała się do argumentu, że reklamacje wobec jednostki uspołecznionej wpływają źle na jej kondycję, a przecież gospodarka uspołeczniona działa w interesie wspólnym. Ten sam ton (autor kryje się pod literkami) w sporym tekście o moralnym hazardzie frankowym. Dalej PF publikuje wywiady: (dyrektor banku: „złotowy kredyt oparty na stawce LIBOR to herezja ekonomiczna”; pracownik nadzoru bankowego „unieważnianie kredytów z powodu spreadów jest bardzo nie fair”; pracownikiem naukowym a zarazem Prezesem Fundacji Laboratorium Prawa i Gospodarki „przekazy medialne fałszują rzeczywistą treść wyroków”). Ostatni wywiad, z profesorem prawa wskazującym na rzeczywisty zresztą, choć godny polemiki, problem związany z umowami długoterminowymi, nie wiedzieć (a właściwie wiedzieć) dlaczego, zilustrowano zdjęciem owego profesora w dziekańskim splendorze biretu i łańcucha.
Na stronie pierwszej czterostronicowej wkładki, widać nienachalnej wielkości logo „Partnera Dodatku” czyli Związku Banków Polskich.
I tu nasuwają się pytania. Nie wiem, co to „partner dodatku”. Czy to znaczy, że oni sfinansowali całe/częściowo wydawnictwo? Czy przynieśli materiały gotowe? Czy poprosili o zamówienie materiów – na dany temat, czy z określonym wydźwiękiem? Inaczej mówiąc „partner dodatku” to nietransparentne określenie.
Jestem bardzo cięta na gazetowych „tytularzy”. Potrafią z białego zrobić czarne i odwrotnie, przyciągnąć uwagę konceptami z kalendarza. Ci tutaj wyjątkowo dowcipni. Bo tytuł Poradnik Frankowicza jest wyjątkowo niefortunny w zestawieniu z treścią. Mamy do czynienia z czysto lobbystyczną publikacją. Z reklamą. Za którą ZBP zapłacił. Oczywiście gazety i czasopisma mogą publikować płatne reklamy, ale powinno to być wyraźnie oznaczone. Tu niby mamy wzmiankę o „partnerstwie” ale nie wiadomo na czym ono polegało – bo np. czym innym jest zamówienie i opłacenie dodatku na jakiś temat, gdy redakcja sama przygotowuje tekst i za niego odpowiada, a co innego, gdy drukuje się materiały przyniesione przez „partnera”. Nie wiadomo, kto, tak naprawdę za te teksty odpowiada. Część materiałów jest anonimowych. Logo DGP jest także symetrycznie umieszczone i nawet większe.
Nie tak dawno, na łamach Europejskiego Przeglądu Sądowego (nr 4/2020) pisałam o nagannych praktykach lobbystycznego uwikłania prawników w pisanie opinii na zamówienie, udział w sponsorowanych eventach czy publikacjach. Pisałam, że sprawa kredytów frankowych zaowocowała wysypem publikacji sponsorowanych przez banki i nawet przytaczałam ich przykłady. To wstydliwe zjawisko w świecie nauki i słusznie bywa piętnowane w mediach, piszących o konfliktach interesów i etosie nauki.
Jak widać, w Poradniku Frankowicza mamy do czynienia z lobbystycznym uwikłaniem dziennikarzy. Niby formalnie dodatek informuje o „partnerstwie” ZBP – byłoby jednak lepiej, aby jasno powiedziano na czym ono polega. O ile wiem takie publikacje można sobie zamówić – niektóre gazety mają w cenniku ofert zbliżone pozycje.
Publikacje zawarte w dodatku są tendencyjnie zniechęcające. Mają wzbudzić we frankowiczach brak wiary w sukces procesowy. Informacje o trudnościach i kosztach są wyolbrzymione, a wiele szczegółów dotyczących orzecznictwa TSUE, istotnych dla konsumenta, jest przemilczanych. Tym bardziej przykro, że zasługujący na rzetelne (choć polemiczne) potraktowanie wywód o problemie umów długoterminowych i ochronnym działaniu dyrektywy 93/13 też znalazł się w tym właśnie dodatku.
W moim przekonaniu bankowy dodatek lobbystyczny zatytułowany Poradnik Frankowicza jest nie tylko ponurą drwiną. To wręcz abuzywna praktyka rynkowa, służąca wprowadzeniu w błąd frankowiczów-konsumentów, co do zakresu służącej im ochrony prawnej i szans jej realizacji.Tekst źle działać będzie także na inną kategorię odbiorców. Utrwalać będzie w środowisku sądowym stereotypy, którymi stara się walczyć konsumenckie orzecznictwo TSUE. Przybranie poglądów prawnych w szatę „poradnika” dla konsumentów jest tu szczególnie naganne. Także DGP nie jest bez grzechu: formalnie sygnalizuje, że mamy do czynienia z drukiem reklamowym. Zarazem czyni wiele, aby ukryć ten charakter swego dodatku. Byłoby znacznie lepiej jasno napisać o reklamowym charakterze publikacji.
Kilka miesięcy temu frankowicze działający w stowarzyszeniu Stop Bankowemu Bezprawiu, spotkali się z odmową wszczęcia postępowania przez UOKiK (23.12.2019, DOZIK-2.60.10.2019.MSN) w związku z podejrzeniem stosowania praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów przez ZBP poprzez „podawanie do publicznej wiadomości nieprawdziwych informacji dotyczących skutków wyroku TSUE o sygn. C-260/18 oraz przedstawieniu nieprawdziwych informacji mających na celu wprowadzenie w błąd konsumentów, co do możliwych prawnych skutków dochodzenia roszczeń wynikających z zastosowania klauzul niedozwolonych w umowach przygotowanych przez banki zrzeszone w ZBP.” Przyczyną odmowy było to, że chodziło o „opinię prawną ZBP” (co wszak z natury rzeczy jest obciążone pewną doza subiektywizmu), a zwłaszcza że dotyczy to „zagadnienia prawnego dotychczas w orzecznictwie ani doktrynie nie podejmowanego”. Nie było to nadto skierowane „bezpośrednio do konsumentów pozostających z nim [ZBP przyp E.Ł.] w relacji umownej”. Owa opinia była zawarta w piśmie ZBP kierowanym do rzecznika praw obywatelskich i mediów.
Obecnie ZBP wydał/zasponsorował/zamówił/napisał/ wynajął dziennikarzy – niepotrzebne skreślić – Poradnik Frankowicza, a więc publikację wyraźnie zaadresowaną i sugerującą formę dydaktyczną. Zawiera ona wprowadzające w błąd, zniechęcające do drogi sądowej, przemilczane (zaniechanie jest abuzywną praktyką rynkową) informacje, „opakowane” w renomę wyspecjalizowanej prawniczej gazety. To już coś jakościowo inne niż neutralny własny materiał analityczny, służący do podejmowania własnych decyzji biznesowych uczestnikom rynku, zgrupowanym w ZBP. Więc może UOKiK zmieni zdanie?
Największy problem jest z tym, że chodzi o działanie zgrupowania banków, a nie samych banków; UOKiK zaś uważa, że w błąd musi wprowadzać pojedynczy bank, zawierający sam umowy, a najlepiej, aby skarżącym był ktoś, kto sam, bezpośrednio doświadczył konkretnej praktyki.
To nic nowego. To stały błąd sądów, które orzekając o dyskryminacji i hejcie wymagają, aby skargę składał Żyd, Rom, gej, i to najlepiej taki, którego bezpośrednio dotknęło wskazane zachowanie. Nie-Żyd nie może skutecznie się skarżyć na miotane wyzwiska i napisy w przestrzeni publicznej adresowane do Żydów. Białego podobno nie dotykają rasistowskie przyśpiewki. Tak wąziutkie ujęcie szkodliwości publicznych praktyk ułatwia oczywiście pracę sądom, ale i rozzuchwala naruszycieli.
Dlatego sądzę, że prowadzenie fałszywej, wprowadzającej w błąd akcji edukacyjnej przez ZBP powinno jednak interesować UOKiK, jeżeli zależy mu naprawdę na eliminacji tych praktyk i realizacji tego, do czego jest powołany. W końcu ustawa z 2007 r. o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym za naganne uznaje działanie, które ma skłonić konsumenta do decyzji dotyczącej umowy, której to decyzji inaczej by nie podjął. A czemu, jak nie zniechęceniu do realizacji ochrony prawnej przyznawanej stronom umów przez acquis communautaire ma służyć Poradnik Frankowicza? Oczywiście we wniosku należałoby dokładniej opisać konkretne przekłamania i pominięcia. W każdym razie z pewnością adresowany wyraźnie i niebezinteresownie „poradnik” to nie neutralna „opinia prawna” sporządzona dla siebie samego. Poradnik ma zachęcić lub zniechęcić. Taki jego cel.
Moim zadaniem ktoś zresztą powinien wydać inny jeszcze poradnik: Poradnik dla Banków zawierający rzetelną informacje o wspomnianym acquis communautaire, o tym na czym polegają nierzetelne praktyki bankowe, jak aplikować to, co wynika z poszczególnych orzeczeń konsumenckich TSUE i jakich błędów banki powinny się wystrzegać w umowach z konsumentami tak, aby wreszcie doprowadzić do europejskiego poziomu troski o klientelę. Może kiedyś ktoś to zrobi. Ale czy jakaś gazeta to wydrukuje bezinteresownie?
Podziel się: