Sygnalizowałem w grudniu 2023 r., że pilnie potrzebujemy spójnego myślenia o tym, czym jest (pseudo)Trybunał Konstytucyjny. Zadeklarowałem przy tym, że spróbuję zaproponować kilka spójnych poglądów dotyczących aktualnego statusu (pseudo)TK. Spoglądam na sprawę po trzech miesiącach i nadal mam wrażenie, że potrzeba usystematyzowania myślenia o „Trybunale” jest paląca – nadal podejmuje on przeróżne decyzje, niektóre wybitnie dziwaczne; nadal niektórzy aktorzy życia politycznego wysyłają do niego ustawy, żeby je sprawdził. Przy tym wszystkim – nadal trudno mieć wrażenie spójności myślenia polityków koalicji rządzącej w sprawie tego, czym ów „Trybunał” jest. W debacie publicznej przeplata się kilka odmiennych od siebie poglądów i właściwie nie wiadomo, który z nich (o ile którykolwiek) jest „oficjalnym” czy choćby dominującym poglądem rządzących.

W określeniu stosunku władzy do problemu (pseudo)TK wcale nie pomaga podjęta 6 marca 2024 r. uchwała Sejmu w sprawie Trybunału. Użyte w niej określenia sprawiają wrażenie sformułowanych starannie, ale dokładnie w ten sposób, aby ich interpretacja nie była jednoznaczna, np.: „uwzględnienie w działalności organu władzy publicznej rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego wydanych z naruszeniem prawa może zostać uznane za naruszenie zasady legalizmu przez te organy”. Niezależnie od ostrożnych sformułowań, które raczej sygnalizują problem, niż próbują go rozwiązać, warto zauważyć,  że jeśli naprawdę mielibyśmy do czynienia z rozstrzygnięciem prawdziwego TK, to zgodnie z Konstytucją organy władzy publicznej nie mogłyby oceniać jego zgodności z prawem… Nawet w owej uchwale brakuje więc teoretycznej refleksji, która pozwoliłaby na zauważenie, że rozstrzygnięcia (pseudo)TK należy zakwestionować na wcześniejszym poziomie – jako niebędące rozstrzygnięciami prawdziwego TK. Inaczej trudno podważyć ich status.

Sprawy teoretycznego statusu (pseudo)TK nadal domagają się więc pilnej systematyzacji. Jakie teorie odnoszące się do rozważanego tematu mogą być sformułowane i sensownie uargumentowane? Spróbuję tutaj wskazać dwa względnie spójne stanowiska, które można przyjąć w sprawie statusu (pseudo)TK. Leżą one po przeciwnych stronach skali surowości oceny, a tym samym mogą być traktowane jako ograniczające „od dołu i od góry” zakres możliwych teorii. Zanim jednak przyjrzymy się owym dwóm stanowiskom, rozpatrzmy kwestię wstępną: czy można uznać, że (pseudo)TK jest w pełni prawidłowo funkcjonującym Trybunałem Konstytucyjnym, o którym mowa w Konstytucji?

Rozważmy stanowisko, które jeszcze dziesięć lat temu nasuwałoby się w pierwszej kolejności: polski Trybunał Konstytucyjny działa prawidłowo. Nazwijmy je „Teorią Skrajnie Optymistyczną”. Czy da się to stanowisko sensownie uargumentować? Niestety – nie. Najmocniejszy argument za tym, że w Polsce działa Trybunał Konstytucyjny w kształcie zgodnym z Konstytucją, który można przywołać, to ten z nazwy i – mylącego w tym przypadku – przymiotnika „konstytucyjny”. Nawet osoba najbardziej przychylna działaniom partii Prawo i Sprawiedliwość, twórcy „Trybunału” w nowym kształcie, napotka na problem tzw. sędziów dublerów, czyli, przypomnijmy, osób powołanych na zajęte stanowiska sędziowskie. Nie da się go rozwiązać przy pomocy jakiejkolwiek argumentacji prawnej, tym bardziej, że w sprawie tej orzekał już w latach 2015-2016 sam Trybunał Konstytucyjny – ten prawdziwy, niebudzący żadnych wątpliwości co do swej konstytucyjności. Później stanowisko to potwierdzał również Europejski Trybunał Praw Człowieka, a także Sąd Najwyższy, w legalnych składach sędziowskich. Jeśli nawet zamknie się oczy na wszystkie pozostałe nieprawidłowości czy żenującą statystykę orzeczniczą, na kwestię dublerów nie da się zamknąć oczu. Teorii Skrajnie Optymistycznej nie można więc zaakceptować.


Teoria Łagodna

Myślę, że najłagodniejsza dla (pseudo)TK teoria jego charakterystyki powinna uwzględniać przynajmniej te jego wady, które zostały formalnie stwierdzone (lub mogą być bezpośrednio wywiedzione z tego, co zostało formalnie stwierdzone). Powinna przy tym przechodzić do porządku dziennego nad wszystkimi pozostałymi kwestiami, nawet jeżeli budzą one całkiem poważne zgorszenie w przestrzeni publicznej (nawiązuję tutaj np. do wykradania sobie akt przez osoby w „Trybunale”). Skoro tak, to Łagodna Teoria powinna stwierdzać, że problemem „Trybunału” są sędziowie dublerzy – to doczekało się formalnych potwierdzeń. Skoro Łagodna Teoria jest łagodna, to jej konsekwencją nie będzie uznanie, że Trybunał Konstytucyjny w Polsce nie istnieje, a jedynie że ma on obecnie jedynie 12 sędziów (trzech brakujących to dublerzy; legalnych trzech nigdy nie zaprzysiężono, co zresztą jest „deliktem pierworodnym” Andrzeja Dudy).

Nawet Teoria Łagodna ma implikacje, które nie wszyscy zdają się dostrzegać. W szczególności, oświadczenie wydane przez skład orzekający, w którym znalazł się dubler, nie może być orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, ponieważ w takim składzie zasiadały osoby nieuprawnione. Nie jest to tak naprawdę teza kontrowersyjna, choć taka może się wydawać. Ale zwróćcie Państwo uwagę, że gdybym włamał się dzisiaj do budynku Trybunału Konstytucyjnego, ukradł togę, przebrał się za sędziego, po czym zaczął na YouTubie transmitować moje wystąpienie, podczas którego twierdzę, że wydaję postanowienie TK – nikt nie potraktowałby tego poważnie. Urzędnicy nie opublikowaliby przecież takiego orzeczenia w żadnym z dzienników urzędowych, nawet jeśli krzyczałbym z całych sił „art. 190 Konstytucji!!!” (w którym wskazano, że orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu). Dlaczego zatem poważnie traktuje się działalność orzeczniczą tzw. sędziów-dublerów, co do których wiadomo, że prawdziwymi sędziami nie są? Sprzeczność i brak teoretycznej podstawy dla działań widać np. w nowej praktyce Kancelarii Sejmu, aby „orzeczenia” TK opatrywać notą: „(…) Zgodnie z tymi orzeczeniami [Europejskiego Trybunału Praw Człowieka], publikowany wyrok wydany został w składzie ustalonym z naruszeniem podstawowej zasady mającej zastosowanie do wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego i w konsekwencji naruszającym istotę prawa do sądu ustanowionego na mocy ustawy”.

Cóż za nieporozumienie! Skoro dokument został wydany w składzie, którego część stanowią osoby z ulicy, tyle że przebrane w togi – czyli tzw. sędziowie-dublerzy albo po prostu: nie-sędziowie – to nie jest on orzeczeniem TK. Skoro nie jest orzeczeniem TK, to nie ma podstawy, aby był publikowany w dzienniku urzędowym. Tym bardziej nie ma podstawy, aby informować, że wydany „akt prawny” ma status: obowiązujący – a taka informacja widnieje w Internetowym Systemie Aktów Prawnych przy „orzeczeniach” wydawanych przez nie-sędziów. Skąd ta niekonsekwencja? Zapewne ci, którzy tę praktykę wymyślili, zatrzymali się gdzieś pomiędzy udawaniem, że problem nie występuje, a Teorią Łagodną, która wskazywałaby, że dany dokument w ogóle nie zasługuje na publikację. A na marginesie: dlaczego właściwie w owej wzmiance występuje powołanie się tylko na orzeczenia ETPCz, ale już nie na te wydane przez polski TK?

Podobnie premier Donald Tusk i minister zdrowia Izabela Leszczyna z jednej strony wskazują, że w Polsce nadal występują trzy przesłanki legalnego przerwania ciąży, bo tzw. wyrok Trybunału Julii Przyłębskiej nie zmienił prawa w Polsce – co odbieram z satysfakcją, ponieważ jest to również mój pogląd – a z drugiej pogląd ten w żaden sposób nie został dotychczas odzwierciedlony w zamieszczonej na stronach państwowych ustawie, w której dalej widnieje informacja o utraceniu mocy na podstawie „wyroku Trybunału Konstytucyjnego”. Tym samym, mimo że już na gruncie Teorii Łagodnej rozważany „wyrok” jest nie-wyrokiem (ze względu na obecność „dublerów” w składzie orzekającym), to i tak rządzącym brakuje konsekwencji w uwzględnianiu tego stanu rzeczy.

Zaletą Teorii Łagodnej jest jej silne formalne umocowanie w orzecznictwie. Z drugiej strony, wydaje mi się, że nie rozwiązuje ona zasadniczego problemu z „Trybunałem”, czyli jego skrajnego upolitycznienia. Jeżeli komuś zależałoby wyłącznie na jakimś uregulowaniu stanu prawnego, bez przejmowania się tym, czy przywraca on w Polsce Trybunał Konstytucyjny, Teoria Łagodna spełniałaby ten cel. Jednak jej formalistyczne nastawienie sprawia, że w zasadzie bardzo łatwo byłoby w ten sposób zarządzać „Trybunałem”, aby formalnie go uzdrowić, nie rozwiązując przy tym problemów jego upolitycznienia. Julia Przyłębska mogłaby po prostu przestać wyznaczać „dublerów” do orzekania i problem, na którym skupia się Teoria Łagodna, zostałby rozwiązany. Łagodny Teoretyk musiałby się później mierzyć z praktycznymi skutkami orzecznictwa składów bez „dublerów”, które – chcąc pozostać spójnym – musiałby już akceptować. Trzeba bowiem pamiętać, że Teoria Łagodna zakłada, iż gdy w składzie Trybunału Konstytucyjnego nie orzekali dublerzy, lecz osoby powołane przez Sejm legalnie, to nie ma żadnych podstaw, aby podważać takie orzeczenia. W takich składach byłby to prawidło skonstruowany Trybunał Konstytucyjny, a Teoria Łagodna nie pozwala na uchwycenie jego ewidentnych powiązań politycznych i innych patologii.


Teoria Realistyczno-Surowa

Nemo est iudex in propria causa – nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Czy ta zasada jest spełniona w sytuacji, w której w „Trybunale” orzekają osoby, które zaledwie kilka miesięcy przed swoim wyborem uchwalały prawo w Sejmie, reprezentowały partię, nowelizowały ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, były twarzami tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości – Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz? Czy opisywane osoby mogą być niezależne, a ponadto – to nie mniej ważne – postrzegane jako przynajmniej potencjalnie niezależne? Nie.

Ale przecież budzące najdalej idące wątpliwości personalia osób zasiadających w pseudoTK to tylko początek problemów. Przykłady tychże można by mnożyć: (1) manipulowanie składami orzeczniczymi przez prezes pseudoTK, (2) błędny proces jej powoływania, (3) doniesienia na temat wynoszenia akt „sędziom”, (4) regularne dostosowywanie terminów „wyrokowania” do kalendarza politycznego i doraźnych potrzeb (byłej już) partii rządzącej, (5) rozpatrywanie skarg konstytucyjnych wnoszonych wprost do pseudoTK, bez wyczerpania drogi sądowej, (6) wielomiesięczne przerwy w realnym orzekaniu (np. od sierpnia do połowy listopada 2022 r. „Trybunał” nie wydał żadnego „wyroku”, a jedyne, co udało mu się w tym czasie osiągnąć, to umorzyć kilkanaście postępowań) czy (7) niezwykle znaczące pogorszenie statystyk orzeczniczych (nie dość, że „orzeczenia” zapadają dużo rzadziej niż przed 2015 rokiem, ale też spośród ostatnich 200 „orzeczeń” aż 161 – ponad 80% – to postanowienia o umorzeniu postępowania) – itd.

Komentatorzy tak naprawdę przyzwyczaili się do tego, że pseudoTrybunał Konstytucyjny jest zależny od władzy, więc przeróżne jego działania potwierdzające taki stan rzeczy często nie są nawet odnotowywane. W tym kontekście nie dziwi, że prawie nikt nie prowadzi już merytorycznej analizy decyzji pseudoTK od strony czysto prawnej – w prawniczym środowisku powszechnie wiadomo, że niektóre z „orzeczeń” wydawane są z ewidentnym nadużyciem prawa, a przez to prawie nikt nie traktuje ich poważnie.

Wszystkie te problemy rozwiązuje przedstawiana przeze mnie koncepcja: Teoria Realistyczno-Surowa, zgodnie z którą ciało pod przywództwem Julii Przyłębskiej osiągnęło tak wysoki poziom fasadowości, degeneracji i problemów z legalnością, niezależnością, rzetelnością, przejrzystością, a nawet zwyczajną efektywnością, że nie ma już nic wspólnego z Trybunałem Konstytucyjnym. Po prostu: jest nim tylko z nazwy. Z jednej strony teoria ta jest w tym sensie „realistyczna”, że odzwierciedla dobrze to, czym w praktyce swojego działania stał się „Trybunał Konstytucyjny”. Z drugiej strony jest ona w tym sensie „surowa”, że bezwzględnie charakteryzuje sytuację pod względem prawnym, skupiając się na tym, w których aspektach oceniane ciało przeczy wartościom konstytucyjnym, a nie na jego nielicznych podobieństwach z Konstytucją. Jeśli zechciałoby się przyjąć Teorię Realistyczno-Surową, należy zrobić to z wszystkimi jej konsekwencjami. Skoro pseudoTK nie jest TK, to jego „orzeczenia” nie są orzeczeniami – nie należy ich publikować. Należy ignorować toczące się przed pseudoTK postępowania. Należy również dbać o spójność języka: skoro mamy do czynienia z pseudoTK, to nie powinno się mówić np. o „wyrokach Trybunału Konstytucyjnego”, bo takowe w pseudoTK nie zapadają.

Którą teorię przyjąć? A może skonstruować pośrednią? Może ze względu na ochronę zaufania obywatela do państwa należy wybrać Teorię Łagodną jako odnoszącą się do okresu 2015-2023, a Teorię Realistyczno-Surową jako opisującą aktualną aktywność pseudoTrybunału? Moim zdaniem te kwestie są niezwykle ważne, ale ich znaczenie pozostaje w pewnym sensie drugorzędne względem konieczności zdecydowania się przez władzę na jakiekolwiek – byle spójne – stanowisko. Po dokonaniu wyboru podstawowe znaczenie mieć powinno metodyczne wcielanie w życie jego konsekwencji. Wybrana teoria powinna wyznaczać dalsze postępowanie ukierunkowane na przywrócenie stanu zgodności z Konstytucją. Obecnie to postępowanie zdaje się niestety charakteryzować sporą dozą niepraktycznej przypadkowości. Tymczasem nie ma nic tak praktycznego, jak dobra teoria.

Posted by Andrzej Porębski