Z nagrodami bywa różnie. Kogo z nas nie zaskoczył niejeden literacki Nobel czy filmowy Oscar? Tym razem jednak mowa o wyróżnieniu absolutnie uzasadnionym.
Pewien polski tygodnik prowadzony przez dziennikarzy nazywających samych siebie niepokornymi – tacy byli przed jesienią 2015 roku; obecnie są już najzupełniej pokorni względem władzy, ale na szczęście wciąż pozostają niepokorni w stosunku do opozycji – przyznał tytuł „Człowieka Wolności 2017 roku” Julii Przyłębskiej. Wielu komentatorów ze wspomnianego rozstrzygnięcia jury szydzi. Zupełnie bezpodstawnie! W ostatnich latach ze świecą szukać trafniejszego wyboru konkursowego. Choćby w polityce niespełna cztery miesiące temu kapituła krynicka nadała honor „Człowieka Roku” Beacie Szydło – i wtedy akurat zdziwienie wydawało się uzasadnione. Nie bardzo bowiem było wiadomo, dlaczegóż to właśnie ówczesna premier ma uchodzić za „Człowieka Roku”. Może decydujący o nagrodzie wnikliwi obserwatorzy rzeczywistości politycznej postanowili przyznać to wyróżnienie Beacie Szydło na otarcie łez, aby wkrótce lżej jej było uchodzić z funkcji Prezesa Rady Ministrów? To tylko domysły. Ostatecznie oni jedni raczą wiedzieć.
Wiadomo za to, czym na miano „Człowieka Wolności 2017 roku” w pełni zasłużyła sobie Julia Przyłębska. Otóż w Trybunale Konstytucyjnym pod jej kierownictwem nastały rządy zasady „Wolnoć Tomku w swoim domku” lub – jak kto woli – „Hulaj dusza, piekła nie ma!”. Absolutna panuje swoboda w gmachu przy al. Szucha 12a w Warszawie; nie krępuje jej nawet ustawa zasadnicza, nie mówiąc już o ustawie z 30 listopada 2016 r. o organizacji i trybie postępowania przed TK. Cóż z tego, że art. 190 ust. 1 Konstytucji RP stanowi, że orzeczenia TK mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne, a art. 190 ust. 2 – że podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu? Cóż z tego, że art. 115 ust. 2 wspomnianej ustawy stwierdza, że w zbiorze „Orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego” publikuje się orzeczenia wraz z uzasadnieniami i zdaniami odrębnymi? W 2017 roku w Trybunale z Julią Przyłębską na czele tajemniczy Ktoś nakazał – wbrew Kodeksowi karnemu (zob. tu: http://karne24.com/usuniecie-wyrokow-tk-urzedowego-zbioru-orzeczen-przestepstwo/) – usunąć z tego właśnie zbioru urzędowego trzy wyroki (w sprawach o sygn.: K 47/15, K 39/16 i K 44/16). Stało się tak tylko dlatego, że premier odmówiła ich ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. „Kasując” wyroki, Trybunał starał się więc uwolnić Beatę Szydło z podległości orzecznictwu TK i samej Konstytucji.
Na tym jednak nie koniec wolnościowych działań podejmowanych w 2017 roku przez Julię Przyłębską i kierowaną przez nią instytucję. Ot, choćby wyznaczanie składów orzekających, zwłaszcza w przedmiocie rozstrzygania o wyłączeniu lub odmowie wyłączenia sędziów. Choć składy te – zgodnie z art. 38 ust. 1 ustawy o organizacji i trybie postępowania przed TK – Prezes TK powinien wyznaczać według kolejności alfabetycznej, bardzo często zdarzało się, że dziwnym trafem zasiadali w nich wyłącznie sędziowie (i antysędziowie) wybrani (lub „wybrani”) w obecnej kadencji Sejmu, co w marcu wypunktował ówczesny Wiceprezes TK Stanisław Biernat (zob. tutaj: http://przegladkons.nazwa.pl/konst-kopia18/osobliwosci-postanowien-o-wylaczeniu-sedziow-w-trybunale-konstytucyjnym-kierowanym-przez-sedzie-julie-przylebska/). Podobnie rzecz się miała z wyznaczaniem sprawozdawców. Swego czasu, w 1947 roku, znane było powiedzenie „Urna wyborcza to magiczna szkatułka, wrzucasz Mikołajczyka, wychodzi Gomułka”. W Trybunale zadziwiająco często wychodzi Muszyński, choć ustawa jedynie wyjątkowo (art. 38 ust. 2) pozwala na odstępstwa od kolejności alfabetycznej. Gdy mowa o sprawach zakończonych wydaniem wyroku, czyli rozstrzygnięcia merytorycznego, to w mijającym roku funkcję sprawozdawcy niemal najczęściej (pięciokrotnie) i w najdonioślejszych postępowaniach (nowelizacja Prawa o zgromadzeniach, ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa, regulamin wyboru kandydatów na Pierwszego Prezesa SN) otrzymywał właśnie antysędzia TK Mariusz Muszyński. Projekty wyroków w większej (o jeden) liczbie spraw przygotował tylko sędzia TK Piotr Pszczółkowski, ale nie były to sprawy równie istotne politycznie jak te, w których sprawozdawcą był Mariusz Muszyński. Dodajmy, że tego ostatniego Julia Przyłębska uczyniła sprawozdawcą także w postępowaniu o sygn. U 1/17, mającym za przedmiot podjęte przez Sejm w 2010 roku uchwały o wyborze sędziów TK: Stanisława Rymara, Piotra Tulei i Marka Zubika. Sprawa to prosta jak konstrukcja cepa. Nie dla Mariusza Muszyńskiego jednak, który mierzy się z nią bardzo wolno, bo już 350 dni, a końca nie widać. Szybko za to zamierzał się zmierzyć z setkami stron akt sprawy o sygn. K 24/14. Został w niej dołączony do składu orzekającego w miejsce sędziego TK Marka Zubika 27 lutego 2017 r., a już nazajutrz miało zapaść orzeczenie. Do tego jednak nie dopuścili inicjatorzy sprawy, cofając swój wniosek i zmuszając TK do umorzenia postępowania.
Wolny jest TK, odkąd kieruje nim Julia Przyłębska. Dane mówią same za siebie. W dobiegającym końca roku wydano 36 wyroków i 52 postanowienia o umorzeniu postępowania. Dla porównania: w 2016 r., gdy Trybunałem Konstytucyjnym wstrząsał rozpętany pod koniec 2015 r. przez polityków PiS konflikt, którego odsłony polegały m.in. na uchwalaniu kolejnych ustaw regulujących organizację wewnętrzną i tryb postępowania przed nim, a w TK dopuszczonych do obowiązków sędziowskich było jedynie 12 sędziów – spośród których 10 przygotowywało projekty orzeczeń – wydano 39 wyroków (liczba ta obejmuje 3 wyroki nieogłoszone w Dz.U.) i 60 postanowień o umorzeniu postępowania. Przypomnijmy jednak, że wówczas przez pierwsze dwa miesiące roku Trybunał nie orzekał merytorycznie, bo musiał przygotować się do rozpoznania fundamentalnej sprawy dotyczącej podstaw jego funkcjonowania, czyli sprawy o sygn. K 47/15, w której wyrok zapadł dopiero 9 marca 2016 r., a wypracowanie tego rozstrzygnięcia opóźniło też kolejne, które musiały je uwzględniać. Lepiej więc aktualne moce przerobowe Trybunału porównywać z tymi z lat wcześniejszych. I tak, w pozostałym okresie urzędowania na stanowisku Prezesa TK przez Andrzeja Rzeplińskiego:
- w 2015 r. wydano 63 wyroki i 110 postanowień o umorzeniu postępowania,
- w 2014 r. wydano 71 wyroków i 48 postanowień o umorzeniu postępowania,
- w 2013 r. wydano 71 wyroków i 54 postanowienia o umorzeniu postępowania,
- w 2012 r. wydano 67 wyroków i 55 postanowień o umorzeniu postępowania,
- w 2011 r. wydano 59 wyroków i 55 postanowień o umorzeniu postępowania[1].
Zatem roczna średnia Trybunału pod rządami Andrzeja Rzeplińskiego to 61,(6) wyroku oraz 63,(6) postanowienia o umorzeniu postępowania. Na tym tle Trybunał Julii Przyłębskiej z 36 wyrokami i 52 postanowieniami o umorzeniu wydanymi w 2017 r. wypada mizernie, w szczególności w kluczowej kategorii wyroków. To w nich bowiem formułowana jest merytoryczna i wiążąca ocena problemu konstytucyjnego występującego w danej sprawie.
Także gdy chodzi o indywidualne osiągnięcia Julii Przyłębskiej w TK, możemy z czystym sumieniem mówić, że sędzia ta jest wolna. Sprawując obowiązki sędziowskie od 12 stycznia 2016 r. – czyli przez 716 dni – przygotowała dwa projekty wyroków w sprawach dotąd rozstrzygniętych (sygn.: Kp 4/15 i U 1/14); do tego dochodzą 4 postanowienia o umorzeniu postępowania (sygn.: P 44/15, U 7/16, K 58/13 i P 1/17) i jedno postanowienie w przedmiocie wyłączenia sędziego TK (sygn. K 2/15). Różne rzeczy da się więc napisać o działalności orzeczniczej naszej bohaterki, z pewnością jednak nie to, że jest to działalność prowadzona szybko. Od presji czasu zatem Julia Przyłębska również pozostaje wolna.
Z innych jeszcze powodów Julia Przyłębska wydaje się człowiekiem wolności. Otóż zabroniła przedstawicielom wolnych mediów nagrywania rozpraw w Trybunale. Nie oznacza to wszelako, że dziennikarzom nie wolno oglądać rozpraw. Wolno im, bo mają przecież do dyspozycji transmisję na stronie internetowej TK. Chyba że akurat przekaz odtwarza się zbyt wolno. Lub nawet znika z ekranu niczym nieogłoszone wyroki TK ze zbioru urzędowego.
Dwa modelowe i krańcowo odmienne systemy kontroli konstytucyjności prawa to systemy: amerykański i europejski (określany też mianem kontynentalnego lub Kelsenowskiego). Zdaniem prof. Stefana Rozmaryna, najwybitniejszego przedstawiciela nauki prawa państwowego PRL, pomiędzy nimi „nie ma jednak istotnej różnicy. Oba te systemy opierają się na antydemokratycznej tendencji ograniczenia przedstawicielstwa narodowego i poddania go kontroli jakichś czynników zewnętrznych, jakoby >>bezstronnych<<, >>prawniczych<<, >>apolitycznych<<. Mimo istniejących między nimi różnic formalnych, oba te systemy na równi niezgodne są z zasadą zwierzchnictwa narodu i służą interesom klas posiadających. Tym też tłumaczy się ich rozpowszechnienie w okresie imperializmu. Rzecz oczywista, że w ustroju demokracji ludowej nie ma miejsca na instytucję tego typu, jak rozpowszechniona w państwach burżuazyjnych sądowa kontrola konstytucyjności ustaw. Ani Konstytucja Stalinowska, ani uchwalone już konstytucje państw demokracji ludowej nie znają sądowej kontroli konstytucyjności ustaw”[2].
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że Konstytucja RP z 2 kwietnia 1997 r. zna instytucję kontroli konstytucyjności prawa, ustanawiając w Polsce co do zasady model europejski, z pewnymi koncesjami na rzecz modelu amerykańskiego (w przypadku kontroli podustawowych aktów normatywnych). Jednak na kłopoty… Przyłębska! Pod przywództwem wyżej wymienionej znajdujemy się na najlepszej drodze do praktycznego urzeczywistnienia stalinowskich ideałów głoszonych w 1951 r. przez Stefana Rozmaryna. Zapadłe już orzeczenia są kasowane ze zbioru urzędowego, a ich merytoryczne omówienie wygumkowano także z „Informacji o istotnych problemach wynikających z działalności i orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego w 2016 roku”. Kierownictwo TK gromkim głosem (zob. tu: http://przegladkons.nazwa.pl/konst-kopia18/znamy-nowego-rzecznika-rzadu-maciej-pach/) popiera rządową, antytrybunalską wizję funkcjonowania polskiego sądu konstytucyjnego, niedającą się pogodzić z zasadą jego niezależności od władzy wykonawczej i ustawodawczej. Julia Przyłębska raźnie zatem uwalnia nas od jarzma (realnej) kontroli konstytucyjności prawa. Widać więc jak na dłoni, że na miano „Człowieka Wolności 2017 roku” zasłużyła jak mało kto.
Autor jest doktorantem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. W tekście wyraża wyłącznie własne poglądy.
[1] Wszystkie dane liczbowe przytaczam za „Informacją o istotnych problemach wynikających z działalności i orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego” w latach 2011–2016. Z dokumentami tymi – odrębnymi dla każdego roku – można zapoznać się pod adresem: http://trybunal.gov.pl/publikacje/informacje-o-problemach-wynikajacych-z-dzialalnosci-i-orzecznictwa-tk/od-2003/ (dostęp: 28.12.2017 r.).
[2] S. Rozmaryn, Polskie prawo państwowe, Warszawa 1951, wyd. II popr. i uzup., s. 303.
Podziel się: