Jakiś czas temu opublikowałem na tym portalu felieton „Co po kryzysie konstytucyjnym? Sięgnijcie do Fullera”. Ponieważ wywołał pewną dyskusję w trakcie konferencji „Jak przywrócić państwo prawa?” zorganizowanej przez Fundację Batorego, czas na krótki komentarz.
Pełna zgoda – też jestem za rozwiązaniem nr 3 Fullera, trudno żebym jako prawnik nie był. Nawet jeśli sięgnąć po elementy rozwiązania nr 4, to też pod warunkiem ich zgodności z Konstytucją. Ale moim zdaniem da się to zrobić w drodze odpowiedniej systemowej interpretacji Konstytucji. Przed podobnym problemem stanęły niemieckie sądy po 1990 roku w kontekście art. 103 (2) niemieckiej ustawy zasadniczej i poradziły sobie z nim, z Federalnym Trybunałem Konstytucyjnym włącznie. Może warto skorzystać z tych doświadczeń (J. Zajadło, Odpowiedzialność za Mur, Gdańsk 2003).
A że problem niezwykle skomplikowany – to inna sprawa. Europejski Trybunał Praw Człowiek w 2001 roku w sprawie Kessler, Streletz and Krenz v. Germany potwierdził zgodność takiego rozwiązania ze standardami i to bez potrzeby sięgania po formułę Radbrucha. Moje pytanie jest bardzo konkretne, np. takie: Czy obecny TK, pomijając nawet kwestię sędziów-dublerów, ale biorąc pod uwagę wszystkie karkołomne wygibasy ustawodawcy wobec tego organu i obecną praktykę jego funkcjonowania, jest tym organem, który przewiduje Konstytucja? Moim zdaniem – nie, ale co z tym zrobić w ramach przywracania państwa prawa i bez wpadania państwa prawa w pułapkę samobójczych samoograniczeń – tego niestety nie wiem.
My prawnicy jesteśmy taką dziwną nacją, która funkcjonuje wg modelu archimedesowskiego: dajcie mi punkt oparcia, a poruszę ziemię, ale bez tego ani rusz. Takim punktem oparcia musi być dla nas Konstytucja, ale to eufemistyczny ogólnik, trzeba to jakoś skonkretyzować w drodze odpowiedniej wykładni. Ale jak to zrobić – to wyzwanie, z którym trzeba sobie będzie poradzić i to w taki sposób, który pozwoli na uniknięcie zarzutu „gdzie trzech prawników, tam pięć różnych stanowisk”.
Jednak jak mamy punkt oparcia, to rozwiążemy każdą zagadkę, nawet legendarną zagadkę statku Tezeusza (a przynajmniej się nam tak wydaje). Przypomnę: Tezeusz pływał swoim statkiem po greckich morzach i po każdej potyczce zawijał do portu i wymieniał jakąś część. Tak długo, aż wymienił dokładnie wszystko. I teraz filozoficzne pytanie o tożsamość bytu w czasie: który statek istnieje rzeczywiście – jeszcze ten stary, czy ten zbudowany z nowej materii wokół starej formy i czy są tożsame? W XVII wieku Thomas Hobbes jeszcze bardziej to skomplikował – ze starych części odtworzył trzeci statek. Dla prawnika to jednak żaden problem – rzeczywiście istnieje ten statek, który jest wpisany do rejestru okrętowego, a więc paradoksalnie ten, którego już nie ma. Proste? Proste – przemożna siła fikcji prawnej.
W jakimś sensie teraz stoimy przed podobnym problemem – czy ten Trybunał Konstytucyjny, to ten Trybunał Konstytucyjny? Czy i tym razem przyjdzie nam z pomocą przemożna siła fikcji prawnej? Obawiam się, że rzecz się może okazać jeszcze bardziej złożona niż zagadka statku Tezeusza.
Podziel się: