W związku z dymisją Rady Ministrów kierowanej przez Beatę Szydło i rychłym powołaniem gabinetu Mateusza Morawieckiego zmieni się rzecznik rządu. Naszemu portalowi jako pierwszemu udało się dowiedzieć, kto będzie następcą Rafała Bochenka
Było kilka minut po w pół do czwartej, gdy Julia Przyłębska rozpoczęła prezentację „Informacji o istotnych problemach wynikających z działalności i orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego w roku 2016”. Raczej jednak nie o informację, a o dezinformację w tym wypadku chodziło. W wygłoszonym jednym tchem (a nawet tracąc co rusz dech) wystąpieniu przemawiająca zaprezentowała nieskażenie rządową interpretację sporu o obsadę stanowisk w Trybunale Konstytucyjnym, podkreślając niezgodność z prawem decyzji Prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego o niedopuszczeniu do podjęcia obowiązków sędziowskich Henryka Ciocha, Lecha Morawskiego i Mariusza Muszyńskiego. Ponieważ argumenty środowiska PiS są w tej sprawie doskonale znane opinii publicznej, dość powiedzieć, że Julia Przyłębska demonstracyjnie opowiedziała się dziś po ich stronie. Nie byłoby to niczym szokującym, tym bardziej, że jako sędzia TK zgłaszała niejednokrotnie zdania odrębne wyrażające podobne stanowisko. Różnica jest jednak zasadnicza. Dziś bowiem Julia Przyłębska przemawiała jako Prezes TK, a nie jeden z jego sędziów. Zgodnie z art. 12 ust. 1 pkt 2 ustawy o organizacji i trybie postępowania przed TK prezes tej instytucji nie reprezentuje samego siebie, tylko Trybunał. Zatem nie dysponuje on prawem przedstawiania własnych poglądów jako zdania całej instytucji. I nic tu nie ma do rzeczy fakt, że „Informację roczną” na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK, które odbyło się 8 listopada 2017 r., większością głosów przyjęto (choć aż siedmioro sędziów zgłosiło swoje zastrzeżenia, które dołączono do protokołu, co Julia Przyłębska publicznie dziś przyznała) i zawiera ona takie same tezy w kwestii (braku) skutków prawnych trzech nieogłoszonych w Dzienniku Ustaw wyroków TK. Skandalem jest bowiem również wprowadzenie do „Informacji rocznej” tego rodzaju sformułowań, świadczących o całkowitym lekceważeniu art. 190 ust. 2 Konstytucji, jednoznacznie ustanawiającego obowiązek ogłaszania orzeczeń TK w odpowiednim urzędowym publikatorze. Trudno nie złapać się za głowę, gdy osoba kierująca sądem konstytucyjnym, zamiast bronić jego konstytucyjnej pozycji ustrojowej, dezawuuje orzeczenia, które ten sąd wydał w ramach odparcia frontalnego, wrogiego Konstytucji ataku. Prowadzi to do smutnego wniosku, że pod koniec 2017 roku sprawy zaszły tak daleko, że zainstalowana w gmachu przy al. Szucha 12A w Warszawie grupa prawników już nawet niespecjalnie kryje się ze swoim serwilizmem względem władzy wykonawczej i ustawodawczej, w stosunku do których – jak wynika z art. 10 i art. 173 Konstytucji – powinna być władzą odrębną i niezależną. Tymczasem w obliczu wakatu na stanowisku rzecznika rządu wydaje się, że najlepszą kandydatką na następczynię Rafała Bochenka jest właśnie Julia Przyłębska. Nawet Beata Kempa nie potrafi z takim zapałem bronić najbardziej bezprawnych działań podejmowanych przez PiS i jego faktyczną odnogę w postaci Rady Ministrów.
Dzisiejsze wystąpienie Julia Przyłębska zakończyła mocnym akcentem. Napomniała sędziów, że zgodnie z Konstytucją mają sprawować władzę w imieniu narodu, a nie własnym. Szkoda tylko, że jest niezdolna do zaakceptowania faktu, że ten sam naród zadecydował w 1997 roku, że Trybunał ma być odrębny i niezależny od innych władz. I że nie można zmieniać tej decyzji narodu za pomocą ustaw. Mając więc usta pełne narodowych frazesów, w istocie Julia Przyłębska wezwała sędziów do ignorowania woli narodu.
Odnotujmy jeszcze drugi i ostatni punkt porządku obrad – przemówienie Prezydenta RP. Spuśćmy już zasłonę milczenia nad kontrfaktyczną tezą, jakoby to w ciągu ostatniego roku Trybunał po dłuższym okresie zastoju wreszcie zaczynał normalnie funkcjonować. Wystarczy zajrzeć do statystyk, dostępnych nawet na stronie internetowej TK, aby przekonać się o tym, jak jawne to kłamstwo. Prezydent musi przecież znać te statystyki, więc nie sposób jego słów uznać za niezamierzone minięcie się z prawdą. Co innego było jednak istotniejsze. Otóż Andrzej Duda zaczął od przypomnienia swojego apelu z maja 2015 r., wygłoszonego po własnym zwycięstwie w wyborach, kiedy to wezwał ówczesną większość parlamentarną do powstrzymania się od zmian ustrojowych w krótkim okresie pozostającym do zakończenia kadencji parlamentarnej. Istotnie, taki apel wystosował, a tamta większość go nie posłuchała. Warto jednak zapytać Prezydenta o jego dzisiejsze słowa o tym, że akcja rodzi reakcję. Czy jako piastun organu zobowiązanego do czuwania nad przestrzeganiem Konstytucji (art. 126 ust. 2 tejże) uważa on, że usprawiedliwioną odpowiedzią na naruszenie Konstytucji jest kolejne naruszenie Konstytucji, i to nawet dalej sięgające? Odpowiedź na to pytanie wydaje się kluczowa dla zrozumienia prezydenckiej wizji stania na straży Konstytucji. Opinia publiczna ma prawo poznać tę odpowiedź. Jeżeli miałaby brzmieć tak, jak można było odnieść wrażenie pod wpływem słów wypowiedzianych dziś przez Andrzeja Dudę, to wniosek okazuje się smutny: Prezydent sprzeniewierza się złożonej w 2015 roku przysiędze, która wśród zobowiązań, jakich osoba obejmująca ten urząd się podejmuje, na pierwszy plan wysuwa wierność ustawie zasadniczej. Gdyby w Pałacu Prezydenckim zapodziały się – na co wiele wskazuje – wszystkie egzemplarze Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku, a dr Anna Surówka-Pasek nie była w stanie odnaleźć tekstu w Internecie (bo na przykład szczur przegryzłby wszystkie pałacowe kable), pozwalam sobie zacytować rotę przysięgi: „Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem”.
Wygląda więc na to, że znamy już nowego rzecznika rządu. Ale wciąż nie znamy rzecznika Konstytucji.
Autor jest doktorantem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. W tekście wyraża wyłącznie własne poglądy.
Podziel się: