Szczerze mówiąc jako obywatela mało mnie obchodzi czy w PiS-ie decyzje są podejmowane w sposób demokratyczny czy nie. To ich problem. Nas wszystkich problem zaczyna się dopiero wówczas, gdy ten model przenosi się na państwo i prawo, a zwłaszcza gdy zaczyna zastępować państwo i prawo.
Sposób w jaki politycy PiS uwikłani w przedziwnych sofizmatach tłumaczą mechanizm zmiany premiera świadczy dobitnie o tym, że z wątpliwościami czy bez zaakceptowali na Nowogrodzkiej koncept (wolę) swojego prezesa, a cała reszta z formalną dymisją rządu i powierzeniem misji formowania rządu nowemu premierowi dokonana w Pałacu Prezydenckim to tylko mało znaczący dodatek, listek figowy przykrywający pewien faktyczny mechanizm. Jeśli tak jest, to problem jest poważny – funkcjonowanie państwa i prawa opiera się bowiem na znanej z historii zasadzie wodzostwa.
Istotą tego modelu jest uznanie, że prawem de facto staje się tylko to, co wódz uzna za prawo. Ktoś może mi oczywiście zarzucić grubą przesadę i snucie jakichś nieuprawnionych historycznych analogii. Dlatego powstrzymam się od przytoczenia pewnych słów wypowiedzianych w lipcu 1934 roku, gdy jakiś ktoś uznał się w historycznej godzinie za najwyższego sędziego całego narodu. Otóż niczego nie snuję – pokazuję tylko istotę pewnego mechanizmu abstrahując od wlewanych w niego treści, a ten mechanizm to zasada wodzostwa w czystej postaci. Jest jednak pewien problem – w polskim porządku konstytucyjnym, przynajmniej na razie, nie ma miejsca na zasadę wodzostwa. Pod żadnym pozorem.
Podziel się: