Ponieważ kwestia legalności planowanych na 10 maja wyborów prezydenckich była już wielokrotnie podejmowana w debacie toczącej się na tym portalu, chciałem skupić się na nieco innym, to jest moralnym aspekcie tej sprawy. Nie chcę przy tym wchodzić w szczegóły ustawy procedowanej aktualnie w parlamencie, ale odpowiedzieć na pytanie o dużo wyższym stopniu ogólności, dotyczące moralnej dopuszczalności organizowania jakichkolwiek wyborów powszechnych w czasie epidemii.
Dostrzegam pięć głównych powodów, które sprawiają, że takie przedsięwzięcie powinniśmy uznać za naganne moralnie i to bez względu na to, czy jest ono legalne czy nielegalne. Oczywiście szczegóły organizacyjne oraz kontekst mogą znacznie osłabiać (albo nawet znosić) moc poniższych argumentów, jednakże taka sytuacja nie ma miejsca w przypadku będącym punktem wyjścia mojej refleksji. Jestem wręcz skłonny twierdzić, że regulacja dotycząca wyborów 10 maja dodatkowo potęguje wymienione niżej problemy.
- W moim przekonaniu najważniejszym problemem w rozważanym kontekście jest to, że władze publiczne przeprowadzając wybory w trakcie epidemii stawiają obywateli w sytuacji okrutnego wyboru między, z jednej strony, indywidualnym dobrostanem i troską o własne zdrowie, a z drugiej strony, wykonywaniem podstawowych uprawnień obywatelskich. Sprokurowanie takiej sytuacji jest czymś złym samoistnie – bez względu na to, co sam obywatel ostatecznie zdecyduje, a w szczególności bez względu na to, jakie będą konsekwencje jego decyzji. Państwo nie powinno bowiem zmuszać obywateli do podejmowania tego rodzaju wyborów.
- Organizowanie procesu wyborczego w czasie epidemii stanowi także zagrożenie dla zdrowia publicznego – istnieje poważne ryzyko, że czynności związane z przygotowaniem oraz przeprowadzeniem wyborów przyczynią się do zwiększenia liczby zachorowań, dodatkowego obciążenia służby zdrowia oraz do powstania nowych ognisk choroby. Warto odnotować, że ten argument różni się istotnie od pierwszego. Przedmiotem pierwszego argumentu jest bowiem troska obywateli o ich indywidualne zdrowie, tutaj natomiast chodzi o zdrowie w szerszym, to jest publicznym wymiarze. Jeżeli w wyniku wyborów zakażeniu uległby 1 promil wyborców, to szansa, że to ja zostałem zakażony jest bardzo niewielka, natomiast dla zdrowia publicznego taki odsetek zachorowań prawdopodobnie oznaczałby tragedię.
- Sytuacja epidemii uniemożliwia przeprowadzenie uczciwej kampanii wyborczej, a co za tym idzie znacząco utrudnia obywatelom dokonanie racjonalnej decyzji wyborczej. W teorii polityki powszechnie przyjmuje się, że wybory demokratyczne stanowią proces, a akt głosowania to zaledwie jeden z jego elementów. Innym nieodzownym elementem tego procesu jest kampania wyborcza, a więc czas, w którym kandydaci prezentują programy, dyskutują, agitują, organizują spotkania wyborcze i tak dalej. W warunkach epidemii prowadzenie kampanii jest albo niemożliwe, albo utrudnione w takim stopniu, że nie spełnia ona swojej funkcji, to jest nie dostarcza obywatelom informacji niezbędnych do podjęcia racjonalnej decyzji wyborczej.
- Czwarty argument jest w pewnym stopniu związany z trzema wymienionymi wyżej. Możemy założyć, że wskazane tam okoliczności spowodują, że wielu wyborców nie weźmie udziału w wyborach ze względu na sytuację epidemiczną. Te indywidualne decyzje z dużą dozą prawdopodobieństwa przełożą się na niską frekwencję wyborczą, a w konsekwencji na słabszą legitymację polityczną i społeczną zwycięzcy wyborów. Abstrahując od tego, czy powinniśmy wysoką frekwencję zawsze uznawać za coś pożądanego (mam co do tego wątpliwości), z całą pewnością można powiedzieć, że na gruncie tych teorii demokracji, które uznają szczególną wartość wyborów demokratycznych, niska frekwencja jest poważnym problemem. Godzi ona bowiem w same fundamenty tych teorii demokracji. Dla przykładu: jeśli przyjmiemy, że mechanizm wyborczy ma służyć maksymalizacji ogólnej satysfakcji społecznej poprzez wyłonienie kandydata, którego popiera większość, to przy niskiej frekwencji wyborczej, nie możemy być pewni, że kandydat rzeczywiście cieszy się poparciem większości społecznej. Z kolei jeśli uznamy, że mechanizmy wyborcze mają przede wszystkim zapewniać pokojowe przejmowanie władzy, to przy niskiej frekwencji, istnieje ryzyko, że wynik wyborczy zamiast osłabić niepokoje społeczne, dodatkowo je spotęguje. W takich okolicznościach nie rozstrzygnie on bowiem, która ze stron ma więcej zwolenników, a więc spór o to, kto jest silniejszy będzie nadal trwał.
- Ostatnia kwestia dotyczy tego, że przeprowadzanie wyborów w trakcie epidemii „wysyła” bardzo niejasny komunikat od rządzących do obywateli. W warunkach epidemii, gdy szczególnie ważne jest zachowywanie odpowiedniej dyscypliny społecznej, organizacja wyborów może zostać odebrana – i to bez względu na oficjalne wypowiedzi rządzących – jako przyzwolenie na odstępowanie od ograniczeń. Z pozycji obserwatora można bowiem dojść do wniosku, że skoro sytuacja zdrowotna pozwala na to, by organizować tak wielkie przedsięwzięcie jak wybory, to tym bardziej pozwala ona na organizowanie różnego rodzaju prywatnych spotkań, wycieczek, czy imprez. Takie rozumowanie jawi się jako w pełni racjonalne z perspektywy jednostki, jednocześnie jednak motywowane w ten sposób indywidualne zmiany postaw mogą doprowadzić do fatalnych skutków w skali masowej.
Pięć wymienionych argumentów wydaje się wystarczającą podstawą do przyjęcia, że organizowanie wyborów w czasie epidemii jest działaniem nagannym moralnie. Chciałbym jednak podkreślić, że konkluzja ta nie determinuje odpowiedzi na pytanie, czy wzięcie udziału w takich wyborach jest słuszne bądź niesłuszne. Innymi słowy, nie ma prostego przejścia od twierdzenia, że organizacja wyborów jest naganna moralnie do wniosku, że udział w takich wyborach jest czymś nagannym. Konkluzja dotycząca tej pierwszej kwestii jest zaledwie jedną z okoliczności, jakie należy wziąć pod uwagę decydując w tej drugiej sprawie.
Podziel się: