Piszący lubią, gdy się  ich cytuje. Jeśli pracują na uczelni – wręcz muszą to lubić. Rygory bibliometryczne – czyli punktoza – są bezlitosne. Mnie na szczęście to nie dotyczy. Ale niektóre sytuacje, gdy mnie zacytowano, cenię sobie wyjątkowo. Trzykrotnie bowiem, za sprawą własnych utworów, poczułam sprawczość słowa. A nie każdemu jest dane działać ex autoritate, w doniosłych sprawach, gdzie pojawiają się wielkie nazwiska i historyczne wydarzenia.

Wypadek pierwszy, czyli wakacje z agentem 

W 1997 r., „Życie” opublikowało kilka artykułów, w których sugerowano  kontakty towarzyskie Aleksandra Kwaśniewskiego z rosyjskim agentem wywiadu, Ałganowem. Sprawa skończyła się   w sądzie cywilnym; wprawdzie po kilku latach,  ale jednak –  powód doczekał się  oczyszczenia  z podejrzeń. Sąd  uznał, że dziennikarze nie dochowali należytej staranności w zbieraniu i weryfikacji materiału.                                         Trudny do wyważenia konflikt dóbr: ochrony dobrego imienia i prywatności oraz wolności informacyjnej mediów,    przesądziła dopiero w 2005 r uchwała SN, zgodnie z którą dziennikarz nie narusza dóbr osobistych przedstawiając nieprawdziwy zarzut, o ile tylko dochował staranności i rzetelności zbierając materiały, działał w ważnym interesie społecznym a  nieprawdziwy zarzut – odwołał  (SN z 18.2.2005 r., III CZP 53/04).

Opublikowany tu jako ilustracja, niewyraźny wycinek z Rzeczpospolitej, z 15. 2. 2000 r. przedstawia red. Tomasza Wołka (jego to bowiem pozwano) w sądzie, na jednej z rozpraw, w towarzystwie adwokatów. Dzierżą  w rękach książkę (jej okładkę też reprodukuję) najwyraźniej szukając w niej duchowego wsparcia w trudach procesowych. Otóż jest to pozycja, w której powstaniu mam swój udział jako współautorka, razem z S. Frankowskim i R. Goldmanem. Tom zawiera omówienie kluczowych wyroków SN USA w ważnych sprawach ochrony wolności jednostki, w tym także wolności słowa, mediów,  prywatności i  konfliktów tych wolności. Miło mi było, że książka miała wzięcie – tu służąc pozwanym jako tarcza mająca uchronić przed mieczem Temidy. Ale to nie był koniec kariery omawianej książki.

Wypadek  drugi, czyli odpieram  krytykę mego dorobku ze strony Jarosława Kaczyńskiego

W 2002 r. zostałam powołana przez Sejm do Trybunału Konstytucyjnego, W tamtych czasach (wiosna 2002 r.) przedstawienie kandydatury Sejmowi poprzedzało zaprezentowanie kandydata na sędziego – odpowiedniej komisji sejmowej. Komisja przed którą stawałam, składała się z przedstawicieli różnych partii, a wśród jej  członków był także poseł, Jarosław Kaczyński. Moja kandydatura (wysuniętą przez Unię Pracy, na którą po prostu „przyszła kolejka” – wtedy jeszcze takiej partycypacyjnej zasady przestrzegano) szczególnego entuzjazmu nie wzbudziła. Chcąc jednak ten chłód umotywować merytorycznie, zakwestionowano moje przygotowanie. Zarzucono mi brak dostatecznego dorobku w kwestiach konstytucyjnych i w ogóle w zakresie prawa publicznego. (W tym czasie byłam już prawie trzy lata sędzią w NSA). Głównym krytykiem był właśnie Jarosław Kaczyński. Zatem, aby odeprzeć ów zarzut, powołałam się na moją stosunkowo wówczas świeżą pozycję książkową, właśnie ów Sąd Najwyższy USA – Prawa i Wolności Obywatelskie, gdzie pisałam do każdej grupy wyroków „Komentarz Czytelnika z Europy”, naświetlając problemy ochrony przed dyskryminacją, wolności wyznania, sprawiedliwości proceduralnej, ochrony prywatności, wolności wypowiedzi, w świetle dorobku ETPCz. A ponieważ nie chciałam, aby mój adwersarz wierzył mi tylko na słowo, na drugi dzień posłałam mu do rąk własnych egzemplarz ze stosowną dedykacją. Do okładki przypięłam reprodukcję notatki z Rzepy i fotografii sądu nad red. Wołkiem, a dedykacja brzmiała jakoś tak: „Panu Jarosławowi Kaczyńskiemu z nadzieją, że ta książka i jemu się kiedyś może przydać„. Wiem, że książka dotarła i wiem, że dedykację odczytano właściwie. Ale tego, co wiem z ust trzecich – nie relacjonuję. W każdym razie kontakt komunikacyjny został osiągnięty.

I wreszcie trzeci wypadek, najświeższy a znaczący: służę  jako podstawa legitymacyjna w sprawie immunitetowej. 

Jak wiadomo SN (18.10.2020 r, sygn. II DO 74/20)  uchylił immunitet Sędziemu Igorowi Tulei, otwierając zarazem drogę do przedstawienia mu zarzutów karnych, naruszenia kompetencji (art. 231 k.k.). Sędzia Tuleya rozpatrywał zażalenie na umarzające  postanowienie prokuratury,  w sprawie naruszenia prawa w czasie słynnych obrad Sejmu Sali Kolumnowej, w październiku 2015 r. Uchylając owo zaskarżone postanowienie, sędzia Tuleya uczynił to publicznie, w obecności także mediów  (dodam, że prawo tego nie zabrania), a jednocześnie ujawnił (fragmentami zeznań świadków-parlamentarzystów) wstydliwe okoliczności organizacji sławnego posiedzenia: celową aranżację sali w taki sposób, aby nie dopuścić opozycji do głosu i głosowań. To działanie orzecznicze sędziego stało się przyczyną uchylenia mu immunitetu. Ostateczne postanowienie w tej sprawie wydała Izba Dyscyplinarna SN, a fragment motywów brzmi następująco:

„Na marginesie trzeba z przykrością zauważyć, że Sąd Najwyższy orzekający w niniejszej sprawie spotkał się z niespotykanym dotychczas naciskiem i próbami wpłynięcia na rozstrzygnięcie zarówno ze strony części mediów, jak i znacznej liczby sędziów polskich sądów. Dość powiedzieć o organizowanych pod budynkiem Sądu Najwyższego manifestacjach, lżeniu sędziów Sądu Najwyższego przez członków stowarzyszeń sędziowskich, w tym przez samego sędziego I. T., sugerowaniu, że orzeczenie w niniejszej sprawie ma charakter polityczny (wręcz, że zapadło „na N.”, gdzie ma siedzibę jedna z polskich partii politycznych), czy o akcjach poparcia dla niego organizowanych w sądach całej Polski. Sąd Najwyższy chciałby w tym miejscu przypomnieć jedną z zasad „Dekalogu Dobrego Sędziego” sformułowanych przez pierwszego Rzecznika Praw Obywatelskich, sędziego TK w stanie spoczynku prof. dr hab. Ewę Łętowską: „[…] nie słuchaj pomruków ulicy i gazet! Zwykło się myśleć, że zagrożenie dla niezawisłości sędziowskiej przychodzi od strony egzekutywy: jacyś dzwoniący urzędnicy, jakieś naciski i manipulacje ze strony miejscowych notabli. Ale kto wie, czy w nadchodzących czasach nie będzie trudniej oprzeć się naciskowi pomrukującego groźnie tłumu na ulicy albo na sali sądowej, domagającego się określonego rozstrzygnięcia. A inne zagrożenia? Orzecznictwo dotyczące Konwencji europejskiej notuje przypadek uznania zmasowanej hałaśliwej kampanii (prasowej) poprzedzającej wydanie jakiegoś wyroku za działanie godzące w niezawisłość sędziowską i stawiające pod znakiem zapytania prawidłowość werdyktu. I bynajmniej nie chodzi tu o prostackie wezwanie: chcemy takiego i takiego wyroku! O nie, to się odbywa subtelnie: robi się atmosferę, pisze o niektórych sędziach – marnych prawnikach, grzebie po życiorysach. I trzeba doprawdy sporego hartu ducha, aby w takiej sytuacji nie machnąć ręką i nie orzec „pod publiczkę” czy choćby bez wychylania się, ale najuczciwiej, wedle sumienia” (Krajowa Rada Sądownictwa. Kwartalnik, Nr 1 (30), marzec 2016, s. 6).   (podkr. E. Ł). Bolejąc nad tym, że w dzisiejszych czasach w rolę „pomrukującego tłumu” weszli niektórzy polscy sędziowie organizujący „wiece nienawiści” do sędziów orzekających w niniejszej sprawie, Sąd Najwyższy dołożył wszelkich starań, by w niniejszej sprawie nie orzekać „pod publiczkę”, ale „najuczciwiej, wedle sumienia”, „zgodnie z przepisami prawa i zasadami słuszności, bezstronnie”, „kierując się zasadami godności i uczciwości” (art. 34 § 1 ustawy z dnia 8 grudnia 2017 r. o Sądzie Najwyższym – rota ślubowania sędziego Sądu Najwyższego).”

Tym oto sposobem ja (a raczej mój „Dekalog dobrego sędziego” (1) stał  się legitymizacyjnym listkiem figowym. Pochlebia mi to, choć trzeźwo zarazem myślę, że jest  to listek nieco  kusawy. No ale innego zapewne nie było.


(1) Dekalog Dobrego Sędziego powstał w 1993 r. i wydrukowała go Gazeta Wyborcza, a potem przedrukowywano go kilka razy w różnych pismach, w tym także w  cytowanym Kwartalniku KRS z 2016, Nr 1. Obecnie istnieje jego wersja znowelizowana: Dekalog sędziego. Dwadzieścia pięć lat później w: Konstytucja. Praworządność. Władza sądownicza – Aktualne problemy trzeciej władzy w Polsce, red. Ł. Bojarski, K. Gajewski, J. Kremer, G.Ott, W. Żurek, Wolters-Kluwer 2019, s. 249 – 260.

Posted by Ewa Łętowska