W początkach zarazy, oponowano przeciw formalnemu wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej jako konstytucyjnego stanu nadzwyczajnego. Politycy byli zdania, że po pierwsze, nic osobliwego się nie dzieje, a po drugie, że istniejące kompetencje w pełni umożliwiają egzekutywie sprawne zarządzanie – w stanie epidemicznym, tylko z lekka różniącym się od sytuacji normalnej. W rzeczywistości chodziło o co innego. Nadchodziły wybory prezydenckie, a w stanach nadzwyczajnych wyborów się nie przeprowadza – trzeba byłoby je przesunąć, a tego zrobić nie chciano.

Towarzyszyły temu preteksty – dezinformacje co do prawa: a mianowicie że wprowadzenie takiego stanu oznaczałoby rujnację budżetu, bo taki stan nadzwyczajny wiąże się z koniecznością odszkodowań za szkody spowodowane rygorami sanitarnymi (tak ówcześnie wicepremier J.Gowin i (ówczesna minister gospodarki, J. Emilewicz) jakoby stan nadzwyczajny w postaci klęski żywiołowej musiał wiązać się automatycznie z nadmiarowymi ograniczeniami wolności konstytucyjnych.

Obie informacje były fałszywe. Stany nadzwyczajne, owszem wiążą się z ograniczeniami wolności konstytucyjnych, ale po pierwsze, nie ma czegoś takiego jak wymuszony automatyzm przedmiotu, poziomu i zakresu ograniczeń. Po drugie, w wypadku stanów nadzwyczajnych  sama konstytucja (art. 228 ust. 5 i 233) przewiduje czego i w jakim zakresie nie wolno ograniczać. (Przy stanie epidemicznym takich ograniczeń brak, zatem łatwo o eksces, z niewiedzy, nieumiejętności czy celowy). Odszkodowania w stanach nadzwyczajnych są ograniczone i realizowane w trybie częściowo administracyjnym z samej zasady konstytucyjnej (art. 228 ust.4 i wydana na jego podstawie ustawa z 22.11.2002 r. o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw człowieka i obywatela (Dz.U. poz. 1955).

Czyli jest akurat odwrotnie, niż wmawiano to publiczności. To brak wprowadzenia stanu nadzwyczajnego naraża budżet na większe obciążenia, ponieważ w takim wypadku stosuje się ogólne zasady indemnizacji przewidziane w  k.c., tj. pełną rekompensatę szkody. Argumentacja polityków były dezinformacją, fake newsem co do treści prawa, aby usprawiedliwić rządzenie rozporządzeniami i niewprowadzenie stanu nadzwyczajnego. Jajogłowi ostrzegali i ja w tym gronie, że taka sytuacja bynajmniej nie chroni przed odszkodowaniami, i to co rozmiaru bardziej (potencjalnie) szkodliwymi dla budżetu, bo liczonymi wedle kodeksu cywilnego.

Po roku mamy sytuację dokładnie taką, przed którą jajogłowi ostrzegali. Do tego w pakiecie:

  • destrukcję zaufania do prawa;
  • anarchię co do przestrzegania ograniczeń sanitarnych (nawet tych sensownych i koniecznych w warunkach pandemii),
  • Sanepid kary nakłada, tyle, że bez prawnej podstawy, zatem w sądach administracyjnych te decyzje się uchyla – no bo co sąd ma zrobić, skoro kontroluje zgodność z prawem decyzji;
  • bunt przedsiębiorców  szykujących się do sądowego boju o odszkodowania, (któremu ma zapobiec jakaś kolejna Tarcza – czyli jednak mamy do czynienia z wypłacaniem odszkodowań (czemu miało zapobiegać nieogłoszenie stanu klęski) z tym, że chodzi tu o koncypowane tych tarcz pod naciskiem wydarzeń i protestów (podejrzenie, że dostaje ten, kto głośniej krzyczy).

No i powstaje schizofreniczna sytuacja dla sądów – do których  trafiają kolejne pozwy – nawet zbiorowe, zmierzające do prawnej oceny prawidłowości zamykania przedsiębiorstw na podstawie niekonstytucyjnych (wykraczających poza umocowanie) rozporządzeń.

Za chwilę sądy zostaną kolejnym wrogiem – przyczyną chaosu, który spowodował kto inny. 
Tymczasem  sądy są postawione w schizofrenicznym dylemacie, ponieważ mamy schizofrenię systemu prawa, zafundowana przez władzę wykonawczą, rządzącą rozporządzeniami,  niezakotwiczonymi w ustawie tak, jak tego wymaga konstytucja. Zatem sam system jest wewnętrznie pęknięty. Konstytucja sobie, rząd sobie, a konflikty ma rozsądzać sąd. Rezultat: rozchwianie zaufania do prawa. Anarchizowanie sytuacji: sądy znów stają się chłopcem do bicia, skoro muszą przyznać rację obywatelom ukaranym za niestosowanie się do wymagań sanitarnych i dotkniętym lock downem, bo pełna indemnizację przewiduje obowiązujące prawo. I nie ma nic do rzeczy, że chodzi o ograniczenia   uzasadnione czy niezbędne (inna kwestią jest pytanie czy w takim zakresie,  i czy proporcjonalne); istotne, że  jednak są pozbawione cechy  legalizmu.

Pytanie dla sądów: czy mają kierować się legalizmem (na który przysięgali) czy działać jak liść figowy dla ewidentnych błędów – kierując się oportunizmem (bo raczej chyba nie czystą życzliwością dla  nieradzącej sobie  egzekutywy)?

Jednocześnie w TK spoczywają  jeszcze nierozpoznane wnioski (K 18/20 i 21/20), których zamysłem jest generalne wysadzenie w powietrze zasady odpowiedzialności państwa za szkody wyrządzone działalnością władczą (co ma zakotwiczenie w art. 77 Konstytucji i w kodeksie cywilnym).  Gdy orzeczenie to będzie wydane, pracowicie budowany od 1956 system odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez władze publiczną ulegnie destrukcji.
System prawa zastępuje seria chaotycznych, nieskoordynowanych, krótkowzrocznych posunięć.

Pewno niedługo doczekamy się wniosku do TK o wyłączenie decyzji Sanepidu spod kontroli sądowo-administracyjnej, w trosce o odciążenie WSA i NSA, a także w trosce o uwolnienie obywateli od czasochłonnej mitręgi sądowej. Ciekawe, czy usłyszymy cyniczną radę dla prawników, aby się cieszyli, ponieważ w ten sposób będą mogli na nowo, niektórzy drugi raz,  napisać serię monografii o odpowiedzialności Skarbu Państwa za szkody wyrządzone przez władzę publiczną.

Posted by Ewa Łętowska