1.
Termin „sędzia” w języku ogólnym może oznaczać bardzo różne kategorie osób: są sędziowie sportowi, są sędziowie łowieccy, są sędziowie sądów arbitrażowych. Sędziami nazywa się niekiedy osoby rozstrzygające spory[1]. Czasami termin ten trafia do tekstu ustawy i jest w nim definiowany (tak jest w przypadku sędziów sądów łowieckich[2]). Bywa jednak i tak, że ktoś przychodzący do sądu będzie nazywał sędzią każdą osobę, która wyda rozstrzygnięcie w jego sprawie, choć ustawa osobę tę będzie określała jako asesora sądowego lub referendarza. Wszyscy wokół mogą kogoś więc uważać za sędziego, ale ma to ogromne znaczenie, czy jest to sędzia sportowy, koleżeński czy sędzia jednego z sądów wymienionych w Konstytucji powołanych na to stanowisko w sposób w Konstytucji przewidziany.
Podobnie w przypadku sądów. W perspektywie językowej Sąd Najwyższy z sądem koleżeńskim łączy bardzo wiele, bowiem w jednej i drugiej nazwie występuje słowo sąd. Na tym podobieństwa się kończą, bowiem zasadnicza różnica polega na tym, że Sąd Najwyższy jest instytucją, o której mówi Konstytucja RP, która o sądach koleżeńskich milczy.
Sąd może zostać utworzony przez statutu jakieś organizacji. Sąd mogą sobie stworzyć sąsiedzi. Sąd może stworzyć większość parlamentarna przy pomocy ustawy i z akceptacja Prezydenta, co nie oznacza, że będzie to sąd, o którym mowa w Konstytucji. Należy przy tym pamiętać, że „sąd” stworzony ustawą lub statutem, można w każdej chwili znieść w ten sam sposób. Likwidacja sądu utworzonego na mocy Konstytucji wymaga postępowania zgodnego z Konstytucją albo zmiany samej Konstytucji.
2.
Konstytucja RP w kilku przepisach posługuje się terminem „sędzia” (art. 178, art. 179, art. 180, art. 183, art. 186 itd.). Sędziowie mogą utworzyć „sąd”, który jest organem konstytucyjnym sprawującym władzę publiczną. Odpowiadając na pytanie, co oznacza ten termin na gruncie konstytucyjnym należy mieć na uwadze istotną dyrektywę interpretacyjną obowiązująca na gruncie Konstytucji, zgodnie z którą użyte w niej terminy mają charakter autonomiczny, niezależny od przyjętych definicji tych samych terminów na poziomie ustaw zwykłych. To ustawy trzeba więc odczytywać w świetle Konstytucji a nie odwrotnie. Nie każda więc osoba nazywana sędzią przez ustawę, jest sędzią w rozumieniu konstytucyjnym.
Normy konstytucyjne z jednej strony mogą mieć charakter dyrektywalny – a więc określać to, jak powinny wyglądać regulacje przyjmowane w aktach normatywnych niższego rzędu, takie jak ustawy czy rozporządzenia. Z drugiej jednak strony Konstytucja może zawierać reguły bezpośrednio wyznaczające warunki ważności i skuteczności określonych czynności[3] oraz normy zakazu i nakazu bezpośrednio wiążące określonych adresatów tych norm. Szczególnie istotne są w tym zakresie owe reguły „ważności”, bowiem to one rozstrzygają o znaczeniu konstytucyjnym określonych aktów. Taką np. regułą jest wymóg kontrasygnaty aktów urzędowych Prezydenta, nie mających swojej podstawy w Konstytucji, ale w wyłącznie w ustawie. Szczególnym typem konstytucyjnych reguł „ważności” jest określenie warunków konstytucyjnej skuteczności powołania na określone stanowisko, czy funkcję mającą swoje zakorzenienie konstytucyjne. Niedopełnienie tych warunków powoduje, że z punktu widzenia Konstytucji określone działanie nie wywołało skutku konstytucyjnego, czyli nie doszło do powołania określonego organu w rozumieniu konstytucyjnym.
Tak rozumiane konstytucyjne reguły ważności powołania i skuteczności określonych czynności pełnią bardzo istotną rolę w zabezpieczeniu obowiązywania Konstytucji i gwarantowania jej przestrzegania. Konstytucja jest aktem normatywnym, którego przyjęcie i zmiana wymaga kwalifikowanej większości i specjalnej procedury. W tym sensie bardzo często jest rozstrzygnięciem podejmowanym w określonym „historycznym” układzie politycznym, który z czasem może w parlamencie ulegać zmianom. Nowe większości parlamentarne mogą nie akceptować rozstrzygnięć konstytucyjnych, ale równocześnie mogą nie mieć dostatecznej liczby głosów do zmiany Konstytucji. To z kolei rodzi pokusę uchwalania zwykłą większością ustaw, które mogą być sprzeczne z Konstytucją. Zwykłym instrumentem weryfikacji i ochrony Konstytucji staje się wówczas procedura oceny ustaw przed niezależnym Trybunałem Konstytucyjnym. W sprawach indywidualnych także sądy mogą odmówić stosowania niekonstytucyjnej ustawy, choć nie mają kompetencji do jej uchylenia. Gwarancyjna moc konstytucyjnych reguł walidacyjnych ujawnia się dopiero wówczas, gdy te normalne procedury ochrony konstytucji zostaną wyłączone – przez ustawowe zablokowanie funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego i/lub sądów. Wyobrażalne jest już także zablokowanie przez parlament powołania składu Trybunału Konstytucyjnego lub jego dekonstytucjonalizację w drodze wadliwych powołań na stanowiska sędziów i Prezesa tego organu. Konstytucyjne reguły walidacyjne stają się w takim przypadku gwarancją – w dłuższym okresie czasu – skuteczności norm konstytucyjnych, której nie można unicestwić przez ustawy zwykłe czy inne akty normatywne niższego rzędu.
Można sobie wyobrazić ustawę, która przekaże Sejmowi prawo do wybrania np. Prezydenta, choć Konstytucja przewiduje w tym zakresie wybory powszechne. Nawet jeżeli i Sejm i Senat, i rząd, i sądy uznają ten wybór, osoba taka nie będzie Prezydentem RP w rozumieniu Konstytucji, ale dziwnym urzędnikiem powołanym na podstawie ustawy i uzurpującym sobie uprawnienia Prezydenta.
Można też sobie wyobrazić ustawę, która przyzna Ministrowi Sprawiedliwości prawo do powoływania sędziów, udzielając im równocześnie kompetencji wchodzących w zakres wymierzania sprawiedliwości (np. orzekania kar za przestępstwa). Ustawa taka może być respektowana przez władze wykonawcza a nawet przez władze sądową. Nie spowoduje to jednak, że osoby powołane w takiej procedurze będą mogły zostać uznane za sędziów w rozumieniu konstytucyjnym. Stosowna konstytucyjna reguła „ważności” (walidacyjna) przesądza bowiem, że sędziego w rozumieniu konstytucyjnym może powołać na wniosek KRS wyłącznie Prezydent.
Konstytucja jest aktem normatywnym gwarantującym ciągłość władzy państwowej a równocześnie stanowiącym źródło inwestytury i legitymacji władz publicznych. Parlament ma prawo do uchwalania ustaw mających moc powszechnie obowiązującą, ponieważ powołano go w zgodzie z regułami konstytucyjnymi. Odstępstwo od konstytucyjnych reguł ważnego powołania przerywa konstytucyjną inwestyturę, staje się aktem uzurpacji lub tworzenia instytucji, które nie mają zakorzenienia konstytucyjnego. Takie instytucje mogą zostać w każdym czasie rozwiązanie i usunięte z systemu prawnego na mocy tego samego aktu normatywnego, który powołał je do życia. Parlament i władza wykonawcza w ramach swoich konstytucyjnych kompetencji może – w celu realizowania określonej wizji politycznej – tworzyć różne instytucje. Działalność ta pozostanie jednak na kursie kolizyjnym z Konstytucja wówczas, gdy owe instytucje mają przejąć funkcje organów konstytucyjnych lub, co gorzej, udawać, że są organami konstytucyjnymi (np. przez wyposażenie ich w nazwę i funkcje właściwe dla organów konstytucyjnych). Brak dopełnienia konstytucyjnych wymogów przy ich tworzeniu wyklucza jednak uznanie tych instytucji za organy konstytucyjnej. Pozostaną wyłącznie tworem ustawowym.
Możliwe do wyobrażenia jest stworzenie organu, któremu ustawodawca nada nazwę „sąd” i do którego kompetencji zostanie przekazane rozstrzyganie w określonej kategorii spraw (np. karnych). Jeżeli ten organ nie spełni cech definicyjnych pozwalających zakwalifikować go do jednego z konstytucyjnych rodzajów sądów, zaś w jego skład nie wejdą sędziowie powołani według reguł określonych w Konstytucji, organ taki nie może realizować kompetencji w zakresie wymiaru sprawiedliwości – takie prawo bowiem jest zastrzeżona dla sądów w rozumieniu konstytucyjnym. Jeżeli mimo to będzie orzekał, dojdzie w istocie do naruszenia konstytucyjnego prawa obywateli do sądu – chyba, że od orzeczenie tego organu będzie przewidziana droga odwoławcza do sądu w rozumieniu konstytucyjnym. Z jednej więc strony utworzenie takiego organu może naruszać art. 175 ust. 1 Konstytucji RP[4], z drugiej strony art. 45 ust. 1 Konstytucji RP[5]. Jednocześnie należy zwrócić uwagę, że orzeczenia tego organu nie będą postrzegane jako nieistniejące czy nieważne – ustawa może bowiem przyznawać mu cechy rozstrzygnięcia kształtującego prawa i wolności. Ustawa może bowiem wprowadzić swoje własne ‘ustawowe” reguły ważności określonych czynności, przewidując związanie nimi organów władzy publicznej.
Warto może zilustrować to przykładem. Nie ma już dzisiaj żadnej wątpliwości, że Izba Dyscyplinarna była zakazanym konstytucyjnie sądem specjalnym. Nie miała więc konstytucyjnej inwestytury – w rozumieniu Konstytucji nie była sądem. Jednocześnie jednak na gruncie ustawy osobom orzekającym w tej Izbie przyznano immunitet (ponieważ osoby te nie były sędziami w rozumieniu konstytucyjnym, nie przysługiwał im immunitet, o którym mowa w Konstytucji). Decyzja o przyznaniu takiego „ustawowego” immunitetu jest decyzją ustawodawcy i może go przyznawać także w szerszym zakresie niż przewiduje to bezpośrednio Konstytucja. Chcąc dzisiaj np. wszcząć postępowanie karne wobec osób orzekających w owej Izbie Dyscyplinarnej trzeba uchylić im immunitet. Owo uchylenie ustawowego immunitetu nie musi jednak być dokonywane przez sąd (tak jak tego wymaga Konstytucja w przypadku sędziów w rozumieniu konstytucyjnym), może to zrobić także inny organ powołany ustawą, nie mający konstytucyjnej inwestytury. Ale póki ustawa przyznająca immunitet obowiązuje, jest on wiążący także dla sądów (chyba że w drodze rozproszonej kontroli konstytucyjności uznają, że taki przywilej w konkretnej sprawie narusza Konstytucję lub prawo traktatowe).
3.
Jak już wcześniej wspomniano, w perspektywie ustroju państwa najistotniejszym jest, kto jest sędzią w rozumieniu Konstytucji RP. Tylko bowiem taki sędzia może – jako sąd – wydawać wyroki w imieniu Rzeczpospolitej i stanowić trzecią władzę – kontrolującą ustawodawcę i władze wykonawczą (rząd, Prezydenta). Gdyby o tym, kto jest sędzią i kto może sprawować wymiar sprawiedliwości decydowała tylko ustawa zwykła, której treść jest zależna od każdorazowej większości politycznej w parlamencie, to wówczas nie można byłoby mówić o żadnej niezależności władzy sądowniczej od polityków tworzących większość parlamentarna i rząd. Gdyby o tym, kto jest sędzią decydowała sama ustawa, to większość parlamentarna mogłaby tę ustawę dowolnie zmieniać, powodując, że niewygodne dla niej osoby traciłyby status sędziego, a inni sędziami by zostawali. Oznaczałoby to bezpośrednią podległość politykom i brak jakiejkolwiek gwarancji bezstronności i niezawisłości sądów. Tacy „ustawowi” sędziowie w sposób oczywisty zamienialiby się w karykaturę sądu w każdym przypadku, w którym przyszłoby im sądzić sprawę z tych czy innych powodów ważną dla polityków. Dlatego określenie warunków, które muszą być spełnione, żeby ktoś mógł być nazwany sędzią – umieszcza się w Konstytucji. Opisuje ona ustrój i fundamenty państwa, które powinny być odporne na zmieniające się interesy kolejnych większości parlamentarnych.
Twórcy Konstytucji, nie tylko zresztą polskiej, doskonale wiedzieli, że jeżeli ustrój państwa ma być oparty na podziale władz, to jeżeli ów podział ma uchronić społeczeństwo przed szaleństwami autokratów, despotów i dyktatorów, to sądy, jako trzecia, kontrolująca władza, będą wchodzić w konflikt z pozostałymi władzami – władzą ustawodawczą (Sejm, Senat) i wykonawczą (Prezydent, rząd). Bo choć wszystkie władze mają ze sobą współdziałać dla dobra wspólnego, to nigdy nie będzie pełnej zgodności między kontrolującym (sądy) a kontrolowanym (władza ustawodawcza i wykonawcza). Zwłaszcza, gdy ów kontrolowany jest znacznie silniejszy, bo on ostatecznie decyduje o przeznaczeniu i sposobie wydatkowani środków finansowych oraz o użyciu przymusu i siły fizycznej. To kontrolowany także decyduje o faktycznym wykonywaniu wyroków sądowych.
Wobec tego twórcy Konstytucji wprowadzili dla sądów, o których mowa w Konstytucji oraz orzekających w nich sędziów, specjalne gwarancje. Dotyczą one i szczególnego trybu powołania oraz usuwania z urzędu, niezawisłości i niezależności od innych władz, wyłącznej kompetencji do sprawowania wymiaru sprawiedliwości oraz zakazu tworzenia specjalnych, politycznych sądów pozostających pod kontrola polityków.
Dopiero takie sądy przewidziane i chronione przez Konstytucję otrzymały ostateczna kompetencję do ingerowania w prawa i wolności obywatelskie. Mówi o tym wprost np. art. 42 ust. 3 Konstytucji, stwierdzając, że tylko wyrok sądu w rozumieniu konstytucyjnym może pozbawić kogoś prawa do domniemania niewinności. Tylko wyrok tak rozumianego sądu może pozbawić kogoś majątku (art. 46 Konstytucji). Tylko odwołanie do takiego sądu realizuje konstytucyjne prawo obywatela do ochrony sądowej przewidziane w art. 45 ust. 1 Konstytucji RP. Takim sądem nie może być dowolna grupa osób, choćby nawet ustawa nazywała ich sędziami i traktowała jako sąd, a prezydent razem z premierem i marszałkami Sejmu i Senatu wręczali nominacje.
Konstytucja jest w tym zakresie jednoznaczna – sądy które opisuje mogą tworzyć wyłącznie sędziowie w rozumieniu konstytucyjnym, a więc osoby powołane na urząd sędziego w sposób w Konstytucji przewidziany.
Ustawodawca może więc sobie tworzyć dowolne drogi wybierania i mianowania różnych „sędziów”, ale nie będą oni sędziami w rozumieniu Konstytucji RP, jeżeli nie zostaną spełnione warunki ich powołania, o których mówi Konstytucja.
Ustawodawca może także tworzyć dowolne instytucje nazywając jest sądami, trybunałami, izbami – ale jeżeli nie zostaną spełnione konstytucyjne wymagania dotyczące sądu i nie będą w nich orzekać sędziowie w rozumieniu konstytucyjny, pozostaną tylko ustawowymi bytami, na kształt sądów łowieckich czy sportowych.
Konstytucja wskazuje warunki, które musza być spełnione by dana osoba uzyskała status sędziego w rozumieniu tejże Konstytucji. W szczególności musi zostać w tym zakresie złożony wniosek organu konstytucyjnego – Krajowej Rady Sądownictwa oraz nominacja dokonana przez inny organ konstytucyjny – Prezydenta. W jednym i w drugim przypadku chodzi o organy konstytucyjne a nie jakiekolwiek ustawowe twory noszące nawet taką sama nazwę. Nie wystarczy więc, by ustawa nazywała kogoś Prezydentem lub jakąś grupę osób – Krajową Radą Sądownictwa. Dana osoba nie zostanie sędzią w rozumieniu konstytucyjnym, jeżeli wniosek nie będzie pochodził od organu konstytucyjnego powołanego w trybie określonym przez Konstytucję. Może być wówczas co najwyżej sędzią w rozumieniu ustawy, tak jak sędziowie łowieccy czy sportowi.
Jednocześnie tylko sędziom – w znaczeniu konstytucyjnym – udzielono określonych w Konstytucji gwarancji – tak by mogli sprawować wymiar sprawiedliwości w sposób bezstronny i niezawisły. Chodzi w szczególności o gwarancje nieusuwalności z urzędu (bez orzeczenia sądu), gwarancje finansowe (co obejmuje także prawo do stanu spoczynku) czy immunitet.
Choćby więc Prezydent, w sposób najbardziej uroczysty wręczał swojej akty powołania, nie jest w stanie uczynić nikogo sędzią w rozumieniu konstytucyjnym, jeżeli nie będzie tego robił na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa. Taki akt nominacyjny bez wniosku KRS może co najwyżej uczynić kogoś sędzią ustawowym, jeżeli w tym zakresie spełnione będą kryteria ustawowe.
W tym sensie oczywiście, Prezydent może twierdzić, że Konstytucja daje mu uprawnienie do powoływania sędziego, tyle tylko, że jak będzie z tego uprawnienia korzystał z pominięciem wymogów konstytucyjnych, to nie uzyska zamierzonego efektu. Będzie to uprawnienie nie mające źródła w Konstytucji, ale w ustawie (co z kolei oznacza, że co do zasady jego realizacja wymaga kontrasygnaty szefa rządu). W identyczny sposób, gdyby ustawa przewidywała, że sędziego sądu łowieckiego powołuje Prezydent, nie zmieniłoby to faktu, że powołani w ten sposób sędziowie łowieccy nie będą „powołani” na mocy uprawnienia Prezydenta, o którym mówi art. 179 Konstytucji RP.
4.
Co jednak wówczas, gdy większość parlamentarna uchwali ustawę, na mocy której, ktoś może otrzymać prawo do orzekania jako sąd, bez spełnienia konstytucyjnych warunków powołania na stanowisko sędziego?
Oczywiście może się tak zdarzyć, gdy chodzi o „sądy”, które nie sprawują wymiaru sprawiedliwości w rozumieniu konstytucyjnym , jak np. sądy łowieckie czy różne sądy korporacyjne. Powołała je do życia ustawa, osoby, które w takich sądach orzekają mogą być nawet przez tę ustawę określane sędziami – ale nie są nimi w rozumieniu konstytucyjnym. I nawet jeżeli wydają rozstrzygnięcia w różnych sprawach indywidualnych (np. pozbawienia prawa do wykonywania zawodu), to i tak tego typu rozstrzygnięcia muszą podlegać kontroli „rzeczywistych” sądów – tych, o których mówi Konstytucja i które dopiero gwarantują realizację podmiotowego prawa obywatela do sądu z art. 45 ust. 1 Konstytucji RP.
Gorzej jest wówczas, gdy ustawodawca decyduje się wysłać takich „ustawowych sędziów” do sądów, które według Konstytucji powinny sprawować wymiar sprawiedliwości – a więc sądów powszechnych, administracyjnych, wojskowych, Sądu Najwyższego lub Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wówczas w tych sądach, pojawiają się „sędziowie”, których nie można tym mianem określić w rozumieniu Konstytucji, bo nie spełniają konstytucyjnych kryteriów, natomiast ustawa nadaje im prawo wydawania orzeczeń. Bynajmniej nie jest to tylko przypadek osób powołanych na funkcję sędziów przez Prezydenta RP bez wniosku Krajowej Rady Sądownictwa.
Takimi „ustawowymi” sędziami są np. asesorzy. Ustawa przewiduje, że mogą oni orzekać w różnych sprawach jako sąd, choć sposób ich nominacji nie jest zgodny z konstytucyjnym wzorcem, a na dodatek zostają oni powołani na czas określony. Nie są oni sędziami w rozumieniu Konstytucji i w każdym momencie parlament może ich pozbawić władzy sądzenia czy np. immunitetu, który przyznano im też tylko na mocy ustawy.
Szczególną grupą takich sędziów są sędziowie delegowani do orzekania w innym rodzaju sądów, niż ten, do którego zostali powołani. Np. sędziowie sądów powszechnych orzekający w Sądzie Najwyższym, czy sędziowie wojewódzkich sądów administracyjnych orzekający w NSA. Ich delegacje mają swoje źródło w decyzjach albo Ministra Sprawiedliwości albo administracji sądowej powoływanej przez tego ministra (prezesi sądów) a same te decyzje są uprawnieniem ustawowym a nie konstytucyjnym.
Inną grupę stanowią osoby, które zostały mianowane przez Prezydenta na „sędziów” w sądach specjalnych takich jak Izba Dyscyplinarnej oraz Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. W przypadku tego pierwszego sądu specjalnego (wyjątkowego) ustawa, która likwidowała ten twór przewidziała, że osoby tam orzekające na mocy decyzji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego mogły zostać sędziami Izby Karnej Sadu Najwyższego – bez wniosku Krajowej Rady Sądownictwa oraz bez powołania przez Prezydenta RP. W ich przypadku nie zostały dochowane oba konstytucyjne warunki do uzyskania statusu sędziego Sądu Najwyższego w rozumieniu konstytucyjnym.
5.
Kiedy większość parlamentarna w 2017 r. uchwaliła ustawę nowelizującą ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa – przesądzając, że wszystkich jej wybieranych członków powoła parlament, w istocie stworzyła organ nieznany Konstytucji, podporządkowany politykom, który perwersyjnie nazwała „Krajową Radą Sądownictwa”. Organ ten określany jako neoKRS (jakkolwiek lepsze byłoby użycie greckiego słowa „pseudo”, czyli „rzekomy”) został uznany za organ niespełniający standardów organu niezależnego przez Sąd Najwyższy i trybunały międzynarodowe[6] oraz wykluczony z organizacji zrzeszającej podobne konstytucyjne organ państwa europejskich. W podobny sposób traktowana jest owa pseudoKRS w najnowszej opinii Komisji Weneckiej[7].
Kiedy organ konstytucyjny traci swoją konstytucyjna tożsamość? Wydaje się, że dzisiaj podstawowy spór o to, czy i jak przywracać praworządność w polskim sądownictwie, zależy od odpowiedzi na to pytanie. Oczywiście chodzi o argumenty w tym sporze, które przedstawiane są w dobrej wierze, bowiem w debacie publicznej bardzo hałaśliwi są także beneficjenci zamachu ustrojowego z 2017 r.
Niewielu jest obrońców tezy, którzy nadal twierdzą, że zgodne z Konstytucją było dokonanie zmiany sposobu wyboru sędziowskiej części Krajowej Rady Sądownictwa. Nie ma potrzeby powtarzać całego uzasadnienia wykazującego, że Sejm nie mógł dodatkowo wybierać także części sędziowskiej Rady. W debacie wskazywano, że taki sposób doprowadzi do skrajnego jej upolitycznienia i tak też się stało. Działalność pseudoKRS pozostawała i pozostaje w jaskrawej sprzeczności z konstytucyjną funkcją „stania na straży niezależności i niezawisłości sędziów (art. 186 Konstytucji RP).
Krytycy poglądu o niekonstytucyjnym charakterze obecnie funkcjonującej KRS posługują się argumentacją, w myśl której, skoro organ ten działa, i ma taką, a nie inna nazwę, to jest to nadal organ konstytucyjny, choć może trochę „zepsuty”. Kłopot z prowadzeniem dyskusji z tymi prawnikami polega na tym, że gdy są pytani co odróżnia organ konstytucyjny od organu ustawowego to nie są w stanie podać żadnych kryteriów rozróżnienia, którymi się posługują. Niektórzy przytomnie odwołują się do skali naruszeń Konstytucyjnych w organizacji lub funkcjonowaniu takiego organu. I maja rację, bowiem to nie jest tak, że niekonstytucyjność każdej regulacji prawnej dotyczącej jakiegoś aspekty działania danego organu powoduje, że następuje jego dekonstytucjonalizacja. Czy można więc jednak stworzyć jakieś takie kryterium? Nikt raczej nie ma wątpliwości, że sąd łowiecki nie jest organem konstytucyjnym. Choć przecież posługuje się nazwą „sąd” używana w Konstytucji i rozstrzyga o sprawach bardzo istotnych dla określonej grupy obywateli parających się myślistwem. Ktoś powie, sąd łowiecki nie jest sądem w znaczeniu konstytucyjnym, bowiem nie wymienia go konstytucja. Ale czy to nazwy (tytuły) mają decydować o tym, czy coś kwalifikujemy do organów wskazanych w Konstytucji, a inne nie? Wcześniej wspomniałem już o możliwej do wyobrażenia ustawie uchwalonej przez Sejm, która stworzy urząd Prezydenta powoływanego przez większość parlamentarną. Czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach skłonny byłby twierdzić, że byłby to Prezydent w rozumieniu konstytucji? Tylko dlatego, że użyto nazwy „Prezydent”?
Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że sposób powołania danego organu stanowi podstawowe kryterium jego konstytucyjnego (lub jedynie ustawowego) charakteru. Oczywiście skala naruszeń w zakresie uregulowania sposobu powoływania też może być różna. Jeżeli jednak dominująca cześć kolegialnego organu zostaje powołana wbrew Konstytucji, to taki organ przestaje być organem konstytucyjnym. Oczywiście utrata charakteru konstytucyjnego może być następstwem skali także innych naruszeń dotyczących organizacji czy funkcji danego organu. Niemniej proces jego „tworzenia” jest równocześnie procesem udzielenia konstytucyjnej inwestytury do sprawowania władztwa publicznego, ma gwarantować konstytucyjną autonomię i niezależność wobec innych władz i organów konstytucyjnych, bezpośrednio także wpływa na zdolność do wykonywania przypisanych mu kompetencji w zgodzie z Konstytucją. Jakich byśmy kryteriów nie zastosowali, to, jak został ukształtowany i jak funkcjonuje obecnie organ nazwany przez ustawę Krajową Radą Sądownictwa, nie ma nic wspólnego z organem o tej samej nazwie, który przewiduje Konstytucja. Twierdząc coś odmiennego, poza tupaniem, odwoływaniem się do mętnych analogii i zaklinaniem rzeczywistości, warto byłoby wskazać jakie to cechy owej rzekomej KRS przyznają jej status organu konstytucyjnego, wbrew ocenom dokonywanym w orzecznictwie sądów i trybunałów międzynarodowych.
W debacie publicznej dotyczącej statusu neoKRS pojawiają się także dyskutanci, których określiłbym jako agnostyków prawniczych. Najczęściej powołują się oni na swoiście rozumiany argument epistemiczny: „jedynym organem, który może stwierdzić niekonstytucyjność KRS jest Trybunał Konstytucyjny, bo tylko ten organ ma monopol na dokonywanie ocen, czy coś jest zgodne z Konstytucja, czy nie. Skoro takiego orzeczenia nie wydano, to obowiązuje domniemanie zgodności ustawy z Konstytucją. Sami nie jesteśmy w stanie wydać oceny czy KRS jest zgodna z Konstytucją czy nie”.
Argument ten jest nietrafny na kilku poziomach. Z jednej strony zakłada, że w Polsce nadal funkcjonuje faktyczna kontrola konstytucyjności ustaw. Tymczasem ci sami politycy, którzy stworzyli pseudoKRS, doprowadzili do ubezskutecznienia orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego przez wprowadzenia do niego osób nie mających statusu sędziów TK (tzw. sędziów dublerów) i niegodne z Konstytucja powołanie Prezesa tego Trybunału[8]. Istnieje więc dość powszechny konsens co do tego, że obecnie kontrola konstytucyjności ustaw dokonywana przez TK nie funkcjonuje, więc trudno odsyłać do warunku, który jest niemożliwy do spełnienia. Oznaczałaby to zresztą, że każda dysfunkcja Trybunału Konstytucyjnego oznaczałoby likwidację obowiązywania konstytucji, a praktyczne przejecie tego organu przez jakąś autorytarna władzę, w istocie uniemożliwiłoby powrót do praworządności. Ale argument z braku stosownego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wadliwy jest jeszcze na innym poziomie. Gdyby faktycznie było tak, że tylko po orzeczeniu TK wolno dopiero byłoby twierdzić, że jakaś ustawa jest niekonstytucyjna, to parlament nie mógłby sam zmienić ustawy uzasadniając, że jest niekonstytucyjna. A przecież bardzo często motywem zmiany ustawodawczej jest przekonanie projektodawców, a na końcu całego parlamentu, że określone wcześniejsze regulacje są sprzeczne z Konstytucją. I nie wymaga to przecież występowania wcześniej do Trybunału Konstytucyjnego o opinię w tej kwestii.
W konstytucyjnym państwie prawa każdy organ władzy państwowej jest nie tylko uprawniony, ale i zobowiązany do podejmowania działań (w zakresie swojej kompetencji), by realizować porządek konstytucyjny, by w zakresie swojej aktywności dążyć do uzyskania jak największego stopnia realizacji Konstytucji. To zakłada także ocenę tego, czy określone instytucje i regulacje prawne zgodne są ze standardem konstytucyjnym, czy też nie.
Monopol Trybunału Konstytucyjnego nie polega więc na tym, że to jest jedyny organ, który może oceniać, czy jakaś regulacja prawa jest zgodna z Konstytucją, czy też nie, ale na tym, że jako jedyny organ konstytucyjny może dokonać stwierdzenia niekonstytucyjności aktu normatywnego ze skutkiem derogacyjnym, a więc doprowadzając do uchylenia niekonstytucyjnej normy prawnej. Żaden inny organ w państwie, poza parlamentem, nawet oceniając jakąś ustawę jako niekonstytucyjną, nie może jej uchylić.
Jeżeli więc, parlament czy rząd dochodzą do wniosku, że jakaś instytucja jest niekonstytucyjna, to z tego powodu mogą zaproponować i przeprowadzić zmianę stosownych regulacji. Jedynie następczo konstytucyjność owej zmiany może być oceniona przez np. Prezydenta czy też Trybunał Konstytucyjny.
Należy także zwrócić uwagę na to, że czym innym jest ocena konstytucyjności określonych aktów prawnych[9]a zupełnie inną kwestią jest weryfikacja tego, czy doszło do skutecznego – w rozumieniu konstytucyjnym – powołania określonego organu. Dopiero bowiem ta konstytucyjna skuteczność oznacza możliwość realizowania przez dany organ z konstytucyjnych kompetencji oraz korzystania z konstytucyjnych gwarancji. Akty powołania danego organu (np. wybór sędziów TK, powołania na stanowisko sędziowskie, wybór członków KRS, wybór Prezydenta), nie mają charakteru stanowienia norm abstrakcyjnych i generalnych, a tylko takie akty (akty normatywne) stanowią przedmiot kontroli Trybunału Konstytucyjnego. Wracając do przykładu ewentualnej ustawy o dokonaniu wyboru Prezydenta RP przez Sejm, to nawet gdyby Trybunał Konstytucyjny nie jej za sprzeczną z Konstytucją, to wybranie jakiejś osoby na urząd Prezydenta na podstawie takiej ustawy nie przyniosłoby konstytucyjnego skutku. Bowiem zgodnie z Konstytucją, wyboru takiego dokonuje się w głosowaniu powszechnym. Byłby to więc wyłącznie Prezydent ustawowy, a nie konstytucyjny. Identyczna sytuacja zachodzi w przypadku pseudoKRS. Skoro art. 187 ust 1 pkt 3 Konstytucji RP przewiduje, że Sejm wybiera tylko czterech członków KRS, to ustawa przewidująca, że dodatkowo miałby wybrać jeszcze 15 sędziów, jest w tym zakresie niekonstytucyjna: na różne sposoby można wybierać cześć sędziowską KRS, ale na pewno nie może tego dokonywać Sejm. Jeżeli tak się stało (choćby na podstawie uchwalonej ustawy), to nie jest to sposób powołania KRS przewidziany w Konstytucji, a tym samym (podobnie jak w przypadku ustawowego Prezydenta) nie jest to Krajowa Rada Sądownictwa, o której mówi Konstytucja, ale wyłącznie ustawowa pseudoKRS.
Oznacza to równocześnie, że owa pseudoKRS nie może skutecznie wykonywać kompetencji, które dla Krajowej Rady Sądownictwa przewiduje m.in. art., 179 Konstytucji, a więc występowania z wnioskiem do Prezydenta o powołanie określonej osoby na stanowisko sędziego w jednym z wymienionych w Konstytucji sądów. Oczywiście w ustawie można takiej pseudoKRS nadać różne uprawnienia – także prawo do wnioskowania o powołania na urząd sędziego czy asesora albo referendarza. Będą to wyłącznie kompetencje ustawowe, a osoby, w które w realizacji tej kompetencji obejmą określone stanowiska i urzędy, nie będą sędziami w rozumieniu Konstytucji, ale jedynie ustawy.
6.
Analizując spór o Krajową Radę Sądownictwa w kształcie, jaki nadała jej ustawa z 2017 r. warto sobie uświadomić, że przebiega on na dwóch różnych choć krzyżujących się poziomach.
Pierwszy poziom dotyczy konstytucyjności neoKRS w aspekcie formalnym, a więc dochowania formalnych warunków powołania organu konstytucyjnego tak, by spełniał on konstytucyjne kryteria skuteczności takiego powołania. W tej perspektywie najistotniejsza jest Konstytucja RP, a nie prawo traktatowe, bowiem to nie traktaty czy prawo unijne decydują o konstytucyjnym lub jedynie ustawowym charakterze jakiegoś organu. Z istoty rzeczy do tej charakterystyki nie mogła odnosić się także opinia Komisji Weneckiej z 14 października 2024 r., bowiem wskazywała ona wyłącznie na minimalny standard europejski, pozwalający na uznanie, czy określone regulacje prawne, w tym także te przywracające praworządność, pozostają w zgodności z owym standardem. Nie uszło wszakże uwadze Komisji Weneckiej, że ów standard musi uwzględniać sytuacje, gdy do powołania sędziów doszło w wadliwie konstytucyjnej procedurze. Stąd zawarta w opinii teza, iż w takim wypadku nie stosuje się gwarancji w postaci nieusuwalności z urzędu.
Innym poziomem sporu jest kwestia, że takiego ukształtowania neoKRS, że powstał organ skrajnie upolityczniony, co przekłada się na procedury nominacyjne sędziów, co z kolei powoduje, że sąd, w którego składzie znajdzie się taki sędzia, nie spełnia minimalnego standardu niezależności i niezawisłości. Ten z kolei standard jest standardem ogólnoeuropejskim, co pozwalało na twierdzenie, że upolityczniony wybór członków KRS przekłada się bezpośrednio na naruszenie standardu traktatowego prawa do niezależnego i bezstronnego sądu. Oczywiście w perspektywie tego zarzutu stopień upolitycznienia procedur nominacji sędziowskich może być większy lub mniejszy, a w efekcie mniejszy lub większy może być stopień naruszenia standardu niezależności i bezstronności sądu. Taka perspektywa skłania do twierdzenia, że być może nie wszystkie nominacje dokonane przez neoKRS były upolitycznione, a tym samym uzasadniona jest indywidualna weryfikacja owych procedur nominacyjnych z tego właśnie punktu widzenia.
Oczywistym jest, że określony w Konstytucji RP sposób powołania członków Krajowej Rady Sądownictwa, z wyraźnym ograniczeniem prawa Sejmu do wybrania wyłącznie 4 spośród nich, miało na celu zapobieżenie skrajnemu upolitycznieniu tego organu przez podporządkowanie go aktualnej większości politycznej w parlamencie. Warunek formalny miał zapobiec temu, co od strony materialnej doprowadziło do naruszenia standardów traktatowych i konstytucyjnych w zakresie prawa do bezstronnego i niezależnego sądu. Choć jednak obie wady neoKRS łączą się ze sobą bardzo ściśle, warto odróżniać ich istotę.
Brak konstytucyjnej legitymacji sędziego powołanego z udziałem pseudoKRS powoduje, że sąd z jego udziałem nie będzie sądem, o którym mówi Konstytucja w perspektywie realizacji podmiotowego prawa do sądu. Oczywiście prawo do sądu nie jest prawem absolutnym. Będzie ono realizowane także wówczas, gdy najpierw określone orzeczenie wydaje organ, niespełniający konstytucyjnych cech sądu (np. sąd w obsadzie asesora sądowego, referendarza, sędziego delegowanego do innego rodzaju sądu czy innego ustawowego sędziego) ale od tego orzeczenia istnieje prawo do odwołania do sądu, w którym zasiadają sędziowie o pełnej konstytucyjnej legitymacji, a sąd ten uprawniony jest do pełnej merytorycznej kontroli wydanego przez „ustawowego” sędziego orzeczenia. Problematyczne w tym zakresie jest wyłącznie dochowanie zasady dwuinstancyjnego postępowania sądowego (art. 176 Konstytucji RP), jest to jednak odrębny problem wymagający pogłębionej analizy tego, czym w rozumieniu konstytucyjnym jest „dwuinstancyjność” i czy jest to zasada absolutna w każdym postępowaniu realizującym prawo do sądu. Mając na względzie powyższe uwagi, w perspektywie prawa do sądu, rażącym naruszeniem Konstytucji byłoby dopuszczenie „ustawowych sędziów” w różnych ich odmianach i powoływanych przez różne ustawowe podmioty wówczas, gdyby mieli orzekać w składzie sądu ostatniej instancji, w szczególności zaś w NSA i Sądzie Najwyższym.
Z kolei mając na uwadze prawo do bezstronności i niezależności organu wydającego rozstrzygnięcie w indywidualnej sprawie oraz zasadę trójpodziału władz, w której sądy powinny był władzą niezależną i odrębną od władzy politycznej (art. 173 Konstytucji), istotny jest stopień upolitycznienia powołań na stanowiska sędziowskie, także wówczas, gdy mają one charakter ustawowy. Prawo to będzie naruszone także wówczas, gdyby np. asesor sądowy był powoływany w sposób arbitralny przez polityka jakim, jest Minister Sprawiedliwości według kryteriów politycznych. Jednocześnie mając na względzie to właśnie kryterium, konkretne procedury powołania na urząd sędziego mogą nie wykazywać cech wpływów politycznych, co może uzasadniać tezę, że w indywidualnych przypadkach nie byłoby zagrożenia dla zasady bezstronności czy niezależności sądu, w składzie którego brałby udział tak powołany sędzia.
Tego typu oceny stosuje Sąd Najwyższy dokonując weryfikacji spełnienia zasady bezstronności i niezależności przez składy orzekające sądów powszechnych, w których znajdują się neosędziowie. Nawet jednak pozytywna weryfikacja nie jest stanie usunąć wady ustrojowej, jaką jest brak konstytucyjnej legitymacji „sędziów ustawowych” w postaci prawidłowego powołania na urząd sędziego. Ta wada jest trwała i trwale też ogranicza konstytucyjne prawo obywateli do sądu. Jej usunięcie nie jest możliwe przez dokonanie weryfikacji powołań za pomocą kryterium stopnia ich upolitycznienia. Jedynym sposobem jej usunięcia jest albo zmiana Konstytucji albo spełnienie konstytucyjnych kryteriów – czyli uzyskanie zgodnego z Konstytucją powołania na urząd sędziego przez Prezydenta na wniosek konstytucyjnej Krajowej Rady Sądownictwa.
7.
„Rzekoma Krajowa Rada Sądownictwa”, będąc tworem wyłącznie ustawowym, zaczęła przedstawiać Prezydentowi wnioski o powołanie na stanowisko sędziego w sądach wymienionych w Konstytucji. Prezydent wręczał nominacje, ale nie mógł tym samym sprawić, by ziścił się konstytucyjny warunek, zgodnie z którym wniosek musiała złożyć rzeczywista Krajowa Rada Sądownictwa. Prezydent wręczając nominacje sędziowskie działał wyłącznie na podstawie ustawy, a nie Konstytucji RP. I tak pojawili się w systemie wymiaru sprawiedliwości sędziowie „ustawowi”, którzy nie spełniali konstytucyjnej definicji sędziego[10].
Czy tacy sędziowie mogli następnie wydawać ważne orzeczenia? Odpowiedź brzmi – tak. Podobnie, jak takie orzeczenia wydają asesorzy, sędziowie łowieccy czy referendarze sądowi. Tyle tylko, że orzeczenia sądów z udziałem owych „sędziów ustawowych” pretendowały do rangi orzeczeń wydawanych przez sądy w rozumieniu konstytucyjnym. Były jednak wadliwe, możliwe do zakwestionowania, bowiem skład sądu z udziałem „ustawowego” sędziego, w nominacji którego uczestniczyła upolityczniona pseudoKRS, nie gwarantował spełnienia przez taki sąd cech niezawisłości i bezstronności[11]. O ile w przypadku sądów pierwszej instancji wada ta mogła zostać usunięta przez orzeczenie sądu wyższej instancji orzekającego już w konstytucyjnym składzie, o tyle w przypadku osób orzekających w Sądzie Najwyższym czy NSA, których to sądów orzeczenia nie podlegają już dalszej kontroli, w zasadzie musiało to prowadzić do uznania tych orzeczeń w każdym przypadku za obarczone wadą główną uzasadniającą wznowienie postępowania.
Czy wadliwie (bo bez udziału KRS) powołani sędziowie są sędziami? Tak – ale wyłącznie w rozumieniu ustawy, która na dodatek, dopuszczając ich do orzekania, ograniczyła konstytucyjne i traktatowe prawo obywatela do rozstrzygnięcia jego sprawy przez sąd (w dwuinstancyjnym postępowaniu), obsadzony sędziami w rozumieniu konstytucyjnym – a więc z pełnymi gwarancjami niezawisłości i bezstronności.
Należy przy tym zwrócić uwagę na pewne zróżnicowanie sytuacji owych „ustawowych” sędziów, którzy pojawili się w polskim systemie sądownictwa po 2017 r.
W sądach powszechnych dochodziło do powoływania sędziów tych sądów na funkcje w sądach wyższych (okręgowych czy apelacyjnych) ale w ramach tego samego rodzaju sądownictwa wskazanego w Konstytucji. Oznaczało to, że sędzią sądu rejonowego (czy okręgowego), powołany kiedyś do tego sądu ze spełnieniem konstytucyjnych wymogów, zostawał sędzią „ustawowym” w sądzie okręgowym lub apelacyjnym. Udział pseudoKRS w tego typu nominacji miał specyficzny charakter – było to bowiem w istocie postępowanie awansowe. Konstytucja nie rozróżnia bowiem – przy akcie powołania – między sędzią sadu rejonowego czy okręgowego (apelacyjnego). Podobnie w przypadku sądów administracyjnych czy wojskowych. Konstytucja nie wskazuje nazw sądów wynikających z podziału terytorialnego Są to już podziały ustawowe, a nie konstytucyjne. Konstytucja wskazuje tylko na powołanie na stanowisko sędziego w sądzie należącym do sądownictwa powszechnego. Zupełnie inaczej jest w przypadku mainowania do Sądu Najwyższego lub Naczelnego Sądu Administracyjnego. To jest inny rodzaj sądu, a w związku z tym zupełnie inne powołanie. Nawet jeżeli wcześniej dana osoba była sędzią sądu powszechnego, powołanie do Sądu Najwyższego jest zawsze „pierwszym powołaniem” i musi spełniać wszystkie kryteria konstytucyjne (wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, powołanie przez Prezydenta)[12].
Konstytucyjnej legitymacji sędziów nie można udzielić ani w drodze ustawy, ani aktów innych organów konstytucyjnych czy też orzeczeń sądowych. Dopiero ewentualna zmiana Konstytucji mogłaby sankcjonować fakt powołania na stanowiska sędziów w procedurze, w której nie było wniosku konstytucyjnej Krajowej Rady Sądownictwa. Tak jak nie można było w drodze ustawy zastąpić warunku wniosku Krajowej Rady Sądownictwa, tak w drodze ustawy nie da się stwierdzić, że wadliwie powołani sędziowie, posiadają jednak legitymację konstytucyjną. Ustawa nie jest w stanie zmienić normatywnej rzeczywistości konstytucyjnej. Jak już wcześniej wspomniano, uzyskanie konstytucyjnej legitymacji przez „ustawowego sędziego” wymaga więc albo zmiany Konstytucji, albo powołania na wniosek konstytucyjnej Krajowej Rady Sądownictwa, a więc powtórzenie procedury nominacyjnej. Trzeciej drogi nie ma.
8.
Tak, jak już wcześniej była o tym mowa, konstytucyjne gwarancje nieusuwalności, stanu spoczynku, immunitetu dotyczą wyłącznie sędziów w rozumieniu konstytucyjnym, a więc takich, którzy zostali powołani na stanowiska w sposób przewidziany w Konstytucji. Sędzia ustawowy nie może też pełnić funkcji zastrzeżonych dla sędziów, o których mówi Konstytucja. Sędziowie ci nie mogą więc tworzyć organu konstytucyjnego jakim jest zgromadzenie ogólne sędziów SN, przedstawiające Prezydentowi kandydatów na stanowisko I Prezesa SN. Takim kandydatem nie może być także jakakolwiek osoba zatrudniona w budynku Sądu Najwyższego, ale wyłącznie sędzia spełniająca konstytucyjne warunki do bycia sędzią Sądu Najwyższego.
Oczywiście, może się zdarzyć, że Prezydent może powołać na tę funkcję inną osobę, niż sędzia SN w rozumieniu Konstytucji RP. I że być może na gruncie określonej ustawy tworzącej ustawowych sędziów będzie to dopuszczalne. Nie zmieni to jednak rzeczywistości konstytucyjnej, że tak powołana osoba nie będzie I Prezesem Sądu Najwyższego w rozumieniu Konstytucji RP, a kadencja, na którą zostanie powołana, nie będzie podlegać konstytucyjnej ochronie[13].
Stanowiska i funkcje stworzone wyłącznie mocą ustawy można znieść – co nie jest absolutnie tożsame z koniecznością unieważnienia wszystkich czynności podejmowanych przez osoby takie ustawowe stanowiska zajmujące. Chodzi w szczególności o wydawane z ich udziałem orzeczenia sądowe. Można też, w drodze ustawy, przenieść takie osoby na inne stanowiska (za ich zgodą), można wyznaczyć czasowe ramy ich funkcjonowania na stanowiskach „ustawowych sędziów”, można stworzyć procedury wygaszające indywidualne akty powołań na stanowiska ustawowych sędziów (podobnie jak delegacje do orzekania w innych sądach). Wszystkie te opcje są możliwe. Należy przy tym pamiętać, że nawet wprowadzenie ustawowej cezury skuteczności aktu powołania na stanowisko ustawowego sędziego oznacza konieczność wydania co najmniej deklaratoryjnego indywidualnego aktu stwierdzającego spełnienie ustawowych przesłanek takiego skrócenia w przypadku konkretnej osoby. W tym kontekście trzeba chyba wylać kubeł zimnej wody na głowy niektórych obrońców neosędziów, którzy w niedawnej opinii Komisji Weneckiej upatrywali obrony status quo oraz konieczność prowadzenia niemal postępowań sądowych oceniających walory owych neosędziów. Komisja Wenecka mówi jedynie o konieczności oceny, czy w indywidualnym wypadku spełnione są ustawowe kryteria takiej likwidacji. I bynajmniej nie chodzi o moralny osąd danej osoby zajmującej stanowisko sędziego – bo od tego są postępowania dyscyplinarne.
Oczywiście w przypadku ustawy likwidującej stanowiska wadliwe powołanych sędziów ustawowych każda osoba zajmująca takie stanowisko musi otrzymać indywidualne potwierdzenie (stwierdzenie) tego faktu od właściwego organu i jak w każdym przypadku aktu odnoszącego się do jej sytuacji prawnej, otwarta będzie także droga do sądowej kontroli – czy to przed sądem pracy czy to przed sądem administracyjnym.
Wątek indywidualnej oceny spełnienia przesłanek ustawowych i sądowej kontroli poprawności owej oceny, obecny w opinii Komisji Weneckiej, wydaje się być odczytywany także w innym kontekście, któremu wypada poświęcić nieco miejsca – chodzi o postrzeganie nominacji na stanowisko sędziowskie w perspektywie ochrony praw i wolności podmiotowych jednostki.
Lektura różnych wypowiedzi komentatorów prowadzi do wniosku, że wielu z nich tak zdaje się postrzegać zapowiedź weryfikacji wadliwych nominacji – jako osąd postaw sędziów, którzy przystąpili do procedur awansowych czy nominacyjnych przed pseudoKRS. W tym bowiem kontekście pojawiają się zarzuty niesprawiedliwości takich procedur wobec sędziów z wieloletnim stażem, wieloletnim doświadczeniem i dobrze wykonujących czynności zawodowe. Warto jednak bliżej przyjrzeć się tej krytyce.
Jeżeli chodzi o organy władzy publicznej tworzone na podstawie ustawy, to znoszenie takich organów raczej nigdy nie jest traktowane w kategoriach naruszania indywidulanych praw piastunów tych organów. Organy władzy publicznej można w granicach konstytucyjnych kształtować przy pomocy ustawy w sposób dowolny. Kiedy natomiast dany urząd czy funkcja jest likwidowana – pojawia się problem ew. gwarancji dla osób, które funkcje te sprawowały – w perspektywie praw pracowniczych czy cywilnych. Często w tym kontekście pojawia się instrument w postaci odprawy, czy też oferty zajęcia innego stanowiska i jest to instrument wystarczający w perspektywie gwarancji konstytucyjnych.
Owe gwarancje mają swoje zakorzenienie w przekonaniu, że osoba pełniąca określoną funkcję realizuje konstytucyjne prawo dostępu do pełnienia służby publicznej (art. 60 Konstytucji RP), które powinno być co do zasady chronione zasadą zaufania do państwa i prawa, stabilizującej sytuację prawna jednostki.
Dochodzi do tego jednak dodatkowy filtr w postaci oceny, czy chronione prawa zostały nabyte w sposób słuszny. Konstytucyjna ochrona zaufania do prawa nie obejmuje bowiem praw nabytych niesłusznie. Jeżeli więc gdzieś pojawia się problem oceny postaw określonych osób, w tym ich świadomości konstytucyjnego kontekstu obejmowania stanowisk „sędziów ustawowych”, to co najwyżej w odniesieniu do tego, czy należą im się gwarancje pracownicze związane z likwidacją danego stanowiska. Należy przy tym pamiętać, że w obręb tych gwarancji w ogóle nie wchodzi stan spoczynku, bowiem to prawo dotyczy wyłącznie sędziów, którzy mają status sędziów w znaczeniu konstytucyjnym.
Ustawowym sędziom to wyłącznie ustawa zagwarantowała nieusuwalność z zajmowanej funkcji, stan spoczynku i immunitet. Te gwarancje, podobnie jak w przypadku asesorów sądowych, nie mają i nie miały podstaw konstytucyjnych przewidzianych rozdziale VIII Konstytucji. Wobec tego należy zadać pytanie, czy nabycie owych uprawnień podlega ochronie według zasad ogólnych, w szczególności na gruncie konstytucyjnej zasady ochrony zaufania i praw słusznie nabytych.
Odpowiedź brzmi: nie. Uprawnienia te zostały bowiem nabyte w złej wierze, z pełna świadomością niekonstytucyjnego charakteru przyjmowanych przez ówczesną większość parlamentarną rozwiązań. Ze świadomością tego, że jest to zasadnicza cześć demontażu ustroju konstytucyjnego państwa. Prawnik, który chciałby twierdzić, że o tym nie wiedział i tego nie rozumiał, raczej powinien się wrócić na studia prawnicze, a nie ubiegać o stanowisko sędziowskie.
Brak jest więc zasadniczo podstaw do przyjęcia konstytucyjnej ochrony uprawnień osób powołanych na niekonstytucyjne stanowiska „sędziów ustawowych”. Warto bowiem mieć na uwadze, jak mocno stworzenie instytucji takich sędziów ustawowych (obok już istniejących funkcjo asesorów) ograniczyło dostęp obywatela do sądu, o którym mówi art. 45 Konstytucji RP. Prawo do sądu, jest to bowiem prawo do sądu, w którym orzekają sędziowie mający konstytucyjną gwarancję, a nie osoby będące zakładnikami określonej większości politycznej gwarantującej stabilność ustawy, dzięki której otrzymali kompetencje do wydawania orzeczeń. W tej perspektywie utworzenie instytucji sędziów ustawowych było sprzeczne z powołanym art. 45 Konstytucji RP, zwłaszcza gdy takich sędziów umieszczono w sądach wyższych instancji oraz SN i NSA, a więc sądach, w których kończy się bieg instancji i nie ma już środka odwoławczego, który mógłby rozpoznać sąd prawidłowo obsadzony w rozumieniu Konstytucji RP. Tym bardziej sprzeczne z Konstytucją było powołanie sądów specjalnych (wyjątkowych), takich jak Izba Dyscyplinarna czy Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, do których skierowano samych ustawowych sędziów.
9.
Nie można stracić z pola widzenia faktu, że kryzys konstytucyjny, który rozpoczął się w pod koniec 2015 r. odmową przyjęcia ślubowania od wybranych przez parlament sędziów TK, stał się szczególnym testem dla postaw prawników. Z perspektywy czasu trudno przecenić rolę prawników w zapobieżeniu stoczeniu się Polski w szarą sferę autorytarnych reżimów, w sposób naturalny ciążących w kierunku Rosji a nie Unii Europejskiej (takich ja Węgry). Bunt prawników był wyjątkowym doświadczeniem w skali europejskiej. Prawnicy bowiem raczej postrzegani są jako koniunkturaliści, usłużni urzędnicy wykonujący polecania władzy politycznej i możnych tego świata. Silni dla słabych i słabi dla silnych. I historia dostarcza wielu przykładów potwierdzających te tezę – w momencie zagrożeń dla praw i wolności obywatelskich, czy podstaw ustrojowych państwa, prawnicy bezpiecznie chowali się za literą ustaw i innych regulacji często wydawanych przez autokratów dla przejęcia, czy umocnienia swojej władzy. Tym razem stało się jednak inaczej.
Trzeba więc jak najszybciej zamknąć okres chaosu w sądownictwie i przywrócić pełną konstytucyjną legitymację do orzekania wszystkim sędziom. W ponownych, otwartych konkursach, ci z nich, którzy zostali wadliwe powołani, mają szansę udowodnić, że ich nominacje były w pełni uzasadnione, z uwagi na posiadaną wiedzę, umiejętności i cechy charakteru.
Sądownictwo nie może ciągle zajmować się sobą – bo dość już zmarnowano na to czasu i energii. Same kary zapłacone na funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej skutecznie wspomogłyby choćby informatyzację sądów znacznie przyspieszając czas postępowania. A konieczne zmiany nie mogą stać się zakładnikiem małej grupy beneficjentów konstytucyjnego bezprawia hałaśliwie walczących o zachowanie status quo.
[1] „Którzy ustanowił mnie sędzią między wami?”
[2] Zob. ustawa z dnia 13 października 1995 r. Prawo łowieckie (t.j. Dz.U. 2003, poz. 1082
[3] W prawoznawstwie reguły te nazywa się regułami walidacyjnymi
[4] „Art. 175 ust.1. Wymiar sprawiedliwości w Rzeczpospolitej Polskiej sprawują Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe.”
[5] „Art. 45 ust. 1. Każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny bezstronny i niezawisły sąd.”
[6] Por. orzeczenia ETPCz: z 15 marca 2022 r. Grzęda v. Poland appl. No 4372/18, z 3 lutego 2022 r. Advance Pharma sp. Z oo v. Poland, appl no 1469/20, z 8 listopada 2021 r., Dolińska-Ficek and Ozimek v. Poland appl no 49868/19 oraz 57511/19 oraz z 22 lipca 2021 r. Reczkowicz v. Poland appl no 43447/19
[7] Opinia Komisji Weneckiej z dnia 14 października 2024 (CDL-AD(2024)029 pkt 8, przywołująca wcześniejsze opinie Komisji: CDL-AD(2017)031 oraz CDL-AD(2020)017
[8] W zgromadzeniu, które miło przedstawić Prezydentowi kandydatów na to stanowisko, uczestniczyły osoby nieupoważnione, tzw. sędziowie dublerzy. Zgromadzenie to nie było więc Zgromadzeniem Ogólnym Sędziów Trybunału Konstytucyjnego o którym mowa w art. 194 ust. 2 Konstytucji RP.
[9] w tym tego, jakie minimalne warunki muszą być spełnione, żeby określony akt w ogóle miał charakter obowiązujący, czyli był obowiązującym aktem normatywnym a nie aktem nieistniejącym
[10] Charakterystycznym jest, że Prezydent A.Duda w wystąpieniu w budynku Sądu Najwyższego w dniu, bronił koncepcji, w myśl której sam akt jego powołania na stanowisko sędziego jest wystarczający dla uzyskania przez dana osobę konstytucyjnej legitymacji do sprawowania wymiaru sprawiedliwości. Tym samym przyznawał jednak, że działalność pseudoKRS nie spełnia konstytucyjnych standardów. Gdyby było inaczej nie musiałby odwoływać się do „uzdrawiających” skutków aktów Prezydenta. Uzdrawiać można jedynie coś, co jest chore.
[11] To tak jakby posadzić za kierownicą miejskiego autobusu osobę, która nie ma prawa jazdy. Być może potrafi prowadzić autobus w ruchu miejskim, ale trudno jest temu w każdym przypadku zaufać.
[12] Inną kwestią jest, czy takie powołanie do sądu innego rodzaju, sędziego, który miał wcześniej konstytucyjną legitymacje do orzekania w innym typie sadów (np. sędziego sądu powszechnego na urząd sędziego Sądu Najwyższego), powoduje, że bezpowrotnie traci on swoją pierotną legitymację. Wydaje się, że zgoda na przyjęcie ustawowej nominacji do sądu innego rodzaju jest tożsama z rezygnacja z dotychczasowego urzędu. Ale można także przedstawić argumenty przeciwne temu poglądowi, traktując tę nominację do Sadu Najwyższego bardziej jak ustawową delegację na czas nieokreślony.
[13] Warto przy tym zwrócić uwagę na to, że niezależnie od wszystkich wad konstytucyjnych powołania przez Prezydenta RP w 2020 r. na stanowisko I Prezesa SN p. Małgorzaty Manowskiej, zgromadzenie sędziów, które dokonywało wyboru kandydatów i sam wybór został przeprowadzony na podstawie aktu normatywnego wydanego przez Prezydenta bez podstawy prawnej. W znowelizowanej przez obóz polityczny Prezydenta ustawi o Sądzie Najwyższym wprowadzono delegację ustawową dla Prezydenta wydania aktu wykonawczego w postaci „Regulaminu Sądu Najwyższego”. Delegacja ta nie obejmowała jednak uprawnienia do uregulowania przebiegu Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego, a więc odrębnego organu konstytucyjnego przewidzianego w art. 183 ust. 3 Konstytucji RP dokonującego wyboru i przedstawienia kandydatów na I Prezesa SN. Już choćby z tego powodu (abstrahując od udziału w tym zgromadzeniu osób nieuprawnionych, a więc członków specjalnych sądów jakim była Izba Dyscyplinarna i Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, powołanie to nie mogło być skuteczne konstytucyjnie.)
Lead artykułu pochodzi od Redakcji.
Podziel się: