Julia Przyłębska nieraz zapowiadała skrócenie dystansu dzielącego Trybunał Konstytucyjny od zwykłego człowieka. Jednak przez rok jej rządów Trybunał niekoniecznie zbliżył się do obywateli. Za to piszący te słowa w tym momencie zbliża się do siedziby Trybunału. Co go tam sprowadza?
A jaki ma pani pomysł, żeby odbudować zaufanie do Trybunału? – pytali przed rokiem Julię Przyłębską dziennikarze „Rzeczpospolitej”[1]. – Uważam, że z czasem jego autorytet będzie powracał. Już kiedyś powiedziałam: zwrócimy ten Trybunał obywatelom, niech zacznie zajmować się ich sprawami, a jest ich sporo, wtedy wszystko się wyciszy – odparła. Sprawdzam więc, jak wygląda zwracanie Trybunału obywatelom. Przedmiotem mojego zainteresowania jest prawo dostępu do informacji publicznej, o którym mowa w art. 61 ust. 1 Konstytucji RP. Pierwsze zdanie tego przepisu brzmi: „Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne”. Z kolei ust. 2 stanowi: „Prawo do uzyskiwania informacji obejmuje dostęp do dokumentów oraz wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu”. Dalsze jednostki redakcyjne wymieniają ograniczenia tego prawa (ust. 3) i powierzają – co do zasady – ustawom określenie trybu udzielania informacji publicznej (ust. 4).
Z prawa dostępu do informacji publicznej korzystam obficie, w szczególności występując od ponad roku o rozmaite dane do Trybunału Konstytucyjnego. Pozwala mi na to Konstytucja, nie muszę się więc z tego tłumaczyć, co potwierdza ustawa o dostępie do informacji publicznej. Nie kryję jednak, że robię to nie tylko dla zaspokojenia własnej obywatelskiej ciekawości, ale też aby władza czuła społeczną kontrolę. Zwłaszcza, gdy robi rzeczy niepokojące. Niepokojące były dla mnie choćby niektóre zmiany w składach orzekających TK, zarządzone przez Julię Przyłębską niedługo po tym, gdy objęła faktyczne kierownictwo w tej instytucji. W szczególności te zmiany, które polegały na wprowadzeniu do składów orzekających osób, które w istocie nie są sędziami TK, ponieważ „wybrano” je na stanowiska sędziowskie wcześniej obsadzone przez uprawniony do tego Sejm poprzedniej kadencji. Dla tego, co napiszę dalej, ma znaczenie podkreślenie, że o skany zarządzeń Prezesa TK w sprawie zmian w składach orzekających oraz w sprawie wyznaczenia składów orzekających wystąpiłem do TK na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej 30 stycznia 2017 r. To ważne, bo obowiązywała już wtedy ustawa z 30 listopada 2016 r. o organizacji i trybie postępowania przed TK. Weszła ona w życie 3 stycznia 2017 r.
Ustawa o dostępie do informacji publicznej zobowiązuje do udzielenia takiej informacji niezwłocznie, jednak nie później niż w terminie 14 dni od dnia złożenia wniosku. Odpowiedź na wniosek z 30 stycznia 2017 r. dostałem 13 lutego 2017 r., czyli zmieszczono się w ustawowym terminie. Do nadesłanego maila były załączone skany, o które wystąpiłem. Z podobnym wnioskiem zwróciłem się do TK 6 marca 2017 r., chcąc uzyskać skany zarządzeń wydanych w późniejszym czasie. Tym razem odpowiedź otrzymałem 5 dni przed upływem terminu maksymalnego – 15 marca 2017 r.
Generalnie w okresie od końca grudnia 2016 r. do marca 2017 r. nie było problemów z realizacją przez Biuro TK mojego konstytucyjnego prawa do informacji publicznej. Odpowiedzi nadchodziły w terminie; jedynie sporadycznie zdarzało się, że na niektóre pytania uchylono się od odpowiedzi, argumentując, że nie dotyczą one informacji publicznej. Nie nadużywano przewidzianej w ustawie o dostępie do informacji publicznej możliwości przedłużenia terminu udzielenia odpowiedzi na wniosek do maksymalnie dwóch miesięcy od daty jego złożenia. Tylko raz zdarzyło się, że pracownica Biura TK poinformowała mnie o skorzystaniu z tej możliwości, a dotyczyło to sprawy faktycznie wymagającej większego nakładu pracy – zapytałem o to, którzy asystenci sędziów TK i inni pracownicy tej instytucji towarzyszyli sędziom w wyjazdach zagranicznych w latach 1997–2016, dokąd i kiedy odbyły się te wyjazdy i ile środków z budżetu TK na nie wydano. Zresztą nawet wtedy termin wydłużono stosunkowo nieznacznie, a nie do maksimum, czyli dwóch miesięcy.
13 marca 2017 r. pracę w Biurze TK rozpoczął pan Marcin Koman, który został rzecznikiem prasowym tej instytucji, obejmując zarazem kierownictwo Zespołu Prasy i Informacji.
Zmiana na niekorzyść nastąpiła w kwietniu ub.r. Na wniosek z 11 kwietnia 2017 r., w którym pytałem o koszt organizacji w siedzibie TK wykładu prof. Ryszarda Legutki, otrzymałem następującą odpowiedź: „Wykład miał charakter zamknięty. Ze względu na zamknięty i wewnętrzny charakter wydarzenia z przykrością musimy odmówić udzielania odpowiedzi. Wszelkie koszty bieżącej działalności Trybunału Konstytucyjnego, w tym koszty przyjmowania zapraszanych na wewnętrzne spotkania gości mieszczą się w standardowych wydatkach naszej instytucji”. Gdy 21 kwietnia 2017 r. zapytałem o to, czy w siedzibie TK odbyły się spotkania Julii Przyłębskiej lub Mariusza Muszyńskiego z politykami (wymieniłem konkretne funkcje), nie otrzymałem w terminie żadnej odpowiedzi; dlatego 17 maja 2017 r. wysłałem monit. I to nie pomogło, więc 19 czerwca 2017 r. ponowiłem interwencję, jednocześnie zawiadamiając o sprawie Rzecznika Praw Obywatelskich. Ponieważ nie otrzymałem z TK odpowiedzi także na trzy wnioski wysłane 22 maja 2017 r., i o tym fakcie powiadomiłem RPO, który zwrócił się 3 lipca 2017 r. do TK z pismem domagającym się wyjaśnienia sprawy i udzielenia mi odpowiedzi. Najwidoczniej odniosło ono skutek, bo odpowiedzi zaczęły napływać. Nim to nastąpiło, w reakcji na kolejny mój wniosek rzecznik prasowy Marcin Koman odpisał mi: „Szanowny Panie, będziemy przygotowywać odpowiedź na ten wniosek. Chciałbym Pana poinformować, że pozostałe wnioski również będą rozpatrywane. Staramy się jak możemy, aby odpisywać Panu i innym wnioskodawcom. Proszę o wyrozumiałość, ale jesteśmy w ostatnich miesiącach bardzo obciążeni wnioskami i pytaniami. Ustalenie odpowiedzi wymaga dużego nakładu energii”. Gdy już odpowiedzi „ustalono”, niekiedy były wymijające. W sprawie spotkań Julii Przyłębskiej i Mariusza Muszyńskiego z politykami odmówiono mi informacji, twierdząc, że „terminarz spotkań nie jest dokumentem urzędowym i nie stanowi informacji publicznej w rozumieniu przepisów ustawy […] o dostępie do informacji publicznej”. Problem w tym, że nie prosiłem o nadesłanie terminarza spotkań, tylko o odpowiedź na pytanie, czy do takich spotkań w siedzibie TK doszło, a jeżeli tak, to kiedy i którzy politycy brali w nich udział.
Od lipca częstą praktyką Biura TK stało się przedłużanie terminu odpowiedzi na wnioski o udostępnienie informacji publicznej. Nie tylko wówczas, gdy przygotowanie odpowiedzi było czasochłonne. Jakie jest uzasadnienie dla opóźnienia w nadesłaniu skanów 2-3-stronicowego protokołu, listy obecności i kilku innych dokumentów związanych z posiedzeniem Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK? Okazuje się, że może brzmieć tak: „uprzejmie informujemy, że z uwagi na sezon urlopowy i spowodowane tym braki kadrowe, odpowiedź we wnioskowanym zakresie zostanie udzielona do dnia 1 września 2017 r.” (odpowiedź na wniosek z 31 lipca, udzielona 10 sierpnia). A ja, naiwny, sądziłem, że to urząd obsługujący organ władzy publicznej powinien tak zorganizować swoją pracę, aby okres urlopowy nie wywoływał braków kadrowych, a w efekcie uszczerbku w działalności tego urzędu! Gwoli ścisłości odnotujmy, że odpowiedź w końcu nadeszła, z przekroczeniem nawet owego przedłużonego terminu – bo dopiero 8 września.
Na niektóre wnioski wciąż dostawałem odpowiedzi w terminie i zawierające żądane informacje. Nasiliły się jednak zjawiska niepokojące. Choćby taka odpowiedź na wniosek o skany dokumentów z innego posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK: „uprzejmie informujemy, że z uwagi na potrzebę dodatkowego czasu, koniecznego do precyzyjnego przygotowania wszelkich dokumentów ze Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego, które odbyło się 27 lipca 2017 r. oraz zważywszy na sezon urlopowy i spowodowane tym braki kadrowe, odpowiedź we wnioskowanym zakresie zostanie udzielona do dnia 1 września 2017 r.”. A ja, naiwny, sądziłem, że skoro Zgromadzenie podjęło uchwały na wspomnianym posiedzeniu (m.in. przyjęło Regulamin TK i statuty Biura Służby Prawnej oraz Kancelarii TK), to te dokumenty były już gotowe! W błędzie byłem. Bo, jak widać, dopiero trzeba je było „precyzyjnie przygotować”. Co więcej, gdy 8 września 2017 r. (znów po upływie przedłużonego terminu), dostałem w końcu odpowiedź, była ona tylko odpowiedzią częściową. Nadesłano mi protokół i szereg innych dokumentów, ale opóźniono nadesłanie wspomnianych dwóch statutów. Dlaczego? „Spowodowane jest to zakresem ww. dokumentów oraz uwzględnieniem szczególnej sytuacji wynikającej z art. 13 ust 2 i 3 ustawy z 13 grudnia 2016 r. Przepisy wprowadzające ustawę o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym oraz ustawę o statusie sędziów Trybunału Konstytucyjnego […], która nakłada na pracodawcę – Biuro Trybunału Konstytucyjnego – obowiązek zajęcia stanowiska w kwestii zaproponowania nowych warunków pracy i płacy na dalszy okres następujący po likwidacji Biura TK. Ww. propozycja ma zostać złożona do dnia 30 września 2017 r. Uwzględniając przedstawione wyżej okoliczności i kierując się dobrem pracowników odpowiedź we wnioskowanym zakresie zostanie udzielona do dnia 2 października 2017 r., zgodnie z art. 13 ust. 2 ustawy z 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej”. Było to zatem drugie przedłużenie terminu odpowiedzi w tej samej sprawie, i to wykraczające poza termin 2-miesięczny, na który pozwala ustawa. Mój wniosek był przecież datowany na 31 lipca. Statuty dostałem 2 października.
Jeszcze dalej sprawy zaszły w odpowiedzi na wniosek z 8 września ub.r. Pomijam tutaj jego przedmiot. Odpowiedź z 22 września: „uprzejmie informujemy, że ze względu na trwający proces reorganizacji Biura Trybunału Konstytucyjnego oraz zważywszy na zakres wnioskowanych informacji odpowiedź na Pana wniosek zostanie udzielona w terminie do dwóch miesięcy od wpłynięcia wniosku”. Gdy oprotestowałem ogólnikowość użytych określeń, mających uzasadniać przedłużenie terminu, odpisał mi pan rzecznik Marcin Koman: „Ma Pan prawo do swojej subiektywnej oceny, ale proszę uszanować to, iż trwający proces reorganizacji Biura Trybunału Konstytucyjnego jest bardzo czasochłonnym przedsięwzięciem. Trybunał Konstytucyjny ma obowiązek dbać o dobro obywateli, ale także o dobro swoich pracowników. Część informacji, o które Pan poprosił będzie udostępniona w pierwszej kolejności pracownikom” (odpowiedź z 26 września 2017 r.). Dodajmy, że owe informacje to skany już wtedy wydanych (na podstawie art. 15 ust. 2 ustawy – Przepisy wprowadzające ustawę o organizacji i trybie postępowania przed TK oraz ustawę o statusie sędziów TK) przez Prezesa Trybunału zarządzeń. Co więcej, termin przedłużono także w zakresie innych dokumentów, w tym dokumentu wycofującego upoważnienie dla Mariusza Muszyńskiego do wykonywania uprawnień i obowiązków Szefa Biura TK. Jak widać, dobro pracowników Trybunału nie pozwalało na udostępnienie mi tego dokumentu w terminie.
Zaintrygował mnie ów „trwający proces reorganizacji Biura Trybunału Konstytucyjnego”, który był „bardzo czasochłonnym przedsięwzięciem”. Zapytałem więc, czy pracownikom Zespołu Prasy i Informacji Biura TK, która to jednostka realizuje wnioski o udostępnienie informacji publicznej, zostały powierzone obowiązki służbowe związane z reorganizacją Biura TK, wynikającą z przygotowań do rozpoczęcia działalności przez Kancelarię Trybunału i Biuro Służby Prawnej Trybunału? Mail z 11 października 2017 r. od Roberta Lubańskiego: „Odpowiadając na Pana wniosek z dnia 27 września br. (g. 22:56) informuję, że pracownikom Zespołu Prasy i Informacji Biura Trybunału Konstytucyjnego nie zostały powierzone obowiązki służbowe związane z reorganizacją Biura Trybunału Konstytucyjnego”. Odpowiedź tę dostałem w terminie 14 dni. I byłem nawet nieco zaskoczony, że terminu jej nadesłania nie przedłużono do dwóch miesięcy w związku z „trwającym procesem reorganizacji” Biura TK.
Interesującą korespondencję otrzymałem 7 grudnia 2017 r. Otóż ze skrzynki trybunalskiej pana Marcina Komana przyszło potwierdzenie (w reakcji na żądanie potwierdzenia odbioru), iż nie przeczytano i usunięto moją wiadomość z 17 maja 2017 r. zatytułowaną: „Brak odpowiedzi na wniosek o udostępnienie informacji publicznej z 21 kwietnia 2017 r.”. Dodam, że wprawdzie po ciężkich bojach, ale (pseudo)odpowiedź na tamten wniosek ostatecznie, już wcześniej, mi przysłano (był to opisany powyżej wniosek dotyczący spotkań z politykami w siedzibie TK). Podobny los („nie przeczytano” i „usunięto”) spotkał maila z 31 lipca ub.r. z wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej, na który również zdążyłem już otrzymać odpowiedź, choć spóźnioną.
Widać zatem tendencję. W początkowym okresie rządów Julii Przyłębskiej w TK udostępnianie informacji publicznej przebiegało zasadniczo poprawnie. Coś niepokojącego stało się na przełomie kwietnia i maja, gdy zaczęto nie odpowiadać na niektóre wnioski. Moda na przedłużanie terminów odpowiedzi nastała w doskonale się do tego nadającym okresie wakacyjnym („zważywszy na sezon urlopowy i spowodowane tym braki kadrowe”), a następnie była płynnie kontynuowana w związku z reorganizacją Biura TK, w którym to „bardzo czasochłonnym przedsięwzięciu” – jak się okazuje – pracownicy Zespołu Prasy i Informacji jednak nie uczestniczyli. Urlop plus reorganizacja Biura Trybunału stanowiły preteksty do przedłużania terminów odpowiedzi. Niedawno z kolei dowiedziałem się o przedłużeniu terminu odpowiedzi w banalnej sprawie dotyczącej łącznej wysokości kosztów grudniowego uroczystego posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK. Uzasadnienie? „Udzielając odpowiedzi na Pana wniosek z dnia 17 grudnia […] zawiadamiam, że informacja publiczna nie może być udostępniona w przepisanym terminie 14 dni od daty złożenia wniosku, a tym samym zawiadamiam, że ze względu na dużą ilość pytań i wniosków Pański wniosek zostanie rozpatrzony w terminie do 2 miesięcy od dnia jego złożenia” (odpowiedź z 29 grudnia 2017 r.). Gołym okiem można dostrzec, że autorytet Trybunału „z czasem powraca” poprzez zwracanie „tego Trybunału” obywatelom. Ujawnia się to coraz bardziej oględnym uzasadnianiem opóźnień w udostępnianiu informacji publicznej.
Ostatnio zwrot ku obywatelowi nastąpił wręcz gwałtowny. Oto bowiem na wniosek z 7 grudnia 2017 r. o nadesłanie skanów postanowień w sprawie wyłączeń lub odmowy wyłączeń sędziów z udziału w postępowaniu przed TK wydanych w 2017 r. odpowiedziano mi, że „podstawą prawną jego realizacji nie jest ustawa o dostępie do informacji publicznej […], ale ustawa […] o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym”. Ciekawe, że tak samo nie odpowiedziano w pierwszym kwartale ubiegłego roku na wnioski w sprawie zarządzeń dotyczących składów orzekających. Wówczas udzielono odpowiedzi w trybie dostępu do informacji publicznej. Ale wróćmy do dzisiaj. Mogę więc przeglądać postanowienia o wyłączeniach/braku wyłączeń sędziów, wydane – jak ustalili pracownicy TK – w 20 sprawach, tyle że muszę w tym celu przyjechać do Warszawy (oczywiście na swój koszt), a kopie, wyciągi lub odpisy z akt zostaną mi udostępnione po wniesieniu opłaty ustalonej zgodnie z przepisami ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych. W ramach korespondencji zmierzającej do ustalenia terminu mojej wizyty dowiedziałem się też od aktualnej dyrektor Biura Służby Prawnej TK Anny Zołotar-Wiśniewskiej: „W żądanych przez Pana aktach (20 spraw) znajdują się skargi konstytucyjne, w związku z czym sprawy te wymagają anonimizacji, co jest praco- i czasochłonne. Po jej dokonaniu przez pracownika Sekretariatu Biura Służby Prawnej TK zostanie Pan poinformowany o możliwym terminie przeglądania akt. Przypominam, że zgodnie z ustawą o organizacji i trybie postępowania przed TK realizacja procedury dostępu do akt nie może zakłócać pracy TK. Jednocześnie zwracam uwagę – wobec treści Pana maila – że udostępnienie akt do wglądu polega na tym, że to Pan – jako zainteresowany – wskazuje nam sygnatury spraw, których akta mamy Panu udostępnić. Nie jest zadaniem Sekretariatu Biura Służby Prawnej wyszukiwanie akt pod kątem ich zawartości”. Była to o tyle zaskakująca sugestia, że tylko w niektórych przypadkach dokumenty, których poszukuję, widnieją na stronie internetowej TK, a co za tym idzie – gdy nie widnieją, nie jestem w stanie samodzielnie ustalić sygnatur spraw, w których postanowienie o wyłączeniu/odmowie wyłączenia sędziego zostało wydane. (Swoją drogą co stoi na przeszkodzie każdorazowemu zamieszczaniu tych – jawnych przecież – dokumentów na portalu internetowym Trybunału?). Uczciwie jednak przyznaję, że ok. 3,5 godziny później (9 stycznia br., o godz. 19.46) pani Anna Zołotar-Wiśniewska tym razem uprzejmie napisała: „Sekretariat już ustalił sygnatury. Dam Panu znać, w którym ze wskazanych przez Pana terminów będzie możliwe przejrzenie akt – jak tylko dokonamy anonimizacji skarg konstytucyjnych, które znajdują się wśród spraw, które Pana interesują”.
Anonimizacji już dokonano. Dotyczyła akt 4 z 20 postępowań, o których mowa. Zatem jadę z Krakowa do Trybunału. I zastanawiam się, czy aby w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Julia Przyłębska się nie przejęzyczyła. Może chodziło jej o to, że zwróci „ten Trybunał”, ale nie „obywatelom”, tylko „przeciw obywatelom”, obracając go do nich plecami?
Autor jest doktorantem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. W tekście wyraża wyłącznie własne poglądy.
[1] M. Domagalski, T. Pietryga, Prezes TK Julia Przyłębska o Trybunale Konstytucyjnym, „Rzeczpospolita” z 14 stycznia 2017 r., http://www.rp.pl/Sedziowie-i-sady/301149987-Prezes-TK-Julia-Przylebska-o-Trybunale-Konstytucyjnym.html (dostęp: 25.01.2018 r.).
Podziel się: