My, publiczność, zobaczyliśmy 6 maja ilustrację prawdziwości słów przypisywanych Bismarckowi „ludzie nie powinni wiedzieć jak się robi kiełbasy i prawo”. A właśnie się tego dowiedzieli i to jest moment zgaśnięcia wiary (naiwnej) w demokrację (u nas praktykowaną).
Do celu można dążyć rożnymi drogami. Cele polityczne da się osiągać za pośrednictwem nie jednej prawnej procedury. Można też przerzucać się między różnymi drogami, procedurami, ich zestawieniami, dążąc cały czas do celu zamierzonego.
Dla polityka jest istotne, aby nie zamykać sobie możliwości owego „przerzucania kanałów” i możliwości gry na wielu fortepianach (oferowanych przez prawo). Czasem są to fortepiany używane jak należy, dobrze nastrojone. Czasem te, gdzie strój jest wyciągnięty do granic pęknięcia struny. Wtedy trzeba szybko usiąść do innego instrumentu. Ale póki się gra na tym z naciągniętymi strunami – wszystko będzie ok, bo albo słuchaczom słoń na ucho nadepnął, albo im się to podoba, albo jest ich za mało, aby wyegzekwować zmianę instrumentu lub stroju. A nawet jak naciągnięta struna pęknie, to głusi może nie usłyszą, a ci co usłyszą, nie dadzą rady skłonić grającego do przerzucenia się na inny instrument lub melodię.
Właśnie te prawidłowości nam przedstawiono w Sejmie, gdzie 6 maja ujawniono polityczny projekt wyborczy, w deklaracji dwóch liderów rządzącej koalicji. Teraz trzeba dobrać do niego instrumenty prawne. Tu jest wiele różnych możliwości. Rozgorączkowani komentatorzy nie orientują się, że dyskutując naraz o politycznych i prawnych aspektach projektu, łapią się w pułapkę gry pozorów i pędzenie na oślep po jednej ścieżce, podczas, gdy jest ich kilka.
Na początek odblokowano drogę „oficjalną”: jesteśmy tu dokładnie w punkcie uchwalenia przez Sejm ustawy pocztowej (6 kwiecień). Senat odrzucił ją w całości (i miał wiele do tego powodów), no ale większość sejmowa chciała inaczej i udało się jej zwerbować do tego koalicjanta. W ustawie pocztowej zawarta jest legitymizacja egzekutywy (minister) do organizacji wyborów, w miejsce zdymisjonowanej wcześniej PKW (której jednakowoż pozostawiono honor ostatecznego ogłoszenia wyników). I w tej ustawie jest opcja dla Marszałkini Sejmu do przesunięcia głosowania na 17 lub 23 maja (aby się zmieścić w terminie z art. 128.1. Konstytucji). Ponieważ słuchacze – pardon – prawnicy, grymasili, że fortepian tu brzmi nieczysto, do TK poszedł wniosek o stwierdzenia, że brak (luka) w Kodeksie Wyborczym owej opcji przesunięcia – jest niekonstytucyjna. To nic że TK nie kontroluje luk. Nazwie się lukę pominięciem legislacyjnym i mamy gotową (no z trochę fałszywie brzmiącym strojem) legitymizację do celu, który od początku chciano osiągnąć. To stan na 7 maja w południe. Co dalej?
Ustawę pocztową (przed 10 maja) z pewnością podpisze Prezydent, a p. Marszałkini uspokoiwszy sumienie posłaniem sprawy do TK, przesunie termin na 23 maja. Oczywiście wyznaczony dzień wyborów 10 maja się wtedy dezaktualizuje, A SN nie musi niczego stwierdzać, ani nawet w tym zakresie żadnego postępowanie się nie zainicjuje, bo po co. Ot tak, postraszono publiczność tą ewentualnością, aby komentatorzy mieli o czym mówić. (Nota bene to ewentualność ciut fałszywie brzmiąca, z uwagi na różnicę w formule art. 101 ust. 1 i 129 ust. 1 Konstytucji: w pierwszym wypadku SN stwierdza ważność wyborów, w drugim „wyboru” – a więc dokonanego procesu wybierania. No ale to subtelność interpretacyjna, może się nie połapią, może strunę się podciągnie) .
A jeżeli do 23 maja poczta się znów nie wyrobi z tymi pakietami (już drukowanymi z należytą pieczęcią oraz zabezpieczeniami), no to znowelizuje się ustawę pocztową raz jeszcze, stosownie modyfikując opcję dla p. Marszałkini (bo juz z pewnością i TK będzie gotowy) co do określenia terminu, przesuwając go tym razem np. do lipca lub początku sierpnia. Przecież projekt polityczny i solenna deklaracja jednego z liderów nowelizację ustawy pocztowej zapowiadała, a rzeczą chwalebną jest dotrzymywanie obietnic.
To jeden scenariusz, moim zadaniem bardzo prawdopodobny. Możliwe są i inne. Jest kilka fortepianów i mogą być wykorzystane w rozmaitej kolejności, z mniej lub bardziej zafałszowanym strojem. Trochę zależy to od układu sił w koalicji rządzącej i lojalności jej partnerów. To jednak temat dla politycznych komentatorów, których ci u nas dostatek.
A prawo? Od lat powtarzam, że ono nie reguluje tego, co głosi, tylko to, co uda się silniejszemu, używającego prawa instrumentalnie. Złudzenia prawników wynikają z ich nieświadomości tego zjawiska. Wojna na interpretacje jest lukratywna co do łupu, lecz nie jest wojna na racje. Nie zazdroszczę roli przyzwoitek, w jakiej obsadzono sędziów w TK i SN. Nawet, jeśli te role bywają tylko potencjalnie obsadzone.
Ciekawam natomiast jak wygląda opisanie zleceń druku pakietów wyborczych (i tych prawdziwych, i tych tworzących kamuflaż, bo nie wykluczone że i tu była ściema) i czy ktokolwiek oficjalnie się nad tym będzie zastanawiał, porównując daty i kompetencje stojące za zleceniami.
Bismarck żył w XIX wieku. Od tego czasu wiele zrobiono dla higienizacji produkcji kiełbas i prawa. No ale my przecież mieszkamy jednak na peryferiach.
(Tekst został przygotowany dla Oko-Press i tam pierwotnie umieszczony)
Podziel się: