Prof. Ewa Łętowska

Na prośbę wydawcy biuletynu wydawanego przez PAU (Pausa) miałam przygotować „w pigułce”  informację o demokracji i Konstytucji. Są to prawdy oczywiste, które trzeba powtarzać:

Demokracja:  rządy „ludu, dla ludu i przez lud”- to klasyczne określenie Abrahama Lincolna  –  jest piękne, lecz nie odpowiada na pytania

  • Kto do „ludu” należy, a kto nie?
  • Jak „lud”, liczący kilka, kilkanaście, czy  kilkadziesiąt milionów ma w praktyce, na co dzień, rządzić? Trzeba przecież podejmować ustawicznie miliony decyzji: ustawodawczych, administracyjnych, trzeba rozstrzygać pojedyncze spory, podejmować różne decyzje.
  • Jak ustalić , w jakim trybie, co dla ludu jest dobre, pożądane, oczekiwane, skoro przecież nie da się osiągnąć jednomyślności, a ma się rządzić „dla” ludu?

W zależności od tego, jakie tu padną odpowiedzi,  „demokracja” obrasta w przymiotniki: mówi się więc o demokracji liberalnej, socjalistycznej, większościowej, deliberatywnej,  autokratycznej, autonomicznej i wielu, wielu innych modelach,  ustalanych wedle różnych kryteriów, istniejących historycznie i współcześnie, teoretycznych i praktycznych.

Warunek konieczny, choć niewystarczający, wspólny dla wszystkich ujęć demokracji: wybory

 regularnie przeprowadzane,   wedle z góry określonych założeń  sformułowanych w Konstytucji i prawie  wyborczym, wybory, których przeprowadzeniu  nie można zarzucić braku swobody i fałszu wyników.

Polska niewątpliwie jest państwem demokratycznym: wybory się u nas odbywają. Jak dotąd  były wynikiem, no może nie nieskrępowanej, ale jednak niezafałszowanej gry konkurentów politycznych. Jaka to jednak demokracja, jaki przymiotnik należy jej nadać?

Decydująca o modelu demokracji jest Konstytucja: ona wskazuje „warunki brzegowe”

Artykuł  2 deklaruje   że chodzi tu o „demokratyczne państwo prawa”. Ale tylko naiwni mniemają, że ta deklaracja równa się rzeczywistości. Art. 2 jest zaledwie dyrektywą, wytyczną, drogowskazem dla wszystkich  organów państwa.  Nie wystarczy przy tym to, co „na papierze”. Ustawodawca może nawet uchwalić wszystko, co niezbędne  jest państwu prawa. Ale to, czy państwo prawa gdzieś jest, czy go nie ma, decydują realne zmiany rzeczywistości. O państwie prawa można więc mówić, gdy nie tylko tekst prawa, ale także  praktyka, standardy są takie, jak się tego wymaga. A wreszcie,  gdy  organy państwa umieją i chcą na serio realizować państwo prawa.

Koncepcja demokratycznego państwa prawa w art. 2 Konstytucji  spina nas z prawnym systemem Unii Europejskiej. Ona bowiem  właśnie   państwo prawa, rule of law,  uważa za jedną ze swych  podstaw aksjologicznych. Mówi o tym, (art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej), wymagający „poszanowania godności  osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawa,  jak również poszanowania praw człowieka,  w tym osób należących do mniejszości”. To sprzężenie wyjaśnia  zarazem dlaczego:

  • stan praworządności w państwach członkowskich interesuje organy UE, które mogą w tym względzie formułować oceny i stawiać wymagania (co czasem bywa ambarasujące, o czym się właśnie przekonujemy);
  • standardy praktyczne państwa prawa wyznacza przy tym orzecznictwo unijne (Luksemburg, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej)  i orzecznictwo z zakresu praw człowieka (Strasburg, Europejski Trybunał Praw Człowieka), a nie wyłącznie tylko orzecznictwo i praktyka organów krajowych.

W Polsce problemem jest właśnie niespójność tego, co zadeklarowane w przepisach i tego, co dzieje się w praktyce (standard), ocenianej w perspektywie zarówno konstytucyjnej (na papierze to wygląda lepiej, w praktyce gorzej)  jak i europejskiej (nasz standard praktyki  nie dorównuje  unijnej).

Kto jest „ludem” w rozumieniu Konstytucji  (art. 1 i art. 4)

Artykuł 1 Konstytucji stwierdza, że „Rzeczpospolita jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”.  Natomiast art. 4 mówi, że „władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”. Uważniej czytane, oba te przepisy  demaskują rozpowszechnione   przekłamanie o wszechwładzy większości parlamentarnej.  To, że  aktualna większość parlamentarna  wygrała wybory nie oznacza bowiem, że  może ona sama tylko, bez uwzględnienia interesu i wysłuchania  mniejszości,  definiować co to jest dobro wspólne i decydować  arbitralnie o jego realizacji.

Jeżeli naród jest suwerenem, to obejmuje to jego całość, a nie tylko tę większość, która wygrała wybory. Zaś przegrana w wyborach nie oznacza, że głosujący na opozycję przestają być częścią suwerena.

Jak na co dzień „naród” wykonujący władze zwierzchnia ma rządzić

– wedle art. 4 ust. 2: „naród sprawuje władzę poprzez swych przedstawicieli”.  Konstytucja determinuje zarazem rudymenty systemu wyborczego, strukturę i fundamenty funkcjonowania rządu, administracji rządowej i samorządowej, wymiaru sprawiedliwości.  W art. 10 mówiąc o  „podziale  i równoważeniu” władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, stwierdza, że żadna nie powinna  mieć dominacji w trójpodziale. Zaś sądy powinny być niezależne, a sędziowie – niezawiśli, wolni od nacisków i oddziaływania efektu mrożącego ze strony innych władz.

Jak zapewnić „ludowi” udział w kształtowaniu tego, jak należy  ujmować dobro wspólne  i zapewnić udział decyzjach wykonywania władzy

– to rodzi największe wyzwania i najłatwiej w niej o manipulacje. Konstytucja 97 podkreśla  (preambuła) że fundamentem działania władzy jest „poszanowanie wolności i  sprawiedliwości, współdziałanie władz, dialog społeczny oraz zasada pomocniczości umacniająca uprawnienia obywateli i ich wspólnot”. Zatem nie centrali lecz samorządom w kwestiach lokalnych  powinny być oddane i decyzje,  i środki ich realizacji. Przyznanie kompetencji bez stworzenia możliwości jej realizacji jest nadużyciem. Wysłuchanie zainteresowanych, dialog i  rzetelna współpraca, nie tylko władz między nimi, ale i ze wspólnotami obywatelskimi i NGO’s, przejrzystość w procedurach i  działaniu powinna towarzyszyć działaniu władz i urzędów.

Polski model konstytucyjny lokuje się wśród demokracji liberalnych, i deliberatywnych,  akcentujących  rolę praw człowieka  jako wyznacznika standardu ochrony wolności.  Demokracja to rządy większości, przy poszanowaniu interesów, oraz podmiotowości  i aspiracji mniejszości.

Z tego wynika, że większość parlamentarna, chcąc być w zgodzie z Konstytucją nie może przegłosować byle czego, powołując się na swoją legitymację wynikająca z aktualnie posiadanej większości.  Że ograniczenia mniejszości polegają nie tylko na  odbieraniu im jakiś praw albo zakazanej (art. 32) dyskryminacji; mogą one się wyrażać w  prozaicznych zachowaniach (np. drastyczne ograniczenia dopuszczalności i czasu wypowiedzi w parlamencie, wykluczanie z uczestnictwa w sesjach, zwoływanie posiedzeń bez dbałości o dotarcie komunikatu do wszystkich zainteresowanych, niezachowanie procedur parlamentarnych w zakresie stanowienia prawa albo niewykonywanie wyroków wydanych w imieniu Rzeczpospolitej). O praworządności decyduje nie tylko tekst ustaw, ale i poziom realnej praktyki ich stosowania; Konstytucja, funkcjonowanie instytucji państwowych, procedury ustawowe –  nie mogą być atrapą czy legitymizacyjnym parawanem dla  arbitralności  woli politycznej. I wreszcie ocena  czy w danym państwie dochodzi czy nie do naruszeń standardu demokracji nie jest – dla państwa europejskiego, będącego członkiem UE – li- tylko problemem wewnętrznym.

Posted by Ewa Łętowska