W tradycyjnym modelu skłonni byliśmy przestrzegać ustawy zasadniczej, ponieważ pełni ona różne społecznie użyteczne funkcje – prawną, organizatorską, integracyjną, legitymacyjną, wychowawczą etc. PiS proponuje nam nową jakość – negatywną legitymację konstytucyjną. (…) Opiera się to na trzech nowatorskich metodach: albo na bezpośrednim łamaniu konstytucji z jednoczesnym twierdzeniem, że na tym polega jej przestrzeganie, albo na reinterpretacji i w rezultacie anihilacji konstytucyjnej aksjologii, albo wreszcie na odgrywaniu przed społeczeństwem taniej komedii mającej odsłonić rzekome słabe punkty konstytucji.
Polacy to jednak dziwna nacja – jak kiedyś mieli potężne państwo, to sami je zniszczyli. I natychmiast zaczęli się modlić, by Pan zechciał im zwrócić ich ojczyznę. A jak im już zwrócił, to zaczęli prosić o błogosławieństwo, ale chyba tylko po to, by móc znowu ją niszczyć. Podobnie jest z ich konstytucją. Jak im Pan pobłogosławił mądrym konstytucyjnym kompromisem (vide – preambuła do konstytucji), to znowu zaczęli kaprysić i zgodnie z tradycją dążyć do jego unicestwienia. I za chwilę znowu zaczną błagać, by im Pan coś zwrócił – coś, co na własną prośbę utracili. Pobłogosław, zwróć, pobłogosław, zwróć…- i tak w kółko, bez końca. Ciągle wypatrują jakiegoś Pana, bez względu na to czy wierzą, czy też nie wierzą w jego istnienie. Są jednak konsekwentni – raz na jakiś czas hodują sobie swoich własnych Hunów, przed którymi sami za chwilę muszą się bronić. Widocznie to już taka narodowa przypadłość, którą rządy PiS-u potwierdzają z nawiązką.
W tej sferze też jesteśmy osobliwi – normalnie Hunowie byli niszczycielscy i destrukcyjni, nasi rodzimi też wprawdzie niszczą, ale podobno robią to zbożnym celu i w związku z tym są na swój sposób twórczy i pomysłowi. Jednym z tych nowych odkryć jest nowy wymiar konstytucji. W tradycyjnym modelu skłonni byliśmy przestrzegać ustawy zasadniczej, ponieważ pełni ona różne społecznie użyteczne funkcje – prawną, organizatorską, integracyjną, legitymacyjną, wychowawczą etc. PiS proponuje nam nową jakość – negatywną legitymację konstytucyjną. To wprawdzie paradne, jak na władzę powołującą się na legitymację wyniku demokratycznych wyborów przeprowadzonych na podstawie tej samej konstytucji, ale z całą pewnością twórcze i oryginalne. Opiera się to na trzech nowatorskich metodach: albo na bezpośrednim łamaniu konstytucji z jednoczesnym twierdzeniem, że na tym polega jej przestrzeganie, albo na reinterpretacji i w rezultacie anihilacji konstytucyjnej aksjologii, albo wreszcie na odgrywaniu przed społeczeństwem taniej komedii mającej odsłonić rzekome słabe punkty konstytucji. Inny słowy, konstytucja to wzorzec negatywny i Polskę należy urządzić zupełnie inaczej niż ona to przewiduje.
Pierwszy mechanizm widzieliśmy na przykładzie procesu destrukcji i paraliżu Trybunału Konstytucyjnego. Nie ma wiec sensu przypominanie całego szeregu zdarzeń prawnych i pozaprawnych jakie miały miejsce od listopada 2015 roku, ponieważ były one już wielokrotnie i szczegółowo opisywane i komentowane przez środki masowego przekazu i gremia prawnicze. Zaczęło się od deklarowanych intencji „odpolitycznienia Trybunału” i „przywrócenia ładu konstytucyjnego”, skończyło się na stworzeniu w pełni upolitycznionej atrapy sądu konstytucyjnego i rozpoczęciu procesu całkowitej destrukcji porządku konstytucyjnego. To nowość jak na metodę działania Hunów – oni pozostawiali po sobie tylko zgliszcza, nasi rodzimi współcześni dali nam przynajmniej na pocieszenie listek figowy mający przykrywać i dodatkowo legitymizować przyszłe ustawodawstwo sprzeczne z konstytucją oraz groteskę konferencji prasowych organizowanych przez obecne władze Trybunału.
Drugą z metod można zaobserwować w kontaktach w nowej władzy z Europą. Proces destrukcji i demontażu demokracji, państwa prawa, podziału władzy i niezależności sądownictwa przedstawia się Komisji Weneckiej i OBWE jako proces pozytywny a nie negatywny – jako reinterpretację tych pojęć konieczną z uwagi na specyfikę polskiej dumy narodowej. To też coś osobliwego jak na Hunów – ci ostatni nie musieli przecież niczego tłumaczyć i uzasadniać, a już pewnością nie przy użyciu tak pokrętnej i bałamutnej retoryki. Na stronach internetowych Trybunału Konstytucyjnego można bowiem odnaleźć tekst referatu, jaki prof. Lech Morawski wygłosił w lutym b.r. na spotkaniu szefów sądów konstytucyjnych państw Grupy Wyszehradzkiej. Główna teza jest taka – Europa nas nie rozumie, ponieważ mamy inną, ukształtowaną przez zabory i komunizm świadomość konstytucyjną. Anachronizm urósł do rangi politycznej cnoty.
Ale ostatnie dni dodały do tego jeszcze jeden, wyjątkowo wysublimowany sposób działania. Oto na naszych oczach prezydent i minister obrony narodowej odegrali komedię rzekomych różnic w ocenie stanu polskiej armii i naszego bezpieczeństwa. Głowa państwa pochyliła się z troską, napisała kilka listów, spotkała się z ministrem i orzekła kojąco – narodzie, wszystko jest w porządku, dobra zmiana postępuje we właściwym kierunku. Z punktu widzenia negatywnej legitymacji konstytucyjnej najważniejsze słowa w tej sprawie padły jednak ze strony szefa partii rządzącej: „„Napięcia są nieuniknione ze względu na fatalny kształt naszej konstytucji”. A więc mamy wreszcie mamy prawdziwego winnego – jeśli w tak silnym monolicie jak nasza biało-czerwona drużyna pojawiają się jakiekolwiek różnice zdań i rzekome spory kompetencyjne, to w gruncie rzeczy mają charakter pozorny, a ich źródłem jest „fatalna konstytucja”. Wniosek nasuwa się sam. Jak w znanym wierszu Bertolta Brechta, naród wyraźnie zawiódł ten rząd opowiadając się kiedyś w referendum za przyjęciem tej konstytucji. Trzeba to zmienić. Tylko co – naród czy konstytucję?
Autor jest profesorem, kierownikiem Katedry Teorii i Filozofii Prawa na WPiA Uniwersytetu Gdańskiego
Podziel się: