..czyli   Pułapki mieszania  dyskursu prawnego z politycznym  (tekst na zamówienie Rzeczypospolitej)

Sprawa immunitetu Michała Romanowskiego bulwersuje komentariat polityczny, prawniczy i medialny: kto miał rację?  Nerwowe pytania: Czy prokuratura się zbłaźniła?; Czy autorzy ekspertyz  mówiący ze immunitetu w tym wypadku nie ma, są sprzedajni, cyniczni czy nie znają się na rzeczy? A może nawet należy ich pociągnąć do odpowiedzialności? Dlaczego prawnicy mówią, że „mają wątpliwości ” a Przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy ich nie ma? Czy mieć powinien? Co teraz? Czy ma sens zażalenie prokuratury na sądową odmowę stosowania aresztu? Czy może tak być, że sąd drugiej instancji będzie miał inne zdanie niż sędzia odmawiająca zgody na areszt? Jeżeli tak, to który sędzia będzie cacy, a który be?  I tak w koło Macieju.

Co można wywnioskować z tekstu prawa

Dyskusja o tej bulwersującej sprawie  jest przykładem wymieszania wątków prawnych i politycznych, których nie potrafią rozplątać media, a i nie tylko one.

Immunitet ZPRE  tak jak go formułują  przepisy „na papierze”  (a więc potencjalnie, abstrakcyjnie) rzeczywiście wygląda na wtórny i zależny od  immunitetu krajowego  i wydaje się dotyczyć tylko wąskiego – czasowo i zakresowo – okresu bezpośredniego uczestnictwa w pracach Zgromadzenia. Na to  właśnie powołuje się prokuratura i ci komentatorzy, którzy  wnioskują z  samego brzmienia przepisów dotyczących owego immunitetu (zwłaszcza pisanych,  starszych źródeł, pochodzących jeszcze z lat 50.) Tego dotyczą też pisemne ekspertyzy prawników-konstytucjonalistów, do których zwróciło się ministerstwo sprawiedliwości. A sprawa  czysto kryminalna wykracza przecież poza  tak ujęty immunitet.

Jak wygląda praktyka

Trochę inne wnioski wynikają z posługiwania się tym immunitetem w dotychczasowej praktyce.  Bo  przepisy o źródłach immunitetu są wykładane przez samo ZPRE inaczej, szerzej, przychylniej dla jego rozciągłości. To wynika z konkretnych wypadków, jakie już się zdarzały. A ta rozbieżność ma swe źródło już nie tylko w elastyczności tekstu prawa (np. czy obrady Zgromadzenia to tylko konkretne posiedzenie, czy cały okres sesyjny),  nie tylko w naturalnej skłonności każdego organu do poszerzania własnych kompetencji. W Zgromadzeniu zasiadają delegaci parlamentów krajowych, nierzadko państw o ograniczonej demokracji. Jest tam i Albania, Armenia, Azerbejdżan, Gruzja, Słowacja, Ukraina, Węgry, Turcja. Zgromadzenie nie jest sądem; jest ciałem politycznym par excellence. I  ten immunitet służy(ł) wielokrotnie  także ochronie reprezentantów krajowych mniejszości parlamentarnych przed szykanami politycznymi. Tak zwłaszcza było w wypadkach kazusów (powoływanych przez komentatorów), dotyczącymi Nadii   Sawczenko z Ukrainy  czy w kazusie rumuńskim, Iliascu.

Przykład Sawczenko jest szczególnie drastyczny (a na ten się wskazuje jako na argument decydujący o szerokim zakresie immunitetu ZPRE). Sawczenko (była lotniczką) uzyskała immunitet już po  wzięciu do niewoli przez Rosję, i to zanim uzyskała mandat w swoim parlamencie i w ZPRE. W swoim czasie nie ukrywano, że szło o to, aby ów immunitet posłużył jako argument przy wydobyciu jej z niewoli, co było celem i humanitarnym, i politycznym, choć ewidentnie wychodziło poza ramy samego brzmienia przepisów o immunitecie. Trudno więc obecnie na ten precedens powoływać się w sytuacji, o której mowa.

Tekst i jego interpretacja  versus praktyka, niewolna od polityki

            Ci, którzy w porządku krajowym dążą do postawienia zarzutów i aresztowania  członka ZPRE stają mają dylemat:    praktyka ZPRE jest  kazuistyczna (poszczególne rozstrzygnięcia)  a więc nieprzewidywalna i – jednak – polityczna. Bo przecież ZPRE decydując o immunitecie ma w pamięci instrumentalne stosowanie prawa w wielu krajach, a  sami delegaci do ZPRE o tym wiedzą i  mają własne doświadczenia z naruszeniami demokracji.  Dlatego jest lepiej i przezorniej wcześniej ZPRE  o tę praktykę zapytać, dokładniej wyjaśnić niuanse kryminalnego aspektu sprawy,  która wymaga zdjęcia immunitetu Innymi słowy – zanim przystąpi się do działania  należy choćby (nieformalnie) zasygnalizować problem. Ani to niedozwolone, ani zdrożne, po prostu przezorne.

  W polskim wypadku tego zabrakło: nie wiadomo, czy zawiniła niewiedza, czy obrana strategia  przemilczenia (bodajże kiedyś już to „przeszło” wobec kogoś z Polski, kto miał mniej sprawnego adwokata)  albo niewiedza co do tego jak się gra na kilku fortepianach: politycznym i prawnym. I wychodzi na to, że zaniedbano tu niezbędnych zabiegów komunikacyjno-kurtuazyjnych. A teraz mleko się wylało. No i teraz trzeba zabiegać o formalne uchylenie „wiszącego” immunitetu, jeżeli się nie chce ryzykować  awantury politycznej, której można było uniknąć.

Przecież w obecnie bulwersującej środowiskowo sprawie immunitetowej wystarczyło się wsłuchać w głosy (były!)  wskazujące na istnienie rozbieżności co do czasowego zakresu immunitetu ZPRE (inaczej w Statucie, inaczej w praktyce  soft law), a nie  mieć nadzieję, że wystarczy działać, aby przeważyło  rozwiązanie z góry przesądzające o węższym  (korzystniejszym dla prokuratury) zakresie. No i sensowniejsze byłoby zamiast demonstracji   naprawdę niekoniecznej  siły przy zatrzymaniu – uprzednie napisanie przez władze prokuratury grzecznego listu do Przewodniczącego ZPRE,  w którym by wszystko wyeksplikowano. Także i to, że krajowy, pierwotny, immunitet już uchylono, że sprawa ma charakter bardziej kryminalny, niż polityczny

Nauka dla prawniczego środowiska

Prawo działa w otoczeniu politycznym. I krajowym, i zagranicznym. Nie wystarczy mieć rację co do potencjalnej wykładni  prawa czy zdać egzamin z procedury krajowej.  Nie wystarczy poprawnie napisać, co wynika z tekstu, „na sucho”. Trzeba orientować się  w praktyce – nawet być może opacznej czy randomowej. Gdy pisze się ekspertyzy dla praktyki (ciał ustawodawczych, ministerstw, prokuratury)  trzeba przedstawiać  warianty i nie ukrywać  słabych stron poszczególnych z nich.   Nie skupiać się na uzasadnieniu jednego, jedynego wariantu, tego  pożądanego przez zamawiającego. A zawiadamiający powinien wybierać na ekspertów (przynajmniej jednego z nich) tego, o kim wiadomo, że nie będzie ekspertem życzliwym sprawie, w jakiej go powołano.   Wtedy dopiero ekspertyza  pomaga podejmowaniu rozważnej decyzji przez zamawiającego.  Może on wtedy świadomie  wyważyć szanse i ryzyka. Może zastanowić się, jak może im zapobiegać.

Co dalej?

To, co się stało nic nie zmienia w samej aktualności sprawy kryminalnej i potrzebie jej prowadzenia, zgodnie z procedurą, aż do końca. Oczywiście, nieudana próba zatrzymania znacznie  utrudnia  procesową sytuację  prokuratury, no ale sama weszła na  te grabie.  Bogu dziękować, że rozsądnie zachował się sąd aresztowy: są wątpliwości – nie ma zgody na areszt. Ale wcale się musi nas zadziwić, gdyby zażalenie prokuratury okazało się skuteczne.  Bo sprawa jest naprawdę niejednoznaczna  co do czasowego zakresu immunitetu europejskiego.  A sąd odwoławczy będzie miał czas na analizę wątpliwości i  zastanowienia się co powinno przeważyć,  ile w tym mikście polityki i ile prawa. Bo  obecna sytuacja to istny przekładaniec prawa z polityką. Zwłaszcza to widoczne w sytuacji rozliczeń (skądinąd niezbędnych i oczekiwanych)  za wątpliwe wykorzystanie publicznego mienia przez poprzednią ekipę polityczną.

Tyle, że politycy nie umieją posługiwać się   rzetelnie prawem, a prawnicy – sprawnie – polityką. No ale uporczywie to robią (z czego niestety,  nie całkiem zdają sobie sprawę  media mieszające oba dyskursy).  No  i mamy skutki.

 „

Posted by Ewa Łętowska