Kolejną burzę wokół reprywatyzacji warszawskich wywołana przez aktywistów miejskich (skupionych wokół J. Śpiewaka)  wywołało ich  memorandum z konkluzją, iż:

Wiele z nieruchomości, wobec których wydane zostały decyzje „zwrotowe” nigdy nie podlegało zwrotowi w naturze w myśl art. 7 dekretu Bieruta z racji na niespełnienie przesłanki „posiadania gruntu” w dniu złożenia wniosku.

Konkluzja ta jest prawdopodobna, skoro – jak twierdzą urzędnicy z ratusza –  przesłanki „posiadania”  (jako zasada) nie badano. Ale zarazem, w przeciwieństwie do autorów raportu uważam, że resetu zerowego reprywatyzacji nie należy oczekiwać. Po pierwsze, zapewne zwrotu jednak dokonano osobie właściwej – mimo, że posiadania nie zbadano. Po drugie, większość zwracanych nieruchomości zbyto i wtedy na przeszkodzie resetowi staje rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych. Oczywiście to jest wniosek pragmatyczny:  bo brak zbadania wymaganych przesłanek powoduje skutki w zakresie ważności decyzji. Dziś jednak ja nie o tym, ale o tym jak wyglądał mechanizm zwrotowy, bo chyba warto go przypomnieć, bo wtedy dopiero można zrozumieć, o co chodzi z tym posiadaniem.

Dekret Bieruta  zabierał własność gruntu (komunalizacja), ale nie odbierał budynków. Właściciel budynku  musiał mieć jednak jakiś tytuł (prawo dzierżawy wieczystej, prawo zabudowy) do już  cudzego (gminnego) gruntu. Aby ów tytuł uzyskać, musiał złożyć stosowny wniosek  w ciągu 6 miesięcy od daty objęcia gruntu w posiadanie przez gminę. W tym wyczerpywał się sens wniosku z art. 7 dekretu. Całość komunalizacji miała  być objęta indemnizacją (także za przejęte grunty, albo za odmowę ustanowienia prawa do gruntu pod budynkiem) – w przyszłości, poprzez emisję papierów wartościowych . (Obietnicy nie dotrzymano).

O ile data komunalizacji (przejęcie własności) jest jedna, o tyle przejmowanie posiadania przez gminę  następowało  w Warszawie sukcesywnie.

W tym czasie obowiązywał także dekret o rozbiórce i naprawie budynków zniszczonych i uszkodzonych wskutek wojny noszący  tę samą datę, co dekret Bieruta  (26 października 1945). Objęcie posiadania przez gminę bywało połączone z oględzinami nieruchomości, aby ustalić, co znajduje się na nieruchomości (budynek do odbudowy, remontu, czy ruiny). Chodziło o stwierdzenie, czy to, co na tej nieruchomości się znajduje jest budynkiem (do którego właściciel zachowywał własność i miał prawo wystąpić o ustanowienie dzierżawy/prawa zabudowy) ewentualnie wymagającym naprawy lub remontu czy  kupą gruzu, który właściciel mógł zabrać. Od tej daty (co jest do ustalenia w dokumentach) biegł 6- cio miesięczny termin do złożenia wniosku o ustanowienie (dzierżawy/prawa zabudowy) – ale tylko jeżeli na gruncie zachował się budynek nadający się do odbudowy. Gdy budynku nie było, gdy były ruiny wymagające rozbiórki albo same gruzy – oczywiście o żadnej decyzji „zwrotowej” nie mogło być mowy. Ewentualnie, w przyszłości przewidziane było odszkodowanie, w postaci papierów wartościowych (art. 9 dekretu, czego nigdy nie zrealizowano).

Wymóg posiadania nieruchomości przez właściciela uprawnionego do wystąpienia z wnioskiem  o przyznanie im prawa do gruntu wynikał z systemowego założenia wiążącego się z wywołanej wojną migracji ludności i istnieniem majątków opuszczonych i porzuconych (tak ustawa z 1945 zastępujący ją dekret z 1946 r. o majątkach opuszczonych i poniemieckich). Chodziło bowiem o to, aby skłonić właścicieli (których wojna rozproszyła, przez co utracili oni władanie nieruchomością)  do obejmowania posiadania domów, ich odbudowy lub przynajmniej usunięcia gruzu. Dopiero po odzyskaniu posiadania warszawski właściciel mógł  skierować wniosek o przyznanie prawa dzierżawy/zabudowy gruntu pod budowlą.

Analizując problematykę dekretu Bieruta trzeba pamiętać, że :

a) po wojnie istniało mienie opuszczone (podlegające innemu reżimowi prawnemu);

b)  celem dekretu Bieruta było stymulowanie odbudowy, także przez właścicieli budynków, którzy tę odbudowę mogli zapewnić. Dlatego wymaganie posiadania (jako stanu faktycznego) po stronie właściciela – było racjonalne.

 W razie niezgłoszenia wniosku, lub nieprzyznania z jakichkolwiek innych przyczyn dotychczasowemu właścicielowi wieczystej dzierżawy albo prawa zabudowy (np. z uwagi na przeznaczenie  nieruchomości w planie zabudowania), gmina obowiązana jest do odszkodowania (art. 9 dekretu).  W przypadku nieuwzględnienia wniosku, gmina zaofiaruje uprawnionemu, w miarę posiadania zapasu gruntów – na tych samych warunkach dzierżawę wieczystą gruntu równej wartości użytkowej, bądź prawo zabudowy na takim gruncie (nieruchomość zastępcza).

Błędy dotychczasowej praktyki reprywatyzacyjnej polegają na tym, że:

a) lekceważono przesłankę posiadania jako uprawniającą do występowania z wnioskiem o prawo do gruntu pod budynkiem – uważając błędnie, że skoro własność prawnie to „więcej”, to brak jest podstaw do badania sprawy posiadania, ponieważ właściciel „z automatu” jest posiadaczem (Autentyczna  argumentacja urzędników  nie rozumiejących systemowego kontekstu sytuacji powojennej, gdy właściciele  z reguły tracili posiadanie na skutek wojny);

b) to lekceważenie wynikało też z niezrozumienia celów dekretu Bieruta (stymulowanie odbudowy także przez skłanianie właściciela aby zajął się odbudową i korelacji  tego  aktu z innymi powojennymi aktami dotyczącymi nieruchomości (porzuconych, opuszczonych i poniemieckich);

c) w okresie najnowszym, zwłaszcza po 1990 r. przyjęto interpretację, że uprawnienie wynikające z wniosku o przyznanie prawa do gruntu (art. 7 dekretu) pod budynkiem jest paliatywem nigdy nie wykonanej zapowiedzi restytucyjnej z art. 9 dekretu Bieruta (indemnizacja za komunalizacje i odmowę ustanowienia prawa do gruntu).  To kompletnie zacierało sens przesłanek wymaganych przez art. 7 dekretu do wydania decyzji zwrotowej.

 

Posted by Ewa Łętowska