Mądre decyzje polityczne mogą ograniczyć skalę ludzkich dramatów związanych z ekspansją koronawirusa. Ich podejmowaniu nie służą jednak wypowiedzi funkcjonariuszy publicznych w krótkich spodenkach.
– Jeżeli osoba się godzi być członkiem komisji wyborczej, to robi to w określonych realiach przecież. Nie żyjemy na Księżycu, tylko w Polsce. Mamy sytuację epidemiologiczną, jaką mamy, więc zakładam, że ta osoba jest w pełni świadoma niebezpieczeństw, jakie z tym się wiążą. Więc ja od tej strony nie spodziewam się jakichś ograniczeń, jakichś problemów. To nie jest tak, że to jest niemożliwe, że jesteśmy bezradni, da się. Moim zdaniem takie osoby się znajdą – powiada nonszalancko w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, sędzia Sądu Najwyższego Wiesław Kozielewicz.
Ten cytat wprawia w konsternację. Sędzia Kozielewicz – jak każdy – korzysta z wolności słowa. Ma prawo do własnej opinii o zasadności ewentualnego opóźnienia wyborów w sytuacji zagrożenia epidemicznego, tym bardziej, że jest osobą o ogromnym doświadczeniu w zakresie przeprowadzania wyborów powszechnych. Zadziwia jednak, że w reakcji na pytania dziennikarki o prawdopodobne praktyczne trudności z zagwarantowaniem rzetelnego przebiegu wyborów Kozielewicz głównie referuje stan prawny.
Przykłady? – Można teraz sprawnie zbierać podpisy? – pyta Agnieszka Kublik. – No oczywiście, że można, zakazu nie ma. Oczywiście to jest utrudnione, natomiast zakazu nie ma – stwierdza sędzia. – Można prowadzić pełną kampanię wyborczą? – docieka redaktorka. – No, można prowadzić kampanię wyborczą, też przecież zakazu nie ma. Musicie państwo zrozumieć, że możemy zamrozić kampanię wyborczą, zablokować działanie związane z przeprowadzeniem wyborów tylko w trzech przypadkach (…) – przekonuje Kozielewicz. No, czego Państwo nie rozumiecie?
Przeprowadźmy prosty eksperyment myślowy, biorąc na warsztat wielkość obwodów głosowania. Zgodnie z Kodeksem wyborczym są one niewielkie, nie mogą przekraczać 4000 wyborców. Głosujący nie muszą więc odbywać wielokilometrowych podróży do lokalu wyborczego. Wyobraźmy sobie jednak, że Polska stanowiłaby jeden obwód głosowania i wszyscy mogliby oddać głos wyłącznie w komisji zlokalizowanej w Warszawie. Kierując się logiką Wiesława Kozielewicza, należałoby przyjąć, że ta absurdalna sytuacja nie koliduje z zasadą powszechności wyborów. Bo przecież w spisie wyborców byłby każdy wyborca – tylko musiałby się pofatygować do stolicy. Na przykład ze Szczecina albo z Przemyśla.
Powyższy eksperyment jest intencjonalnie przejaskrawiony. W drugą skrajność jednak popada sędzia Kozielewicz, bagatelizując zagrożenia dla zdrowia i życia ludzkiego związane z wizytami w lokalach wyborczych w czasach zarazy. Nie mieści się w głowie, że zupełnie nieodpowiedzialne słowa o dobrowolności narażania się na niebezpieczeństwo wypowiedziała osoba na tak eksponowanym stanowisku. Należało się raczej spodziewać wyważonych, ale stanowczych stwierdzeń na temat realnych przeszkód dla rzetelnego i bezpiecznego przebiegu procesu wyborczego. Mogłoby to otworzyć oczy organom decydującym o ogłoszeniu stanu nadzwyczajnego, na razie powstrzymującym się od jego wprowadzenia.
Cóż, jak mawiał Wielki Językoznawca: „Ja mam ludzi mnogo!”.
Na koniec trochę poezji Bertolta Brechta. Całość „Legendy o martwym żołnierzu” można przeczytać tutaj. Poniżej kilka wyimków:
Gdy z czwartą wiosną szanse na pokój
Wciąż się znikome zdawały
Żołnierz wyciągnął stosowne wnioski
I padł na polu chwały
Lecz wojna swych celów nieprędko dopnie
Więc cesarz z żalem pyta:
Dlaczego i czy aby nie za pochopnie
Żołnierz wyciągnął kopyta
Powiało już ponad grobami lato:
I dawno spał żołnierz ów dziarski
Aż tutaj nocą panowie jadą
Z wojskowej komisji lekarskiej
Jak wpadła na cmentarz komisja ta
Z łopatą poświęcaną
Tak poległego żołnierza raz dwa
Z mogiły ekshumowano
Wnet lekarz zbadawszy go, lub raczej to
Co z niego zostało, a cóżby
Orzekł, iż żołnierz dekuje się
Lecz jest w pełni zdatny do służby
(…)
A przodem ksiądz potykając się szedł
Bo śmierdzi żołnierskie truchło
I kadzielnicą machał przed
Tym truchłem, by trochę mniej cuchło
Przed nimi zaś muzyka, bum tara bum
Rżnie marsza dziarskie tony
Więc żołnierz rwie nogę od tyłka wprost
I w górę! Jak był przyuczony
Z dwóch stron go sanitariuszy dwóch
Ramieniem otacza w podporze
Bo mógłby w błoto paść na pysk
A to się stać nie może
To jak, panie sędzio Kozielewicz? W razie braku gotowych na ryzyko zakażenia można się spodziewać wizyt „wojskowych komisji lekarskich”? Póki co u żywych?
Podziel się: