W ostatnim czasie wyborcy stają przed dylematem czy głosować w najbliższych wyborach. Na portalu konstytucyjny.pl zostały opublikowane dwa ważne głosy w tym temacie – dr. Wojciecha Ciszewskiego i prof. Adama Dyrdy, które zachęcały w swoich konkluzjach do udziału w wyborach. O ile zgadzam się z tym, że świadomie wybierając strategię, która byłaby podzielana przez wszystkie środowiska opozycyjne w dylemacie bojkot/nie-bojkot powinno się wybrać nie-bojkot i sam jestem zwolennikiem takiej postawy, to jednak przy wyborach, które mogą odbyć 10 maja skłaniam się do bojkotu. To tylko powierzchownie jest sprzeczne. Uważam bowiem, że słuszne co do zasady poglądy dra Ciszewskiego i prof. Dyrdy powinny być uzupełnione o kontekst, w którym mamy podejmować decyzję. Według mnie w tym zakresie – za bojkotem – przemawiają trzy argumenty.
Mleko się rozlało
Nie możemy nie uwzględniać faktu, że znaczące środowiska wezwały do bojkotu i decyzja przez część osób została już podjęta. Za bojkotem opowiedziały się organizacje społeczne, kluczowe opozycyjne media, kluczowe środowiska polityczne jak i liczne autorytety. Nie podejmujemy więc decyzji w sytuacji, w której dwie postawy są w równym względzie możliwe do wprowadzenia, a w takiej, gdy decyzje już zapadły. Niestety, mleko się rozlało, bo znaczna część środowisk opozycyjnych już opowiedziała się za bojkotem, a to sprawia, że nie da się teraz tego łatwo odwrócić w najbliższych dniach. Zgadzam się więc z prof. Dyrdą, który pisze, „[…] że w obecnej sytuacji znacznie lepszym rozwiązaniem jest pełna mobilizacja sił praworządnych i prodemokratycznych”, jednak wydaje mi się to niemożliwe ponieważ wzywano także do postawy przeciwnej. Jeżeli jednak wybory odbyć by się miały w nieco późniejszym terminie, to należałoby dążyć do konsolidacji postaw i solidarnego wezwania do udziału w wyborach.
Delegitymizacja władzy
Wprawdzie wiadome jest, że sondaże nie odpowiadają w pełni rzeczywistości i często przekonywaliśmy się, że rzeczywistość sondażowa rozjeżdża się z tą wyborczą, to jednak są one jakimś wyznacznikiem trendów. Niektóre sondaże pokazują, że urzędujący Prezydent wygrywa ze znaczną przewagą już w pierwszej turze (w niektórych sondażach ma nawet 65%), a w takich okolicznościach druga tura na dzień dzisiejszy nie jest możliwa. Nie jest to też takie niezwykłe, naturalnym jest, że w trudnym okresie – przynajmniej początkowo – sympatia społeczna skupia się wokół urzędującej władzy. Brak też jest możliwości prowadzenia równej kampanii wyborczej przez kandydatów, przez co urzędująca głowa państwa ma znacznie więcej czasu antenowego na prezentowanie siebie przed wyborami. Jeżeli więc opozycja nie jest w stanie powalczyć o drugą turę, to jedyne co można ugrać, to obniżenie ogólnej frekwencji i społeczna delegitymizacja władzy. Rację tutaj ma dr Wojciech Ciszewski, że ciężko ocenić jak niska byłaby frekwencja, żeby uznać, że prezydent nie ma mandatu społecznego do urzędowania, ale według mnie, jeżeli i tak jest przesądzona wygrania, to lepiej, żeby uzyskał 90% poparcia przy 15% frekwencji, niż 54% przy 50% frekwencji. Rację ma też prof. Dyrda, że udział w wyborach nie sprawi, że te wybory staną się konstytucyjne – bo się nie staną. Czy wygra obowiązujący prezydent, czy wygra ktokolwiek z opozycji, to z punktu widzenia konstytucji nie ma znaczenia – te wybory są już teraz nieważne. Jednak w polityce liczą się też symbole i społeczne odczucia. Wydaje mi się, że trudniej będzie przejść do porządku dziennego nad 90% poparciem prezydenta. Tutaj należy też zaznaczyć, że sytuacja może się zmienić i jeżeli nagle sondaże się odwrócą, to możliwe, że trzeba będzie powalczyć.
Pandemia
Na koniec najważniejsze. Nie należy też zapominać, że jesteśmy w środku pandemii. Wprawdzie minęło już trochę czasu i przestaliśmy się tym tak bardzo przejmować – jak na samym jej początku, to jednak ona w dalszym ciągu jest, co więcej, jesteśmy u jej szczytu. Z tego punktu widzenia, im mniejszy będzie ruch obywateli, tym lepiej z punktu widzenia zdrowa publicznego. Przecież całe zamieszanie wyborcze spowodowane jest właśnie przez wirusa. Decydując o udziale w wyborach, nie powinniśmy zupełnie o nim zapominać. Z tej perspektywy im później odbędą się wybory, tym łatwiej będzie można podjąć decyzję o udziale w nich.
Podsumowując, o ile uważam, że najwłaściwszą postawą byłby udział w wyborach, to jednak podejmując taką decyzję trzeba uwzględnić jej kontekst. Jeżeli wybory miałby odbyć się 10 maja, to uważam, że kontekst przemawia za bojkotem.
Podziel się: