Jerzy Zajadło

Jerzy Zajadło – profesor nauk prawnych, specjalista w zakresie teorii i filozofii prawa, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego

   Gdyby wyborcy głosujący na poszczególne partie polityczne przyjrzeli się trochę bliżej im nazwom, zestawili je z wyborczymi obietnicami i nieco abstrahowali od nadętych programów, to mogli by się sporo dowiedzieć nie tylko o nadziejach, lecz także o niebezpieczeństwach przyszłości, która ich czeka w razie zwycięstwa ich faworyta i/lub współtworzonej przez niego koalicji.  Zacznijmy od największych.

    „Prawo i Sprawiedliwość” na pierwszy rzut oka brzmi dumnie i obiecująco, chociaż są w tej nazwie jednocześnie elementy pewności i niepewności. Łatwo bowiem zdefiniować pierwszy człon czyli „prawo” – prawdopodobnie kryje się za nim obietnica, że wszelkie działania władzy publicznej będą przewidywalne i jasne dla wszystkich, ponieważ zostaną oparte na stanowieniu, stosowaniu i przestrzeganiu pewnego sformalizowanego porządku normatywnego. Gorzej z drugim członem czyli „sprawiedliwością” – trudno w filozofii polityki znaleźć drugie tak niejednoznaczne i niezdefiniowane pojęcie. Dodanie do niego jakiegoś przymiotnika, np. „sprawiedliwość społeczna”, niczego w gruncie rzeczy nie rozwiązuje, raczej jeszcze bardziej rozmywa semantykę i rodzi niebezpieczeństwo arbitralności. Spójnik „i” w nazwie wprawdzie nie musi, ale niestety może sugerować potencjalną sprzeczność, konflikt i zakłócenie wspomnianej wyżej pewności „prawa”. W praktyce może to bowiem prowadzić do samospełnienia się popularnego w Polsce powiedzenia „prawo prawem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Te obawy i wątpliwości co do rzeczywistego znaczenia formuły „prawo i sprawiedliwość” w nazwie partii politycznej powinny potwierdził słynny wywiad premiera Mateusza Morawieckiego dla Deutsche Welle. Brytyjski dziennikarz Tim Sebastian otwierał szeroko oczy ze zdumienia, kiedy usłyszał, że prawo nie jest najważniejsze, ważniejsza jest sprawiedliwość. Tutaj mamy do czynienia nie tylko z potencjalnym logicznie odróżnieniem prawa od sprawiedliwości lub ich przeciwstawieniem sobie, lecz wręcz ze stopniowaniem ich wagi i znaczenia. Logiczny wniosek z tej wypowiedzi może być bowiem taki, że jej autor (czytaj: partia „Prawo i Sprawiedliwość”) gotów jest w określonych okolicznościach poświęcić prawo na rzecz sprawiedliwości, co jednak w ustach szefa rządu z uwagi na treść przepisu art. 7 Konstytucji (Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa) brzmi dosyć osobliwie. Wprawdzie szef jego partii stwierdził ostatnio w kontekście raczej pejoratywnym, że „państwo prawa to bajka” [czytaj: bujda, blaga, fantazmat], ale szefowi rządu z uwagi na treść art. 2 Konstytucji (Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej) nie bardzo wypada nawet tego słuchać. Nazwa „Prawo i Sprawiedliwość” świetnie jednak gra na pewnych społecznych emocjach. Za cały komentarz niech posłuży znana wypowiedź Bärbel Bohley, niemieckiej malarki i opozycjonistki z czasów NRD. Po zjednoczeniu Niemiec przyjęty model rozliczenia przeszłości skwitowała następującymi słowami: „Oczekiwaliśmy sprawiedliwości, a dostaliśmy państwo prawa”.

     Przy bliższej analizie na swój sposób przewrotna może się okazać także nazwa „Platforma Obywatelska”. Według słownika języka polskiego dwa podstawowe znaczenia słowa „platforma” to z jednej strony „płaska pozioma powierzchnia”, z drugiej zaś „dziedzina wspólnego działania”. Tutaj też mogą się nam zrodzić niebezpieczne sprzeczności. Powierzchnia jak to powierzchnia, może mieć jakieś ograniczone rozmiary i w związku z tym nie wszyscy się na niej zmieszczą, część pozostanie w roli biernych obserwatorów poza nią bez szans na wspomniane wspólne działanie. Wbrew pozorom przymiotnik „obywatelska” niczego nie rozwiązuje, przeciwnie, może tylko pogłębić problem skutkując pokusą niebezpiecznego elitaryzmu i groźbą społecznego buntu. Może się bowiem okazać, że na platformie znalazła się tylko część obywateli uznanych za „świadomych”, reszta to szara bezkształtna masa mająca spokojnie czekać na wyniki rzekomo wspólnego działania. Życie niestety potwierdziło te obawy – główny i uzasadniony zarzut pod adresem „Platformy Obywatelskiej” z okresu sprawowania przez nią rządów to właśnie przyjęcie takiego modelu funkcjonowania, które u części społeczeństwa mogło zrodzić poczucie wykluczenia, co skrzętnie wykorzystał główny przeciwnik polityczny, czyli „Prawo i Sprawiedliwość”. Teoretycznie ta zbitka pojęciowa „platformy” i „obywatelskości” brzmi równie dumnie i obiecująco jako fraza „prawo i sprawiedliwość”, w praktyce może rodzić podobne niebezpieczeństwa arbitralizmu, tyle że o innym podłożu, innym charakterze i innych skutkach.

     Poza tymi dwoma głównymi tradycyjnymi rywalami na polskiej scenie politycznej mamy do czynienia z prawdziwym kalejdoskopem różnych, mniej lub bardziej oryginalnych, dwuznacznych i dziwnych nazw partii średnich małych i małych, które powinny wyborcom dać sporo do myślenia. Ograniczone ramy felietonu nie pozwalają na ich szczegółową analizę. Posłużmy się więc tylko kilkoma przykładami. „Polskie Stronnictwo Ludowe” – tutaj na pierwszy plan wybiją się dwa człony: „ludowe” i „stronnictwo”. Ten pierwszy oznacza dumne przywiązanie do pewnej tradycji ruchu ludowego, nawet jeśli faktycznie niewiele już dzisiaj z tej tradycji pozostało. Ten drugi z kolei może być jeszcze bardziej dwuznaczny, może bowiem oznaczać gotowość bycia „stronnikiem”, wszystko jedno kogo (co polityczna pragmatyka tej partii ostatnich lat wielokrotnie boleśnie potwierdziła). Na niższym poziomie społecznego poparcia nazewnictwo polskich partii politycznych potwierdza pewną tylko pewną prawidłowość – im mniejsze polityczne znaczenie, tym bardziej napuszone, pompatyczne, nic nie mówiące i niekiedy przypadkowe hasła: zarówno po prawej (vide: „Polska Razem”, „Solidarna Polska”, „Kukiz 15”), jak i po lewej (vide: „Razem”) stronie politycznej.

     Ostatnio nazewnictwo polskich partii i ruchów politycznych weszło w nową fazę za sprawą nazwy „Wiosna”. Na razie nie wiemy dokładnie o co chodzi, ale pobudza wyobraźnię. Prima facie „Wiosna” to symbol nadziei, odrodzenia, nowego życia, chociaż bez bliższego wyjaśnienia, co zrobić ze starym. W końcu w kolejce czekają jeszcze nazwy „Lato”, „Jesień” i „Zima”, każda równie piękna i każda ze swoją specyficzną symboliką apelującą do świadomości i podświadomości zdezorientowanych wyborców.

Posted by redakcja