Premier Morawiecki w wywiadzie dla niemieckiego dziennika Die Welt uzasadnił konieczność tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości w Polsce następującą tezą: „Komunistyczni sędziowie wychowali sobie następców”. By uwiarygodnić tę tezę musiałby udowodnić, że obecni sędziowie szkoleni zawodowo przez sędziów jeszcze z okresu PRL mają mentalność sędziów komunistycznych i działają ich metodami. Ponieważ nie jest w stanie uzasadnić tego oczywistego kłamstwa, poprzestał na sformułowaniu absurdalnej, pustej i obraźliwej tezy. Nie obrażam się jednak na premiera, przyzwyczaiłem się – taki ma modus operandi.
Ja postąpiłem inaczej – postawiłem tezę, że niektóre mechanizmy tzw. dobrej zmiany w obszarze wymiaru sprawiedliwości wykazują podobieństwa do mechanizmów wcielanych w życie w Niemczech po 1933 roku. Od razu powiedziałem, że nie jest to jakiekolwiek podobieństwo ideowe, lecz podobieństwo wyłącznie retoryczne i instrumentalne. Następnie w trzech felietonach na tym portalu („Oddział szturmowy”, „Wszelkie podobieństwa…” i „Podwójne państwo”) starałem się to udokumentować i udowodnić materiałem źródłowym.
Sam premier też wykazuje to podobieństwo od samego początku tzw. dobrej zmiany. Wszyscy pamiętamy jego niesławny wywiad dla Deutsche Welle sprzed paru laty – brytyjski dziennikarz Tim Sebastian otwierał szeroko oczy ze zdumienia, kiedy usłyszał, że prawo nie jest najważniejsze, najważniejsza jest sprawiedliwość i stojący ponad prawem interes narodu. Ale Mateusz Morawiecki kontynuował tylko to, co jego ojciec Kornel Morawiecki powiedział z trybuny sejmowej już w grudniu 2015 roku: „Konstytucja nie jest świętością, ponad nią jest interes narodu”.
Tak więc Mateusz Morawiecki jest osobą najmniej legitymowaną do formułowania pustej tezy, że ktoś przesiąkł jakąś mentalnością i że działa metodami odpowiadającymi tej mentalności. W jego przypadku nie byłaby to bowiem teza pusta. Dowody, Panie premierze, liczą się tylko twarde dowody. Ja je przedstawiłem, teraz kolej na Pana.
Podziel się: