Jerzy Zajadło – profesor nauk prawnych, specjalista w zakresie teorii i filozofii prawa, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

My prawnicy traktując Konstytucję poważnie poruszamy się w świecie pewnych konwencji myślowych, ponieważ prawo samo w sobie jest, by odwołać się do wyrafinowanego pozytywizmu Herberta Harta, fenomenem konwencjonalnym. Mamy więc swoje prawoznawcze paradygmaty dotyczące tworzenia, stosowania, wykładni, przestrzegania i obowiązywania prawa i chcemy/musimy się ich trzymać. Wpadamy jednak w pewną niebezpieczną pułapkę wówczas, gdy przychodzi nam funkcjonować w rzeczywistości, w której podważono samą istotę prawa – dalej odwołujemy się do swoich myślowych konwencji, mimo że zniknął ich przedmiot.

Obserwujemy więc pewne działania faktyczne i uznajemy je za złamanie Konstytucji. Przyglądamy się pewnym inicjatywom legislacyjnym i mamy wątpliwości co do ich materialnej i proceduralnej zgodności z prawem. Oceniamy przyjęte w prawie zmiany i dochodzimy do wniosku, że są niekonstytucyjne. Słuchamy pewnych interpretacji i nie możemy się oprzeć wrażeniu, że nie odpowiadają one ani literze, ani duchowi ustawy zasadniczej itd. itp. Wszystko dlatego, że – używając retoryki Ronalda Dworkina – traktujemy prawo poważnie. I słusznie, nie powinniśmy inaczej.

A mimo to trudno nie mieć pewnego dysonansu poznawczego. Kompletnie abstrahujemy bowiem od tego, że władza jako adresat naszych prawniczych argumentacji żyje w świecie, w którym prawo utraciło swój konwencjonalny charakter i że nasze prawoznawcze paradygmaty nie mają w nim żadnego znaczenia. Traktujemy lub przynajmniej chcemy poważnie traktować pewne wartości, zasady czy instytucje zapisane w Konstytucji, a tymczasem władza nie tylko że nie podchodzi do tego tak samo, to jeszcze wręcz dokonała ich całkowitej dekompozycji . Przykładów aż nadto.

Zacznijmy od słynnego zapisu z Preambuły, z którego byliśmy tacy dumni: My, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski. Piękne słowa, ale jak je pogodzić z faktyczną polityką, uprzywilejowaną pozycją Kościoła oraz podstawową filozofią tej władzy i podziałem obywateli na lepszy lub gorszy sort?

Przejdźmy do zasad ustrojowych. Art. 4 Konstytucji brzmi dumnie: Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu, a Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio. Jak to jednak pogodzić z filozofią tej władzy opartą na idei pozakonstytucyjnego ośrodka decyzji politycznej? Jak nie zżymać się na samą myśl, w jaką farsę zamienił się w Polsce proces legislacyjny? Jak poważnie traktować reprezentację Narodu, która zamieniła się w bezrefleksyjną maszynkę do głosowania?

Idźmy dalej – art. 7: Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Co my prawnicy mamy z tym zrobić w sytuacji, gdy minister z prezydenckiej kancelarii całkiem na poważnie zaprezentował nam swego czasu następującą filozofię tej władzy:  Nakaz działania w granicach prawa nie oznacza zakazu działania poza prawem. Art. 10: Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej. Ktoś jeszcze ma wątpliwości, że szereg działań podejmowanych od końca 2015 roku wobec organów wymiaru sprawiedliwości jest zaprzeczeniem zasady podziału władzy?

Wreszcie instytucje, np. Trybunał Konstytucyjny. Otrzymaliśmy ostatnio informację, że w 2019 roku wydał rekordowo mało orzeczeń – zaledwie kilkanaście. Ktoś mógłby powiedzieć – to świetnie, nie mamy problemu z konstytucyjnością ustaw. Niestety, raczej fatalnie, ponieważ potwierdził się scenariusz planowanej od samego początku dekompozycji tego organu. Z tego punktu widzenia te kilkanaście orzeczeń to właściwie i tak o kilkanaście za dużo. Albo np. Krajowa Rada Sądownictwa. Tutaj aż trudno o komentarz, ponieważ „koń jaki jest, każdy widzi”.

Tak więc my prawnicy poruszamy się w pewnym konwencjonalnym świecie, który dla drugiej strony w gruncie rzeczy nie istnieje. Jej świat nie jest światem zgodności bądź niezgodności z Konstytucją, jest światem antykonstytucyjnym.

Posted by redakcja