(Tekst powstał na zamówienie Oko.Press i tam też został umieszczony)

Agresja na Ukrainę  jest  bezczelna, bezwzględna,  bezwstydna. Obrazy umęczonych, płaczących  kobiet  i dzieci na przejściach granicznych; schrony i stacje metra wypełnione cywilami;  przekazywane „na żywo”,  przez kanały telewizyjne i telefony  świadectwa   mieszkańców i obrońców Ukrainy; obrazy zniszczeń –  budzą  współczucie, lęk  i gniew. To bardzo mocne uczucia, wypierające  wszystko inne.  A przecież agresję bezczelną, bezwzględną,  bezwstydną określa jeszcze jeden przymiotnik na „b”: „bezprawie”.  I tu obok emocji włącza się pamięć i świadomość.

Facebook, dwa zdjęcia pięknego frontonu   Opery w Odessie. Są niemal identyczne. Na pierwszym planie worki z piaskiem i  koziołki zasieków. Jedna fotografia pochodzi z 1941 r., druga – sprzed kilku dni. Na łamach Monitora Konstytucyjnego Jerzy Kranz przypomina wypowiedź Hitlera szykującego się do wojny,  w maju 1939 r.

 Nie można unikać rozwiązania problemów przez dostosowanie się do okoliczności. Odwrotnie, to raczej okoliczności należy dopasować do wymagań. Nie jest to możliwe bez atakowania obcych państw lub zagarnięcia obcej własności. (…) Problem prawa czy bezprawia nie ma przy tym żadnego znaczenia.

Tylko z pozoru II Wojna Światowa zaczęła się z powodu sporu o Gdańsk. A prawo, i to międzynarodowe, i to wojenne,  humanitarne,  jego zasady, zawarte umowy miały być bez znaczenia. Unieważnione, wygumkowane, sprowadzone do roli  pretekstu, etykiety, świstka papieru.

Bezsilność lekceważonego  prawa rozzuchwala. Prawo – z natury rzeczy ma hamować brutalność siły. Musi więc być nie tylko deklarowane, ale i wykonywane. Danego słowa  należy dotrzymywać,  umowy – realizować, a wyroki – wykonywać.  Prawo bez sankcji: realnych, odstraszających   i  efektywnych, nie tylko deklarowanych, istniejących „na papierze”, ale stosowanych – jest bezzębne.  Z sankcji zadeklarowanych przez prawo,  należy na czas i proporcjonalnie korzystać.

Po 1945 r., wyciągając wnioski z historii,  rozbudowano systemy ochrony praw człowieka, wykreowano nowe  międzynarodowe trybunały,  rozbudowano instrumenty  wzajemnego patrzenia sobie na ręce,  wprowadzono zaskarżalność  dla poszkodowanych,  i to  nawet, gdy naruszeń dopuściło się ich własne państwo.

A jednak w 2015 roku Rosja odmówiła posłuszeństwa wyrokom ETPCz, zastrzegając, że będzie je wykonywała o tyle tylko, o ile  to uzna za zgodne z własnym, wewnętrznym  porządkiem prawnym.  Podobne stanowisko   reprezentuje ostatnio Polska, zgodnie z rozstrzygnięciami polskiego Trybunału Konstytucyjnego. I to zarówno wobec ETPCz (K 6/21 z 24.11. 2021 r.), co – niestety –  lokuje nas w niemiłym towarzystwie,  jak i wobec  TSUE ( TK z   14.7.2021 r., P 7/20  – zakwestionowanie kompetencji TSUE co do środków zabezpieczających; z 7.10.2021 r., K 3/21 – zakwestionowanie samej zasady pierwszeństwa traktatów).

Dostrzeżenie i wyjaśnienie   związku między sporem o  praworządność a obrazami wojny za naszą granicą –  jest trudne.  Tym bardziej, że wyczyszczenie z naszej świadomości   tego związku jest propagandowo łatwe, a politycznie wygodne (choć krótkowzroczne).

Gumkowanie jest propagandowo  łatwe:

„Wojna w Ukrainie to już nie „polityczne złoto”, jak władza nazywała sytuację z uchodźcami na granicy polsko-białoruskiej, ale polityczne diamenty. Tamta sytuacja była trochę wstydliwa, ta jest oczywista”.

Jest politycznie wygodne ( choć krótkowzroczne) bo umożliwia brak korekty  postaw, wygumkowanie naszych naruszeń prawa UE i wyroków TSUE.

Agresja na Ukrainę, nieszczęścia i zagrożenia,  jakie niesie nie tylko dla napadniętych, jest właściwym  momentem na powiedzenie „sprawdzam” i uruchomienie sankcji. I tak się dzieje. Z zadziwiającą jednomyślnością i zakresem.  Apele o realność i skuteczność  sankcji, płynące także od polskich polityków, są  więc zasadne. Tyle, że

trudno pogodzić kwestionowanie kompetencji Unii Europejskiej do egzekwowania wiążącego wszystkie państwa członkowskie prawa z podważaniem skuteczności orzeczeń TSUE, lekceważenie i marginalizację EKPC i Trybunału Praw Człowieka oraz nawoływanie do zwiększenia skali, zakresu i skuteczności wymierzonych w Rosję sankcji”. Mają więc rację polscy prawnicy, przypominając, że  „wciąż w interesie Rosji jest osłabienie naszej pozycji w Unii Europejskiej i w NATO. Utrwalenie naszego wizerunku enfant terrible w relacjach z UE i USA, osłabienie znaczenia i wyciszenie głosu. Przez ostatnie lata ktoś pielęgnował ten wizerunek. Może więc czas na prawdziwą korektę postaw?”

Chyba zbyt mało się u nas rozumie, że istnieje ścisły i bezpośredni związek między agresją na Ukrainę i nieposzanowaniem prawa jako takiego, jako kagańca nakładanego polityce w ogólności. I to, co u nas przybrało postać „wydłubywania rodzynków z ciasta” w postaci wybiórczego posłuszeństwa prawu UE, niehonorowania wyroków Trybunału Sprawiedliwości i ETPCz w Strasburgu, pomiatania konstytucją, jej interpretacją, niezawisłością sędziowską , relatywizacją podziału władz, jest zakwestionowaniem zasady państwa prawa i jest tylko wczesnym etapem drogi, której rezultatem  końcowym  jest zatarcie różnicy między prawem i bezprawiem,  „putinizacja prawa”.

Unia Europejska jest wspólnotą prawa. Jej  wiarygodnym, odpowiedzialnym i – aby być pragmatycznym: wpływowym członkiem jest ten, kto tak o niej myśli. Kto ją odrzuca i redukuje do gospodarczych celów,  nie jest wiarygodny jako proponent  choćby najsłuszniejszych postulatów politycznych.

Agresja na Ukrainę  jest  bezczelna, bezwzględna,  bezwstydna. Obrazy umęczonych, płaczących  kobiet  i dzieci na przejściach granicznych, przepełnionych  schronów, dramatyczne relacje „na żywo”,  budzą  współczucie, lęk  i gniew.

Kilka dni temu, gdy miałam do pewnego gremium  mówić o praworządności,  zostałam zmonitowana przez – zapewne pełnego dobrych intencji – aktywistę, protestującego przeciw – jego zadaniem

akademickiemu  dyskursowi, który nijak się będzie mieć do tego czym żyją ludzie i czego pragną się dowiedzieć; każda rzecz musi mieć swój czas. Dziś czas Polaków zajmuje Ukraina i pomoc ludziom uciekającym przed wojną, co zrozumiałe. Uważam, że przy takich okolicznościach inicjowanie dyskusji nad sytuacją praworządności w Polsce, po pierwsze-mogłoby się spotkać z nikłym zainteresowaniem, po drugie-nijak nie odpowiadałoby na potrzeby czasu i miejsca, a nie ma nic gorszego niż teoretyczny spór, kiedy ludzie mają głowy zaprzątnięte zupełnie czym innym.”

Sytuacja, gdy ostrzeliwuje się miasta tuż za granicą Polski, bardziej sprzyja obrazom indywidualnego nieszczęścia, przemawiającym do ludzkich emocji i serc,  niż wymagającym pewnego wysiłku analizom. Bo tu trzeba mieć w świadomości i  historię, i  wiedzieć  jak działa propagandowy kamuflaż, jaka jest rola stereotypów i fałszywych etykiet. Trzeba zdawać sobie sprawę, że emocjami  daje się sterować i manipulować. Trzeba też  postawić  sobie niewygodne pytanie:  czemu na tej samej granicy uchodźcy z Ukrainy spotykają się z serdecznością, a tak samo uchodzący przed pociskami ciemnoskórzy studenci – nie mogą liczyć na takie samo traktowanie?

Jak działa mechanizm wybiórczej dyskryminacji?

Mieliśmy i nadal mamy problem z praworządnością. Tego  nie unieważnia  ani  nasze zaangażowanie po stronie Ukrainy, ani szczera pomoc uchodźcom, ani najsłuszniejsze  i najstaranniejsze  egzekwowanie sankcji wobec agresora. I jeżeli  ten problem będziemy wypierać lub gumkować, nasze zaangażowanie w słusznych sprawach będzie mniej wiarygodne i skuteczne.

Posted by Ewa Łętowska