Bywam proszona (przez różnych rozmówców) o publiczne wypowiedzi w różnych sprawach, w różnych mediach. Nie ma problemu, gdy rozmówca słucha tego co chcę powiedzieć i nie usiłuje mnie skłonić do powiedzenia tego, co sam chce usłyszeć. Gorzej, gdy nie słucha, bo mu się wydaje, że zmierzam w złą stronę. Ostatnio tak mi się zdarzyło. Dlatego w trzech kolejnych notatkach napiszę to, czego nie udało mi się powiedzieć w rozmowie z dziennikarzami.
Kwestia pierwsza, wybory korespondencyjne.
Minister Szumowski 9 kwietnia powiedział że wybory korespondencyjne można będzie przeprowadzić bezpiecznie. Nie wątpię, że powiedział prawdę z punktu widzenia jego wiedzy jako lekarza i ministra zdrowia.
Tyle, że prawda to nie tylko prawda, ale i jednocześnie CAŁA prawda i TYLKO prawda. I tu jest gorzej.
Bo prawda o „możliwości wyborów korespondencyjnych” tort court, to nie tylko prawda, i nie cała prawda.
Nie jest to TYLKO prawda, ponieważ „możliwość korespondencyjnych wyborów” zależy nie tylko od ZAŁOŻONYCH warunków idealnie zrealizowanych, ale od warunków rzeczywistych i realizowanych naprawdę. Być może wybory korespondencyjne, dobrze obmyślane i dobrze zrealizowane, mogłyby się odbyć jako epidemiologiczne bezpiecznie. Tyle że sposób obmyślenia tych wyborów zupełnie nie jest idealny, a realizacja musi być ułomna w warunkach pospolitego ruszenia i chaosu organizacyjnego widocznego gołym okiem. Wyobraźmy sobie pracę tych komisji (maseczki? przyłbice? dwa metry odstępu?).
I nie jest to CAŁA prawda, ponieważ „możliwość odbycia WYBORÓW w czasie zarazy” musi uwzględniać nie tylko przesłanki sanitarne, ale i przesłanki dotyczącego tego czy chodzi naprawdę o wybory powszechne, równe, bezpośrednie i tajne jak tego wymaga Konstytucja.
A o tym min. Szumowski nie mówił i nie musiał myśleć.
I dlatego nie powiedział CAŁEJ prawdy. Zatem jego prawda nie jest ani wyłączna, ani cała.
Wybory nie są powszechne, bo np. wyborcy zagraniczni, osoby nieprzebywające w miejscu zameldowania, gdzie będą posłane pakiety, w kwarantannie itd. nie będą mogły w nich uczestniczyć, o czym z góry teraz wiadomo, a nie ma czasu aby pomyśleć i zorganizować jakieś protezy dla tej ułomności.
Nie będą równe – co najbardziej widoczne wobec biernego prawa wyborczego, bo tu kandydaci nie mają równych szans walki wyborczej.
Nie będą też bezpośrednie. Myśląc o bezpośredniości wyborów, myśli się przeważnie ich o dwustopniowości. Ale to nie tylko to. Bezpośredniość zakłada, że to wyborca decyduje, czy głosuje sam, czy za czyimś pośrednictwem, a państwo mu to gwarantuje. Przy tym sposobie organizacji głosowania nie jest zapewnione, że akurat wyborca będzie decydował o treści głosu. Może to łatwo zrobić jakiś nieproszony pośrednik. I państwo w tym zakresie umywa ręce. A groźba samej karnej sankcji za przejęcie kartki, to za mało, gdy okazja stwarza złodzieja.
Co prawda same korespondencyjne wybory są konstytucyjnie do pomyślenia, ale raczej jako wybory alternatywne. Nie przeszkadza też wolnym wyborom to (sprawdzał to TK w 2010 r. ), że nie musi się samemu wrzucić koperty do skrzynki. Tyle że w 2010 r. to sprawdzenie nie dotyczyło TAKIEGO JAK TERAZ SPOSOBU głosowania korespondencyjnego, gdzie łatwo może nastąpić eliminacja właściwego decydenta i dysponenta głosu. Gdzie po prostu pakiet lub kartki z głosem przejmie kto inny.
A że wybory nie będą tajne, to jasne gdy w kopercie jest i nasz głos, i nasze dane (z PESELEM i nie ma nada tym porządnej kontroli w drodze od skrzynki do urny.
I dlatego minister Szumowski niestety, akurat w kwestii oceny „możliwości” (dopuszczalności konstytucyjnej? rzetelności wyborów?) głosowania korespondencyjnego czasie zarazy, powiedział wprawdzie prawdę, ale nie powiedział tylko prawdy i całej prawdy.
Podziel się: