Węgierski autor, Andras Sajó wydał rok temu godną polecenia książkę: “Ruling by cheating. Governance in Illiberal Democracy”. W demokracji nieliberalnej istnieje charakterystyczna strategia władzy. Na każdym kroku dostrzegalne jest tam ruling by cheating: rządzenie za pomocą kpiarskiej manipulacji. „Bicie piany” byłoby tu dobrym odpowiednikiem, jakkolwiek ten zwrot eksponuje tylko aspekt kamuflażu. Natomiast rządzenie przez igrzyska – oddaje element widowiska, gry, którą uprawia władza.

W ruling by cheating chodzi nie tylko o to, że władza ucieka się do manipulacji; ta pojawia się przy wszelkich relacjach władza – obywatel i to po obu stronach. Natomiast w ułomnych demokracjach manipulacja jest swoistym biznesplanem, patentem na rządzenie, tak jak piramida finansowa jest istotą oszukańczego przekrętu, a nie tylko wypadkiem przy pracy nobliwego skądinąd  finansisty.

Pozory legalizmu zamiast rzetelnie traktowanej praworządności – przy tej szczególnej metodzie – nieuchronnie prowadzą do lekceważenia prawa i pozbawienia go powagi. Obywateli się infantylizuje fundując im igrzyska zamiast partycypacji i partnerstwa, świadomie i celowo wprowadza w błąd, zabawiając pozorami legalnie stosowanego prawa. Perwersyjna metoda degraduje podmiotowość rządzonych: ciemny lud wszystko kupi. Tylko trzeba dać kamuflującą – ale koniecznie kolorową – etykietę. Będzie mamić złudzeniem i  przesłaniać brak zawartości.

Z zainteresowaniem obserwuję, jak to na łamach Rzeczpospolitej,  Dziennika Gazety Prawnej, Forum (a może jeszcze gdzie indziej) pojawiają się ogromne, całostronnicowe ogłoszenia: „68% Polaków popiera budowę CPK”. Albo że w Polsce istnieje najbardziej korzystny sposób obliczania rekompensaty za grunty wywłaszczane (chodzi znów o budowę CPK). Gdyby te pieniądze (bardzo kosztowna jest tak całostronicowa reklama) przeznaczyć na pracę u podstaw –  z osobami, które mają być wywłaszczone, na ich przekonywanie, tłumaczenie im, sporządzanie symulacji ryzyk i kosztów – byłoby  wszystko w porządku. Ale kupowanie reklamy w gazecie branżowej czy dzienniku ogólnopolskim, podczas, gdy idzie o przekonanie osób zamieszkujących gminy Baranów, Teresin i Wiskitki? Działanie poprzez ogłoszenia tego typu to przede wszystkim działania  pozorne, bo nie trafiają tam, gdzie tkwi problem. Poza tym są kontrproduktywne i to w przewrotny sposób. Są bowiem obliczone na skonfliktowanie wywłaszczanych z „resztą” społeczeństwa. Wywłaszczanym dorabiają gębę malkontentów  opierających się woli większości. A „reszcie” wskazują, że wywłaszczani się wzbogaca, otrzymując więcej niż wartość rynkowa ziemi, a i to jeszcze grymaszą.

W tej akcji widzę zresztą nie tylko marnotrawstwo i przeciwskuteczność, ale i kolejny raz przejaw strategii: niech się kłócą, przestaną protestować, my uzyskamy czas i spokój. Billboardy reklamowe zamiast  realizowania kompetencji organów administracji pojawiają się ustawicznie. Dopiero co wdrażano w ten sposób Polski Ład. Gdybyż te środki przeznaczono na dokładniejsze dopracowanie buchalteryjnej strony nieudanej reformy!

Billboardy, reklamy, ogłoszenia od dawna tradycyjnie wykorzystywane w czasie teatrum wyborczego przez konkurujące  partie polityczne, obecnie  wchodzą do instrumentarium rządzenia na co dzień. A kamuflażowa natura tego medium umożliwia i skłania do faulowania: pamiętają Państwo kampanię  obrzydzającą sędziów i judykatywę? To była także gra fałszywymi etykietami.

Ruling by cheating pojawia się także przy wciągnięciu loteryjki do instrumentarium sprawowania rządów. Rzecz dotyczy szeroko komentowanego losowania składu nowej Izby Odpowiedzialności Zawodowej w SN. Losowanie przy obsadzie jakichś urzędów samo w sobie nie jest zdrożne. Problem w mechanizmie, jaki akurat tu zastosowano i jakie uzasadnienie doń dorobiono.  Kompletnie nie rozumiem dlaczego obecny ustawodawca uważa, że wybór przez prezydenta 11 osób spośród 33 uprzednio wylosowanych ma być jakościowo czym innym niż analogiczna decyzja tegoż prezydenta, polegająca na wyborze spośród całej populacji aktualnego SN (to nieco ponad 80 osób). Sam akt losowania jest tu pozbawiony jakiegokolwiek elementu decyzyjnego. Losować może ktokolwiek, a nawet automat, sierotka albo (jak przy loterii – papuga). To, że losuje akurat I Prezes SN jest pozbawione jakiegokolwiek elementu decyzji, nie jest żadnym „udziałem” judykatywy (jeżeli za takowy uważalibyśmy udział osoby losującej). Dlatego bez sensu są zapewnienia, że akt losowania oznacza realizację wymagania co do partycypacji judykatywy w formowaniu Izby mającej zastąpić niesławnej pamięci Izbę Dyscyplinarną w SN. I to wskazuje wyraźnie, że Izba Odpowiedzialności Zawodowej  SN będzie – gdy idzie o skład osobowy – czystą kreacją prezydenta, a więc organu egzekutywy. Chyba o kompetencję konstytucyjną do takiego działania  lepiej nie pytać (ani jej szukać).

Jeżeli zaś na ten mechanizm spojrzymy z punktu widzenia tego, co za nim się ukrywa, wyjaśnię to, posługując się  się metaforyczną przypowiastką.

Mamy zrobić tartę z gruszkami. Gruszki powinny być ekologiczne, niepryskane. Gwarantuje to konstytucja, pardon – receptura; nasza, własna, nie cudza, nie przyniesiona przez klienta, ani przez niego nie narzucana. Tą naszą recepturą wszak publicznie  się reklamujemy i ona napędza nam klientelę.   Kupiliśmy dwa kilo gruszek z gwarantowanego źródła. Do nich jednak dosypano nam jeszcze 1/3  niewiadomego pochodzenia. Wysoce prawdopodobne, że od ogrodnika stosującego niedozwolone opryski. Co gorzej, część jest innego gatunku i już ulężonych, co powoduje, że gotowe ciasto będzie miało gorszy smak, bo takie gruszki zepsują  całość wypieku. W kuchni wszystkie owoce razem zostają obrane, leżą gotowe do położenia na cieście. Zorientowawszy się w sytuacji, lamentujemy, że wypiek będzie nieudany, bo i testerów, i klientów  mamy wymagających – no i żądających zaświadczenia o ekologiczności produktu. Oni przecież chcieli kupić, wierząc w to, co napisano w naszej własnej, przez nikogo nie narzuconej recepturze.  Życzliwy, acz niezbyt skrupulatny i dalekowzroczny  cukiernik powiada: „co za problem, wyeliminujemy 1/3 gruszek i będzie OK. Przecież 2/3 gruszek było niepryskanych”. No i odkłada z pomieszanego razem wkładu gruszkowego 2/3, a 1/3 odrzuca,  zapewniając przy tym klienta, że na gotowym cieście leżą gruszki odpowiadające ekologicznym wymaganiom. Bo przecież kupiono 2 kg owoców z gwarantowanego źródła.

Zabiegi pomocnego cukiernika jednak nie zapewnią ani tego, by gruszkowa tarta odpowiadała cetyfikatom ekologicznym i wymaganiom receptury, ani  że będzie miała smak taki, jaki powinna by mieć.

Tekst został opublikowany w OKOpress, 14.8.2022 r.

Posted by Ewa Łętowska