Anna Rakowska-Trela, doktor habilitowana nauk prawnych, profesor nadzwyczajny, specjalistka z zakresu prawa konstytucyjnego, adwokat i samorządowiec

W ostatnich dniach prawo wyborcze stało się niezwykle dynamiczną dziedziną prawa. Mimo, że taką – w szczególności w okresie na kilkadziesiąt dni przed wyborami – być nie powinno. Posłowie rządzącej większości przestali się liczyć z wszelkimi niemal standardami stanowienia prawa wyborczego, począwszy od konieczności zachowania procedury właściwej dla zmian w kodeksie (czy w ogóle jakiejkolwiek przyzwoitej procedury), poprzez zakaz dokonywania zmian w prawie wyborczym na 6 miesięcy przed wyborami, czyniąc z procesu legislacyjnego tragifarsę.

Podobnie – czyli jako tragifarsę – ocenić należy treść nowych rozwiązań, wprowadzonych mocą ustawy z 6 kwietnia 2020 r. o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r. tj. „głosowanie pocztowe” dla wszystkich, z jednoczesnym wyłączeniem możliwości oddania głosu w tradycyjnej obwodowej komisji wyborczej. Wbrew zapewnieniom projektodawców, jeżeli nowe przepisy wejdą w życie, nie będzie to głosowanie korespondencyjne, a – jak słusznie i obrazowo określił je prof. Ryszard Piotrowski – usługa pocztowa.

Zostawmy jednak na boku ogólną ocenę nowej regulacji; na ten temat powiedziano już wiele. Jej sprzeczność ze standardami konstytucyjnymi, międzynarodowymi, istotą wolnych, powszechnych, bezpośrednich i tajnych wyborów nie budzi wątpliwości. Skoncentrujmy się na szczególe: zawartym w nowej ustawie przepisie karnym.

Zgodnie z nową regulacją, tzw. „pakiety wyborcze” mają być dostarczane do pocztowych skrzynek odbiorczych wyborców. W tzw. „dniu głosowania” mamy je wrzucić do wyznaczonych, przeznaczonych w tym celu skrzynek. Jednocześnie w projekcie ustawy, złożonym 6 kwietnia po południu, posłowie zawarli regulację przewidującą, aby tego, kto „niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia, podrabia lub kradnie” kartę do głosowania karać pozbawieniem wolności do lat 3.

Taka propozycja spotkała się z falą krytyki, nie tylko prawników. Podnoszono, że nieodesłanie karty, a więc niewzięcie udziału w wyborach, w świetle takiej regulacji może być ocenione jako karalne ukrycie karty do głosowania. Tym samym – podnoszono – ustawodawca niejako „tylnymi drzwiami” prowadza obowiązek głosowania, za uchylenie się od którego grozić mają potencjalnie aż 3 lata więzienia.

Na marginesie warto zaznaczyć, że Biuro Analiz Sejmowych, wydając opinię o projekcie, nie dopatrzyło się w tej regulacji żadnych niebezpieczeństw i nie zgłosiło do tej propozycji żadnych uwag (o zgrozo!).

Zapewne jednak z powodu publicznie podnoszonych słusznych głosów krytyki i społecznego sprzeciwu posłowie Klubu Parlamentarnego PiS złożyli poprawkę, zgodnie z którą więzieniem do lat 3 karana miałaby być „tylko” kradzież karty do głosowania. Zrezygnowano więc z penalizacji jej niszczenia, uszkadzania, ukrywania, przerabiania.

Artykuł 17 stał się w tekście ustawy artykułem 18 i w wersji ostatecznie uchwalonej przez Sejm przewiduje:

Kto kradnie kartę do głosowania lub oświadczenie, o którym mowa w art. 3 ust. 3 pkt 5

– podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Usunięcie z treści przepisu pozostałych poza kradzieżą znamion niejako uspokoiło dyskusję. Czy jednak słusznie? Czy aby niewzięcie udziału w głosowaniu, polegające na nieodesłaniu karty (niewrzuceniu jej do wyznaczonej w tym celu skrzynki), nie może być potraktowane jako kradzież karty, a przez to karane więzieniem do trzech lat na podstawie neo-ustawy? Na pierwszy rzut oka – nie. Listonosz przynosi przecież kartę wyborcy, wrzuca ją do jego skrzynki, wyborca ją wyjmuje – karta jest więc wyborcy, który może, wedle swej decyzji, ją odesłać albo nie odesłać.

Problem jednak jest bardziej skomplikowany i bliższa jego analiza pokazuje, ze przedstawiona właśnie intuicyjna interpretacja może się okazać zgubna dla niefrasobliwego wyborcy. Może się więc okazać, że po majowych wyborach – jeśli zostaną przeprowadzone w trybie opisanej „usługi pocztowej” – zakłady karne będą pełne przedstawicieli niegłosującego elektoratu. Spójrzmy bowiem na ten problem systemowo. Ustawodawca (nawet obecny) wszak nie stanowi prawa w próżni. Wyznacznikiem dla interpretacji art. 18 neo-ustawy z 6 kwietnia niech będą: po pierwsze, art. 497a kodeksu wyborczego, który przewiduje, że ten, kto w dniu wyborów wynosi kartę do głosowania poza lokal wyborczy podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2. Po drugie przepisy szeroko pojętego prawa karnego, penalizujące kradzież, a więc art. 278 § 1 kodeksu karnego, ale też art. 119 i art. 126 kodeksu wykroczeń.

Kradzież to zabór cudzej rzeczy ruchomej w celu przywłaszczenia.

Dla odpowiedzi na zarysowany problem nieprzydatna będzie analiza przedmiotu czynności wykonawczej kradzieży, czyli rzeczy ruchomej. W art. 18 neo-ustawy ustawodawca zdecydował bowiem, że w tym przypadku chodzi o kartę do głosowania, czyli kartę służącą do oddania głosu przez wyborcę (postawienia znaku „x” w kratce obok nazwiska preferowanego kandydata). Należy jednak odpowiedzieć na pytanie, co znaczy znamię: „kradnie”? Kradnie to znaczy zabiera w celu przywłaszczenia cudzą rzecz (kartę do głosowania) po to, by postąpić z nią jak właściciel (osoba uprawniona). Kradzież to wyjęcie rzeczy spod władztwa właściciela lub posiadacza i przejęcie jej we własne władztwo przez sprawcę.

Decydujące dla udzielenia odpowiedzi na pytanie, czy wyborca niegłosujący, nieodsyłający kartę do głosowania będzie wyborcą-złodziejem tej karty jest więc określenie, kto jest podmiotem uprawnionym, „dysponentem”, „właścicielem” kart do głosowania.

Tutaj oczywistą wskazówką musi być z kolei przywołany już art. 497a k.wyb., który pozwala nam dokonać wykładni systemowej nowo przyjętych rozwiązań z zakresu prawa wyborczego. Penalizuje on wyniesienie karty do głosowania poza lokal wyborczy, przewidując za taki czyn karę grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2. Dlaczego jest on istotny? Dlatego, że wskazuje nam, kto pozostaje dysponentem, „właścicielem” karty wyborczej. Skoro wyborca głosujący w tradycyjnej procedurze, który po dopełnieniu wszelkich formalności otrzymał w siedzibie obwodowej komisji wyborczej kartę do głosowania, nie może jej mimo to poza lokal tej komisji wynieść, oznacza to, że nigdy nie staje się on dysponentem, „właścicielem” karty, podmiotem uprawnionym do decydowania o jej losach. Karta na żadnym etapie procesu wyborczego nie staje się jego, jej dysponentem są niezmiennie właściwe organy wyborcze, a szerzej: państwo. I to stwierdzenie jest kluczowe dla interpretacji art. 18 neo-ustawy.

Obecnie wydanie karty do głosowania w lokalu wyborczym ustawodawca zamierza zastąpić włożeniem jej do skrzynki oddawczej wyborcy. Nie oznacza to jednak zmiany jej statusu, ani jej dysponenta. W świetle nowej regulacji, skoro wyborca, mimo wejścia w posiadanie karty wyborczej po wyjęciu jej ze skrzynki nie staje się jej dysponentem (podobnie jak wyborca otrzymujący kartę „do ręki” od członka obwodowej komisji wyborczej w lokalu tej komisji), to nie może jej nie odesłać – nieodesłanie to może być bowiem potraktowane jako kradzież.

Z systemowej interpretacji przepisów prawa wyborczego wynika więc, że wyborca nigdy nie staje się dysponentem karty do głosowania, osobą uprawnioną o jej losach. Należy więc tym samym poważnie liczyć się z tym, że dotychczas dopuszczalna decyzja wyborcza, polegająca na niewzięciu udziału w wyborach, a obecnie – na nieodesłaniu karty, zostanie tym razem potraktowana przez organy ścigania jako kradzież, a więc grozić za nią będą 3 lata pozbawienia wolności.

 

Posted by redakcja