Anna Rakowska-Trela, doktor habilitowana nauk prawnych, profesor nadzwyczajny, specjalistka z zakresu prawa konstytucyjnego, adwokat i samorządowiec

W środę, na oczach całej Polski, na terenie budynku Sejmu dokonano zaboru tablicy, na której klub parlamentarny PO przedstawiał rzekome powiązania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, byłego prezesa NFOŚiGW Kazimierza Kujdy i austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera. Zaboru tego – co także cała Polska zobaczyła, a sam zainteresowany temu nie zaprzecza – dokonał szef Gabinetu Politycznego Prezesa Rady Ministrów Marek Suski.

Wobec takiego postępowania pana ministra konieczne jest postawienie kilku pytań.

Po pierwsze, czy zachowanie, które mieliśmy okazję obserwować, wypełniało znamiona przestępstwa kradzieży z art. 278 kodeksu karnego. Niewątpliwie została zabrana cudza rzecz ruchoma, właścicielem tablicy bowiem pan minister nie był. Zapewne zabrał ją w celu przywłaszczenia, tj. miał zamiar postąpić z nią jak właściciel. Nawet jeżeli minister od razu rzecz porzucił gdzieś w kącie sejmowego korytarza, to należy pamiętać, że także sprawca,  który dokonuje zaboru cudzej rzeczy z zamiarem niezwłocznego jej porzucenia, zamierza w istocie  postąpić z nim jak właściciel, dopuszcza się zatem kradzieży (uchwała SN z 23.04.1998 r., I KZP 1/98).

Nie ma też żadnych przesłanek, by twierdzić, że dokonujący zaboru miał na to zgodę właściciela rzeczy. Wreszcie tablica wygląda na wartą więcej niż 500 zł, a więc kwalifikacja prawna ciąży raczej ku przestępstwu niż wykroczeniu. Ale te okoliczności oczywiście powinny zostać ustalone przez organy ścigania.

Po rozważeniu ustawowych znamion konieczne jednak wydaje się uwzględnienie i innych okoliczności sprawy, w szczególności wynikających z tłumaczeń samego zainteresowanego (by nie pisać na tym etapie: sprawcy czynu). Otóż, nie kwestionując, iż dopuścił się zaboru tablicy, minister Suski publicznie wskazuje jednocześnie, iż „przywraca w ten sposób praworządność.” Zdaje się więc, że na swoją obronę powołuje stan wyższej konieczności. Uważa bowiem chyba, że praworządności, niewątpliwie jako dobru chronionemu prawem, grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo, polegające na tym, że tablica stoi w gmachu Sejmu. Niebezpieczeństwa tego nie można w jego ocenie inaczej uniknąć, jak tylko poprzez niespodziewane, nieoczekiwane i nagłe jej usunięcie. Dobro poświęcone (tablica, prawo własności) w ocenie ministra Suskiego przedstawia przy tym wartość niższą od dobra ratowanego (praworządność). Co więcej: podobno tablica została umieszczona w budynku „bez odpowiedniej zgody”.

Czy taka linia obrony może być uznana za przekonującą? Otóż nie. Po pierwsze, sam fakt ustawienia tablicy nie narusza „praworządności”, jakkolwiek ją minister Suski rozumie. Praworządność oznacza – najprościej – rządy prawa, w tym przede wszystkim przestrzeganie podstawowych wolności i praw i obywatela. Jednym z nich jest wolność słowa (art. 54 Konstytucji RP). Wolność ta obejmuje prawo do prezentowania opinii, przypuszczeń, wyrażanie ocen także w sprawach kontrowersyjnych, w tym również informowanie o faktach, jak i o domniemaniach. Opinie te, przypuszczenia i oceny można prezentować w różny sposób: słowem, zachowaniem, a także grafiką. Wolność słowa oczywiście nie jest absolutna. Ma granice. Tym niemniej w razie naruszenia tych granic należy uruchomić odpowiednie procedury (przede wszystkim sądowe), które miałyby na celu zapobiegnięcie nadużywania tej wolności i usunięcie skutków ewentualnego naruszenia.

Niestety, zainteresowany minister nie wziął tych okoliczności pod uwagę. Pozostając w przekonaniu, że działa jako obrońca praworządności, praworządność tę (jakkolwiek ją rozumie) naruszył.

Po pierwsze, zabrał w celu przywłaszczenia cudzą rzecz ruchomą.

Po drugie, naruszył w ten sposób nie tylko czyjeś prawo własności, ale także – a może przede wszystkim – wolność słowa, prawo do przekazywania informacji i wyrażania opinii.

Po trzecie wreszcie, zignorował wszelkie procedury służące przeciwdziałaniu (domniemanemu w tym przypadku) nadużyciu wolności słowa, czy też pozostawianiu w budynku Sejmu rzeczy ruchomych „bez odpowiedniej zgody”.

Po czwarte wreszcie, dopuściła się tego zachowania nie anonimowa osoba, nawet nie „szeregowy poseł”, a minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Dlatego właśnie nie można przejść nad opisywanym zdarzeniem do porządku dziennego. Dlatego nie można czynu tego traktować lekko i z przymrużeniem oka – jak czynią to klubowi koledzy pana ministra. Nie można bowiem piastunowi istotnego stanowiska w administracji państwowej pozwolić na swobodne usuwanie z przestrzeni publicznej przedmiotów, które nie odpowiadają jego poczuciu praworządności, na swobodne decydowanie, co jest dopuszczalne, a co nie. Dlatego organy ścigania powinny zająć się opisaną sprawą i zbadać ją z uwzględnieniem wszystkich okoliczności, zarówno opisanych tutaj, jak i takich, które ujawnią się w trakcie czynności procesowych.

Posted by redakcja