dr Wojciech Ciszewski. Katedra Teorii Prawa UJ

dr Wojciech Ciszewski. Katedra Teorii Prawa UJ

Mówienie o wyborach jako o „święcie demokracji” weszło na stałe do słownika polskiej dyskusji publicznej. Można odnieść wrażenie, że zapanował swoisty konsensus co do użycia tego określenia – różne strony sporu politycznego sprzeczają się w zasadzie już tylko o to, kto z większym szacunkiem obchodzi „święto demokracji”, a kto chce je „zepsuć” albo „odebrać” Polakom.

Jako teoretyk polityki mam jednak z tym, bądź co bądź, zgrabnym sformułowaniem pewien problem. Moim zdaniem może ono być – a w praktyce często okazuje się, że jest – mylące. Dzieje się tak przynajmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze, nazywanie wyborów „świętem demokracji” sugeruje, że proces wyborczy ma w ramach systemu demokratycznego jakiś wyjątkowy bądź wyróżniający się status. To przekonanie dobrze współgra i często jest wspierane przez twierdzenie, że istota ustroju demokratycznego sprowadza się właśnie do systematycznego organizowania wyborów powszechnych i możliwości wybierania władz w tej procedurze. Innymi słowy, że organizowanie tego rodzaju „świąt” jest wystarczającym warunkiem uznania danego ustroju za demokratyczny.

Przytoczony pogląd na temat istoty demokracji jest bardzo popularny, jednak wiele wskazuje na to, że nie jest on trafny. Wybory powszechne są jedną z wielu instytucji demokratycznych i, wbrew pozorom, nie są wcale bardziej istotne od innych. Oto jeden z wielu argumentów na rzecz takiego stanowiska: ponieważ demokracja to władza ludu, aby uznać jakiś ustrój za demokratyczny konieczne jest by to obywatele sprawowali w nim władzę, a zatem by zachowywali oni zarówno wpływ na rządzących, jak i możliwość ich kontroli. Przez głosowanie w wyborach obywatele uzyskują jedynie wpływ na to, kto rządzi, ale same wybory nie gwarantują odpowiedniej kontroli. Bez skutecznych mechanizmów kontrolnych w okresach między kolejnymi wyborami rządzący mogliby robić to, co tylko chcą. Zatem do tego, by mieć realną władzę obywatele potrzebują odpowiednich mechanizmów tego rodzaju. We współczesnych demokracjach taką funkcję pełnią różne instytucje, z których korzystają obywatele. Są to, między innymi, niezawisłe sądownictwo, niezależne instytucje kontroli administracji, skarga konstytucyjna, weto ludowe, a nawet trybunały międzynarodowe. Z perspektywy ustroju demokratycznego są to instytucje równie ważne co wybory.

Po drugie, mam wrażenie, że mówienie o wyborach jako o „święcie demokracji” zakłada, że – podobnie jak inne święta – są one czymś, co niejako samo z siebie jest godne właściwej celebracji. Wybory jawią się jako swoisty rytuał, w którym należy uczestniczyć, by oddać mu należyty szacunek. Celebrowanie wyborów postrzegane jest jako coś wartościowego nawet wtedy, gdy osoba biorąca w nich udział na co dzień nie interesuje się polityką, nie śledzi bieżących wydarzeń i nie ma wyrobionych poglądów na większość problemów poruszanych w debacie publicznej. Bez względu na konkretną motywację taka osoba robi coś dobrego fatygując się na głosowanie.

Jestem głęboko przekonany, że także ten pogląd jest fałszywy. Udział w wyborach dla samego udziału, a więc po to by celebrować wyborczy rytuał, jest nie tylko pozbawiony wartości – może być nawet czymś złym. Głosując w wyborach podejmujemy ważne decyzje nie tylko we własnej sprawie, ale również w sprawach dotyczących innych osób – nasz głos może przyczynić się do tego, że innym będzie się żyło lepiej lub gorzej, możemy zatem w ten sposób komuś bardzo pomóc albo zaszkodzić. Ponieważ zakaz szkodzenia innym jest fundamentalną zasadą naszej cywilizacji, a głosowanie bezrefleksyjne albo oparte fałszywych przekonaniach może komuś zaszkodzić, lepiej jest w takiej sytuacji powstrzymać się od udziału w wyborach. Uczestniczenie w nich ma wartość, o ile jest poparte odpowiednim namysłem i wolne od uprzedzeń.

Mając świadomość przydatności określeń takich jak „święto demokracji” w dyskusji publicznej warto zdawać sobie sprawę z rzeczywistego statusu wyborów w ustrojach demokratycznych – z tego, że stanowią one ważną, ale zaledwie jedną z wielu instytucji demokratycznych, a także z tego, że do udziału w nich trzeba podchodzić refleksyjnie i odpowiedzialnie. Dla demokratów zresztą prawdziwe święto demokracji jest codziennie, a nie zaledwie raz na kilka lat.

Powyższy tekst stanowi autorską wersję artykułu, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej”.

Posted by redakcja