TSUE

W komentarzu „Rzecz o podwójnych standardach w Europie” w dzienniku „Rzeczpospolita” sędzia Dariusz Czajkowski – określany w pewnych kręgach mianem sędziego Sądu Najwyższego – podejmuje próbę zilustrowania niedostatków gwarancji niezależności TSUE, na których tle blednąć miałyby zmiany wprowadzone przez PiS w SN. Stosuje w tym celu ciekawy zabieg literacki, przenosząc instytucje zaprojektowane z myślą o integracji suwerennych państw, na grunt scentralizowanego państwa unitarnego. W tym celu „stosuje odpowiednio” traktatowe regulacje TSUE do hipotetycznego Sądu Najwyższego w Polsce.

Bez wątpienia fragmenty o sędziach SN, wybieranych „spośród osób z terenów poszczególnych województw” ubarwia felieton (jak np. propozycja obsadzenia Rady Polityki Pieniężnej gubernatorami 16 Banków Wojewódzkich). Fasada humoreski skrywa jednak fundamentalne kłamstwo. Kłamstwo tym ważniejsze, że nieoczywiste i tym bardziej istotne, że ilustruje metodologię komparatystyki prawniczej, którą PiS usiłował (nieudolnie) zamydlić oczy opinii międzynarodowej.

W farsie sędziego Czajkowskiego, zapisy Traktatu są „stosowane odpowiednio” tak, aby hipotetyczny SN był odpowiednikiem TSUE, zaś województwa odpowiednikami państw UE. Jak jednak wytłumaczyć zapis „są oni [sędziowie] wskazywani za wspólnym porozumieniem przez wojewodów reprezentujących rząd na terenie województwa”. Czy w opinii sędziego Czajkowskiego wybrane w demokratycznych wyborach rządy 28 państw UE reprezentują w terenie Komisję Europejską? Istotnie, niejeden obserwator procesu wyłaniania kandydatów na najważniejsze stanowiska w UE mógł się w nim nieco pogubić, ale chyba nie do tego stopnia, by zapomnieć że to rządy państw członkowskich kształtują obsadę Komisji Europejskiej, a nie odwrotnie… Wydaje się, że w świetle tej fundamentalnej różnicy przepisy zastosowano bardzo nie-odpowiednio.

Jeśli bowiem analogia-humoreska sędziego Czajkowskiego ma mieć sens, musi on zaproponować również by wojewodowie byli wybierani w demokratycznych wyborach na terenie swoich województw, dysponowali własnymi budżetami, służbami porządkowymi i sądami – i byli kontrolowani przez sejmiki wojewódzkie, stanowiące prawo na danym terenie. Z kolei rząd centralny powinien być obsadzany z poszanowaniem interesów województw, w oparciu o Spitzenkandidat-ów ogólnokrajowych partii (no, chyba, że w chcąc przełamać impas negocjacyjny Wojewoda Mazowiecki zaproponowałby kogoś ze swojego urzędu wojewódzkiego).

Różnica jest fundamentalna, i właśnie ona definiuje podział i niezależność władz. Gdy o podziale władz pisał Monteskiusz, chodziło mu o ochronę wolności (zapobieganie tyranii) dzięki rozproszeniu funkcji prawodawczych, wykonawczych i sądowniczych. Skupione w jednym ręku, stwarzają one zbyt dużą pokusę do nadużyć. Tymi samymi ideami kierował się Madison, kiedy równowagę władz opisywał jako „postawienie ambicji naprzeciw ambicji” (Federalist No 51). Esencją niezależności organu takiego jak SN jest to, by nie był on przedłużeniem ambicji jednego ośrodka władzy.

W Unii Europejskiej ośrodkami władzy pozostają państwa narodowe, zatem wybór unijnych sędziów w procedurze wymagającej ich kompromisu wypełnia wymogi podziału i równowagi. Skład TSUE nie jest narzucony przez jedno państwo, wobec którego sędziowie mieliby odczuwać obawę lub wdzięczność, i względem preferencji którego pozycjonowaliby swoje orzecznictwo. Jako wyłonieni we wspólnej, konsensualnej procedurze są oni wspólni – unijni – a więc niczyi i przez to możliwi do zaakceptowania przez wszystkich. Niezależni.

W farsie sędziego Czajkowskiego – i w Polsce pod rządami PiS – jest dokładnie odwrotnie. Skoro hipotetyczni sędziowie SN maja być wybrani w konsensualnej procedurze przez wojewodów „reprezentujących rząd na terenie województwa” oznacza to tyle, że sędziów za pośrednictwem wojewodów wskazałby ów rząd. A wiec skład sądu – w przeciwieństwie do TSUE – byłby narzucony przez jeden podmiot, wobec którego sędziowie mieliby odczuwać obawę lub wdzięczność, i względem preferencji którego pozycjonowaliby swoje orzecznictwo. Nie byliby raczej względem rządu niezależni (pomijając przypadki heroiczne, z których zawsze trzeba się cieszyć, ale trudno opierać na nich ciężar funkcjonowania państwa). Tak samo, jak nie są niezależne instytucje obsadzone z Nowogrodzkiej – za pośrednictwem PiS-Sejmu, PiS-Senatu, PiS-Prezydenta czy nawet PiS-KRS.

Wina Rzecznika Generalnego TSUE polega na tym, że fakt ten dostrzegł, i opisał językiem prawa, nie publicystyki. Otóż pozycja ustrojowa sędziów TSUE względem państw członkowskich jest inna, niż sędziów utworzonych przez PiS izb SN względem „centralnego ośrodka dyspozycji politycznej” na Nowogrodzkiej. Fakty nie są „analogiczne” – co uzasadnia odmienne oceny.

Tu nie ma podwójnych standardów, tu jest jeden, bardzo prosty standard. Albo jedna władza jest obsadzania przez drugą, albo nie. W trzydziestą rocznicę przywrócenia w Polsce podziału władzy – i trzecią rocznicę rozpoczęcia jego demontażu – warto o tym przypominać. Podobnie jak o tym, że w warunkach braku podziału władz, wcześniej czy później, pałka staje się elastycznym przedłużeniem konstytucji, bo nie ma już komu niezależnie ocenić legalności jej stosowania.

List Czytelnika do Redakcji, zajmującego się od wielu lat tematyką wymiaru sprawiedliwości.

Posted by redakcja