Nie ma na świecie idealnych państw – w których bez jakichkolwiek zarzutów funkcjonuje demokracja, w których większość zawsze liczy się z opinią mniejszości, w których nie zdarzają się napięcia pomiędzy trzema podstawowymi władzami, w których nie dochodzi do bezkarnych aktów arogancji władzy wykonawczej, w których nie istnieją przypadki łamania prawa człowieka, słowem – w których wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni z politycznego systemowego otoczenia. Problem tylko w tym, co jest zasadą a co wyjątkiem, co normalnością a co patologią, co prawidłowo funkcjonującym systemem a co jego aberracją.

Wszystko wskazuje na to na, że żyjemy w państwie, w którym aktualnie rządzący odwracają znaczenia – dobrze identyfikują bulwersujące społeczeństwo niektóre patologie systemu, ale jednocześnie pod pozorem walki z nimi próbują na nich zbudować nowy i jeszcze bardziej patologiczny system. To co do tej pory się tylko wbrew społecznej woli zdarzało, teraz po prostu będzie. Ten mechanizm uderza swoją logiczną prostotą i pragmatyczną skutecznością – wyjątek przekształcony w zasadę po prostu przestaje istnieć. Do czasu, kiedy ludzie nie zorientują się ponownie, że w pierwotnych deklaracjach nie o to chodziło i że to jednak ten sam wyjątek a nie zasada, tyle że zawoalowany atrakcyjnym pustosłowiem i  zatopiony w propagandowym populistycznym sosie.

Nie twierdzę, że wszystkie elementy proponowanego projektu politycznego mają taki charakter. Twierdzę natomiast, że takie znamiona noszą niektóre z nich –  niestety te, które są fundamentalne z punktu widzenia konstytucyjnego ustroju państwa i które przez to mają zasadniczy wpływ na całe nasze życie. Z pozoru są odległe, umieszczone gdzieś na szczytach władzy, nie mające znaczenia z pozycji egzystencjalnych problemów przeciętnego człowieka, ale są to tylko pozory. W rzeczywistości mają one bowiem znaczenie zasadnicze, cała reszta to tylko  uspokajający i kamuflujący faktyczne intencje dodatek.

Najlepszym przykładem takiego swoistego leczenia niedomagań politycznego organizmu przez wszczepienie do niego jeszcze gorszej jednostki chorobowej są ostatnie propozycje reformy wymiaru sprawiedliwości, zwłaszcza Krajowej Rady Sądownictwa. Hasło jest przewrotne i bałamutne – jeśli nasza polityka jest słuszna, a przecież jest, to nie ma lepszej gwarancji niezależności sądów i niezawisłości sędziów niż włączenie trzeciej władzy w proces realizacji tej polityki. I tak oto patologiczny i zdarzający się wbrew naszej woli wyjątek, polityczna dyspozycyjność sądów i  sędziów, ma się stać systemową zasadą i polityczną cnotą. Nie chodzi bowiem o tylko eliminację znanych z dalszej i bliższej przeszłości przypadków tzw. sędziów na telefon. Chodzi o model zapewniający takich sędziów, którym nie trzeba będzie w ogóle przypominać telefonem, czego od nich oczekuje władza wykonawcza (a ściślej rzecz biorąc – tzw. centralny ośrodek decyzji politycznej), powinni to sami rozumieć, czuć a nawet wręcz wyprzedzać pragnienia rzekomego suwerena.

Proponowane zmiany w składzie i organizacji Krajowej Rady Sądownictwa to tylko ogniwo w długim łańcuchu już zaistniałych i jeszcze nas czekających zdarzeń. Tych przykładów jest bowiem znacznie więcej.

Zdarzały się w przeszłości przypadki, gdy Trybunał Konstytucyjny ulegał presji polityki i wydawał orzeczenia budzące wątpliwości z punktu konstytucyjnej aksjologii? Zdarzały się,  przynajmniej w mojej ocenie, ale być może wcale nie były to aż takie głupie wyjątki z punktu widzenia opisanego wyżej mechanizmu. Uczyńmy więc z nich zasadę – tak ukształtujmy skład Trybunału, by stał się on nie kontrolerem władzy ustawodawczej i wykonawczej, lecz gorliwym uczestnikiem jej polityki.

Zdarzały się przypadki ograniczenia praw opozycji w parlamencie i naruszania parlamentarnych procedur? Zdarzały się i lekarstwem na nie miał być szeroko reklamowany w kampanii wyborczej tzw. pakiet demokratyczny. Tyle tylko, że nie pozostało już po nim ani śladu, patologiczne wyjątki przekształciły się w patologiczny system. Ludzie to niestety widzą na ekranach swoich telewizorów, ale i na to znajdzie się rada – należy ograniczyć dostęp dziennikarzy do tych informacji.

Zdarzały się przypadki takich nieprawidłowości w systemie wyborczym, które miały wpływ na wynik elekcji? Zdarzały się, ale wyciągnijmy z tego wnioski i uczyńmy z tego zasadę, a nie tylko patologiczny wyjątek. Tak skonstruujmy ordynację wyborczą, by była ona nie tylko instrumentem organizacji wyborów, lecz także instrumentem kształtującym i antycypującym ich wynik.

Zdarzały się przypadki obywatelskiego niezadowolenia wyrażane w demonstracjach ulicznych? Zdarzały się, ale przecież to także patologia społecznego spokoju i, by zacytować niedawną wypowiedź prezydenta, tylko „jazgot” zakłócający pochód „dobrej zmiany”. Co z tym zrobić, skoro to wprawdzie realizacja prawa do wolności zgromadzeń i swobody wyrażania opinii, ale przecież protestujący na ulicach ludzie to patologiczny wyjątek ? Sfotografować uczestników i postawić przed prokuratorem. Po co? Po to by ze społecznej patologii uczynić zasadę, ale pod jednym warunkiem – że tłumy na ulicach będą wyrażały swoje głębokie poparcie, a nie swój dramatyczny protest.

Gdzieś na horyzoncie majaczy więc system – sądów, Trybunału Konstytucyjnego, parlamentu, wyborów, społeczeństwa obywatelskiego etc. – gwarantujący jedność moralno-polityczną narodu. Tylko skąd my to już znamy i czym się to skończyło?

Autor jest profesorem, kierownikiem Katedry Teorii i Filozofii Prawa na WPiA Uniwersytetu Gdańskiego

Posted by Jerzy Zajadło