Rzadko mi się zdarza bronić legislacyjnych pomysłów i prawniczych opinii Jarosława Kaczyńskiego, ale tym razem muszę zrobić wyjątek. Chodzi o zarzut, że jego propozycja ograniczenia liczby kadencji organów samorządowych już od najbliższych wyborów narusza jakoby konstytucyjną zasadę nie działania prawa wstecz. Krytycy, zarówno z opozycji jak i obozu władzy, prześcigają się w cytowaniu łacińskiej zasady lex retro non agit, chyba nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co ona tak naprawdę oznacza.

Ustalmy więc jedno – propozycja Jarosława Kaczyńskiego budzi wątpliwości nie dlatego, że jest kompletnie nieracjonalna (bo nie jest) i działa wstecz (bo nie działa), lecz dlatego, że być może narusza inne  standardy demokratycznego państwa prawa. W tej ostatniej sprawie musiałby się jednak wypowiedzieć Trybunał Konstytucyjny, pod warunkiem że działałby normalnie i że jego skład dawałby gwarancję obiektywnej kontroli konstytucyjności proponowanych w sferze prawa wyborczego nowych rozwiązań legislacyjnych. Propozycja ograniczenia liczby kadencji organów samorządowych od najbliższych wyborów rodzi pewien niepokój także z innego powodu – biorąc pod uwagę szereg wydarzeń z ostatnich kilkunastu miesięcy można niestety podejrzewać istnienie w tej sprawie „drugiego dna” polegającego na budowaniu ordynacji wyborczej „pod siebie” i tym samym na sterowaniu wynikiem przyszłych wyborów. Ten problem był już jednak przedmiotem licznych komentarzy i spekulacji na łamach codziennej prasy i nie ma sensu go tutaj rozwijać. Skupmy się może raczej na próbie zdefiniowania, co tak naprawdę oznacza zasada lex retro non agit – trzeba bowiem dla dobra kultury prawnej rozwiać pewne towarzyszące jej mity, które politycy tylko podsycają.

W orzecznictwie sądowym to zdanie jest zdecydowanie najczęściej cytowaną paremią łacińską i wiąże się z zagadnieniem tzw. retroaktywności prawa (szerzej zob. Wołodkiewicz, Krzynówek 2001, s. 22 i 153–192; Wołodkiewicz 2006, s. 110–113; Wołodkiewicz 2009, s. 401–438). Przyjmuje się, że w polskim języku prawniczym upowszechnił ją romanista Stanisław Wróblewski, prawnik żyjący na przełomie XIX i XX w. (Dajczak i in. 2012, s. 24). W teorii prawa problem retroaktywności prawa opisuje się następująco: „Norma prawna (…) ma wpływać na czyjeś postępowanie, a to możliwe jest jedynie w odniesieniu do postępowania przyszłego. Norma, która zakazywałaby lub nakazywałaby coś czynić w czasie, który minął, byłaby skrajnie niedorzeczna, ponieważ takiego zakazu czy nakazu nie dałoby się zrealizować. Możliwe jest jednak, aby norma nakazywała w przyszłości wiązać konsekwencje prawne ze zdarzeniami, które rozegrały się w przeszłości, tzn. zanim ta norma weszła w życie. W takich sytuacjach norma wyznacza zachowanie możliwe do zrealizowania, ale to zachowanie związane jest ze zdarzeniami czy stanami rzeczy, które zaistniały przed jej wejściem w życie i na które nie mamy już żadnego wpływu. Takie właśnie normy nazywa się normami retroaktywnymi” (Wronkowska 2003, s. 55).

Dodajmy jednak, że paremii lex retro non agit towarzyszy w potocznym obiegu chyba największa liczba nieporozumień i przekłamań. Kategoryczność jej sformułowania sugeruje bowiem, że prawo istotnie nigdy nie działa wstecz, a ściślej rzecz biorąc – że nigdy nie może działać wstecz. Tymczasem jest wręcz przeciwnie – postulat nieretroaktywności prawa jest wprawdzie ogólną i powszechnie akceptowaną zasadą, ale nie ma ona charakteru bezwzględnego i w związku z tym samo prawo przewiduje od niej szereg wyjątków. Dla przykładu można wskazać art. 3 k.c.: „Ustawa nie ma mocy wstecznej, chyba że to wynika z jej brzmienia i celu”. Wspomniane nieporozumienia i przekłamania wynikają najprawdopodobniej z faktu, iż zasadę lex retro non agit, mającą szczególne znaczenie na gruncie prawa karnego, próbuje się niekiedy bezzasadnie rozciągać na cały system prawa. Tymczasem nawet w prawie karnym bezwzględny charakter tej zasady jest ograniczony wyłącznie do ram wyznaczonych przepisem art. 42 ust. 1 Konstytucji: „Odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto dopuścił się czynu zabronionego pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia. Zasada ta nie stoi na przeszkodzie ukaraniu za czyn, który w czasie jego popełnienia stanowił przestępstwo w myśl prawa międzynarodowego” (por. także art. 1 § 1 k.k.: „Odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto popełnia czyn zabroniony pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia”). Zwróćmy też uwagę, że tak naprawdę nawet na gruncie prawa karnego bezwzględny charakter ma nie tyle zasada lex retro non agit w ogóle, ile, jeśli już, jedynie zasada lex severior poenalis retro non agit (ustawa karna surowsza nie działa wstecz) – innymi słowy, retroaktywny charakter może mieć ustawa łagodniejsza (lex benignior, lex mitior).

W orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego zasada lex retro non agit pojawia się relatywnie często w kontekście tzw. praw nabytych (zob. Zubik 2008, passim). W ostatnich latach najlepszym dowodem na problemy powstające na tle zasady lex retro non agit mogą być kontrowersyjna uchwała SN z dnia 20 grudnia 2007 r. (I KZP 37/07, OSNKW 2007, z. 12, poz. 86) i wydany w związku z nią wyrok TK z dnia 27 października 2010 r. (K 10/08, Dz. U. Nr 205, poz. 1364). W literaturze dokonano krytycznej analizy tych orzeczeń właśnie przez pryzmat różnych sentencji łacińskich, co tylko potwierdza aktualność i ponadczasowość zawartych w nich mądrości prawniczych (Zajadło 2011). Z drugiej strony trzeba podkreślić, że w innym orzeczeniu (wyrok z 03.10.2001, sygn. K 27/01) TK uznał omawianą zasadę za „istotny element kultury prawnej współczesnych państw cywilizowanych, a także zasadniczy składnik porządku konstytucyjnego współczesnych ustrojów konstytucyjnych” (podaję za – Dajczak i in. 2012, s. 24).

W filozofii prawa na konieczność przestrzegania zasady nie działania prawa wstecz zwracał uwagę Lon L. Fuller w swojej koncepcji wewnętrznej moralności prawa (Fuller 2004).

Jednak także i on twierdzi, że nie mamy do czynienia z bezwzględnym zakazem retroakcji, lecz raczej z pewnym aksjologicznym postulatem. Innymi słowy – lex retro non agit należałoby tłumaczyć jako „prawo co do zasady nie powinno działać wstecz”. Taka modalność zakłada jednak istnienie pewnych dopuszczalnych i uzasadnionych wyjątków. Być może więc lepiej istotę rzeczy oddaje inna łacińska paremia – lex prospicit, non respicit (ustawa [co do zasady] patrzy do przodu, a nie wstecz).

Na marginesie rodzi się pewien postulat pod adresem polityków – dajcie już spokój z odwoływaniem się do łacińskich paremii prawniczych, ponieważ najczęściej przekształcacie je w wyświechtane i wprowadzające w błąd slogany. Tak jak to się dzieje np. z paremią dura lex, sed lex, którą zamiast pełnić swoją podstawową rolę, służy za usprawiedliwienie post factum waszej nieracjonalnej, a czasami wręcz głupiej legislacji.

Autor jest profesorem, kierownikiem Katedry Teorii i Filozofii Prawa na WPiA Uniwersytetu Gdańskiego

Literatura:

  1. Dajczak W., Giaro T., Longchamps de Bérier F. (2012), Warsztaty prawnicze. Prawo rzymskie, Kraków
  2. Fuller L.L. (2004), Moralność prawa, Warszawa
  3. Wołodkiewicz W., Krzynówek J. (red.) (2001), Łacińskie paremie w europejskiej kulturze prawnej i orzecznictwie sądów polskich, Warszawa
  4. Wołodkiewicz W. (red.) (2006), Regulae iuris. Łacińskie inskrypcje na kolumnach Sądu Najwyższego Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa
  5. Wołodkiewicz W. (2009), Europa i prawo rzymskie. Szkice z historii europejskiej kultury prawnej, Warszawa
  6. Wronkowska S. (2003), Podstawowe pojęcia prawa i prawoznawstwa, Poznań
  7. Zajadło J. (2011), Glosa do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 27 października 2010 r. (sygn. akt K 10/08), Przegląd Sejmowy, nr 2
  8. Zubik M. (red.) (2008), Konstytucja III RP w tezach orzeczniczych Trybunału Konstytucyjnego i wybranych sądów, Warszawa

Posted by Jerzy Zajadło