Michał Bober – sędzia Sądu Apelacyjnego w Gdańsku (fot. Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta)

Przeczytałem udostępniony przez znajomego „apel o niebojkotowanie wyborów”. Apel ten skłonił mnie do napisania tych kilku zdań. Nie dlatego, bym chciał wyrazić swój stosunek do „bojkotu wyborów”. Do bojkotu wyborów nigdy bym nie namawiał, wybory to zdobycz i święto demokracji. Jest mi natomiast zupełnie obojętne, czy ktoś chce wziąć udział w zabawie w pakiety w dniu 10.05.2020 r., jeśli do takiej zabawy dojdzie. Ja w tej zabawie brać udziału nie będę i nie jest to żaden „bojkot wyborów”, bo – w mojej ocenie – o żadnych wyborach mowy być nie może. Gdybym wziął w tym udział, to okazałbym brak szacunku względem tych wszystkich, którzy wziąć udziału fizycznie nie mogą, choć przysługuje im takie prawo. W efekcie, we własnym przekonaniu legitymizowałbym bezprawie. Takie jest – podkreślam – moje własne przekonanie. Nikogo natomiast nie zamierzam nakłaniać do zmiany jego przekonań oraz wywierać wpływu na podjętą decyzję.

Otóż według art. 127 Konstytucji RP, Prezydent Rzeczypospolitej jest wybierany przez Naród w wyborach powszechnych, równych, bezpośrednich i w głosowaniu tajnym.

Aby więc można było mówić o wyborach, muszą je cechować kumulatywnie (łącznie) wszystkie wskazane wyżej przymiotniki.

Spośród wymienionych w art. 127 ust. 1 Konstytucji RP, zachowany jest tylko jeden – bezpośrednie „głosowanie” na kandydata.
Akt ten nie będzie spełniał pozostałych cech, a poniższa argumentacja jest oczywiście tylko wycinkiem tego, co mogłoby stanowić bardzo obszerne opracowanie, ale to zostawiam znawcom prawa ustrojowego i historykom. Moja argumentacja jest natury wyłącznie osobistej.

Dlaczego nie możemy mówić o wyborach powszechnych?

Dlatego na przykład, że moja córka będąca w Hiszpanii na Erasmusie nie może zagłosować, bo nie może wychodzić z domu, zresztą głosowanie za granicą w większości krajów jest awykonalne. Córka akurat należy do tej grupy wyborców, która czynnie korzysta ze swego prawa. Aby je zrealizować, w dniu 13.10.2019 r. podczas wyborów parlamentarnych, jechała 200 km do lokalu wyborczego. Opisany w art. 7 i nast. ustawy z dnia 6 kwietnia 2020 r. o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r. sposób głosowania, w odniesieniu do mej córki i setek studentów znajdujących się w analogicznej sytuacji, to jest czysty, abstrakcyjny żart. Dla porządku wskazać należy – dziś mamy 20.04.2020 r. Kiedy wejdzie w życie ustawa ? Nie wiadomo. A póki co, córka i jej koleżanki i koledzy, są pozamykani w swych stancjach, akademikach i nie mogą ich opuszczać. Ile milionów Polaków zostaje w ten sposób faktycznie pozbawionych możliwości głosowania ? Nie wspomnę tu o osobach poddanych kwarantannie w Polsce już dziś, za kilka dni, tygodni, czy na kilka dni przed 10 maja.

Dlaczego nie możemy mówić o wyborach równych?

Choćby dlatego, że w „pakietowym głosowaniu” w uchwalonej formie, nikt nie zweryfikuje, czy każdy oddał głos za siebie, za członków rodziny, czy za sąsiadów, od których kupił pakiety za piwo albo nawet dostał za darmo. Ba, w internecie znajdziemy setki sposobów na otwieranie skrzynek, czy wyjmowanie korespondencji ze spełniających normy UE skrzynek pocztowych. Nie wspomnę o skrzynkach, jakie mają właściciele domów jednorodzinnych, czy choćby nawet o własnej, z której kilka razy wyciągałem już awizo patykiem, gdy po zamknięciu i wyjściu z domu dostrzegłem kartkę w skrzynce a nie wziąłem klucza i nie chciało mi się wracać po ten klucz.

Pozwolę sobie – sięgając do będącej w pracach senackich ww. ustawy z dnia 6 kwietnia 2020 r. – rozwinąć tę myśl. Otóż, jak wynika z przepisów ustawy (art. 5), komisja wyborcza wrzuci do urny zamkniętą kopertę zawierającą nasz głos o ile wcześniej ustali, że w kopercie zwrotnej znajduje się podpisane przez nas oświadczenie o osobistym i tajnym oddaniu głosu (z PESELem, imieniem, nazwiskiem i podpisem).
Wyobraźmy sobie teraz osobę, która wejdzie w posiadanie cudzych pakietów. Wystarczy, że (znając sąsiadów) wypełni oświadczenia, wpisując prawidłowe imiona i nazwiska oraz mniej więcej adekwatne do wieku PESELe. Ba, pojawiający się w blokach, czy w dzielnicach domków jednorodzinnych akwizytorzy reklamujący np. fotowoltaikę, telewizję kablową, światłowód i wiele, wiele innych atrakcji, dysponują naszymi prawdziwymi PESELami. A czy aby na pewno tylko akwizytorzy ? Jaką mamy pewność, że komisja wyborcza przed wrzuceniem do urny naszej karty wyborczej zweryfikuje dokładnie każdy PESEL z danymi ze spisu wyborców. Przypomnę – gminna obwodowa komisja wyborcza jest właściwa do odebrania kilkudziesięciu tysięcy głosów i wrzucenia ich do gigantycznej urny. Zresztą przepis art. 5 ust. 4 obliguje do wrzucenia koperty z kartą do tej gigantycznej urny po sprawdzeniu, czy oświadczenie zawiera wszystkie dane, ale nie wymaga sprawdzenia, czy dane są właściwie podane. Na taki obowiązek wskazuje dopiero art. 14 ust. 2 ustawy. Przy 18 członkach komisji jeden członek będzie musiał sprawdzić nawet ponad 3.000 PESELI ze spisem wyborców. Czy będzie to w stanie uczynić przed wrzuceniem każdej koperty z kartą wyborczą do urny ? Bo cóż da sprawdzenie tych danych później, gdy koperta z kartą do głosowania jest już w urnie i zmiesza się z pozostałymi ?

Przepisy karne pozwolą ukarać sprawcę, o ile zostanie schwytany. Ale nie pozwolą na uniknięcie sygnalizowanego procederu.

Nie mam wątpliwości, że kandydaci nie mieli równych szans.

Kampanii wyborczej nie było, zaś w mediach państwowych, posiadających największy zasięg, przez cały czas prezentowane były osiągnięcia jednego kandydata. Owszem, w szczególności na tle walki z epidemią oraz w zakresie wypełniania obowiązków urzędującego Prezydenta RP. Nie zmienia to jednak faktu, że tylko ten jeden kandydat miał tak szeroką możliwość prezentowania swych walorów.

Dlaczego nie możemy mówić o głosowaniu tajnym?

No cóż, proszę sobie wyobrazić pracę komisji wyborczej (18 osób w mej gminie miejskiej), która staje przed zadaniem wyjęcia z kilkudziesięciu tysięcy kopert zwrotnych – kopert z kartami do głosowania i imiennych oświadczeń o oddaniu głosu. Jakie jest w tej sytuacji realne zabezpieczenie przed możliwością sprawdzenie przez członka takiej komisji, na kogo oddałem głos?

 

Dlatego stawianie tezy, że „wybory mogą być sfałszowane” jest z gruntu błędne. To nie są wybory, nie ma więc czego fałszować.
Nie chcę dokładać argumentów ustrojowych dotyczących zmiany prawa wyborczego, wszelkich zasad głosowania, na kilka dni przed wyborami, zawieszenia większości uprawnień dotychczasowym organom wyborczym i powierzenia ich ministrowi ds. aktywów oraz listonoszom i wielu innych. Jak wskazałem, zostawiam je specjalistom z zakresu prawa ustrojowego oraz historykom.

Do tego jednak dochodzi zatwierdzanie wyniku nie przez Sąd Najwyższy w Izbie powszechnie uznanej i szanowanej, ale przez osoby, których sędziowski status jest wątpliwy w świetle orzeczeń TSUE i SN. Cóż, jeśli o nominacjach sędziowskich decydują sędziowie wybrani do tego celu przez partię polityczną i przy delikatnej pomocy drugiej partii politycznej (ruchu), to i co do wyniku weryfikacji prawidłowości tych „wyborów” jakoś jestem przekonany. Nie zdziwi mnie zatem, gdy żaden z tych oraz tych podnoszonych w doktrynie prawa ustrojowego argumentów nie zostanie uwzględniony.

Oczywiście, teoretycznie może się zdarzyć, że tę zabawę w pakiety (bo przecież nie wybory) wygra inny kandydat, niż obecnie urzędujący Prezydent. W takiej sytuacji stawiałbym dolary przeciwko orzechom, że wspomniane osoby zasiadające w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego dopatrzą się wszystkich wskazanych wyżej mankamentów bez żadnego trudu.

Czy więc warto się bawić w pakiety ? Twarz ma się jedną.

Posted by redakcja