Maciej Pach – asystent w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Trybunał Konstytucyjny pod rządami duetu Przyłębska – Muszyński stał się cieniem samego siebie. Najwyraźniej widać to po spadku liczby kierowanych do niego spraw, co świadczy o utracie zaufania do tej instytucji

Obejmując stanowisko Prezesa TK, Julia Przyłębska zapowiadała „zwrot Trybunału obywatelom”. 20 grudnia miną dwa lata od rozpoczęcia jej urzędowania.

Nacisk na „oddanie Polakom” Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska kładła tuż po objęciu funkcji Prezesa TK.

„Zwrócimy ten Trybunał obywatelom, niech zacznie zajmować się ich sprawami, a jest ich sporo, wtedy wszystko się wyciszy” zadeklarowała na łamach „Rzeczpospolitej”.

Pomińmy już znaną sprawę wątpliwości co do zgodności z prawem aktu powołania Przyłębskiej na sprawowany urząd. Skupmy się na realizacji zapowiedzi zbliżania sądu konstytucyjnego do obywateli.

Aspekt orzeczniczy

W aspekcie orzeczniczym – podstawowym dla oceny TK – trudno mówić o jakimkolwiek zbliżeniu. Wprost przeciwnie, następuje oddalenie.

Choćby Julia Przyłębska i Mariusz Muszyński w najwymyślniejszy sposób kokietowali obywateli, to ci ostatni – nie mając zaufania w kwestii rzetelności pracy kierowanej przez nich instytucji – zamiast się do niego zbliżać, będą od Trybunału uciekać.

Tak też dzieje się na naszych oczach. Liczba spraw, które wpłynęły do TK w okresie prezesury Przyłębskiej (czyli po 20 grudnia 2016 r.) prezentuje się o wiele skromniej niż we wcześniejszych latach.

W 2017 r. 77 sprawom nadano sygnaturę i skierowano je do merytorycznego rozpoznania. A zatem albo nie wymagały one wstępnej kontroli, którą objęte są wszystkie skargi konstytucyjne i wnioski pochodzące od tzw. podmiotów legitymowanych szczególnie (art. 191 ust. 2 Konstytucji), albo wstępną kontrolę przeszły pomyślnie. Nie oznacza to jeszcze, że tych 77 spraw wpłynęło do TK w 2017 r.

[Zob. art. 191 ust. 2 Konstytucji]

[Zob. art. 61 ustawy o organizacji i trybie postępowania przed TK]

Wśród wspomnianych 77 spraw 32 (41,55%) zostały zainicjowane skargami konstytucyjnymi pochodzącymi od jednostek, a jedynie 21 (27,27%) pytaniami prawnymi przedstawionymi przez sądy.

Podkreślmy jednak, że w tej grupie zaledwie 9 skarg konstytucyjnych wniesiono po 20 grudnia 2016 r., a 23 skargi pochodzą sprzed rządów Przyłębskiej.

Z kolei w 2018 r. w TK nadano jak dotąd (stan na 13 grudnia br.) sygnaturę 59 sprawom skierowanym do merytorycznego rozpoznania. W tej grupie znalazło się 29 skarg konstytucyjnych (49,15%) – przy czym 8 z nich wpłynęło do TK jeszcze za rządów Andrzeja Rzeplińskiego – i 15 pytań prawnych (25,42%).

Tymczasem to właśnie pytanie prawne i skarga konstytucyjna stanowią środki inicjowania kontroli konkretnej: albo w trakcie toczącego się postępowania sądowego (pytanie prawne), albo po jego prawomocnym zakończeniu (skarga konstytucyjna).

Nie są na razie publicznie dostępne dane dotyczące ogólnej liczby skarg konstytucyjnych, jakie wpłynęły w latach 2017–2018, w tym liczby tych, którym odmówiono nadania dalszego biegu.

Należy podkreślić, że odkąd wprowadzono do polskiego systemu prawnego skargę konstytucyjną, liczba skarg „przepadających” z rozmaitych powodów na etapie wstępnej kontroli była znaczna.

Jednak skromna liczba skarg przekazanych w latach 2017–2018 do merytorycznego rozpoznania może wskazywać, że również ogólna liczba skarg musiała być relatywnie niewielka.

Z moich nieoficjalnych informacji wynika, że w 2017 r. do TK wpłynęły 234 skargi konstytucyjne, a w 2018 r. było ich (wg stanu na ostatnią dekadę października) już tylko ponad 150. Weryfikacja pierwszej z tych liczb nastąpi wkrótce, bowiem jeszcze w grudniu upubliczniona zostanie informacja roczna TK za 2017 r. Z kolei na oficjalne statystyki dotyczące roku 2018 trzeba poczekać do grudnia 2019 r.

[Zob. art. 79 Konstytucji]

[Zob. art. 193 Konstytucji]

Dla porównania spójrzmy na statystyki z lat 2014–2016 (dane przytaczam za „Informacjami o istotnych problemach wynikających z działalności i orzecznictwa TK” w tych właśnie latach).

  • Rok 2014: 530 wniosków, pytań prawnych i skarg konstytucyjnych. W 113 przypadkach sprawa nie podlegała wstępnej kontroli, w 417 – podlegała (375 skarg i 42 wnioski podmiotów legitymowanych szczególnie). Skargi konstytucyjne to 71% wszystkich spraw. Do merytorycznego rozpoznania w 2014 r. wpłynęło 181 spraw.
  • Rok 2015: 623 wnioski, pytania prawne i skargi konstytucyjne. W 181 przypadkach sprawa nie podlegała wstępnej kontroli, w 442 – podlegała (408 skarg i 34 wnioski podmiotów legitymowanych szczególnie). Skargi konstytucyjne to 65% wszystkich spraw. Do merytorycznego rozpoznania w 2015 r. wpłynęło 245 spraw.
  • Rok 2016: 360 wniosków, pytań prawnych i skarg konstytucyjnych. W 67 przypadkach sprawa nie podlegała wstępnej kontroli, w 293 – podlegała (267 skarg i 26 wniosków podmiotów legitymowanych szczególnie). Skargi konstytucyjne to 74% wszystkich spraw. Do merytorycznego rozpoznania w 2016 r. wpłynęło 113 spraw.

Rok 2015 był rekordowy, jeśli chodzi o wpływ spraw do TK. W kolejnym roku nastąpił wyraźny spadek, co nietrudno zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę perturbacje wokół statusu tej instytucji, trwające od końca 2015 r., a wywoływane przez polityków (m.in. odmowa odebrania ślubowania od trzech legalnie wybranych sędziów TK, wybór trzech antysędziów, odmowa ogłoszenia w Dz.U. trzech wyroków).

Należy podkreślić, że – co potwierdził m.in. wyrok TK z 3 grudnia 2015 r. (K 34/15) – ustawodawca poprzedniej kadencji dopuścił się naruszenia art. 194 ust. 1 Konstytucji, nielegalnie umożliwiając ówczesnemu Sejmowi wybór nie tylko trzech, ale aż pięciu sędziów TK na stanowiska opróżniane w 2015 r.

Kryzys dało się jednak zażegnać bardzo prosto, podporządkowując się wyrokowi w sprawie K 34/15. Zamiast tego politycy rozpoczęli wojnę z Trybunałem, podejmując kolejne antykonstytucyjne kroki.

W szczególności wpływ na spadek zainteresowania kierowaniem spraw do sądu konstytucyjnego musiały wywrzeć kolejne nowelizacje ustawy o TK oraz zupełnie nowe ustawy regulujące jego organizację i tryb postępowania przed nim.

Od listopada 2015 r. do grudnia 2016 r. było ich łącznie aż sześć. Destabilizację prawnych podstaw funkcjonowania TK politycy PiS ściśle skorelowali z ciągłymi atakami politycznymi na tę instytucję. Nic dziwnego, że znalazło to odzwierciedlenie w statystykach.

Wciąż jednak 113 spraw przekazanych do merytorycznego rozpoznania w 2016 r. robi wrażenie na tle raptem 77 spraw w 2017 r. i 59 spraw w 2018 r. (do 13 grudnia br.), gdy pracy Trybunału nie towarzyszyły już przecież porównywalne zawirowania.

Obywatele  najwidoczniej nie ufają instytucji, w której funkcjonują trzy osoby nieuprawnione do orzekania, której prezes objęła stanowisko w wątpliwych prawnie okolicznościach i która przez rządzący obóz polityczny jest instrumentalnie wykorzystywana do rozstrzygania na swoją korzyść bieżących wojenek.

Najnowszy przykład to sprawa wniosku wymierzonego w Traktat o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Ale już wcześniej mieliśmy przecież i nowelizację Prawa o zgromadzeniach (zgromadzenia cykliczne), i nowelizację ustawy o IPN, która wywołała napięcie w stosunkach z Izraelem, i ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa (trzeba było uznać ją za niezgodną z Konstytucją, aby łatwiej upolitycznić KRS), i przepisy Kodeksu postępowania karnego dotyczące umorzenia postępowania w związku z zastosowaniem przez Prezydenta prawa łaski itd.

Również wątpliwości dotyczące powołania Przyłębskiej usiłowano przeciąć, kierując do TK wniosek o kontrolę odpowiedniego przepisu Kodeksu postępowania cywilnego, a TK dziwnym trafem orzekł po myśli wnioskodawcy.

W obliczu przekształcenia instytucji ochrony praw mniejszości (bo po to jest ustawa zasadnicza i strzegący jej sąd konstytucyjny) w ekspozyturę jednej z partii politycznych nie dziwi, że Rzecznik Praw Obywatelskich często wycofuje wnioski z Trybunału, doprowadzając do umorzenia postępowania, a Mariusza Muszyńskiego – do szału.

Ten ostatni w celu podzielenia się z opinią publiczną swoimi elukubracjami na temat sposobu sprawowania urzędu przez Adama Bodnara nadużył nawet instytucji zdania odrębnego do orzeczenia. Nie dziwi także brak zaufania obywateli do TK pod rządami duetu Przyłębska – Muszyński.

Jest jeden obywatel, który darzy obecny Trybunał Konstytucyjny zaufaniem bezgranicznym. To obywatel Ziobro. Właśnie on jako Prokurator Generalny bardzo często występuje do TK z wnioskami o kontrolę konstytucyjności prawa, które mają odblokować rozmaite drogi polityczne.

Z wyjątkiem zgromadzeń cyklicznych we wszystkich wspomnianych powyżej sprawach to Prokurator Generalny był wnioskodawcą inicjującym postępowania. Jednak z uwagi na taki właśnie statusu inicjatora, nie sposób zakwalifikować Zbigniewa Ziobry do grona obywateli wyrażających ufność w rzetelność pracy TK. Ziobro działał bowiem nie jako osoba prywatna, tylko jako piastun publicznego urzędu. Niewykluczone, że za kilka lat to się zmieni i już jako obywatel Ziobro zacznie kierować skargi konstytucyjne do Trybunału. Na razie tak nie jest.

Zatem w kluczowej sprawie orzecznictwa Trybunał pod batutą Julii Przyłębskiej, podnoszonej do góry ręką Mariusza Muszyńskiego, nie tylko nie wzmocnił swojej roli jako obrońca obywateli przed władzą, a wprost przeciwnie – zdradził ich, więc jako sojusznik władzy politycznej utracił zaufanie.

Dostęp do informacji publicznej

Może za to w innych sferach swojej działalności TK zbliżył się do „zwykłego Kowalskiego”? Nic z tych rzeczy.

Swego czasu wziąłem na tapetę dostęp do informacji publicznej.

[Zob. art. 61 Konstytucji]

Trybunał Konstytucyjny to organ władzy publicznej, więc informacja o jego działalności stanowi informację publiczną. O ile w początkowym okresie rządów tandemu Przyłębska – Muszyński realizacja moich wniosków przebiegała względnie poprawnie, o tyle z czasem zaczęto mnożyć przeszkody, ewidentnie dążąc do zniechęcenia obywateli występujących z wnioskami o udostępnienie informacji publicznej.

Coraz częściej wykorzystywano ustawową możliwość przedłużenia 14-dniowego podstawowego terminu na udzielenie odpowiedzi do dwóch miesięcy, co powinno stanowić wyjątek, a nie zasadę.

Obecnie wysyłając wniosek, oceniam prawdopodobieństwo przedłużenia terminu odpowiedzi jako graniczące z pewnością. Przykład? 21 sierpnia br. wystąpiłem z prostym wnioskiem o podanie terminów, w których w 2018 roku przebywali lub przebywają na urlopie wypoczynkowym poszczególni sędziowie. Tego typu informację można błyskawicznie sprawdzić w dziale kadr. A jednak przygotowanie odpowiedzi zajęło TK dwa miesiące, otrzymałem ją dopiero 22 października.

Kolejny przykład pochodzi sprzed kilku dni. 9 października br. poprosiłem o udostępnienie tekstu wystąpienia Julii Przyłębskiej na konferencji pt. „Rola sądu konstytucyjnego we współczesnym państwie”.

Dwukrotnie opóźniano odpowiedź, ostatecznie udzielając jej dopiero 10 grudnia br., w ostatnim dopuszczalnym terminie (2-miesięcznym liczonym od złożenia wniosku). Zresztą okazało się, że… „organ nie jest w posiadaniu żądanej informacji, albowiem treść tego wystąpienia nie została utrwalona w formie dokumentu”.

Dlaczego w takim razie nie poinformowano mnie o tym niezwłocznie, nie później niż w terminie 14 dni, jak – co do zasady – nakazuje ustawa o dostępie do informacji publicznej?

Czyżby swoisty automat „zarządzał” przedłużanie odpowiedzi nawet w tak prostych sprawach?

W mailach (z 23 października i z 20 listopada br.) zawiadamiających o przedłużeniu terminu odpowiedzi użyto sakramentalnych formuł: „wszystkie wnioski wpływające do Trybunału Konstytucyjnego, dotyczące informacji publicznej, rozpatrywane są zgodnie z kolejnością wpływu” oraz „ze względu na szeroki zakres wcześniej złożonych wniosków o dostęp do informacji publicznej oraz konieczność przygotowania szczegółowych odpowiedzi [odpowiedź zostanie udzielona do dnia…]”.

Formuły te miały uzasadniać opóźnienie odpowiedzi, jednak nie jest to zadowalające wytłumaczenie. Podmiot zobowiązany do udzielania informacji publicznej powinien tak zorganizować swoją pracę, aby nadążał z odpowiedziami.

Notoryczną praktykę stanowi też udzielanie wykrętnych, omijających sedno sprawy pseudoodpowiedzi.

W sukurs niechętnemu do informowania o swojej działalności TK (pod tym względem problemy występowały zresztą jeszcze w okresie prezesury Andrzeja Rzeplińskiego) przyszedł na dodatek ustawodawca, regulując w ustawie o organizacji i trybie postępowania przed TK dostęp do akt postępowań. Daje to urzędnikom trybunalskim pretekst do nieudostępniania skanów dokumentów i – zamiast tego – do zapraszania do gmachu przy al. Szucha.

W styczniu wybrałem się z Krakowa na taką nietypową wycieczkę do Warszawy, a za skany zamówionych fragmentów akt skasowano mnie, zgodnie z ustawą, na kwotę 189 zł. Tymczasem dostęp do informacji publicznej realizowany na podstawie ustawy o tym dostępie co do zasady jest bezpłatny. Rzecz opisałem szerzej na łamach „Rzeczpospolitej”.

W późniejszym czasie interweniował w TK w mojej sprawie Rzecznik Praw Obywatelskich. Między innymi dociekał, dlaczego nie odpowiedziano mi merytorycznie na pytanie o wizyty polityków w Trybunale.

Wyjaśnienie TK brzmiało: „Wprawdzie organ jest w posiadaniu terminarza spotkań, czyli dokumentu umożliwiającego w założeniu odtworzenie informacji o odbytych spotkaniach, jednak po analizie faktycznej i prawnej organ doszedł do wniosku, że nie nadaje się on do odtworzenia informacji, o które wnosi Wnioskodawca”.

A dlaczego się nie nadaje? Nie wiadomo. Grunt, że organ Muszyńskiego doszedł do wniosku.

Zresztą wniosku równie tajemniczego, jak niektóre z tych zawartych w uzasadnieniach orzeczeń TK z Muszyńskim jako sprawozdawcą w składzie.

Autor wyraża wyłącznie prywatne poglądy.


Artykuł ukazał się w Archiwum Osiatyńskiego w dniu 14.12.2018 r.

Posted by redakcja