Maciej Pach

Maciej Pach – asystent w Katedrze Prawa Ustrojowego Porównawczego na Wydziale Prawa i Administracji UJ.

21 kwietnia 2020 r. TK im. Julii Przyłębskiej wydał postanowienie rozstrzygające tzw. spór kompetencyjny (Kpt 1/20). Trudno przyjąć je ze zdziwieniem. Jest takie, jakiego można było się spodziewać po podporządkowanym władzy politycznej Trybunale.

Odróżniam Trybunał Konstytucyjny w jego obecnym – karykaturalnym – kształcie od TK znanego Konstytucji, stąd w leadzie ta ciut złośliwa nieformalna nazwa. Organ kierowany przez Julię Przyłębską utracił konstytucyjną charakterystykę już 19 grudnia 2016 r., gdy odbyło się nielegalne posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK, w następstwie którego niezgodnie z Konstytucją przedstawiono Prezydentowi RP dwoje kandydatów na Prezesa TK, mimo że nie poddano pod głosowanie projektu uchwały w tej sprawie[1].

Tego samego dnia Julia Przyłębska, jeszcze jako „sędzia-p.o. Prezesa TK” (podmiot obcy Konstytucji, inaczej niż Prezes i Wiceprezes TK), dopuściła do obowiązków orzeczniczych osoby niebędące sędziami konstytucyjnymi, tj. wybrane na miejsca legalnie obsadzone[2].

Później wielokrotnie ujawniano gorszące fakty nt. Trybunału. Mam tu na myśli m.in.:

Jak wynika z wczorajszego zdania odrębnego sędziego TK Piotra Pszczółkowskiego, wstrząsające rozmiary przybrała nielegalna praktyka orzekania o wyłączeniu sędziego. Sędzia Pszczółkowski wspomniał, że od 2017 r. ani razu nie został wyznaczony do składów rozpoznających wnioski uczestników postępowania o wyłączenie sędziego! Dwukrotnie Julia Przyłębska go wyznaczyła, ale gdy to sami sędziowie wnieśli o wyłączenie.

Ponadto sędzia TK Piotr Pszczółkowski trafnie wypunktował niekonsekwencję większości trybunalskiej. Z jednej strony w przypadku sędziów Stanisława Rymara, Piotra Tulei i Marka Zubika za podstawę uzasadniającą wyłączanie uznawano sam fakt zakwestionowania ich statusu przez Prokuratora Generalnego i złożenie następnie przez piastuna tego urzędu wniosku o ich wyłączenie. Z drugiej strony nie uznaje się w obecnym Trybunale za podstawę wyłączania przypadków kwestionowania statusu innych osób w nim zasiadających, choć przecież wątpliwości w tym zakresie podnoszone są od kilku lat.

Sprawa sporu kompetencyjnego od początku była uszyta pod zapotrzebowanie polityczne  PiS. Misję powierzono Marszałek Sejmu Elżbiecie Witek, która skierowała do TK wniosek o rozstrzygnięcie niezaistniałego sporu kompetencyjnego.

Znakomicie zostało to uzasadnione w zdaniach odrębnych sędziów TK Piotra Pszczółkowskiego i Jakuba Steliny (zdania odrębnego sędziego Leona Kieresa, niestety, nie miałem okazji wysłuchać) oraz w votum separatum dr. hab. Jarosława Wyrembaka. Ten ostatni wszelako – mimo odmiennych zapewnień z jego strony wygłoszonych także na koniec uzasadnienia zdania odrębnego – statusu legalnie wybranego sędziego nie posiada. A szkoda.

Ma rację dr hab. Wyrembak, że zastąpił w TK zmarłego prof. Henryka Ciocha. Należy też jednak pamiętać, że prof. Cioch objął niezgodnie z art. 194 ust. 1 Konstytucji mandat już legalnie obsadzony (osobą prof. Romana Hausera) przez Sejm kadencji 2011–2015. Fakt, że prof. Hauser, w związku z uniemożliwieniem mu przez Prezydenta RP złożenia ślubowania, sprawował i sprawuje nadal mandat sędziego NSA nie ma tu nic do rzeczy. Gdyby nie delikt konstytucyjny Andrzeja Dudy (Prezydent nie dysponuje podstawą prawną do blokowania aktu ślubowania składanego przez sędziego TK), prof. Hauser złożyłby ślubowanie sędziego TK i zrezygnowałby z mandatu sędziego NSA.

Niezależnie od ww. wątpliwości ustne uzasadnienie zdania odrębnego dr. hab. Jarosława Wyrembaka w sprawie Kpt 1/20 prezentowało solidny poziom kunsztu prawniczego.

Autor wskazał, że spór kompetencyjny nie może polegać na wtargnięciu przez organ jednej władzy w „twardy rdzeń kompetencyjny” organu innej władzy. Ta teza nawiązuje do stanowiska od dawna prezentowanego w fachowej literaturze. W komentarzu do ustawy o TK z 1997 r. zauważono, że możliwe do wyobrażenia są spory w obrębie tej samej władzy, czyli np. między organami władzy ustawodawczej, wykonawczej (jak Tuska i Kaczyńskiego „spór o krzesło” w 2008 r.) czy sądowniczej[3].

Z tej perspektywy spór kompetencyjny Sejmu (legislatywa) z Prezydentem (egzekutywa) czy spór Sejmu z Sądem Najwyższym (judykatywa) nie dają się pomyśleć.

Jak bowiem mogą wejść sobie w paradę kucharze gotujący zupełnie różne potrawy, w odrębnych kuchniach i na odrębnych kuchenkach?

Dr hab. Jarosław Wyrembak celnie też podnosił przedwczesność wniosku Marszałek Sejmu. Wpłynął on (wniosek, nie dr hab. Wyrembak) do TK zanim SN podjął uchwałę z 23 stycznia br. Tymczasem spór kompetencyjny w znaczeniu konstytucyjnym nie może być potencjalny, tylko realny, co potwierdzano w dawniejszym orzecznictwie Trybunału.

Wiele cennych prawniczych spostrzeżeń zawierały również dalsze fragmenty tego zdania odrębnego. W szczególności przypadło mi do gustu, że jego autor podkreślił bezpodstawność twierdzeń Marszałek Witek o prawotwórczym charakterze uchwały SN. Wyrembak zaznaczył, że uchwała SN to akt stosowania prawa, a nie jego stanowienia, zaś w ogóle pojęcie (znane od dawien dawna literaturze prawniczej) „prawotwórczej wykładni” stanowi jedynie skrót myślowy, opisujący popełniane niekiedy nadużycia interpretacyjne, polegające na nadmiernym odrywaniu się od litery przepisów.

Co istotne, według dr. hab. Wyrembaka nie jest jednak tak, aby interpretacja prawa miała ograniczać się do litery przepisów. Truizm? Tak, ale często w Polsce niedostrzegany. Autor zdania odrębnego wskazał na znaczenie pozajęzykowych dyrektyw wykładni, np. wykładni w zgodzie z Konstytucją czy w zgodzie z prawem międzynarodowym. To podejście cieszy, zwłaszcza w Trybunale zdominowanym przez orędowników prymitywnej – bo abstrahującej od kontekstu systemowego czy celu regulacji – wykładni językowej.

Rozbudowane i świetnie uzasadnione było też votum separatum sędziego TK Piotra Pszczółkowskiego, który przez kilka lat pracy w Trybunale zdążył nas już przyzwyczaić do wysokiego poziomu orzeczniczego. Najsilniej z jego zdania odrębnego zapadnie mi w pamięć fragment poświęcony tzw. prerogatywom prezydenckim. Strona prezydencko-rządowa podnosiła bowiem, że skoro powoływanie sędziów stanowi prerogatywę Prezydenta, to innym organom władzy publicznej nie wolno ingerować w jej wykonywanie.

Sędzia Pszczółkowski zaakcentował, że prerogatywy nie mogą być rozumiane jako akty urzędowe Prezydenta wydawane w sposób w pełni dyskrecjonalny, uznaniowy. Prezydent – co oczywiste – też jest skrępowany przepisami prawa, w tym Konstytucją.

Prerogatywa oznacza tyle i tylko tyle, że wydając akt urzędowy o jej statusie Prezydent nie potrzebuje zgody premiera, aby akt ten uzyskał ważność[4]. Na nieporozumieniu polega nadawanie jej jakichś innych znaczeń, adekwatnych być może na gruncie historycznym, ale nie w świetle porządku normatywnego ukształtowanego obowiązującą polską Konstytucją.

Dobrze, że sędzia Pszczółkowski tak wyeksponował tę myśl. Przez lata narosło wszak nie tylko w debacie publicznej, ale też w środowisku prawniczym, wiele nieporozumień wokół prerogatyw. Pora w końcu zrobić z tym porządek.

Pozornie mogłoby zaskakiwać, że zdanie odrębne zgłosił również niedawno wybrany sędzia TK Jakub Stelina. Przecież dopiero co dzień wcześniej podzielił zapatrywanie większości składu orzekającego w sprawie z wniosku premiera, dotyczącej tego samego zagadnienia, choć prawniczo „ugryzionego” inaczej. O co więc chodzi?

Otóż sędzia Stelina, podobnie jak kilku innych „separatystów”, nie dostrzegł podstaw dla stwierdzenia zaistnienia realnego sporu kompetencyjnego. Dlatego również jego zdaniem zachodziła przesłanka umorzenia postępowania, jaką jest niedopuszczalność merytorycznego orzekania.

Według niego spór między Sejmem a SN oraz Prezydentem a SN, owszem, istnieje, ale nie jest to spór kompetencyjny w rozumieniu art. 189 Konstytucji. W przekonaniu sędziego Steliny – co wynika z niezgłoszenia przezeń zdania odrębnego do wyroku z 20 kwietnia 2020 r. (U 2/20) – uchwała SN z 23 stycznia 2020 r. miała charakter prawotwórczy. Skoro jednak tak, to należało się ograniczyć do oceny tej uchwały w postępowaniu dotyczącym kontroli norm. Chodzi o art. 188 pkt 3 Konstytucji i kontrolę przepisów prawa stanowionych przez centralne organy państwowe. Natomiast wykorzystywanie art. 189 nie znajduje uzasadnienia. Albo bowiem kontrola norm, albo spór kompetencyjny.

Nie podzielam przekonania sędziego Steliny o prawotwórczym charakterze uchwały SN, ale nie sposób odmówić konsekwencji jego stanowisku. Nie ma rozdźwięku między jego przedwczorajszą a wczorajszą postawą orzeczniczą.

To musi być stan nadzwyczajny, skoro znajduję ciepłe słowa dla dr. hab. Mariusza Muszyńskiego, prof. UKSW, który od 19 grudnia 2016 r. nielegalnie wykonuje obowiązki sędziowskie, mimo że – podobnie jak dr hab. Jarosław Wyrembak – nie został legalnie wybrany w skład TK.

Wprawdzie w swoim votum separatum zaaprobował on generalny kierunek rozstrzygnięcia, ale godne odnotowania są ostre jak brzytwa słowa prawniczej krytyki pod adresem jakości sentencji postanowienia TK. Antysędzia Muszyński m.in. wypunktował praktycznie dosłowne przeniesienie do tej sentencji niekompetentnych zwrotów z wniosku Marszałek Sejmu. Warto to zauważyć ze względów merytorycznych. Dobrze, że dr hab. Mariusz Muszyński nawet w złej sprawie troszczy się o pryncypia prawnicze.

Jest też jednak i inny aspekt: konfliktów wewnątrz gmachu przy al. Szucha 12a. Jako pierwszy, już 30 grudnia 2018 r., donosiłem, że nierozłączny dotąd tandem Muszyński – Przyłębska pęka. I że możliwe są kolejne konflikty między sędziami i antysędziami, przekraczające pozornie oczywiste linie podziału.

Wydaje się, że zarówno trwałe już chyba przejście antysędziego Wyrembaka na stronę „dysydentów”, tj. sędziów Leona Kieresa i Piotra Pszczółkowskiego, jak i labilna postawa sędziego Jakuba Steliny (niedawno zgłosił niezwykle rzetelnie uzasadnione zdanie odrębne w sprawie z pytania prawnego Izby Dyscyplinarnej SN), wskazują na nasilanie się rozdźwięków w łonie trybunalskim.

Do tego dochodzi jeszcze kapitulacja kandydata w osobie dr. hab. Roberta Jastrzębskiego, prof. UW, który dwukrotnie ubiegał się o stanowisko sędziego TK, a jednak kilka tygodni temu się wycofał, nie podając powodów. To oczywiście spekulacje, ale skoro tak zdeterminowany aspirant odpuścił, to znaczy to, że nawet w środowisku naukowym życzliwym PiS narastają wątpliwości co do tego, jak kieruje Trybunałem Julia Przyłębska.

 Jestem przekonany, że sytuacja w tej instytucji będzie ulegać dalszej dynamizacji.

Fragmenty powyższego komentarza ukazały się wcześniej w artykule Dominiki Sitnickiej opublikowanym na portalu OKO.press.


[1] Szerzej zob. M. Pach, Okoliczności i przejawy utraty konstytucyjnej charakterystyki przez polski Trybunał Konstytucyjny po 19.12.2016 r., [w:] Konstytucja, praworządność, władza sądownicza. Aktualne problemy trzeciej władzy w Polsce, red. Łukasz Bojarski, Krzysztof Grajewski, Jan Kremer, Gabriella Ott, Waldemar Żurek, Warszawa 2019, s. 125–155.

[2] Szerzej zob. np. M. Pach, Termin składania wniosków w sprawie wyboru sędziów Trybunału w 2015 r., [w:] Konstytucyjny spór o granice zmian organizacji i zasad działania Trybunału Konstytucyjnego (czerwiec 2015 – marzec 2016), red. P. Tuleja, P. Radziewicz, Warszawa 2017, s. 71–131 i cyt. tam orzecznictwo TK oraz dokumenty parlamentarne.

[3] „Wyjątek stanowi tu Sąd Najwyższy, który mógłby być zaliczony do centralnych konstytucyjnych organów państwa, ale trudno wyobrazić sobie, aby mógł wejść w spór z innymi centralnymi konstytucyjnymi organami państwa, ponieważ te inne organy państwa nie sprawują wymiaru sprawiedliwości, a więc działają w obszarach innych władz. To spostrzeżenie prowadzi mnie do poglądu, że spór kompetencyjny o właściwość przy rozstrzyganiu «tej samej sprawy» lub odmowa podjęcia rozstrzygnięcia «określonej sprawy» jest w zasadzie możliwy tylko w obrębie tych samych władz” – Z. Czeszejko-Sochacki, L. Garlicki, J. Trzciński, Komentarz do ustawy o Trybunale Konstytucyjnym z dnia 1 sierpnia 1997 r. (Dz.U. Nr 102 poz. 643), Warszawa 1999, s. 177.

[4] Zob. art. 144 ust. 3 Konstytucji.

Posted by redakcja