Maciej Pach, Jarosław Gowin, 30 maja 2009 r., Kraków

Maciej Pach, Jarosław Gowin, 30 maja 2009 r., Kraków

Oczekiwanie, aby osoba sprawująca urząd Prezydenta RP znała termin upływu własnej kadencji, nie jest chyba nadmierne. Jednak Andrzej Duda nie potrafi mu sprostać. A przy okazji mówi nieprawdę o konsekwencjach opóźnienia majowego głosowania.

Sobotni poranek, dobiega 7.00. Sprawdzam najnowsze informacje. „Duda ostro o pomyśle opozycji: To jest żenujące” – zaintrygowany czytam na portalu Interia.pl. Po lekturze nabieram jednak przekonania, że żenujący jest piastun urzędu prezydenckiego, który wypowiedział te słowa. Cóż to bowiem za „czuwanie nad przestrzeganiem Konstytucji” (art. 126 ust. 2 tejże), jeżeli polega ono na wmawianiu rodakom, że grozi nam nieuchronny kryzys konstytucyjny – choć wcale nie jest on nieuchronny?

Problemy z wywiadem Andrzeja Dudy dla TVP Info są co najmniej trzy, ale dwa z nich ujawniły się w kwiecistych słowach wyrzuconych przez Prezydenta z piersi jednym tchem. Mianowicie w tych słowach:

Jest sprawą fundamentalną, aby przed wygaśnięciem 5-letniej kadencji urzędującego Prezydenta, na nowo wybrać Prezydenta i aby ten Prezydent mógł w sposób płynny przejąć urząd Prezydenta dalej do wykonywania. To jest sprawa fundamentalna, jeżeli chodzi choćby o zasadę ciągłości władzy państwowej. No i teraz pytanie: jak to powinno być zrobione tak, aby ta zasada została zachowana?

 Tu są podnoszone różne głosy, bo – jak wiemy doskonale – opozycja w Polsce w tej chwili, w ostatnim czasie, protestuje przeciwko przeprowadzeniu wyborów. No zresztą te głosy, które tutaj Pani Redaktor przytaczała przed chwilą, także głos Marszałka Senatu, no jasno tutaj wskazują na ten polityczny protest. Pytanie: jak to zrobić tak, aby zachować pewność ustrojową i pewność konstytucyjną, żeby nie doszło do zaburzenia Konstytucji.

Proszę pamiętać, że jeżeliby nie doszło do wyborów prezydenckich, to mamy kryzys konstytucyjny i to głęboki, bo kadencja prezydencka wygaśnie 5 sierpnia tego roku i jeżeli nie będzie urzędującego Prezydenta, to nie będzie miał kto, zgodnie z Konstytucją, zakończyć procesów ustawodawczych. A więc w Polsce nie będą mogły być skutecznie przyjmowane żadne ustawy.

 I to jest z całą pewnością głęboki kryzys konstytucyjny, albowiem nie ma przepisów, które w takiej sytuacji pozwalałyby choćby Marszałkowi Sejmu przejąć obowiązki Prezydenta do wykonywania. Bo te sytuacje są ściśle w art. 131 Konstytucji określone i tam nie jest przewidziana sytuacja pod tytułem, że kadencja Prezydenta się po prostu kończy, a nowy Prezydent nie został wybrany. Takiej okoliczności tam nie ma. Ustrojodawca w ogóle takiej okoliczności nie przewidział, więc tu musi być przyjęte takie rozwiązanie, abyśmy tą zasadę ciągłości władzy państwowej, ustrojową, zachowali. No i tu wszystko dzisiaj jest w rękach Marszałka Sejmu, wszystko dzisiaj jest w rękach większości parlamentarnej, bo to oni muszą podjąć w tej mierze decyzje.

Andrzeja Dudy problem pierwszy

Po pierwsze, urzędujący wciąż Prezydent wykazuje się niewiedzą w kwestii daty upływu własnej kadencji. Jego kadencja nie wygaśnie bowiem 5 sierpnia, tylko 6 sierpnia. Andrzej Duda nie rozwinął wątku 5 sierpnia. Skazani zatem jesteśmy na domysły, skąd też przyszła mu do prezydenckiej głowy ta data.

Osobom obeznanym z Konstytucją RP może nasunąć się tylko jedno przypuszczenie – że Andrzej Duda pomylił Prezydenta z Sejmem i Senatem. Istotnie wszak 4-letnie (co do zasady) kadencje obu organów władzy ustawodawczej „trwają do dnia poprzedzającego dzień zebrania się Sejmu następnej kadencji”. Tak stanowi art. 98 ust. 1 Konstytucji. Dlatego w przypadku parlamentu występuje – minimalna – przerwa międzykadencyjna, wynosząca kilka lub kilkanaście godzin. Pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji nie rozpoczyna się przecież o godz. 0.00, tylko zwykle bliżej południa.

A może Andrzej Duda sądzi, że nadal obowiązuje tzw. mała konstytucja z 1992 r.? W niej zagadnienie upływu kadencji prezydenckiej istotnie uregulowano (w art. 30 ust. 2) analogicznie jak obecnie kwestię ustania pełnomocnictw parlamentu[1]. Mimo wszystko należy mieć nadzieję, że Prezydent Duda zarejestrował datę 17 października 1997 r. i kojarzy z nią wejście w życie Konstytucji z 2 kwietnia tego samego roku. Nadzieję – tak. Ale czy pewność? Sądząc po liczbie deliktów konstytucyjnych Dudy, taka pewność byłaby naiwnością.

Z Konstytucją urzędujący Prezydent jest na bakier od 7 listopada 2015 r., gdy naruszył jej art. 7 i art. 194 ust. 1. Nie mając uprawnienia do odmowy zorganizowania ślubowania, uniemożliwił trzem legalnie wybranym sędziom TK jego złożenie, choć rozpoczęła się ich konstytucyjna, 9-letnia kadencja (M.P. poz. 1038; M.P. poz. 1039; M.P. poz. 1040). Zachował się niczym organ współuczestniczący w procedurze wyboru sędziego TK, mimo że art. 194 ust. 1 wyraźnie wymienia w tym kontekście wyłącznie Sejm. Także art. 21 (ani żaden inny przepis) obowiązującej wtedy ustawy o TK z 25 czerwca 2015 r. nie wyposażał Prezydenta w uprawnienie do odmowy zorganizowania ślubowania. Prezydent, działając bez podstawy prawnej, naruszył art. 7 Konstytucji, czyli zasadę legalizmu, w myśl której organy władzy publicznej mają obowiązek działać wyłącznie na podstawie i w granicach prawa.

Później Andrzej Duda dopuścił się kaskady deliktów konstytucyjnych związanych z sankcjonowaniem rażąco i oczywiście niezgodnych z Konstytucją działań władzy ustawodawczej, ukierunkowanych na polityczne podporządkowanie władzy sądowniczej (Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, sądy powszechne) oraz związanej z funkcjonowaniem tej władzy Krajowej Rady Sądownictwa.

Warto odświeżyć pogląd reprezentowany przez… autorytet prawniczy Andrzeja Dudy, prof. Dariusza Dudka (KUL). Ten lubelski konstytucjonalista m.in. występował na konferencjach organizowanych przez Prezydenta w okresie lansowania koncepcji referendum konstytucyjnego. Niedawno okazał się też bywalcem TK im. Julii Przyłębskiej, reprezentując Prezydenta w postępowaniu w sprawie rzekomego sporu kompetencyjnego między SN a tymże (Kpt 1/20). Zdaniem prof. Dudka – które to zdanie wraz z dr. Mikołajem Małeckim podzieliliśmy na łamach „Państwa i Prawa”[2] – nieuruchomienie przez Prezydenta kontroli prewencyjnej ustawy, odnośnie do której w postępowaniu ustawodawczym ujawniły się poważne wątpliwości konstytucyjne, można kwalifikować jako delikt konstytucyjny[3].

Skoro Prezydent Duda nie przepada za Konstytucją RP z 1997 r., to może bardziej przekonają go przynajmniej argumenty oparte na normach ustawowych? Wiadomo, że Andrzej Duda, podobnie jak całe środowisko PiS, jest zwolennikiem tezy o niezwykle szerokim zakresie władzy wyłonionego w wyborach parlamentu. W myśl tej tezy Konstytucja jedynie wyjątkowo może być jakąkolwiek przeszkodą dla ustawodawcy, a wola tego ustawodawcy jest nieomalże święta. Sprawdźmy zatem, co na temat zakończenia jednej kadencji Prezydenta i rozpoczęcia kolejnej stwierdza ustawa – Kodeks wyborczy.

Art. 291 § 1 Kodeksu wyborczego stanowi: „Nowo wybrany Prezydent Rzeczypospolitej składa przysięgę wobec Zgromadzenia Narodowego w ostatnim dniu urzędowania ustępującego Prezydenta Rzeczypospolitej”. Z kolei art. 291 § 2 brzmi: „Ustępujący Prezydent Rzeczypospolitej kończy urzędowanie z chwilą złożenia przysięgi przez nowo wybranego Prezydenta Rzeczypospolitej”.

Czy trzeba cokolwiek dodawać, aby przekonać się, że także w świetle Kodeksu kadencja „starego” Prezydenta upływa dopiero wraz z zakończeniem składania przysięgi przez elekta, a nie dzień wcześniej?

Na pierwszy rzut oka pociechę dla Andrzeja Dudy może stanowić okoliczność, że podobny do niego błąd popełnili m.in. prof. prof. Bogusław Banaszak, Leszek Garlicki, Paweł Sarnecki i Krzysztof Wojtyczek, czyli elita polskiej doktryny prawa konstytucyjnego:

  1. Prof. Bogusław Banaszak napisał, że art. 128 ust. 1 („Kadencja Prezydenta Rzeczypospolitej rozpoczyna się w dniu objęcia przez niego urzędu”) zobowiązuje Marszałka Sejmu do „zwołania posiedzenia ZN [Zgromadzenia Narodowego, odbierającego przysięgę od Prezydenta – M.P.] w następnym dniu po upływie poprzedniej kadencji”[4].
  2. Prof. Paweł Sarnecki: „Dzień objęcia urzędu wlicza się do pięcioletniej kadencji prezydenta, ustalonej w artykule poprzednim [tj. art. 127 – MP]. Kadencja ta kończy się w dniu poprzedzającym objęcie urzędowania przez nowego prezydenta”[5].
  3. Prof. Leszek Garlicki: „Objęcie urzędu przez nowo wybranego Prezydenta następuje po złożeniu przysięgi przed Zgromadzeniem Narodowym (art. 130), ostatniego dnia przed upływem kadencji poprzedniego Prezydenta”[6].
  4. Prof. Krzysztof Wojtyczek: „Należy przyjąć, że objęcie urzędu powinno mieć miejsce następnego dnia po ostatnim dniu kadencji poprzednika”[7].

Drugi rzut oka uświadamia, że mamy do czynienia jedynie z pozorem pociechy dla Dudy. To prawda, że powyższą tezę sformułowali renomowani konstytucjonaliści. Faktem jest też jednak niewątpliwy błąd, jaki popełnili. Z okoliczności posiadania cenionego dorobku i tytułu naukowego profesora nie wynika przecież nieomylność.

Najlepszym zdarzają się wpadki. Trawestując Arystotelesa, powiedziałbym: przyjacielem prof. Banaszak, większymi przyjaciółmi prof. prof. Garlicki i Sarnecki, a jeszcze większym prof. Wojtyczek (mój promotor) – lecz największą przyjaciółką prawda.

Konstytucyjna prawda zaś – ustalana w oparciu o lekturę art. 127 ust. 1, art. 128 ust. 1 i art. 130 Konstytucji – w sposób niebudzący wątpliwości brzmi: kadencja trwa 5 lat, rozpoczyna się wraz ze złożeniem przysięgi prezydenckiej, a kolejny Prezydent (lub ten sam wybrany ponownie) obejmuje urząd również z chwilą wypowiedzenia pełnej treści przysięgi. Konstytucja nie zawiera w przypadku Prezydenta regulacji analogicznej do art. 98 ust. 1, przesądzającego o upływie kadencji Sejmu i Senatu dzień przed upływem (co do zasady) 4 lat od rozpoczęcia ich kadencji.

Takie też stanowisko w literaturze prezentują inne autorytety:

  1. Prof. Wiesław Skrzydło: „[…] nowo wybrany Prezydent RP składa przysięgę wobec Zgromadzenia Narodowego w ostatnim dniu urzędowania ustępującego Prezydenta, który urzędowanie swe kończy z chwilą złożenia przysięgi przez Prezydenta-elekta”[8].
  2. Prof. Piotr Winczorek: „Objęcie urzędu, o którym mowa w art. 128 ust. 1, następuje po złożeniu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wobec Zgromadzenia Narodowego przysięgi (por. art. 130). Dzień objęcia urzędu nie może nastąpić przed upływem kadencji ustępującego Prezydenta”[9].
  3. Prof. Zbigniew Witkowski: „Ustępujący Prezydent kończy swoje urzędowanie z chwilą złożenia przysięgi przez nowo wybranego Prezydenta RP”[10].
  4. Dr Piotr Czarny: „Z chwilą wygłoszenia w sposób opisany w art. 130 roty przysięgi […] prezydent elekt obejmuje urząd, tzn. staje się tzw. piastunem organu. […] Od momentu złożenia przysięgi przez nowo wybraną głowę państwa wygasają «pełnomocnictwa» dotychczasowego Prezydenta (względnie osoby go zastępującej)”[11].

Praktyka ustrojowa pod rządami Konstytucji RP z 1997 r. również dowodzi, że Andrzej Duda się myli:

  1. Prezydent Bronisław Komorowski objął urząd 6 sierpnia 2010 r., a zakończył sprawowanie obowiązków prezydenckich 6 sierpnia 2015 r.,  gdy przysięgę złożył Prezydent Andrzej Duda.
  2. Prezydent Aleksander Kwaśniewski objął urząd 23 grudnia 2000 r. (na drugą kadencję), a zakończył sprawowanie obowiązków prezydenckich 23 grudnia 2005 r., gdy przysięgę złożył Prezydent Lech Kaczyński, którego kadencję 10 kwietnia 2010 r. przerwała tragiczna śmierć w katastrofie smoleńskiej.

Skoro Andrzej Duda złożył przysięgę, obejmując tym samym urząd Prezydenta RP, 6 sierpnia 2015 r. i tego samego dnia przestał być Prezydentem Bronisław Komorowski, to dlaczego Andrzej Duda chciałby zakończyć prezydenturę dzień przed upływem 5-letniej kadencji?

Andrzeja Dudy problem drugi

Wiemy już zatem, że 5-letni kontrakt Andrzeja Dudy z Narodem wygaśnie nie 5 sierpnia – jak twierdzi sam zainteresowany – a dopiero następnego dnia. Przypomnijmy jednak, że urzędujący Prezydent usiłował w piątek zaniepokoić Polaków straszną wizją „bezprezydencia” po upływie swojej kadencji: „Jeżeliby nie doszło do wyborów prezydenckich, to mamy kryzys konstytucyjny i to głęboki, bo kadencja prezydencka wygaśnie 5 [6 – MP] sierpnia tego roku i jeżeli nie będzie urzędującego prezydenta, to nie będzie miał kto, zgodnie z konstytucją, zakończyć procesów ustawodawczych, nie będą mogły być skutecznie przyjmowane żadne ustawy”.

Ponieważ pracę na temat „Co po 6 sierpnia” mam już odrobioną, odsyłam zainteresowanych Czytelników do wcześniejszego tekstu pt. „Elżbieta Witek albo «bezprezydencie»?”. Tu zatem tylko w telegraficznym skrócie przypomnę, że opcja z „bezprezydenciem” – prezentowana przez Andrzeja Dudę jako jedyna realna w świetle Konstytucji, nie licząc zmiany Konstytucji na modłę Gowinowską – wcale jedyną nie jest. Opcji jest aż sześć, w tym pięć nawiązuje do nieprzeprowadzenia głosowania majowego (bo wyborami tej kuriozalnej procedury godnej autokracji nazwać nie sposób). Wśród tych pięciu są:

  1. „zerwanie” wyborów (art. 293 Kodeksu wyborczego) w drodze wycofania się wszystkich kandydatów z wyjątkiem Andrzeja Dudy (bardzo mało realne);
  2. liberalna wykładnia art. 131 ust. 2 pkt 3 Konstytucji, polegająca na dopuszczeniu „nieprzeprowadzenia wyborów” jako okoliczności objętej zakresem normowania przez pojęcie „innych [niż stwierdzenie nieważności wyboru Prezydenta RP – MP] przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze”; nie ukrywam, że byłby to zabieg nader wątpliwy z perspektywy zasad rzetelnej wykładni przepisów, jednak usprawiedliwiony koniecznością uniknięcia stanu „bezprezydencia” i wszystkich jego fatalnych dla Rzeczypospolitej Polskiej i jej mieszkańców konsekwencji; warto też przypomnieć, że choć art. 131 ust. 2 stanowi o tymczasowym wykonywaniu obowiązków Prezydenta RP do czasu „wyboru” następcy, to jednak w 2010 r. przyjęto właśnie „liberalną” wykładnię, w oparciu o taką samą motywację – nie można było uznać, że między wyborem a objęciem urzędu przez tzw. Prezydenta-elekta nastać ma bezhołowie;
  3. zmiana Konstytucji – sprowadzająca się do dodania w art. 131 ust. 2 przesłanki „nieprzeprowadzenia wyborów” jako kolejnej okoliczności, od spełnienia której jest uzależnione tymczasowe wykonywanie obowiązków przez Marszałka Sejmu/Senatu (tego wariantu jednak nie polecam, bo nie polecam nagłego majstrowania przy tekście Konstytucji, o ile nie jest to potrzebne – a nie jest: patrz niżej);
  4. stan „bezprezydencia” – z uwagi na literalną wykładnię art. 131 ust. 2 pkt 3, należałoby przyjąć, że istotnie po 6 sierpnia nikt nie wykonuje obowiązków Prezydenta, skoro „nieprzeprowadzenie wyborów” to nie to samo co „nieobjęcie urzędu po wyborze”;
  5. wprowadzenie stanu klęski żywiołowej lub stanu wyjątkowego – co automatycznie prowadzi do „odpowiedniego” (art. 228 ust. 7 Konstytucji) wydłużenia kadencji urzędującego Prezydenta, czyli Andrzeja Dudy.

Bez cienia wątpliwości orzekam, że optymalna jest propozycja nr 5. Jest to jedyna koncepcja niebudząca zastrzeżeń z perspektywy Konstytucji i skonfrontowanego z nią aktualnego epidemicznego stanu faktycznego.

Epidemia jest „szczególnym zagrożeniem” i walka z nią wymaga – o czym przekonujemy się na co dzień – sięgnięcia po nadzwyczajne środki konstytucyjne, bo „zwykłe środki konstytucyjne” są niewystarczające (art. 228 ust. 1 Konstytucji). Udział zaś w głosowaniu, choćby i powszechnie korespondencyjnym, a nie w lokalach wyborczych, zwiększa zagrożenie rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Aby zapobiec takiemu stanowi rzeczy należałoby wprowadzić w celu zapobiegania masowemu szerzeniu się COVID-19 stan klęski żywiołowej[12]; względnie: stan wyjątkowy w imię troski o bezpieczeństwo (zdrowotne) obywateli[13].

Trzeba podkreślić, że w przypadkach opisanych w pkt 1–3 doszłoby po 6 sierpnia 2020 r. do tymczasowego wykonywania obowiązków Prezydenta RP przez Marszałek Sejmu Elżbietę Witek. Stąd też apel: „Elżbieto Witek, gotuj się!”.

Chyba że w międzyczasie dojdzie do dekompozycji obozu wspierającego gabinet Mateusza Morawieckiego i objęcia fotela Marszałka Sejmu przez Jarosława Gowina – co, jak twierdzi senator Jan Filip Libicki, jest przedmiotem pertraktacji opozycji z liderem Porozumienia.

Jeżeli tak by się stało, to wówczas należałoby zawołać: „Jarosławie Gowinie, gotuj się!”. Ale być może Gowin nie będzie musiał się gotować, jeżeli po zasadniczej zmianie stosunków politycznych rząd (stary, ale już mniejszościowy, lub nowy – wyłoniony w procedurze konstruktywnego wotum nieufności) wprowadzi stan klęski żywiołowej.

Tak czy owak: nieprawdziwa jest sformułowana przez Andrzeja Dudę teza o „bezprezydenciu” po 6 sierpnia (jego zdaniem po 5 sierpnia, bo nie wie, biedak, kiedy kończy kadencję) jako jedynej – prócz zmiany Konstytucji – opcji konstytucyjnej. Tych opcji jest, jak widać, o wiele więcej.

Panie Prezydencie, proszę do listy swoich niegodnych zachowań z okresu całej prezydentury nie dokładać kolejnego: okłamywania zatrwożonych epidemią Polaków!

Andrzeja Dudy problem trzeci

W wywiadzie dla TVP Info Prezydent Duda zapewnił ponadto, że „zgodziłby się na zmianę w ustawie zasadniczej pozwalającą przesunąć wybory, gdyby konstytucyjna większość ją uchwaliła”.

Zacytujmy dalsze jeszcze fragmenty wypowiedzi Prezydenta, spisane z nagrania w TVP INFO [podkr. MP]:

Kadencja prezydencka z całą pewnością w normalnych warunkach wygasa z zakończeniem dnia 5 sierpnia; 6 sierpnia powinien być zaprzysiężony nowo wybrany Prezydent. W związku z powyższym tak: no, na pewno nie można dopuścić, absolutnie nie wolno dopuścić do tego, żeby urząd Prezydenta został opróżniony, tzn. aby nie było nowego Prezydenta, a kadencja prezydencka się zakończyła. Nie wolno nam do tego dopuścić, to będzie absolutne naruszenie Konstytucji. Jeżeli tutaj będzie robiona przez kogokolwiek obstrukcja zmierzająca w tym kierunku, to trzeba mieć świadomość, że to jest ktoś, kto niszczy ład konstytucyjny i ustrojowy w Polsce. Więc to jest pierwsza sprawa.

 Druga sprawa: mamy w związku z tym dwie możliwości, trzy nawet. Po pierwsze, przeprowadzamy wybory 10 maja, tak jak to jest w tej chwili przewidziane, bo dzisiaj nasz ład prawny i stan prawny jest taki, że wybory mają się odbyć 10 kwietnia, 10, przepraszam, maja. Nic się w tym zakresie nie zmieniło, to zarządziła Marszałek Sejmu i to dzisiaj jest faktem. Na dziś wybory odbywają się 10 maja. W jaki sposób mogą tutaj być przeprowadzone zmiany?

 No, po pierwsze, rzeczywiście, może dojść do zmiany Konstytucji. Jeżeli Sejm, jeżeli parlament zdecyduje się na zmianę Konstytucji, będzie większość konstytucyjna 2/3, i dojdzie do tej zmiany Konstytucji, no, ja powiem tak: jako Prezydent Rzeczypospolitej, mając do czynienia z sytuacją, w której absolutna większość demokratycznej reprezentacji Rzeczypospolitej ma wolę, reprezentując swoich wyborców, tego, aby Konstytucja została zmieniona, ja się na zmianę Konstytucji zgodzę, oczywiście. I tu nie ma wątpliwości, że mój podpis pod taką zmianą Konstytucji się znajdzie, jeżeli taka będzie wola większości.

 Aby należycie odnieść się do powyższych słów Andrzeja Dudy, sięgnijmy do art. 235 ust. 7 Konstytucji. Jego lektura pozwala dowiedzieć się, co wolno, a czego nie wolno Prezydentowi w omawianej procedurze. Przepis ten brzmi:

Po zakończeniu postępowania określonego w ust. 4 i 6 Marszałek Sejmu przedstawia Prezydentowi Rzeczypospolitej uchwaloną ustawę do podpisu. Prezydent Rzeczypospolitej podpisuje ustawę w ciągu 21 dni od dnia przedstawienia i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej.

Inaczej niż art. 122 Konstytucji, którego ust. 3 i 5 stanowią o wniosku do TK i o wecie ustawodawczym Prezydenta, końcowe stadium postępowania ustrojodawczego nie obejmuje tego rodzaju instrumentów hamujących w rękach Prezydenta[14].

W literaturze nie budzi wątpliwości teza, że Prezydentowi nie wolno zawetować ustawy o zmianie Konstytucji[15]. Zdaniem niektórych badaczy może on co najwyżej wystąpić do TK z wnioskiem o kontrolę prewencyjną w zakresie dochowania kompetencji i trybu przez Sejm i Senat, które uchwaliły zmianę Konstytucji[16].

Prezydent nie ma zatem na co się zgadzać, gdy mowa o uchwalonej ustawie o zmianie Konstytucji RP.

Wielkoduszny Andrzej Duda? Wolne żarty.

Coś ponadto

Na tym jednak występ telewizyjny Prezydenta Dudy się nie zakończył. Oto kolejny fragment:

Łuksza Szumowski, Andrzej Duda, dwa dni po zdiagnozowaniu pierwszych zakażeń koronawirusem w Europie (26.1.2020) fot.: Łukasz Gągulski, źródło: se.pl

Łukasz Szumowski, Andrzej Duda, dwa dni po zdiagnozowaniu pierwszych zakażeń koronawirusem w Europie (26.1.2020) fot.: Łukasz Gągulski, źródło: se.pl

[…] dzisiaj opozycja, która żąda przesunięcia terminu wyborów najmocniej, takiej zmiany wcale nie proponuje. A kiedy premier Gowin taką zmianę i przesunięcie, rzeczywiście, wyborów o dwa lata, na 2022 rok, zaproponował – zresztą, szczerze mówiąc, zgodnie z tym, co powiedział Minister Zdrowia Łukasz Szumowski, że wtedy faktycznie będzie rzeczywiście bezpiecznie – to opozycja tą propozycję w sposób zdecydowany odrzuciła.

 Pan Borys Budka, przedstawiciel opozycji, zaproponował, żeby wybory odbyły się 16 maja. No ale przepraszam: na jakiej zasadzie? Na jakiej zasadzie te wybory miały się odbyć 16 maja? Że co? Że zostanie wprowadzony któryś ze stanów nadzwyczajnych, z których najlżejszym jeszcze jest stan klęski żywiołowej? Bo należy wprowadzać stany, jeżeli już miałyby być wprowadzone stany nadzwyczajne, to na pewno należy minimalizować je, czyli stan klęski żywiołowej, który wprowadza Rada Ministrów, na okres maksymalnie 30 dni, i potem on za zgodą Sejmu może być przedłużany na kolejne 30-dniowe okresy? I co? I pan Borys Budka zakłada, że zostanie wprowadzony, a potem będzie tak przedłużany, żeby wybory mogły się odbyć 16 maja przyszłego roku? Przecież to jest niedorzeczność od strony konstytucyjnej. Jeżeli na to popatrzymy… przecież to jest niepoważne w ogóle. Żeby sterować stanem klęski żywiołowej w zależności od woli i momentu, w którym my chcemy przeprowadzać wybory, ustalając z góry, że to będzie 16 maja przyszłego roku. Gdzie jeszcze w dodatku, jak twierdzi Minister Zdrowia, nie ma żadnej gwarancji, że będzie można te wybory bezpiecznie przeprowadzić. Więc to w ogóle jest żenujące.

 I powiem w ten sposób: opozycja nie przedstawia żadnej konstruktywnej propozycji w tym zakresie. Żąda przesunięcia wyborów, sprzeciwia się przeprowadzeniu teraz wyborów, ale nie przedstawia żadnego takiego rozwiązania, które byłoby realne i które nadawałoby się do przyjęcia. Taki mamy na dzisiaj stan.

Krytyka propozycji Borysa Budki opiera się zatem na prezydenckim założeniu, że wcale nie jest powiedziane, że 16 maja 2021 r. będzie już bezpiecznie, podczas gdy w 2022 r. bezpieczeństwo mamy gwarantowane. A skąd to wiadomo? Bo tako rzecze minister Łukasz Szumowski. Ten sam, który dopiero co wyśmiewał noszenie maseczek, a ostatnio stał się ich wielkim orędownikiem, przechodząc w tym zakresie podobną ewolucję co WHO. Skąd jednak mamy czerpać pewność, że w kwestii bezpieczeństwa wyborów w 2022 r. i niebezpieczeństwa wyborów w 2021 r. stanowisko ministra Szumowskiego nie będzie ulegało analogicznej ewolucji?

Nie bardzo też daje się pojąć zażenowanie Prezydenta Andrzeja Dudy koncepcją sukcesywnego przedłużania stanu klęski żywiołowej.

Po pierwsze, pozwala na to wprost Konstytucja.

Po drugie, skoro Prezydent Duda zakłada (w ślad za ministrem Szumowskim), że za rok stan epidemii będzie się utrzymywał, to dlaczego w takim razie tak żenuje Prezydenta koncepcja przedłużania o rok stanu epidemii? I to zwłaszcza w sytuacji, gdy Szumowski zapowiada utrzymywanie się zagrożenia przez 2 lata?

Czy Państwo cokolwiek z tego rozumieją? Bo ja nie.

Prócz jednego.

Że Andrzej Duda jako piastun urzędu Prezydenta RP nieustająco ten urząd ośmiesza i hańbi.


[1] Por. B. Szczurowski, komentarz do art. 130, [w:] Konstytucja RP. Tom II. Komentarz. Art. 87–243, red. M. Safjan, L. Bosek, Warszawa 2016, s. 606 (Nb 13).

[2] Zob. M. Pach, M. Małecki, Stan wyższej konieczności konstytucyjnej, „Państwo i Prawo” 2018, z. 7, s. 54.

[3] „Warto podkreślić, że podpisanie przez Prezydenta RP ustawy przy jednoczesnym zaniechaniu zainicjowania kontroli konstytucyjności, pomimo istniejących już w toku prac legislacyjnych poważnych wątpliwości co do zgodności przygotowywanej ustawy z konstytucją, albo swoista nieostrożność (brak analizy) w odniesieniu do ustawy, która następnie została uznana przez TK za niezgodną z konstytucją – mogą być kwalifikowane jako delikt konstytucyjny osoby pełniącej urząd głowy państwa, rodzący odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu (art. 145 ust. 1 Konstytucji). Trudno orzec, czy jest możliwe konstytucyjne zobligowanie Prezydenta RP do rzetelnego czuwania nad przestrzeganiem konstytucji w trakcie procesu ustawodawczego, czy też leży to wyłącznie w sferze kultury politycznej i prawnej piastuna tego urzędu. Jednakże fakultatywna kompetencja polegająca na inicjowaniu kontroli prewencyjnej ustawy przed jej podpisaniem mogłaby stracić cechy działania dyskrecjonalnego, gdyby stosowny przepis (art. 122 ust. 3) zmodyfikować, czyniąc taki wniosek obowiązkiem prawnym Prezydenta RP w razie poważnych wątpliwości co do zgodności ustawy z konstytucją” (D. Dudek, Konstytucja RP: nowelizować czy non movere?, [w:] Zagadnienia prawa parlamentarnego, red. M. Granat, Warszawa 2007, s. 363).

[4] B. Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 653.

[5] P. Sarnecki, uwagi do art. 128, [w:] Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz, t. I, red. L. Garlicki, Warszawa 1999, s. 1.

[6] L. Garlicki, Polskie prawo konstytucyjne. Zarys wykładu, Warszawa 2019, s. 287.

[7] K. Wojtyczek, Prezydent Rzeczypospolitej, [w:] Prawo konstytucyjne Rzeczypospolitej Polskiej, red. P. Sarnecki, Warszawa 2014, s. 343.

[8] W. Skrzydło, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej [praktyczne komentarze], Warszawa 2007, s. 134.

[9] P. Winczorek, Komentarz do Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 roku, Warszawa 2008, s. 284.

[10] Z. Witkowski, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, [w:] Prawo konstytucyjne, red. Z. Witkowski, Toruń 2009, s. 363.

[11] P. Czarny, uwagi do art. 130, [w:] Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz, red. P. Tuleja, Warszawa 2019, s. 387.

[12] Zob. art. 232 Konstytucji oraz art. 2 i art. 3 ust. 1 pkt 2 ustawy o stanie klęski żywiołowej.

[13] Zob. art. 230 ust. 1 Konstytucji.

[14] Dlatego i weto, i wniosek do TK wyklucza J. Ciapała, Prezydent w systemie ustrojowym Polski (1989–1997), Warszawa 1999, s. 263. Stwierdza on stanowczo: „Prezydent nie może […] odmówić podpisania ustawy o zmianie konstytucji (por. art. 235)”. Tak też P. Winczorek, dz. cyt., s. 447. Równie stanowczo identyczne stanowisko prezentuje inny autor, szerzej jednak niż ww. badacze je uzasadniając – zob. P. Radziewicz, uwagi do art. 235, [w:] Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz, red. P. Tuleja, Warszawa 2019, s. 673.

[15] Zob. np. W. Sokolewicz, uwagi do art. 235, [w:] Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz, t. 2, red. L. Garlicki, Warszawa 2001, s. 69–70; W. Skrzydło, dz. cyt., s. 248; P. Tuleja, B. Szczurowski, uwagi do art. 235, [w:] Konstytucja RP. Tom II. Komentarz. Art. 87–243, red. M. Safjan, L. Bosek, Warszawa 2016, s. 1656–1657.

[16] Tak W. Sokolewicz, dz. cyt., s. 70–73; B. Banaszak, dz. cyt., s. 1002–1003; P. Tuleja, B. Szczurowski, dz. cyt., s. 1657–1658.

Posted by redakcja