Prof. Jerzy Zajadło

Prof. Jerzy Zajadło

Afera trollowa w Ministerstwie Sprawiedliwości zrodziła ustami wicepremiera Jarosława Gowina nową kategorię języka politycznego – „zachowanie nieakceptowalne”. Piękny eufemizm, chociaż trochę pod prąd stanowiska Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził ostatnio, „że nie ma takich barier, których nie można przekroczyć”. Nie do końca wiadomo, co miał na myśli – dotychczasową politykę PiS, czy też może bezwzględną determinację w utrzymaniu się przy władzy?

Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że „nieakceptowalne” to takie, które tylko narusza pewne elementarne standardy. To zdecydowanie za mało – „nieakceptowalne” to takie, które niestety wyjdzie na jaw i przedostanie się do opinii publicznej. Do tego momentu jest nie tylko „akceptowalne”, ale być może wręcz „pożądane”.

Jeszcze nie wiadomo, czym się skończy sprawa wiceministra Piebiaka, ale z innych zdarzeń możemy wnioskować, że kategoria „nieakceptowalności” może przybierać różne oblicza. Może skutkować zmuszeniem do dymisji z jednoczesnym aplauzem i uznaniem dla samego „nieakceptowalnego” (kazus Kuchcińskiego). Może bagatelizować i twierdzić, że są gorsze rzeczy (kazus Horały kwitującego niekonwencjonalną pozycję senatora Pęka na sejmowym korytarzu: „To jeszcze nie jest przestępstwo”). Może dyscyplinować i wykluczać – kilka wątpiących fochów senatora Aleksandra Bobko skutkuje tym, że PiS wycofał mu poparcie i już nie wystartuje w wyborach.
Zmienia się przy tym samo pojęcie odpowiedzialności. Rzeczniczka rządu uważa decyzję min. Piebiaka za „odpowiedzialną”, a z kolei on sam tłumaczy ją „poczuciem odpowiedzialności za reformy” i uważa zastosowane metody za konieczne z uwagi na interes tych reform. Ostatecznie chodzi natomiast o rozmycie jakiejkolwiek odpowiedzialności. Nie pierwszy i nie ostatni raz w wydaniu tej władzy.

Jest jednak jeszcze jeden aspekt problemu. Jakiś czas temu opublikowałem na portalu konstytucyjny.pl felieton próbujący negatywnie zdefiniować, czym nie jest państwo PiS. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że to państwo jest: antydemokratyczne, niepraworządne, niesprawiedliwe, nie oparte na podziale władzy, nieuczciwe, antyeuropejskie i antykonstytucyjne. Afera trollowa przynosi jednak ze sobą konieczność pójścia o krok dalej i zadania pytania, które postawił już kilkanaście wieków temu św. Augustyn: czym różni się państwo od bandy złoczyńców?
To straszne, co dzieje się w Ministerstwie Sprawiedliwości (przecież to nie tylko wiceminister Piebiak), ale nie wiem, czy jeszcze gorsze nie jest to, co wynika z reakcji premiera: przyjmuje dymisję i uważa sprawę za zakończoną. To bowiem oznacza, że państwa zdolnego do samoobrony i obrony obywateli przed tego typu działaniami nie ma, jest tylko jakiś układ władzy dla władzy za wszelką cenę, a więc antypaństwo. Jego jedynym problemem jest to, czy coś wyjdzie, czy nie wyjdzie na jaw – Piebiak, Kuchciński i inni zapłacili cenę dymisji nie za to co robili, lecz za to, że dali się złapać. Paradoksalnie elementami jakiejś państwowości pozostają w tej sytuacji tylko wolne media, wolne sądy i wolni ludzie wykazujący gotowość do odsłaniania tego mechanizmu. I właśnie dlatego to one są głównym przedmiotem ataku ze strony władzy dla władzy czyli antypaństwa.
Jest w tym także element groteskowy. „Gazeta Wyborcza” opublikowała zdjęcie figurki, jaką otrzymała „mała Emi”, główna bohaterka afery trollowej, za swoje zasługi. Podpis ofiarodawców „Herszt i jego żołnierze” wyraźnie wskazuje, że autorzy tego prezentu mają świadomość, iż nie są państwem, lecz strukturą antypaństwową – wszak według słownika polskiego herszt to potocznie „przywódca bandy, szajki”. Chcieli być na swój sposób dowcipni, ale wychodzi z tego makabra pokazująca ich skrajnie bezczelne poczucie całkowitej bezkarności w tym antypaństwie.

Posted by redakcja