Jerzy Zajadło – profesor nauk prawnych, specjalista w zakresie teorii i filozofii prawa, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego

Jerzy Zajadło – profesor nauk prawnych, specjalista w zakresie teorii i filozofii prawa, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego

Według słownika języka polskiego legalizm to „ścisłe przestrzeganie obowiązujących przepisów prawnych”. Dla teoretyka i filozofa prawa jest to oczywiście definicja bardzo niedoskonała, ponieważ nie uwzględnia całego szeregu problemów kryjących się pod takimi pojęciami „ścisłość przestrzegania” czy „obowiązywanie prawa”, ale z punktu widzenia pewnych potocznych intuicji wydaje się ona wystarczająca.

Jednak tak pojęty legalizm nie wyczerpuje w demokratycznym państwie prawa fenomenu kultury politycznej, jest jedynie jej częścią. To powoduje, że zwłaszcza po stronie rządzących mogą powstawać sytuacje ambarasujące: oto bowiem z jednej strony muszą oni niejako programowo przyznawać się do legalizmu, z drugiej zaś nie powinni abstrahować od kultury politycznej leżącej u podstaw idei państwa prawa. Ta myśl ma swoją bardzo długą tradycję – już starożytni Rzymianie uznawali, że podstawowym źródłem prawa pozytywnego jest wprawdzie ustawa (lex), ale zatopiona w uświęconych tradycją obyczajach (mores maiorum).
Współcześnie ten ambaras jest podwójny w przypadku takich formacji jak PiS. Ta partia nie ukrywa bowiem specjalnie, że uznaje prymat polityki nad prawem, a w związku z tym ma dosyć instrumentalny stosunek zarówno do legalizmu, jak i do kultury politycznej państwa prawa. Z legalizmem PiS jest więc pewien problem, ponieważ często przekształca się on w pseudolegalizm: służy wyłącznie za narzędzie do wyplątania partii i jej członków, zwłaszcza tych sprawujących jakieś urzędy państwowe, z pewnych kłopotliwych sytuacji w jakich się znaleźli i tym samym abstrahuje od wspomnianej kultury politycznej państwa prawa. Posłużmy się przykładami i to tylko tymi najnowszymi, ponieważ na przestrzeni ostatnich prawie czterech lat jest ich znacznie więcej. Nie sposób jednak nie przypomnieć, że ten instrumentalny i ambiwalentny stosunek PiS do legalizmu i kultury politycznej powstał już na samym początku „dobrej zmiany” – zaczął się od kontrowersyjnego ułaskawienia przez prezydenta osoby skazanej nieprawomocnym wyrokiem sądowym i później było już tylko „z górki”.
Przykład numer jeden – premier Mateusz Morawiecki, który ma dosyć szczególny i wybiórczy stosunek do zasady legalizmu. Tam gdzie chodzi o interes jego formacji politycznej, tam grzmi, jak w pamiętnym wywiadzie dla Deutsche Welle, że ponad prawem stoi sprawiedliwość. To tylko mutacja pewnej szerszej koncepcji przedstawionej swego czasu z trybuny sejmowej przez jego ojca, Kornela Morawieckiego: ponad Konstytucją stoi interes narodu. Te hasła rezygnacji ze ścisłego legalizmu w imię sprawiedliwości/interesu narodu byłyby być może bardzo szlachetne, gdybyśmy po trzech latach rządów PiS nie wiedzieli i nie doświadczyli na własnej skórze, co się za nimi tak naprawdę kryje. Jest jednak druga strona medalu – tam gdzie chodzi o osobisty interes premiera, jak w sprawie działek zakupionych od kościoła, tam jawi się on nam jako nieprzejednany miłośnik legalizmu. Dominuje hasło: nie zrobiłem niczego nielegalnego, cała reszta jest nieistotna. Problem w tym, że oba te podejścia do zasady legalizmu wymykają się pewnym elementarnym zasadom europejskiej kultury polityczno-prawnej. Np. tej sformułowanej dwa tysiące lat temu przez rzymskiego prawnika Paulusa: Non omne quod licet, honestum est (Nie wszystko co dozwolone jest uczciwe).
Przykład numer dwa – tryb uchwalenia przez Sejm zmian w kodeksie karnym. Jak wiadomo, marszałek Sejmu skierował projekt ustawy do przyśpieszonego trybu, a nie do trybu szczególnego przewidzianego dla kodeksów i0 zmian w kodeksach. Podstawę do takiej decyzji wyprowadził z art. 87 ust. 2 Regulaminu Sejmu. Formalnie rzecz biorąc ma rzeczywiście taką kompetencję, jednak w tym przypadku nadużył jej, ponieważ ostatecznie uznał, że projekt ustawy już w swoim tytule zmieniającej kodeks karny nie jest takim projektem. Pomijając już nawet kwestie logiki formalnej i nieformalnej, trudno w tym przypadku mówić o legalizmie – to pseudolegalizm naruszający zarówno ratio legis przepisu art. 87 ust. 2 Regulaminu Sejmu, jak i obowiązujące w parlamencie mores maiorum.
Przykład numer trzy – sprawa oświadczeń majątkowych ministra Dworczyka. Trudno go tutaj oceniać, ponieważ jeszcze nie wiadomo, czym się skończy. Możemy tylko pospekulować – może się skończyć legalizmem i uznaniem, że składając oświadczenie majątkowe minister naruszył prawo z wszystkimi tego konsekwencjami, co dla partii będzie wprawdzie bolesne, ale warto będzie złożyć z ministra taką ofiarę w imię interesów politycznych; może się jednak skończyć także instrumentalnym psudolegalizmem i sofizmatycznym wykrętem, że udziały w spółkach ministra Dworczyka to coś kompletnie banalnego w zestawieniu z zegarkiem ministra Nowaka. Ponieważ dla PiS mores maiorum nie mają większego znaczenia, pozostanie tylko pożonglowanie leges w tę lub w inną stronę.
Bilans tego wszystkiego jest ostatecznie taki, że PiS proponuje nam jakąś kontrkulturę polityczno-prawną, zarówno w warstwie lex, jak i na poziomie mos maiorum i rozrywa ścisły związek pomiędzy obiema tymi kategoriami. Nie przesądzam, czy to dobrze, czy źle – jednak z punktu widzenia paradygmatów prawoznawstwa jakoś dziwnie i jakoś inaczej. Trudno się więc dziwić, że Europa przygląda się temu z czymś więcej niż tylko niepokój.

Posted by redakcja