Jerzy Zajadło

Jerzy Zajadło – profesor nauk prawnych, specjalista w zakresie teorii i filozofii prawa, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego

  Życie potwierdziło, że przestrzeń tzw. trudnych przypadków jest w gruncie rzeczy nieograniczona i  że prawo zawsze się może zderzyć zarówno samo z sobą, jak i z innymi systemami normatywnymi, zwłaszcza z polityką. Jeszcze przed wyborami niektórzy politycy partii rządzącej i wysocy urzędnicy państwowi (np. minister Jacek Sasin czy wojewoda łódzki Zbigniew Rau) poddali w wątpliwość sensowność startu w wyborach na urząd prezydenta Łodzi kandydatki Hanny Zdanowskiej, ponieważ ich zdaniem w przypadku ewentualnego zwycięstwa i tak nie będzie mogła objąć swojego mandatu z uwagi na treść przepisu art. 6 ust. 3 pkt ustawy o pracownikach samorządowych: „była skazana prawomocnym wyrokiem sądu za umyślne przestępstwo ścigane z oskarżenia publicznego”. Odmienne stanowisko zajął przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński – w jego opinii Hannie Zdanowskiej przysługuje bierne prawo wyborcze w wyborach samorządowych, ponieważ została wprawdzie skazana na karę grzywny, ale nie na karę pozbawienia wolności w rozumieniu art. 11 § 2 pkt 1 ustawy Kodeks wyborczy. Jeśli tak, to w przypadku zwycięstwa w wyborach będzie mogła objąć urząd prezydenta Łodzi, chociaż nie wyklucza to późniejszego wszczęcia procedury zmierzającej do zdjęcia jej z urzędu.

    Dla przeciętnego obywatela jest to więc niezły pasztet pozornie tzw. trudnego przypadku zderzenia prawa z samym sobą i z polityką, ale dla prawnika ten kazus stanowi w gruncie rzeczy chleb codzienny rozwiązywania konfliktów pomiędzy dwoma sprzecznymi ze sobą przepisami. Ten pierwszy może sobie oczywiście zadać pytanie, jakie jest źródło tej sytuacji, ale odpowiedź jest prawdopodobnie banalnie prosta – to konsekwencja niechlujstwa legislacyjnego. Tego drugiego taka odpowiedź jednak nie może satysfakcjonować, musi założyć racjonalność działania ustawodawcy i szukać sposobu rozwiązania sprzeczności w drodze wykładni. Wspomniani wyżej wysocy urzędnicy państwowi powołują się bowiem wprawdzie na ustawę o pracownikach samorządu terytorialnego, ale jednocześnie kompletnie abstrahują od ustawy Kodeks wyborczy – innymi słowy, z powodów politycznych instrumentalnie przemilczają oczywisty konflikt między dwiema normami prawnymi i nawet nie próbują zastosować znanych prawnikom reguł rozwiązywania tego typu sprzeczności. Nieco inaczej postąpił przewodniczący PKW – nie rozwinął wprawdzie szerzej tego tematu, ale przynajmniej nie uciekał od problemu ewidentnej sprzeczności pomiędzy przepisami i podjął jakąś próbę jej interpretacyjnego rozwiązania poprzez uznanie, że ustawa Kodeks wyborczy stanowi, jego zdaniem, lex specialis w stosunku do ustawy o pracownikach samorządowych. Przyjął też wspomniane wyżej założenie racjonalnego działania ustawodawcy: po pierwsze, że coś ustawodawcą kierowało, skoro inaczej rozwiązał problem wcześniej w ustawie o pracownikach samorządowych z 2008 roku, a nieco inaczej później w ustawie Kodeks wyborczy z 2011 roku; po drugie, że bezsensownym byłoby uznanie, iż kandydat ma wprawdzie prawo startować w wyborach, ale jednocześnie, wbrew woli wyborców, nie będzie mógł objąć swojego mandatu. I słusznie, w przeciwnym wypadku musielibyśmy uznać, że ustawodawca świadomie robi z obywateli-wyborców idiotów.

      Widać więc wyraźnie, że prawnicy przyjmujący założenie racjonalności ustawodawcy dysponują pewnym elementarnym  instrumentarium pozwalającym na rozwiązanie tego typu sprzeczności przy użyciu reguł kolizyjnych: zarówno reguły chronologicznej (lex posteriori derogat legi priori), jak merytorycznej (lex specialis derogat legi generali). Niestety, tzw. dobra zmiana ma dosyć dziwny stosunek do utrwalonych paradygmatów prawoznawstwa – od jednych instrumentalnie abstrahuje, inne nieracjonalnie wywraca do góry nogami. Typowym przykładem ten ostatniej sytuacji jest następujący incydent z procedury wyboru kandydatów do Sądu Najwyższego przez KRS – jeden z nich, nota bene osoba ze stopniem doktora habilitowanego nauk prawnych, potrafił pozbawić znaczenia nawet najważniejszą z reguł kolizyjnych, regułę hierarchiczną (lex superior derogat legi inferiori). Oto bowiem w krótkiej migawce telewizyjnej na pytanie dziennikarza o sześcioletnią kadencję I prezesa Sądu Najwyższego powiedział tak: Przepis Konstytucji nie jest przepisem żelaznym i przy jego interpretacji należy uwzględniać obowiązujące ustawy. Nim mniej ni więcej oznacza to tyle, że to nie Konstytucja wyznacza standardy interpretacyjne aktów niższego rzędu, lecz wręcz przeciwnie – to te konstytucyjne standardy należy naginać ustaw zwykłych. Jeśli takiego zabiegu „myślowego” można dokonać w odniesieniu do reguły hierarchicznej, to instrumentalne abstrahowanie od innych reguł kolizyjnych i założenia racjonalnego działania ustawodawcy w sprawie Hanny Zdanowskiej wydaje się przy tym kompletnym banałem.

    Z punktu widzenia wspomnianych reguł kolizyjnych sprawa może się jednak okazać dosyć skomplikowana. Wprawdzie ustawa Kodeks wyborczy jest ustawą późniejszą (lex posteriori) od ustawy o pracownikach samorządowych (lex prior), ale kluczowe znaczenie zdaje się mieć ustalenie, co jest lex specialis. Znamy bowiem jeszcze jedną regułę kolizyjną: lex posteriori generalis non derogat legi priori speciali. Ostatecznie musi to jednak rozstrzygnąć sąd, a nie działania par force wysokich urzędników państwowych.

Jerzy Zajadło

Posted by Jerzy Zajadło