Z zainteresowaniem przeczytałem felieton prof. Ewy Łętowskiej „Tyrania większości, dyktat mniejszości?”. Jak widać, Autorka opatrzyła tytuł swojej wypowiedzi znakiem zapytania, wskazując tym samym na pewien paradoks towarzyszący demokracji w opartym na konstytucji demokratycznym państwie prawa.
Czy demokratycznie wyłoniona większość może być tyranem? Czy są sytuacje, gdy większość powinna uwzględniać wolę mniejszości? W nieco innym sensie zwracał na to uwagę nie kto inny, jak Carl Schmitt, w napisanym już po wojnie eseju „Tyrranei der Werte” (Tyrania wartości).
Pewne tezy wynikające bezpośrednio z omawianego felietonu da się moim zdaniem znacznie wyostrzyć i wówczas ten znak zapytania można śmiało zdjąć, a wspomniany paradoks okazuje się paradoksem pozornym.
Wola demokratycznie wyłonionej większości nigdy nie jest tyranią tak długo, jak długo wyrażana jest z zachowaniem demokratycznych procedur i jak długo mieści się w granicach prawa, zwłaszcza konstytucji. Łamiąc te procedury i wykraczając poza te granice przekształca się w bezprawną tyranię, ponieważ sama podważa swoją demokratyczną legitymację.
Z kolei wola mniejszości może zostać wprawdzie pominięta w procesie demokratycznego dyskursu, ale tylko o tyle, o ile takie pominięcie nie narusza podstawowych praw człowieka. Łamiąc prawa mniejszości władza większości sama nadaje mniejszościowej woli charakter może nie tyle dyktatu, co raczej uprawnionego roszczenia.
Można by to więc opatrzyć tytułem „bezprawna tyrania większości, uprawnione roszczenie mniejszości”.
Podziel się: