Kilka dni temu (5 lipca) Natalia Durman w notatce Szum wokół Sądu Najwyższego. Kuriozalny komentarz Julii Przyłębskiej[1], tak zrelacjonowała medialne wypowiedzi tytułowej antybohaterki:

„Jak dodała, „istnieje zasada domniemania konstytucyjności”. – Skoro ustawa weszła w życie, to obowiązuje. Jeśli ktoś uważa, że nie jest zgodna z konstytucją, to składa wniosek do TK i pyta, czy przepisy są zgodne, czy nie. Dopóki takiego pytania nie będzie, nie będzie orzeczenia TK, to nie można mówić, że ustawa jest niekonstytucyjna, bo to prowadzi do anarchii – stwierdziła prezes TK.” [podkr. moje – A.G.].

Argument stanowiący, że jeśli norma prawna jest objęta domniemaniem konstytucyjności, to obowiązuje (i to aż do momentu wejścia w życie orzeczenia TK, pozbawiającego ją mocy obowiązującej; o ile takie zapadnie) jest tak oczywiście fałszywy, że można by było zbyć go milczeniem. Niestety, prawdopodobnie zadziałało tzw. prawo Trumana („Jeśli nie możesz ich przekonać, to zamąć im w głowie”), bowiem trzy dni później (8 lipca) na blogu Marcina Matczaka, którego chlubne zasługi w batalii przeciw przekształcaniu Polski w państwo pozornie praworządne są doskonale znane, pojawił się wpis Dlaczego w Polsce nie obowiązuje już tradycyjne domniemanie konstytucyjności?[2], w którym m.in. odnajdujemy bardzo podobnie brzmiące twierdzenia:

„Domniemanie konstytucyjności wynika z cech systemu konstytucyjnego. Żeby prawo obowiązywało, trzeba przyjąć, że do ustaw uchwalanych przez parlament ludzie muszą się stosować. Gdyby mogli dowolnie (podkreślam to słowo: DOWOLNIE) kwestionować legalność ustaw, prowadziłoby to do anarchii. Parlament wprowadza np. nowy podatek, a przedsiębiorca twierdzi, ze nie będzie go płacił, bo w jednej z poprawek sejmowych była literówka, a dwóch posłów, jak głosowało, to tylko nacisnęło guzik, a nie podniosło ręki. Dlatego jego zdaniem ustawa jest niekonstytucyjna, a więc nie musi płacić podatku. W takich sytuacjach ma zastosowanie domniemanie konstytucyjności: dopóki specjalnie powołany do tego organ, czyli Trybunał Konstytucyjny, nie uzna ustawy za niekonstytucyjną i nie uchyli jej, ustawa obowiązuje.” [podkr. moje – A.G.].

Profesor Matczak proponuje dalej nowe odczytanie domniemania konstytucyjności, zrywające z dotychczasowym paradygmatem doktrynalnym. Jego zdaniem, w aktualnej sytuacji: „Domniemanie konstytucyjności zaczyna funkcjonować inaczej: ustawa jest uznawana za konstytucyjną, dopóki na podstawie art. 8 ust. 2 i na podstawie zasady lex superior derogat legi inferiori (prawo wyższe ma pierwszeństwo stosowania przed prawem niższym) nie zakwestionują jej sądy.”

Naturalnie, ta propozycja Matczaka, podobnie jak inne pomysły mające na celu ratowanie praworządności w RP, zasługuje na rozważenie. Wydaje się jednak, że przeciw dominującej w massmediach narracji, błędnie łączącej domniemanie konstytucyjności z obowiązywaniem norm stanowionych, można kontrargumentować nieco prościej[3].

Różnicę zachodzącą między rozumowaniem, które uważam za błędne, a rozumowaniem zasługującym na akceptację, syntetycznie można ująć w następujący sposób: źle rozumuje ten, kto uznaje, że jeśli norma objęta jest domniemaniem konstytucyjności, to obowiązuje; natomiast poprawnie rozumuje ten, kto uznaje, że w stosunku do normy objętej prawniczym domniemaniem konstytucyjności możemy prowizorycznie przyjąć, że jest ona zgodna z konstytucją, tak jak na podstawie prawnego, formalnego domniemania niewinności prowizorycznie przyjmujemy, że osoba oskarżona jest niewinna. Warto dodać w tym miejscu, że w ujęciu argumentacyjnym podstawową funkcją domniemania konstytucyjności, którą tutaj zakładam, jest funkcja polegająca na ustaleniu rozkładu ciężaru walidacyjnej argumentacji konstytucyjnej, który zgodnie z tym domniemaniem spoczywa wyłącznie na podmiocie kwestionującym zgodność z konstytucją pewnej normy prawnej.

Podstawowy zarzut przeciwko takiemu błędnemu pojmowaniu związku domniemania konstytucyjności norm z ich obowiązywaniem z logicznego punktu widzenia sprowadzić można do tego, że zakresy dwóch pojęć; a mianowicie, pojęcia norm objętych domniemaniem konstytucyjności i pojęcia norm obowiązujących nie są równoważne (tożsame), lecz krzyżują się. Moim zdaniem można stosunkowo łatwo wykazać, że domniemanie konstytucyjności norm prawnych nie jest ani warunkiem koniecznym, ani wystarczającym, dla ich prawnego obowiązywania. Służą temu trzy zasadnicze argumenty szczegółowe:

Pierwszy zasadniczy argument dotyczy kontroli prewencyjnej, przewidzianej w art. 122 ust. 3 Konstytucji, zd. pierwsze: „Przed podpisaniem ustawy Prezydent Rzeczypospolitej może wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem w sprawie zgodności ustawy z Konstytucją”. Zgodnie z aktualnym orzecznictwem TK, „ustawa cieszy się domniemaniem konstytucyjności od momentu jej uchwalenia przez parlament, a zatem przed jej podpisaniem przez Prezydenta i ogłoszeniem w Dzienniku Ustaw” – jak piszą Aleksandra Dębowska i Monika Florczak-Wątor w najnowszym artykule poświęconym tej problematyce[[4]]. Zatem widzimy, że domniemanie konstytucyjności pojawia się dużo wcześniej od obowiązywania norm: aż do momentu ich wejścia w życie ustanowione normy prawne są objęte domniemaniem konstytucyjności, chociaż jeszcze nie obowiązują![5]

Drugi argument szczegółowy dotyczy instytucji vacatio derogationis, uregulowanej w art. 190 ust. 3 Konstytucji, zd. pierwsze: „Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego wchodzi w życie z dniem ogłoszenia, jednak Trybunał Konstytucyjny może określić inny termin utraty mocy obowiązującej aktu normatywnego”. Także tutaj, przynajmniej od 2008 roku, TK przyjmuje, że zniesienie domniemania konstytucyjności ustawy następuje już w momencie ogłoszenia wyroku negatywnego na sali rozpraw. A więc wcześniej, maksimum 18 miesięcy wcześniej niż formalna utrata mocy obowiązującej niekonstytucyjnych przepisów. Zatem widzimy, że mogą formalnie obowiązywać normy, które już nie są objęte domniemaniem konstytucyjności!

Ostatni argument związany jest w prowadzoną po raz pierwszy w 2000 do ustawy o TK regulacją, umożliwiającą badanie konstytucyjności przepisów nieobowiązujących (podczas którego to badania ciężar argumentacji znowu określony jest zgodnie z domniemaniem konstytucyjności), „jeżeli wydanie orzeczenia o akcie normatywnym, który utracił moc obowiązującą przed wydaniem orzeczenia, jest konieczne dla ochrony konstytucyjnych wolności i praw” (art. 39 ust 3 ustawy o TK z 1997 roku, znowelizowany ustawą z 9 czerwca 2000 r.). Natomiast aktualna ustawa z dnia 30 listopada 2016 r. o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym, w art. 59 ust. 3 wprawdzie zawęża to uprawnienie TK, niemniej nadal daje możliwość badania zgodności z konstytucją aktów nieobowiązujących, jeśli „wydanie orzeczenia w postępowaniu zainicjowanym skargą konstytucyjną jest konieczne dla ochrony konstytucyjnych wolności i praw”. Z uwagi na to, że w trakcie takiego postępowania przed TK domniemanie konstytucyjności kwestionowanych norm nadal służy rozłożeniu ciężaru walidacyjnej argumentacji konstytucyjnej, argument ten ponownie ukazuje zakresową niezależność pojęcia norm objętych domniemaniem konstytucyjności oraz pojęcia norm obowiązujących: podobnie jak w przypadku norm prawnych objętych kontrolą prewencyjną, nieobowiązujące normy prawne pozostają objęte domniemaniem konstytucyjności!

Wnioski z przedstawionego rozumowania są następujące: zapewne istnieje pewna korelacja, a może nawet związek między domniemaniem konstytucyjności a obowiązywaniem, lecz na pewno nie jest to związek, który mógłby zostać ujęty w kategoriach warunku koniecznego bądź wystarczającego. Domniemanie konstytucyjności pozwala prowizorycznie przyjąć zgodność z konstytucją, a nie obowiązywanie norm, których dotyczy. Zgodność z konstytucją jest jednym z kryteriów walidacyjnych, które nie zawsze musi być spełnione, aby dana norma prawna została uznana za obowiązującą w prawniczym dyskursie walidacyjnym (tak w sytuacji vacatio derogationis, niestety przewidzianej w art. 190 ust. 3 Konstytucji RP).

Uzasadnienie tezy o niezależności domniemania konstytucyjności i obowiązywania (czy dokładniej, domniemania obowiązywania[6]) norm prawa stanowionego można jeszcze wzmocnić za pomocą dwóch argumentów pomocniczych.

Pierwszy z tych argumentów jest nieco kontrowersyjny, bowiem w najnowszych orzeczeniach Trybunał Konstytucyjny odstępuje od wcześniej głoszonych poglądów o stopniowalności domniemania konstytucyjności, które uzasadniały tezę o rodzajowej różnicy pojęć – pojęcie obowiązywania prawa nie jest bowiem stopniowalne, lecz klasyfikujące: norma prawna obowiązuje, albo nie; tertium non datur. Tymczasem w wielu orzeczeniach TK[7] była mowa albo o „słabszym domniemaniu konstytucyjności” (np., gdy w momencie uchwalania (wydawania) danego aktu prawnego istniały poważne wątpliwości co do jego zgodności z Konstytucją), albo o domniemaniu „silniejszym” (przynależnym np. ustawom kontrolowanym prewencyjnie lub w okresie ich vacatio legis, umowie międzynarodowej przekazującej na rzecz Unii Europejskiej kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach, ustawie budżetowej i innym ustawom regulującym stosunki społeczno-ekonomiczne), – co zresztą nie może dziwić, gdyż z argumentacyjnego punktu widzenia jest oczywiste, że czasami łatwiej, a czasami trudniej przychodzi obalenie domniemania konstytucyjności w postępowaniu przed TK.

Drugi argument pomocniczy, o wiele bardziej kontrowersyjny niż poprzednie, znajduje swoje oparcie w zasadzie facta probantur, iura novit curia i ograniczony jest do stosowania prawa przez sądy powszechne, ponieważ w postępowaniach przed SN i NSA stosowanie zasady iura novit curia jest wielce ograniczone[8]. W myśl tego argumentu szczegółowego, sąd powszechny ma obowiązek z urzędu ustalić treść prawa obowiązującego, stosowanego w danej sprawie, a zatem na żadnej ze stron postępowania nie ciąży obowiązek walidacyjnej argumentacji konstytucyjnej, bowiem kryterium zgodności prawa z konstytucją jest jednym z podstawowych, choć podważalnych, kryteriów walidacyjnych, branych przez sąd pod uwagę z urzędu. Nie można przecież stosować prawa nieobowiązującego – takiemu „prawu” sąd w państwie praworządnym w ogóle nie podlega. Tym samym, domniemanie konstytucyjności, rozumiane argumentacyjnie jako reguła rozkładu ciężaru argumentacji walidacyjnej, okazuje się zbędne. Zgodnie z art. 178 ust. 1 Konstytucji, sędziowie podlegają Konstytucji i ustawom, a nie trzeba sięgać do dużego komentarza Becka, żeby stwierdzić, że w tym przepisie chodzi o obowiązującą Konstytucję i ustawy. Nie jest więc w żadnym tego słowa znaczeniu konieczne, ani pragmatycznie potrzebne, budowanie dodatkowej, zresztą wątpliwej, normy nakazującej sędziom podleganie ustawom objętym domniemaniem konstytucyjności. Można powiedzieć, że ich obowiązywanie „konsumuje” wymóg ich zgodności z konstytucją w większości przypadków sądowego stosowania prawa, ponieważ jednym z kryteriów walidacyjnych, branych przez sąd z urzędu, jest niewątpliwie zgodność z konstytucją norm zastosowanych przez sędziego. Tym samym, można utrzymywać, że domniemanie konstytucyjności, nakładające ciężar argumentacji walidacyjnej na podmiot kwestionujący konstytucyjność danej regulacji „przegrywa” – przynajmniej w sądach powszechnych – z zasadą iura novit curia, która czyni je zbędnym; a co najwyżej domniemanie to może służyć jako argument wspierający wykładnię zgodną z konstytucją bądź wykładnię prokonstytucyjną prawa.

Pomijając dalszą dyskusję argumentów pomocniczych, w pełni uzasadnione wydaje się twierdzenie, że błędne jest automatyczne utożsamianie norm objętych domniemaniem konstytucyjności z normami obowiązującymi, czy szerzej: wywodzenie obowiązywania norm prawnych z domniemania ich konstytucyjności. Trybunał Konstytucyjny słusznie definiuje domniemanie konstytucyjności norm prawnych w jednym z głośniejszych orzeczeń (wyroku TK z dnia 9 marca 2016 r., sygn. K 47/15), jako założenie, „że są one zgodne z Konstytucją, dopóki w postępowaniu przed Trybunałem nie zostanie udowodnione, że jest inaczej”. Trafnie pomija w tej definicji jakikolwiek związek domniemania konstytucyjności z obowiązywaniem. Nie może więc dziwić, że w Zdaniu odrębnym sędziego TK Piotra Pszczółkowskiego do tego wyroku czytamy: „Istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia, czy możliwe jest podczas orzekania w sprawie niniejszej pominięcie przepisów ustawy o zmianie ustawy o TK, ma treść art. 7 Konstytucji, obligującego Trybunał Konstytucyjny do działania na podstawie prawa i w jego granicach. Wspomniana ustawa korzysta z domniemania konstytucyjności. Będzie obowiązywała w polskim systemie prawa do momentu ogłoszenia wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego jej niezgodność z Konstytucją (art. 190 ust. 3 Konstytucji).” [podkr. moje – A.G.]. Jest bowiem oczywiste, że aktualnej władzy politycznej ogromnie zależy na powszechnym, automatycznym uznawaniu stanowionych przez nią norm prawnych, często ewidentnie niekonstytucyjnych, za obowiązujące. Jak sądzę, przedstawione wyżej argumenty szczegółowe unaoczniają, że jest to stanowisko błędne.

Domniemanie konstytucyjności norm to nie to samo, co domniemanie ich obowiązywania! Jak bowiem wykazują przedstawione wyżej trzy zasadnicze argumenty szczegółowe, domniemanie konstytucyjności norm prawnych nie jest ani warunkiem koniecznym, ani wystarczającym, dla ich prawnego obowiązywania.

 

Dr hab. Andrzej Grabowski – profesor nadzw. w Katedrze Teorii Prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.

[[1]]  https://wiadomosci.wp.pl/szum-wokol-sadu-najwyzszego-kuriozalny-komentarz-julii-przylebskiej-6270025915140225a (dostęp 8.07.2018 r.)

[[2]] https://marcinmatczak.pl/index.php/2018/07/08/dlaczego-w-polsce-nie-obowiazuje-juz-tradycyjne-domniemanie-konstytucyjnosci/ (dostęp 8.07.2018 r.)

[[3]] Przedstawione niżej argumenty przeciwko bezpośrednim wiązaniu domniemania konstytucyjności norm prawnych z ich obowiązywaniem (bądź domniemaniem obowiązywania) pochodzą z referatu Domniemanie konstytucyjności i reguła lex superior (w ujęciu argumentacyjnym kontroli konstytucyjności prawa), wygłoszonego na Pierwszym Krakowskim Sympozjum Konstytucyjnym pt. O problemach wykładni Konstytucji RP, 7 października 2017 r., który przygotowałem w ramach projektu badawczego sfinansowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki przyznanych na podstawie decyzji nr DEC-2015/17/B/HS5/00457.

[[4]] Zob. A. Dębowska, M. Florczak-Wątor, Domniemanie konstytucyjności ustawy w świetle orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, Przegląd Konstytucyjny 2/2017, s. 12. Należy dodać, że z tego opracowania korzystałem także przy formułowaniu pozostałych argumentów (za wyjątkiem ostatniego).

[[5]] Z zastrzeżeniem przypadków, w których rezultatem kontroli prewencyjnej będzie stwierdzenie niekonstytucyjności kwestionowanych regulacji, wtedy bowiem takie normy w ogóle nie będą obowiązywały.

[[6]] Szerzej na temat prawniczego domniemania obowiązywania norm prawa stanowionego zob. A. Grabowski, Prawnicze pojęcie obowiązywania prawa stanowionego. Krytyka niepozytywistycznej koncepcji prawa, Kraków 2009, s. 510 i nast. (książka dostępna na stronie: https://www.academia.edu/7610102/Prawnicze_pojęcie_obowiązywania_prawa_stanowionego._Krytyka_niepozytywistycznej_koncepcji_prawa).

[[7]] Przykłady zaczerpnięte z A. Dębowska, M. Florczak-Wątor, Domniemanie konstytucyjności ustawy w świetle orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, Przegląd Konstytucyjny 2/2017, s. 19 i nast.

[[8]] Świadczą o tym następujące tezy: „Sąd Najwyższy nie orzeka tak jak sąd powszechny iura novit curia. Innymi słowy naruszenie prawa może być badane tylko w takim zakresie na jaki pozwalają zarzuty skargi” [Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 4 listopada 2015 r., sygn. akt II PK 36/15]; „Naczelny Sąd Administracyjny nie jest obowiązany poszukiwać właściwej normy prawa materialnego, która mogła być naruszona w sprawie. Nie obowiązuje w powyższym przypadku bowiem iura novit curia” [Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 4 września 2008 r., sygn. akt II FSK 811/07].

Posted by Marcin Krzemiński