„Rzeczpospolita” opublikowała artykuł dr. hab. Mariusza Muszyńskiego, prof. UKSW, „antysędziego” TK (anty-, bo objął mandat już obsadzony). Brawurowy to tekst. Aż szkoda więc, że obfitujący w nieprawdy. Zarazem autor radośnie unosi się w oparach absurdu, tym łatwiej zatem jego tezy obalić.

Niektórzy nie dostrzegają sensu w walce z zalewem kłamstw medialnych i kwestionują celowość polemik z wypowiedziami przekraczającymi krytyczny punkt, za którym wyłania się otchłań nihilizmu konstytucyjnego. Przez nihilizm konstytucyjny rozumiem cyniczną, odrzucającą aksjologię konstytucyjną i reguły poprawnej interpretacji prawa, wykładnię przepisów Konstytucji RP i innych aktów prawnych z zakresu prawa konstytucyjnego. A właśnie, że nie wolno odpuszczać! Odcinajmy tej hydrze lernejskiej kolejne odrastające łby i wypalajmy rany, a kiedyś nadejdzie czas naszego zwycięstwa.

Zgodnie z powyższym założeniem, poniżej odnoszę się punkt po punkcie do tez dr. hab. Mariusza Muszyńskiego, prof. UKSW, zaprezentowanych w artykule pt. „Premier miała rację, nie publikując wyroków Trybunału” („Rzeczpospolita” z 21 grudnia 2017 r.). Miejscami zwracam się bezpośrednio do ich autora.

W kontekście art. 137 ustawy o TK z 25 czerwca 2015 r. (dalej: „ustawa o TK z 2015 r.”) i dotyczącego go punktu 8 sentencji wyroku TK z 3 grudnia 2015 r. (sygn. K 34/15) autor tekstu stwierdził – sądząc, że obala rzekomą manipulację medialną – co następuje: „Nieważne, że literalne brzmienie normy nie odnosi się ani do osób wybranych 2 grudnia 2015 r., ani do wybranych pierwotnie 8 października 2015 r. Zarówno treść normy ustawowej (art. 137), jak i sentencja, dotyczą sędziów, którzy jesienią 2015 r. kadencję kończyli. Chodzi więc o sędziów: Gintowt-Jankowicz, Hermelińskiego, Kotlinowskiego, Cieślaka i Liszcz”. Koniec cytatu. Ustosunkowanie się do tej tyleż zaskakującej, co zabawnej tezy warto poprzedzić przypomnieniem brzmienia art. 137 ustawy o TK z 2015 r.: „W przypadku sędziów Trybunału, których kadencja upływa w roku 2015, termin na złożenie wniosku, o którym mowa w art. 19 ust. 2, wynosi 30 dni od dnia wejścia w życie ustawy”. Z kolei art. 19 ust. 2 stanowił: „Wniosek w sprawie zgłoszenia kandydata na sędziego Trybunału składa się do Marszałka Sejmu nie później niż 3 miesiące przed dniem upływu kadencji sędziego Trybunału”. Lektura tych dwóch przepisów nie może nastręczać trudności interpretacyjnych studentowi pierwszego roku prawa. Co więcej, nie powinna stanowić kłopotu nawet dla osoby bez choćby rozpoczętej edukacji prawniczej. A jednak – dr hab. Mariusz Muszyński, prof. UKSW potrafi! Ów nie zrozumiał, o co w art. 137 i odpowiednim punkcie sentencji wyroku chodzi. Wyszło mu, że ustawodawca oraz Trybunał przyjęli, że wnioski w sprawie zgłoszenia kandydatów na sędziego Trybunału w 2015 r. mogły zawierać jedynie kandydatury Marii Gintowt-Jankowicz, Wojciecha Hermelińskiego, Marka Kotlinowskiego, Zbigniewa Cieślaka i Teresy Liszcz. Właściwie nie byłaby to zła koncepcja. Wymieniona piątka sędziów niewątpliwie sprawdziła się przez 9 lat w intelektualnym boju, jaki stanowi orzekanie w Trybunale Konstytucyjnym. Nieuważnemu czytelnikowi Konstytucji RP – dr. hab. Mariuszowi Muszyńskiemu, prof. UKSW – należy jednak okazać egzemplarz obowiązującej ustawy zasadniczej (choćby Julia Przyłębska może okazać ten, który rok temu wysłałem jej w prezencie noworocznym). Panie Profesorze Muszyński, proszę się skupić i zajrzeć do art. 194 ust. 1. Proszę Pana, w tym ustępie jest też zdanie drugie! Zda-nie dru-gie! Brzmi ono tak: „Ponowny wybór do składu Trybunału jest niedopuszczalny”. Choć więc piszący te słowa podziela Pana uznanie dla kompetencji i innych przymiotów charakteru pięciorga wymienionych sędziów TK, których indywidualne kadencje upływały odpowiednio 6 listopada, 2 grudnia i 8 grudnia 2015 r., to wystąpiła przeszkoda normatywna, uniemożliwiająca zgłoszenie tych akurat kandydatur na sędziów TK w 2015 r. Napiszę najprościej jak się da: Pana interpretacja art. 137 ustawy i pkt 8 sentencji wyroku K 34/15 jest kompletnie bez sensu. I w przepisie, i w sentencji wyroku chodziło o termin zgłaszania wniosków zawierających kandydatury następców sędziów: Gintowt-Jankowicz, Hermelińskiego, Kotlinowskiego, Cieślaka i Liszcz. Odmienna interpretacja narusza art. 194 ust. 1 zdanie drugie Konstytucji, a za jej odrzuceniem przemawia też jedna z najważniejszych dyrektyw wykładni prawa: zakaz wykładni ad absurdum. Gdyby bowiem potraktować Pana propozycję interpretacyjną poważnie, to należałoby uznać, że wprawdzie można zgłosić ww. osoby jako kandydatów na sędziów TK, ale Sejm nie może ich wybrać. Pana wywód być może nadałby się do kiepskiego kabaretu, ale nie udało się Panu „sprzedać” go opakowanego w szaty poważnej publicystyki prawniczej. Z wnętrza tego opakowania wyziera nicość, a i ono samo stwarza ledwie pozory. Król jest nagi.

Kolejna teza Mariusza Muszyńskiego: „Nieważne też było, że mamy do czynienia z kontrolą abstrakcyjną normy, której treść dotyczy terminu zgłaszania kandydatów na sędziów TK. Usiłowano wmówić społeczeństwu, że TK dokonał w ten sposób zbadania samego faktu wyboru sędziów 2 grudnia 2015 r.”. O rety, kontrola abstrakcyjna! Coś jest na rzeczy. W istocie, Trybunał w wyroku K 34/15 orzekł nie o czynności konwencjonalnej (kon-wen-cjo-nal-nej), jaką stanowił wybór sędziów TK dokonany 8 października 2015 r., bo też i nie ma on takiej kompetencji. Rzeczywiście zatem orzeczenie wydano w wyniku przeprowadzenia abstrakcyjnej kontroli aktu normatywnego (w tym przypadku – ustawy). Interesujący nas punkt sentencji stwierdzał zakresową niezgodność art. 137 ustawy z art. 194 ust. 1 Konstytucji. Czy w związku z tym orzeczenie nijak nie dotyczyło wyboru sędziów dokonanego 8 października 2015 r. (a pośrednio też „wyboru” z 2 grudnia 2015 r.)? Dotyczyło, bo powszechnie obowiązujący i ostateczny (art. 190 ust. 1 Konstytucji RP) trybunalski wyrok przesądził, że doniosły prawnie element podstawy normatywnej przeprowadzonego 8 października 2015 r. wyboru sędziów TK (termin zgłaszania kandydatur) był – w odniesieniu do dwóch wybranych – niezgodny z Konstytucją. Jeżeli Pana zdaniem fakt ten pozostaje bez istotnego prawnie znaczenia, to zdanie takie, wyrażane przez osobę przystawiającą do dokumentów pieczątkę z napisem „Wiceprezes TK”, wydaje się zaskakujące, żeby nie powiedzieć, że jest przejawem jawnej pogardy dla ustawy zasadniczej.

Dodajmy, że innych wątpliwości prawnych co do wyboru sędziów TK dokonanego 8 października 2015 r. nie było. Pojawiły się dopiero – a raczej zaczęły być sztucznie generowane – na początku obecnej kadencji Sejmu, a to za sprawą głównie polityków PiS oraz nielicznych przedstawicieli nauki prawa konstytucyjnego (i nie tylko) piszących w pełni zgodne z zapatrywaniami polityków PiS opinie prawne. Jeśli zajrzy Pan, Panie Profesorze Muszyński, do sprawozdania stenograficznego z posiedzenia Sejmu z 27 maja 2015 r., gdy odbywało się trzecie czytanie projektu ustawy o TK z 2015 r., to odnajdzie Pan w nim trafną wypowiedź posła Wojciecha Szaramy (PiS): „Opinie konstytucjonalistów były zupełnie oczywiste i jasne. Sejm tej kadencji powinien wybrać trzech sędziów trybunału, Sejm następnej kadencji – dwóch, bo taka jest logika zdarzeń, takie są terminy związane z zakończeniem działalności przez poszczególnych sędziów” (s. 168). Widać zatem, że przedmiotem sporu był termin. Także na posiedzeniu Sejmu, które odbyło się 8 października 2015 r., posłowie ówczesnej opozycji nie podnosili żadnych zastrzeżeń dotyczących samego przebiegu procedury wyboru pięciu sędziów TK. Zaczęto je zgłaszać dopiero w listopadzie 2015 r. i przejdą one do annałów kuriozów prawniczych. Twierdzono na przykład (prof. dr hab. Bogusław Banaszak w opinii dla Biura Analiz Sejmowych z 24 listopada 2015 r.), że kandydatów w świetle nowej ustawy powinno było zgłosić wspólnie Prezydium Sejmu oraz grupa co najmniej 50 posłów, bo w art. 19 ust. 1 ustawy użyto spójnika „oraz”, podczas gdy wcześniej w analogicznym przepisie widniało słowo „lub”. Wykładnia w tym duchu znów prowadzi ad absurdum. Okazuje się bowiem, że kandydatów na sędziów TK – w razie niechęci ze strony większości sejmowej – nie mogłaby zgłaszać opozycja. W Prezydium Sejmu dominują reprezentanci tej pierwszej; wystarczyłby ich sprzeciw, aby faworyci opozycji nie mogli być przedstawieni jako kandydaci na sędziów TK. W imię czego mielibyśmy dopuścić taki rezultat wykładni? Zresztą i w uzasadnieniach projektów uchwał „konwalidujących” podjętych przez Sejm 25 listopada 2015 r. bez materialnej podstawy prawnej – a więc z rażącym pogwałceniem art. 7 i art. 2 Konstytucji – nie wskazano jakichkolwiek nieprawidłowości dokonanego już wyboru sędziów TK. Jedyna konkretna wzmianka dotyczyła art. 137 ustawy, ale – jak słusznie napisali wnioskodawcy – Sejm nie orzeka o zgodności ustaw z Konstytucją. Nie wiadomo zatem, jakież to powody miały przesądzać o „braku mocy prawnej” uchwał październikowych. Podpowiem: nie było takowych. Gdyby istniały, zostałyby wskazane w uzasadnieniu projektów uchwał „konwalidujących”. Natomiast TK w wyroku K 34/15, orzekając o elemencie podstawy normatywnej październikowego wyboru sędziów, pośrednio wypowiedział się i o samym tym wyborze, wskazując, że zgłoszenie kandydatów na dwóch wybranych sędziów TK nastąpiło na podstawie przepisu niezgodnego z art. 194 ust. 1 Konstytucji.

Następne stwierdzenie Mariusza Muszyńskiego, do którego trzeba się odnieść, to: „Drugą, jeszcze bardziej absurdalną podstawę rzekomej nielegalności wyboru sędziów 2 grudnia 2015 r. stanowić ma postanowienie o umorzeniu postępowania w sprawie U 8/15 (dotyczące uchwał o wyborze). Warto przypomnieć, że podstawą tego umorzenia był brak kompetencji TK do zbadania sprawy. Prawnika, który z takiego umorzenia wywodzi materialny skutek, należy odesłać z powrotem na studia”. Myślę, że na studia warto też odesłać prawnika, który uważa, że podstawą nielegalności wyboru sędziów może być orzeczenie sądu konstytucyjnego. Ale mniejsza o to. Większość składu orzekającego w postępowaniu U 8/15 uznała, że istotnie w sprawie tej nie występuje kognicja TK, ponieważ skierowane do niego akty nie mają charakteru aktów normatywnych, zatem nie podlegają jego kontroli, bo nie ustanawiają norm generalnych i abstrakcyjnych. Tym niemniej w uzasadnieniu postanowienia o umorzeniu sędziowie obszernie, wnikliwie i przekonująco wypowiedzieli się (w sposób niewiążący prawnie, ale istotny z perspektywy argumentacyjnej) na temat uchwał „konwalidujących” i uchwał o „wyborze” sędziów podjętych na początku grudnia 2015 r. Nie są to z pewnością wywody miłe Pana oku. Nie o Pana przyjemności jednak chodzi, a o prawdę. Jeżeli uważnie przeczyta Pan to uzasadnienie, to być może przynajmniej w głębi serca zrozumie Pan, że znalazł się w gmachu TK jako „sędzia”, nie zaś sędzia.

Pisze także Mariusz Muszyński: „Funkcjonowanie TK w 2016 r. przysporzyło państwu polskiemu wiele [tak w oryginale – dop. M.P.] problemów”. Chyba należałoby powiedzieć, że to organy władzy ustawodawczej i wykonawczej, reprezentujące w całości (rząd i Prezydent) lub zdominowane przez jedną opcję polityczną (parlament), przysporzyły funkcjonowaniu TK w 2016 r. wielu problemów. Sejm rękoma większości posłów uchwalił ustawę z 22 grudnia 2015 r. o zmianie ustawy o TK z 2015 r., zmierzającą do uniemożliwienia kontroli konstytucyjności bieżącej działalności ustawodawczej parlamentu, a Senat nie wprowadził do tej ustawy choćby jednej poprawki. Stało się tak całkowicie wbrew intencji ustrojodawcy, a także z lekceważeniem litery Konstytucji RP, która w preambule stanowi o pragnieniu zagwarantowania na zawsze praw obywatelskich oraz o dążeniu do zapewnienia rzetelności i sprawności działania instytucji publicznych, a w części artykułowej powierza bez żadnych ograniczeń czasowych Trybunałowi Konstytucyjnemu szereg kompetencji, w tym i kontrolę hierarchicznej zgodności przepisów prawa. W świetle zatem Konstytucji ustawodawcy nie wolno całkowicie dowolnie wykorzystać kompetencji ustanowionej w art. 197. Dokładnie tak zaś stało się w przypadku owej „noweli grudniowej”. Czemu bowiem innemu miały służyć przepisy takie jak ten o rozpoznawaniu spraw według kolejności ich wpływu, wydawaniu orzeczeń w sprawach zainicjowanych wnioskami w pełnym składzie liczącym minimum 13 sędziów i większością 2/3 głosów, jeżeli nie uniemożliwieniu Trybunałowi realizacji jego kompetencji w niezakłócony sposób? Na marginesie: skoro powiada Pan, Panie Profesorze Muszyński, że K 47/15 to „niewyrok”, to dlaczego parlament głosami głównie posłów i senatorów PiS częściowo uwzględnił go, uchwalając kolejno: ustawę z 22 lipca 2016 r. o TK i ustawę z 30 listopada 2016 r. o organizacji i trybie postępowania przed TK? W tej ostatniej nie ma przecież przepisów proceduralnych analogicznych do wyżej wzmiankowanych, a w ustawie lipcowej zredukowano ich liczbę i postać. Chyba trudno przyjąć, że politycy PiS nagle szczerze zmienili zdanie w kwestii pryncypiów dotyczących funkcjonowania polskiego sądu konstytucyjnego. Odpowiedź jest prosta. Przejęcie Trybunału przez obecną większość sejmową było bliskie, więc tego rodzaju mechanizmy spowalniające pracę tej instytucji nie były już potrzebne. Operacja parlamentarna sfinalizowana 22 grudnia 2015 r. nie byłaby skuteczna, gdyby nie zaniechanie przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę wykonywania zadania czuwania nad przestrzeganiem Konstytucji, które to zadanie nakłada na niego art. 126 ust. 2 tejże. Zaniechanie to polegało na nieskierowaniu do TK wniosku o prewencyjną kontrolę ustawy wzbudzającej w toku postępowania ustawodawczego potężne wątpliwości konstytucyjne. O skali wątpliwości najdobitniej świadczy to, że nie ujawniono choćby jednej ekspertyzy prawnej, która uznałaby projekt (a następnie ustawę) za w całości zgodną z ustawą zasadniczą; nie pokazał takiej ekspertyzy także Prezydent.

Pisząc książkę wydaną w 2011 r., prof. dr hab. Marek Zubik miał prawo sądzić, że polskie państwo prawa jest już na tyle rozwinięte, że nie pozwoli sobie na tego rodzaju wybryki antykonstytucyjne, jakich władza ustawodawcza i wykonawcza zaczęła dopuszczać się 4 lata później. Z pewnością przytoczona przez Mariusza Muszyńskiego teza prof. Zubika dowodzi braku umiejętności profetycznych drugiego z nich, ale post factum każdemu łatwo oceniać. Za mocno wątpliwą, a w świetle postawy orzeczniczej sędziego Zubika w sprawie K 47/15 – wręcz kontrfaktyczną, uważam sugestię, że powinien on uznać absolutną swobodę ustawodawcy uchwalającego ustawę, o której mowa w art. 197 Konstytucji. W imię czego miałby to zrobić? Chyba nie w imię ochrony nadrzędności Konstytucji w porządku prawnym (art. 8 ust. 1 Konstytucji) powinien był zgodzić się podporządkować ustawie o TK zmieniającej w ewidentnie niekonstytucyjny sposób tryb postępowania przed tym organem władzy sądowniczej? Swoją drogą, ciekawe, czy gdyby Mariusz Muszyński był sędzią TK, to podporządkowałby się ustawie zawierającej przepis: „Dr hab. Mariusz Muszyński, prof. UKSW nie może orzekać w Trybunale Konstytucyjnym”. Jeżeli woli Pan, Panie Profesorze Muszyński, odrobinę mniej jaskrawą, bo formalnie abstrakcyjno-generalną, regulację, to proszę bardzo: „Żaden doktor habilitowany nauk prawnych będący profesorem zatrudnionym kiedykolwiek na uniwersytecie z siedzibą w Warszawie nie może orzekać w Trybunale Konstytucyjnym”. Jeśli chce Pan być konsekwentny, to powinien Pan dać posłuch takiej ustawie. Zresztą kto wie, czy nie nadejdzie już wkrótce czas, w którym nowa władza ustawodawcza i wykonawcza przyjmą Pana wykładnię za swoją. Z zaciekawieniem i bez najmniejszej choćby dozy miłosierdzia będę przyglądał się tej scenie.

Przejdźmy dalej: „Kiedy jednak pojawiła się opisana sytuacja, sędziowie, włącznie z autorem powyższego stanowiska, uznali nagle, że będą procedować z pominięciem ustawy o Trybunale, sięgając bezpośrednio do konstytucji. Był to zwykły chwyt retoryczny, który miał usprawiedliwić sędziowskie łamanie prawa, bo w konstytucji nie ma ani jednego przepisu regulującego kwestie postępowania przed Trybunałem” – pisze Mariusz Muszyński. Sięgnijmy do art. 190 ust. 5 Konstytucji: „Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zapadają większością głosów”. Rozumiem, Panie Profesorze Muszyński, że Pana zdaniem przepis określający większość, jaką zapadają orzeczenia, nie jest przepisem proceduralnym? I jeszcze jedno. Czy uważa Pan, że łamaniem prawa jest odwołanie się bezpośrednio do Konstytucji w sytuacji, gdy ustawa „zwykła” jawnie Konstytucję narusza, co potrafi zauważyć osoba o choćby wstępnym rozeznaniu w prawie konstytucyjnym? Częściowo podobne pytanie nasuwa się w czasie lektury Pańskiego wywodu na temat wyroku K 44/16, dotyczącego procedury wyłaniania kandydatów na Prezesa TK. Jednak w przypadku tej sprawy ewidentna niekonstytucyjność polegała nie na zmianie ustawodawczej, tylko na zachowaniu niektórych sędziów TK, odmawiających wykonania swojego prawnego, immanentnie z urzędem sędziego związanego, obowiązku, tj. orzekania. Tylko z powodu ich postawy TK nie był w stanie orzekać wówczas w pełnym składzie. Gdyby sędziowie ci wykonali swój obowiązek, problem by nie powstał. Pana zdaniem realizacja konstytucyjnych kompetencji Trybunału miała ustąpić przed wiernością ustawie „zwykłej”, której to wierności nie dochowano wyłącznie z uwagi na obstrukcję zastosowaną przez część sędziów?

Swoją krytykę wyroku K 39/16 Mariusz Muszyński opiera na odrzuceniu trybunalskiej oceny obowiązującego stanu prawnego po publicznym ogłoszeniu wyroku K 47/15. Nie ma więc sensu odnosić się do niej odrębnie, bo trzeba by w tym celu podnieść już podniesione argumenty. Końcowe zaś uwagi o rzekomej zgodności z Konstytucją odmowy ogłoszenia trzech wyroków w Dz.U. zostały oparte na nieporozumieniu, w które autor wmieszał Bogu ducha winny art. 10 Konstytucji. Ten ostatni ustanawia zasadę podziału władzy i równowagi podzielonych władz. Zdaniem Muszyńskiego to właśnie odmowa ogłoszenia orzeczeń zmierzała do przywrócenia zachwianej podobno tymi orzeczeniami równowagi władz. W ten oto sposób szereg szczegółowych nieprawd zawartych w swoim tekście Mariusz Muszyński podsumował nieprawdą ogólniejszą i najbardziej niebezpieczną. Prawda bowiem polegała na tym, że równowagą władzy ustawodawczej i sądowniczej nie tyle nawet zachwiał, co zmierzał do jej całkowitej likwidacji parlament, działający w tym zakresie wspólnie i w porozumieniu ze sprawującym urząd Prezydenta RP Andrzejem Dudą. Prezydent mógł powstrzymać ten proceder – bądź to „nowelę grudniową” wetując, bądź to kierując ją do, wtedy jeszcze realnie wykonującego swojego kompetencje konstytucyjne, Trybunału. W sprawie K 47/15 Trybunał odparł bezprawny, bezpośredni zamach na podstawową zasadę rządzącą polskim porządkiem prawnym, jaką jest zasada nadrzędności Konstytucji RP. Nie jest to jakaś oderwana od rzeczywistości regulacja. Jej respektowanie warunkuje ochronę każdego człowieka przed nadużyciami ze strony władzy publicznej, czego wymaga fundamentalna zasada godności ludzkiej jako źródła praw i wolności jednostki. Jednocześnie niebezpieczeństwa dla tego dobra prawnego nie dało się w inny sposób uniknąć, a to z uwagi na bierność piastuna urzędu Prezydenta RP. Trybunał 9 marca 2016 r. orzekł zatem w stanie wyższej konieczności konstytucyjnej. Warto o tym pamiętać i nie dać się zwieść wywodom Mariusza Muszyńskiego i spółki. Wywodom jawnie nieprawdziwym. Jeżeli odpuścimy, jeżeli wywiesimy białą flagę, jeżeli oddamy tę walkę argumentacyjną walkowerem, to wkrótce nastanie czas, gdy: „Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim”.

PS: Być może zauważył Pan, Panie Profesorze Muszyński, pewną dezynwolturę w mojej polemice. Proszę tego nie odebrać źle. Chodzi mi wyłącznie o umożliwienie komunikacji. Podstawą każdego poprawnego przekazu jest skonstruowanie go w sposób zrozumiały dla odbiorcy. Nie ma realnej rozmowy, gdy rozmówcy nadają na innych falach.

Maciej Pach

Autor jest doktorantem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. W tekście wyraża wyłącznie własne poglądy.

Posted by redakcja